– Więc wszystko już jasne w sprawie Montgomerych?

– Tak sądzę. Mamy jeszcze papierkową robotę do zrobienia, ale sprawa jest zamknięta. Osoba, którą wyłowiliśmy z rzeki, to rzeczywiście Marta Vasquez. Matka zajmuje się jej pogrzebem. Rozmawiałem z nią przez telefon i opowiedziała mi wszystko. Powiedziała, że raz przespała się ze swoim szefem.

Gdy Morrisette uniosła brwi, Reed wzruszył ramionami.

– Raz, tak przynajmniej twierdzi, ale przecież to bez znaczenia. Chodzi o to, że nikt nie przypuszczał, że Marta Vasquez jest kolejnym nieślubnym dzieckiem Camerona. Jezu, czy ten facet naprawdę musiał co chwilę ściągać portki?

– Marta była kolejną osobą do podziału majątku starego – trochę się spóźniła. O tym, że Cameron jest jej ojcem, Lucille powiedziała jej przez telefon dopiero w zeszłym roku, w grudniu.

– Nie podzieliła się tą wiadomością z Montoyą?

– Nikomu nie powiedziała. Tylko Amandzie, ponieważ Amanda pracowała w firmie prawniczej zajmującej się majątkiem Camerona. – Reed przeciągnął się i rozprostował plecy.

– Gdzie jest Montoyą? – zapytała Morrisette jakby nigdy nic, ale Reed wiedział, o co jej chodzi.

W ciągu tych kilku krótkich dni, które Montoyą spędził w Savannah, widać było, że Morrisette jest nim wyraźnie zainteresowana. Na tym polegał jej problem; zarzekała się, że już nigdy więcej, a potem zakochiwała się pierwszym z brzegu facecie. Reed miał dla niej złą wiadomość.

– Montoyą już wyjechał.

Morrisette przejrzała raporty rzucone na biurko i jeśli nawet poczuła się rozczarowana, to nie dała tego po sobie poznać.

– Wspomniał, że będzie chciał wziąć sobie trochę wolnego. Musi jeszcze tylko przekonać szefostwo.

– Dlaczego nie wróci tutaj?

– Pewnie z powodu złych wspomnień.

– Tak, ale jakaś kobieta mogłaby mu pomóc zapomnieć o Marcie.

Reed spojrzał jej prosto w oczy.

– O ile jakaś kobieta nie zaangażuje się zbytnio w związek z facetem młodszym od niej o dziesięć czy dwanaście lat.

– Albo siedem.

– Tak, albo siedem.

Oczy Morrisette zaiskrzyły, ale zdecydowała się zmienić temat.

– Słyszałam, że Dickie Ray Biscayne wciąż walczy o swoją część majątku Montgomerych. Nadal płaci Flynnowi Donahue. Teraz chce również dostać część Cricket i Sugar, a może nawet i część należącą do Amandy. Wiele się nauczył od Josha Bandeaux na temat pozwów sądowych.

– Pazerny sukinsyn.

– Jak oni wszyscy – powiedziała Morrisette. – Ian Drummond, mąż Amandy, otrzymał propozycję sprzedania praw do książki o całej tej historii. Chce również dostać część majątku należącą do żony, chociaż posuwał Sugar Biscayne. Jak na faceta, który właśnie stracił dwie kochanki, to nieźle potrafi zatroszczyć się o własną kieszeń. Widać pieniądze leczą złamane serca.

– O tym nie wiedziałem.

– Hannah planuje się przeprowadzić. Zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkim. Jeśli to możliwe.

Reed skinął głową.

– Rozumiem ją. Miała romans z Bandeaux. Potem jej siostra próbowała ją zabić. – Potrząsnął głową. W Savannah wybucha wiele skandali, ale żaden nie może się równać z wydarzeniami ostatnich dni. – Do diabła, nawet Rebeka Wade się w to wmieszała.

– I przypłaciła to życiem.

– No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku.

– Nomen omen – powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. – Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy.

– Nie. – Reed pokręcił głową. – Zabijała dla samego zabijania. – Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. – Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to.

Morrisette skinęła głową.

– Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. – Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie – do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu.

– Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona – powiedział Reed. – Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to?

– Ktoś pewnie go nakręci. – Podrapała się w łokieć. – Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne.

– Nic w tej sprawie nie było normalne. – Reed zastanowił się. – Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. – Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety.

– Chciałbyś mieć na sumieniu śmierć siostry? – zapytała Morrisette.

– Wcale by mi to nie dokuczało. Pamiętaj, że ta siostra zabiła moje dziecko, moją matkę, ojca, męża i parę innych osób. Jak bym się czuł, gdybym skrócił jej cierpienia? – Reed uśmiechnął się szeroko. – Dobrze bym się czuł. Zapewniam cię.

– Masz rację.

– Ale jestem pewien, że Caitlyn Bandeaux ma przed sobą lata terapii. A może nawet całe życie.

– Przynajmniej przeżyła. Słyszałam też, że spotyka się z Adamem Huntem.

– Mają romans?

Morrisette wzruszyła ramionami.

– Przystojniak z niego.

– Kto jak kto, ale ty na pewno się na tym znasz.

– Amen, bracie. Amen! – Uderzyła dłonią w biurko, gdy nagle zadźwięczał jej pager. – Co znowu? – Spojrzała i zeskoczyła na podłogę. – To niania. Muszę lecieć. Biorę sobie wolne do końca dnia, żeby pobyć z dziećmi. Są już zdrowe, więc pójdziemy na basen. Zrobimy zakupy za pieprzone pieniądze Barta. I nie martw się, kupię kolejną skarbonkę. Stara już jest pełna.

– Też świnkę?

– A są jakieś inne? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie dzwoń. – W mgnieniu oka znalazła się za drzwiami.

– Jedź ostrożnie – krzyknął za nią. – Pamiętaj, że w tym mieście obowiązują ograniczenia prędkości, których należy przestrzegać.

– Goń się, Reed! – powiedziała, ale usłyszał, że się śmieje. Sylvie Morrisette była w porządku, naprawdę w porządku. Mógł gorzej trafić.

Epilog

Chcesz się przejechać? – zawołała Caitlyn, zbiegając po schodach. – No chodź. – Psiak wystrzelił do przodu i wpadł do garażu. W lexusie leżały już stroiki świąteczne i czerwone gwiazdy betlejemskie, które Caitlyn chciała zawieźć na cmentarz.

Jechała przez miasto. Stare, okazałe domy były ozdobione światełkami, zielonymi gałązkami i wstążkami. Zbliżały się święta, Caitlyn czuła się coraz lepiej. Spotykała się z nowym psychoterapeutą, z którym nie zaangażowała się w żaden osobisty związek, i zastanawiała się, czy pozwolić Adamowi napisać książkę o swojej chorobie. On sam nie prosił jej o to, przez sześć miesięcy nigdy nawet o tym nie wspomniał, a widywali się codziennie. Chciał, żeby się do niego przeprowadziła, i wspominał coś o ślubie, ale nie była jeszcze gotowa. Potrzebowała więcej czasu, żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jest Caitlyn Montgomery Bandeaux.

Zaparkowała niedaleko rodzinnej kwatery i pociągnęła Oskara. Wiatr był dość silny, szeleścił suchymi liśćmi i powiewał hiszpańskim mchem. Z Oskarem na smyczy zaniosła kwiaty na groby. Gdy zobaczyła nagrobek Jamie, z trudem powstrzymała łzy.

Ścisnęło ją w gardle, ucałowała koniuszki palców i dotknęła nimi zimnego marmuru.

– Kocham cię – wyszeptała i pomodliła się za niewinną duszyczkę Jamie. Taki ból nigdy nie przemija, wiedziała o tym i pogodziła się z tym.

Wspomnienie piekła, jakie zgotowała im Amanda, powoli blakło, zacierało się w pamięci i już tylko z rzadka budziło ją w środku nocy.

Kątem oka zobaczyła Adama i uśmiechnęła się przez łzy. Umówili się tutaj. W tym miejscu spotkali się po raz pierwszy. Z czasem jej wątpliwości rozwiały się i odkryła, że Adam jest czułym, delikatnym, troskliwym kochankiem, że potrafi być i cierpliwy, i pełen namiętności. Gdy kochali się po raz pierwszy od jej wyjścia ze szpitala, obawiała się, że osobowość Kelly znów da o sobie znać. Niepotrzebnie. Przez całą noc, gdy się całowali, dotykali, badali swoje ciała, była sobą.

Byli wtedy na spacerze z Oskarem. Nagle niebo pociemniało. Zerwali się do ucieczki przed rzęsistym deszczem, popędzili do domu i przemoczeni wpadli do kuchni. Zawadziła nogą o smycz Oskara, Adam próbował ją złapać, ale przewrócili się. Upadła na niego, Adam przyciągnął ją do siebie, przycisnął swoją twarz do jej piersi, a potem zaczął ją całować. Żarliwie odpowiedziała na jego pocałunki i gdy leżeli tak złączeni, z ciałami śliskimi od wody, czuła wyraźnie każdy dreszcz emocji, każdy jego dotyk – jego ręce na pośladkach, jego język na jej sutkach, jego twardy członek dotykający jej brzucha. Wreszcie wsunął się między jej nogi i kochał się z nią tak, jakby nigdy nie miał przestać.

Nawet teraz wszystko dokładnie pamiętała. Osobowość Kelly nie zawładnęła nią. Mijały tygodnie i tożsamość Kelly zdawała się zanikać. Caitlyn wiedziała, że któregoś dnia stanie się w pełni sobą, a Adam będzie wtedy przy niej. Odwróciła się, powstrzymując łzy.

– Cześć – powiedziała, gdy podszedł bliżej.

– Cześć. – Zobaczył łzy w jej oczach. – Wszystko w porządku?

– To ty jesteś psychologiem. Ty mi powiedz.

– Z zawodowego punktu widzenia, muszę przyznać, że jesteś beznadziejnym przypadkiem.