Wziął papierosa i zapalił.

– Tak.

Akurat! – pomyślał Reed.

– To jej samochód?

– Tak.

– Przykro mi – powiedziała Morrisette.

– Wszystkim nam przykro. – Montoya zacisnął szczęki. Zasugerowano mu, żeby nie oglądał ciała w takim rozkładzie, ale on stał nieruchomo i ciemnymi oczami patrzył na to, co zostało z jego dziewczyny. Minie trochę czasu, zanim zostanie sprawdzona dokumentacja dentystyczna, jednak najprawdopodobniej za kierownicą znajdowało się ciało Marty Vasquez. Mięsień na twarzy Montoi drgał nerwowo, ale policjant szybko zaciągnął się papierosem i opanował drżenie.

Ani Reed, ani Morrisette nie mogli już nic więcej zrobić.

Nikt nie mógł.


Caitlyn nie mogła się doczekać powrotu do domu. Męczyła ją bezczynność, telefony od dziennikarzy, oglądanie swoich zdjęć w gazetach, badania i ciekawskie spojrzenia psychiatrów. Nawet część personelu traktowała ją inaczej. Kiedy wszyscy myśleli, że śpi, podsłuchała, jak pielęgniarki plotkując niej.

Nie, żeby w domu było lepiej.

Przeleżała w szpitalu pięć dni i lekarze zgodzili się ją wypisać. Czy jej się to podoba, czy nie, musi zacząć nowe życie. Jako jedna osoba. Żadnego rozdwojenia… taką przynajmniej miała nadzieję. Adam większość czasu spędzał w szpitalu. Powtarzała mu, żeby poszedł do domu, ale nie miała serca go wyrzucać, chociaż przemknęła jej taka myśl przez głowę. Adam zadbał też o Oskara, dawał mu jeść i wyprowadzał na spacery.

Ale Caitlyn nie ufała mu. Jeszcze nie. Wciąż mu nie przebaczyła.

To prawda, nadal dręczyło ją podejrzenie, że w innych okolicznościach nawet mogłaby się w nim zakochać…

…ale okoliczności były takie, jakie były.

Nie mogła zapomnieć, że Adam jest wierutnym kłamcą. Perfidnym. Była dla niego tylko interesującym, wyjątkowym przypadkiem. Gdyby napisał o niej książkę, o jej dziwacznej chorobie, mógłby zyskać sławę i pieniądze. Jeśli jego zainteresowanie nie wynika z tego, że jest chciwym sukinsynem, to być może wysiaduje w szpitalu z poczucia winy.

Nie bez wysiłku włożyła krótkie spodenki i koszulkę. Jeszcze przez kilka tygodni będzie musiała nosić na brzuchu opatrunek, ale dren został już usunięty, a lekarze ocenili stan jej zdrowia jako dobry. Kondycja psychiczna to zupełnie inna sprawa. Od lat jednak nie czuła się tak silna psychicznie jak teraz, osobowość Kelly nie dawała już o sobie znać… ale za to wyostrzył jej się język, stała się bardziej uparta, co było wyraźną pozostałością po silnym charakterze Kelly.

Szczęśliwie Hannah będzie żyła. Nielicznym Montgomerym udało się uniknąć losu, jaki zgotowała im Amanda-Atropos.

W drzwiach pojawiła się pielęgniarka z wózkiem. Spodziewając się protestów, powiedziała stanowczo:

– Takie są zalecenia szpitala. Czy ktoś po panią przyjedzie?

– Mój brat ma tu być o dziesiątej. – Adam zaproponował, że ją odwiezie, ale odmówiła. Wolała, by przyjechał po nią Troy.

– Więc lepiej chodźmy już. – Pielęgniarka spojrzała na zegarek. – Jest już pięć po.

Salowa ze strzechą mocno skręconych włosów upiętych spinkami pozbierała osobiste rzeczy Caitlyn, pocztówki i kwiaty i położyła na wózku.

Caitlyn wciąż brała środki przeciwbólowe i nasenne. Wciąż śniły jej się koszmary i lekarz polecił jej pewnego psychiatrę. Pierwsza wizyta miała się odbyć za ponad tydzień. Zastanawiała się, czy to się kiedyś skończy, czy kiedykolwiek odzyska równowagę.

Po tym, co przeszłaś, to raczej mało prawdopodobne… nie śpiesz się.

Jadąc na wózku, zastanawiała się nad tym, co się stało w ciągu ostatnich dziesięciu dni. W windzie zadała sobie pytanie, czy kiedykolwiek będzie mogła o tym wszystkim zapomnieć. Boże, jak trudno przyjąć, że Amanda to Atropos, morderczyni, która zabiła tyle osób. Josha. Jamie. W tyle rzeczy trudno było jej uwierzyć… że Rebeka Wade chciała napisać o niej książkę, że Adam był mężem Rebeki, że Amanda chciała ją wrobić. Ukradła jej szminkę, wyciągnęła z kontaktu wtyczkę zegara, wykradła króliczka, przez telefon udawała Jamie i próbowała doprowadzić Caitlyn do szaleństwa – do jeszcze większego szaleństwa.

I wciąż ją bolało, że Adam tak ją okłamywał. Na samą myśl gotowała się ze złości.

Nie roztrząsaj już tego. Patrz przed siebie.

Daj Adamowi szansę.

Prychnęła z odrazą. Adam ją okłamał. Wykorzystał. Tak jak wszyscy mężczyźni w jej życiu.

Ale od pewnego czasu nie odstępuje cię ani na krok. Czy to nic nie znaczy?

To był jej głos, nie brzmiał już jak głos Kelly. Caitlyn zastanawiała się, czy kiedykolwiek należał do Kelly. Kelly nie żyje. Chociaż jej ciała nie znaleziono, wszyscy pogodzili się z tym, że zginęła. Tylko Caitlyn nie chciała tego zaakceptować. Powiedziano jej, że czekają ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie.

Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette.

Świetnie.

Właśnie tego potrzebowała.

Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny.

– Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? – Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max.

– Wie pan, jaki jest regulamin szpitala – odezwała się pielęgniarka.

– Bez komentarza. – Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. – Pani też to dotyczy.

Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury.

Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera.

– Chwileczkę, gdzie jest Troy? – zapytała.

– Coś zatrzymało go w banku.

– Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu.

Oczy Adama zabłysły figlarnie.

– Wypadło mu coś w ostatniej chwili.

– Bzdury.

– Powiedział dokładnie to samo.

– Chyba powinniśmy do niego zadzwonić.

– Moja komórka jest w samochodzie.

– Świetnie, możesz mi ją dać? – zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację.

– No chodź, nie gryzę. – Uśmiechnął się lekko. – To znaczy zwykle nie gryzę.

– Ale może ja gryzę?

– O, ty z pewnością.

Spojrzała na niego uważnie.

– Bardzo śmieszne.

Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską!

– Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? – zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. – Zmieniłam zdanie. Jedźmy.

Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu.

Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia?

Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.

– Ciekawe, czy uda nam się zgubić dziennikarzy – powiedział, wcisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. Zapadła się w wygodny skórzany fotel, zbyt zmęczona, żeby toczyć boje. Patrzyła przez szybę na słoneczne ulice i zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Czy popełniłaby błąd, gdyby się w nim zakochała? Czy on może złamać jej serce?

Daj spokój. Twoje serce zostało złamane już dawno temu. Jeśli okaże się nic niewart, wyrzucisz go na zbity pysk. No, Caitie-Did. Zaryzykuj.

Wydawało jej się, że znów słyszy rady siostry, i pomyślała, iż od czasu do czasu nie zaszkodzi wyobrazić sobie, że z nią rozmawia. Czasami musi sobie o niej przypomnieć. Przypomniała więc sobie, jak w dzieciństwie Kelly namawiała ją do wspinania się po drzewach, pływania na głębokiej wodzie, jak się z niej wyśmiewała i droczyła się z nią. Wyglądały tak samo, a były tak różne. Kelly odważna i wysportowana jak Amanda, a jednocześnie kobieca i krnąbrna. Tego dnia, kiedy zdarzył się wypadek, była tak pewna siebie, taka swobodna… Dobrze, że Caitlyn to wszystko pamięta. Wystarczy tylko się pilnować i nie przekraczać pewnej granicy.

Do diabła, Caitie-Did, zdawała się mówić Kelly, daj Adamowi szansę. Jesteś idiotką, jeśli nie widzisz, że cię kocha.

Caitlyn spojrzała na niego. Założył okulary i mknął między samochodami. Zdawało się, że poczuł na sobie jej wzrok, bo usta mu zadrgały, wziął ją za rękę i uścisnął krótko.

Głupie serce zabiło jej mocniej.

– Zajmij się jazdą – powiedziała.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

– No pewnie.

Zaśmiał się i ona też. Może jednak nie był wcale taki zły.

Czas pokaże.


– Więc to już koniec. Sprawa Bandeaux jest oficjalnie zamknięta – powiedziała tydzień później Morrisette, wkraczając do gabinetu Reeda. Machała czekiem i uśmiechała się szeroko.

– Co to? – Reed odchylił się na krześle.

– Pieniądze od Barta. Możesz uwierzyć? Dał pieniądze na dzieci. Po raz pierwszy od lat! – Klapnęła na brzegu biurka i włożyła czek do kieszeni.

– Wygrał na loterii?

– Mniej więcej. Zmarła jego ciotka i zostawiła mu trochę pieniędzy. Zrobił to – wyciągnęła czek z kieszeni i znów nim pomachała – zanim zdążył wszystko przeputać i zanim kupił sobie nowego pikapa. Odezwało się w nim sumienie i postanowił uregulować wszystkie zaległości, żeby prawnicy nie dobrali mu się do tyłka. Prawdziwy rycerz. Powiedziałam rycerz? Chciałam powiedzieć sukinsyn.

Palcami przeczesała sterczące włosy.