Ponieważ wstydził się przyznać, że poślubił niepiśmienną córkę swego sierżanta, nawet jeśli ona potem zmarła? Miał nadzieję, że nie to nim kierowało. W jaki sposób miał jednak wyjaśnić, co go skłoniło do takiego kroku? Jak miałby opisać im Lily? Czy potrafiłby wyjaśnić, że czasami kobieta potrafi być tak wyjątkowa, że wcale nie ma znaczenia, kim jest lub, co bardziej istotne, kim nie jest? Nie zrozumieliby. Potajemnie cieszyliby się, odczuliby ulgę, że zginęła, zanim mogła wystawić ich na pośmiewisko.

– Dzisiaj rano byłam w stanie myśleć tylko o tym, by uporać się jakoś z tą straszną katastrofą – powiedziała hrabina, opadając na najbliższe krzesło i unosząc do ust oblamowaną koronką chusteczkę. – I o tym, co się stanie z biedną Lauren. Nie byłam w stanie myśleć, co będzie dalej. Neville, powiedz mi, że ona nie jest aż taka… pospolita, jak mi się wydała dzisiaj rano. Powiedz, że to tylko przez ubranie…

– Słyszałaś, chłopak wyjaśnił, że to córka sierżanta, Klaro – przypomniał książę, stając przy oknie tyłem do nich. – Cóż, fakty mówią same za siebie. Kim była jej matka, Neville?

– Nie znałem pani Doyle. Zmarła w Indiach, kiedy Lily była małą dziewczynką. W ich żyłach nie płynęła błękitna krew, jeśli o to ci chodzi, wuju. Lily pochodzi z gminu. Jest jednak moją żoną. Ma moje nazwisko i opiekę.

– Tak, tak, Neville, to wszystko brzmi pięknie – przemówiła niecierpliwie matka. – Jednak… O, Boże, nie potrafię myśleć logicznie. Jak mogłeś nam to zrobić? Jak mogłeś zrobić to sobie? Czy nic dla ciebie nie znaczyło twoje wykształcenie i wychowanie, że poślubiłeś kobietę, która wygląda jak żebraczka i pochodzi z niższej klasy? – Wstała nagle i zachwiała się na nogach. – Muszę wracać do gości, zaniedbuję ich.

– Biedna Lily – przemówiła wreszcie ciotka Neville'a, Elizabeth. Ponieważ była starsza od niego o dziewięć lat, nigdy tak się do niej nie zwracał. Była panną nie dlatego, że nie miała propozycji małżeńskich, tylko dlatego, że już dawno postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż, chyba że znajdzie mężczyznę, który zdoła ją przekonać, że powinna dla niego zrezygnować ze swojej niezależności. Nie spodziewała się jednak, że tak się kiedyś stanie. Była piękną, inteligentną i utalentowaną kobietą. Nie wiadomo, czy książę Portfrey był dla niej tylko przyjacielem czy czymś więcej. – Myślimy tylko o sobie, a zapominamy, że dla niej to też ciężkie przeżycie. Gdzie ona jest, Neville?

– Właśnie, gdzie? – powtórzyła jego matka niezwykle jak na nią rozdrażnionym głosem. – Nie tutaj, mam nadziej ę. W pałacu nie ma ani jednego wolnego pokoju.

– Jest jeden wolny pokój, mamo – odparł sztywno. – Pokój hrabiny, który jej się należy. Zostawiłem ją tam, by mogła coś zjeść, wziąć kąpiel i przespać się. Dałem polecenie, by nie przeszkadzano jej, dopóki do niej nie pójdę.

Matka zamknęła oczy i znów przycisnęła chusteczkę do ust. Pokój hrabiny, który kiedyś ona zajmowała, znajdował się w tej części budynku, gdzie sypialnia hrabiego – jej syna. Neville mógł sobie wyobrazić, jak matka walczy ze świadomością, że Lily ma tu zamieszkać.

– Tak – stwierdziła ciotka. – Z pewnością powinna odpocząć. Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam, Neville.

Cała Elizabeth, zawsze zachowywała się miłosiernie, brała sytuację taką, jaką była i starała się uczynić ją znośną.

– Dziękuję – odparł.

Matka zdążyła się już jakoś pozbierać.

– Przyprowadzisz ją później na dół na herbatę, Neville – zwróciła się do syna. – Nie ma przecież sensu, by ją ukrywać, nieprawdaż? Poznam ją wtedy, kiedy reszta rodziny. Wszyscy zachowamy się odpowiednio, tak jak należy się twojej… twojej żonie, możesz być spokojny.

Neville skinął głową.

– Tego się po tobie spodziewałem, mamo – odparł. – Teraz jednak przepraszam was. Muszę zobaczyć się z Lauren.

– Będziesz miał szczęście, jeśli nie dostaniesz od niej czymś po głowie, Neville – ostrzegła go Elizabeth.

Skinął głową.

– Mimo wszystko idę.

Kilka minut później wyszedł z domu i skierował się do wdowiego domku, który stał niedaleko bramy, odsunięty nieco od głównej drogi, otoczony drzewami i ogrodem. Dopiero w połowie drogi zorientował się, że nadal ma na sobie ślubny strój. Zdecydował się jednak nie wracać do domu, by się przebrać. Może nie potrafiłby się później zdobyć na odwagę.

Zdał sobie sprawę, że czeka go jedno z najtrudniejszych spotkań w życiu.


*

Nie znalazł Lauren we wdowim domku. Siedziała na zewnątrz, na huśtawce zawieszonej między drzewami, machinalnie odpychając się nogą. Patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Gwendoline siedziała obok na trawie. Obydwie nadal miały na sobie ślubne stroje.

Neville pomyślał, że wolałby znaleźć się w jakimkolwiek innym punkcie kuli ziemskiej. Oto miał przed sobą dwie najukochańsze osoby na świecie, którym zrobił coś takiego. Nie potrafił im przynieść pocieszenia. Mógł jedynie próbować jakoś wszystko wytłumaczyć.

Na jego widok Gwendoline skoczyła na równe nogi i popatrzyła z furią.

– Nienawidzę cię, Neville – krzyknęła – Jeśli przyszedłeś tutaj, by uczynić ją jeszcze bardziej nieszczęśliwą, możesz sobie stąd iść, i to zaraz! Co to wszystko ma znaczyć? Wyjaśnij mi natychmiast! Jak to możliwe, że ta okropna kobieta to twoja żona? – Rozpłakawszy się głośno, odwróciła szybko głowę.

Lauren przestała się huśtać, ale nie popatrzyła na nich.

– Lauren? – odezwał się Neville. – Lauren, kochanie? – Ciągle nie wiedział, co jej powiedzieć.

Przemówiła spokojnym, ale beznamiętnym głosem.

– Wszystko w porządku. Naprawdę wszystko w porządku. Nasze małżeństwo było przecież ustalone z góry, nieprawdaż? Ponieważ razem dorastaliśmy, lubiliśmy się, a także dlatego, że wuj i dziadek tego pragnęli. A ty powiedziałeś, żebym na ciebie nie czekała, kiedy wyjedziesz. Zachowałeś się wobec mnie uczciwie. Nie zaręczyłeś się ze mną ani się nie oświadczyłeś. Miałeś prawo ją poślubić. Nie winię cię wcale za to.

Spojrzał zatrwożony. Wolałby już, żeby rzuciła się na niego z pięściami.

– Lauren – odezwał się. – Pozwól mi wyjaśnić.

– Nie ma co wyjaśniać – powiedziała gniewnie Gwendoline, opanowawszy wreszcie łzy. – Czy ona jest czy nie jest twoją żoną, Neville? To tylko się liczy. Nie skłamałbyś jednak przed wszystkimi w kościele. Ona jest twoją żoną.

– Tak.

– Nienawidzę jej – krzyknęła. – Obdarta, brzydka, okropna kreatura. Lauren nie poparła jej jednak.

– Przecież jej nie znamy, Gwen – odezwała się. – Dobrze, Neville. Wyjaśnij mi. Opowiedz nam wszystko. Z pewnością masz bardzo dobre wytłumaczenie. Jestem tego pewna. Kiedy zrozumiem, łatwiej mi będzie to przyjąć. Wszystko z pewnością skończy się dobrze.

Była najwyraźniej w szoku. Nie chciała dopuścić do siebie tego, co się stało. Próbowała się przekonać, że to, co się zdarzyło, wcale nie jest katastrofą, a jedynie czymś oszałamiającym, co z łatwością można przyjąć, kiedy się tylko zrozumie. Zauważył, że starannie upięty, haftowany tren sukni ślubnej jest cały zakurzony.

To było podobne do Lauren; zawsze próbowała wszystko wytłumaczyć, nigdy nie poddając się emocjom, nawet wtedy, kiedy nie można było działać racjonalnie. Zawsze taka była, ta najlepsza z nich trojga, jedyna, która myślała o konsekwencjach, jedyna, która bała się zdenerwować dorosłych. Historia jej życia po części tłumaczyła takie postępowanie. Przybyła do Newbury Abbey w wieku trzech lat, kiedy jej matka, owdowiała wicehrabina Whileaf, poślubiła młodszego brata hrabiego. Została w Newbury, kiedy nowo poślubieni małżonkowie wyjechali w podróż poślubną, z której nigdy nie wrócili. Najpierw przez kilka lat przychodziły listy i paczki wysyłane z różnych stron świata, a potem nic. Nawet słowa o ich śmierci.

Rodzina ze strony ojca nie kwapiła się, by ją zabrać. Co więcej, kiedy miała osiemnaście lat, wysłała do nich list, ale dostała jedynie krótką odpowiedź napisaną przez sekretarza, że jego lordowskie mości nie życzą sobie utrzymywać z nią stosunków. Neville przypuszczał, że Lauren nigdy nie wierzyła, że można ją pokochać. A teraz nowe okoliczności podkopywały jej mniemanie o sobie.

– A ja wcale nie chcę niczego rozumieć – odezwała się gniewnie Gwendoline. – Jak ty możesz, Lauren, siedzieć tak sobie, zachowywać się tak spokojnie, przebaczać i zachowywać się wyrozumiale? Powinnaś wydrapać mu oczy. – Znów zaczęła płakać.

– Neville? – Lauren znów znieruchomiała. – Muszę zrozumieć. Opowiedz mi o… o Lily.

– Jest córką sierżanta – wyjaśnił. – Dorastała w moim oddziale, razem z nim przenosiła się z miejsca na miejsce. Zawsze wszystkim pomagała, a wszyscy traktowali ją przyjaźnie. Kochali ją najtwardsi z moich ludzi i najbardziej surowe spośród kobiet. Zawsze jednak zachowywała niezależność. Była jak istota z marzeń lub z bajki – nie potrafię opisać tych jej cech. Nawet największa ohyda, z którą spotykała się w życiu, nie miała do niej dostępu. Miała osiemnaście lat, kiedy… kiedy ją poślubiłem. – Opowiedział pokrótce o okolicznościach, w jakich zawarli małżeństwo.

– A poza tym, kochałeś ją – dodała Lauren, kiedy skończył opowiadać.

Przez wzgląd na nią chciałby temu zaprzeczyć. Bynajmniej nie dlatego, że stanowiło to jakąś zasadniczą różnicę. Nie powiedział nic.

– To żadna wymówka – powiedziała Gwendoline. – Nie miałeś wtedy osiemnastu lat, Neville. Jesteś mężczyzną. Powinieneś wiedzieć lepiej. Powinieneś okazać więcej poczucia obowiązku wobec rodziny i twojej pozycji, zamiast zdecydować się poślubić córkę sierżanta z tak głupiego powodu. Związałeś się z nią na całe życie.

– Ja również nauczę się ją kochać. – Zdawało się, że Lauren w ogóle nie słyszała słów przyjaciółki. – Jestem pewna, że potrafię. Jeśli ty ją pokochałeś, Neville, to i ja… – Przerwała w pół zdania. Znów zaczęła kołysać się, odpychając się nogą.

Neville zastanawiał się, czy coś by to dało, gdyby skoczył do niej, ściągnął z huśtawki i potrząsnął za ramiona. Pamiętał jednak, że on również kilka godzin wcześniej doznał szoku. Przeszedł całą drogę z kościoła nad brzeg morza, nawet nie zdając sobie sprawy, że w ogóle ruszył się spod ołtarza. Co mógł innego zrobić oprócz tego, że zwlókłby ją z huśtawki i zaczął nią potrząsać? Nie mógł przecież wziąć jej w ramiona.