– Przytułek to nie jest odpowiednie miejsce dla dzieci – wyrzucił z siebie cichym głosem.

– Niech się pan o nas nie martwi. Damy sobie radę – zapewniła go Ashley.

Przemawiał do siebie w duchu, że powinien sobie pójść i nie angażować się w całą tę sprawę. Ale na nic się to nie zdało.

– Opłacę pani pokój w hotelu, jeżeli pani nie ma nic przeciwko temu.

Ashley miała piękne orzechowe oczy o przedziwnym odcieniu. Nie były ani niebieskie, ani zielone. Również nie brązowe. Stanowiły jakby mieszankę różnych kolorów.

– Okazał pan nam już i tak niesłychaną uprzejmość. Do widzenia panu, panie Ritter.

Wyraźnie chciała się go pozbyć. Jeff zaakceptował jej decyzję, ale zanim odeszła, kierując się niezwykłym u niego impulsem, wsunął jej do kieszonki w kurtce swoją służbową wizytówkę. Później przeanalizuje sobie na spokojnie, dlaczego przejmuje się losem nieznajomej kobiety. Teraz jednak zrobił to, w czym był mistrzem – wycofał się niepostrzeżenie do swojego samochodu i w ułamku sekundy zniknął.

– Zamierzasz kiedyś włączyć się do rozmowy?

Jeff spojrzał na swojego przyjaciela i wspólnika, Zane'a Rankina. Wzruszył ramionami.

– Przecież jestem obecny.

– Fizycznie owszem. Ale myślami bujasz w obłokach. To zupełnie do ciebie niepodobne.

Jeff skupił znowu uwagę na planach rozłożonych na stole, nie przyznając się do tego, że Zane ma rację. Faktycznie miał kłopoty ze skoncentrowaniem się na pracy. Wiedział, jaki jest tego powód – głowę miał nabitą myślami o napotkanej w przedziwnych okolicznościach kobiecie oraz jej dziecku. Nie rozumiał tylko, dlaczego.

Czyżby ze względu na te okoliczności? Widział przecież setki ludzi znajdujących się w gorszych tarapatach. W porównaniu z sytuacją mieszkańców spustoszonej przez wojnę wioski, w której zniszczono magazyny z zimowymi zapasami, sytuacja Ashley Churchill była pestką. Może miało to jakiś związek z dzieckiem? Małą dziewczynką? Promienny uśmiech Maggie, jej rozbrajająca ufność, różowa piżamka oraz pluszowy, biały kotek pochodziły jakby z innej planety, nie miały nic wspólnego ze światem, w jakim obracał się Jeff.

Zresztą, co za różnica, dlaczego te dwie istoty nie dają mu spokoju? Czyż nie lepiej zaprzątać sobie głowę żywymi, a nie zmarłymi, z którymi zazwyczaj ma do czynienia?

Ponieważ nie potrafił odpowiedzieć na żadne z owych pytań, dał sobie spokój i skupił uwagę na planach luksusowej willi z widokiem na Morze Śródziemne. Prywatna rezydencja stanowiła miejsce tajnego spotkania międzynarodowych biznesmenów, reprezentujących firmy produkujące jedną z najbardziej śmiercionośnych broni. Istniała realna groźba szpiegostwa, ataku terrorystycznego, czy też porwania. Jeff oraz Zane mieli zapewnić biznesmenom ochronę.

Pierwszy krok to jak zawsze rozpoznanie terenu i wykrycie wszystkich słabych punktów.

Jeff wskazał piórem jedno miejsce na planie.

– Tego wszystkiego trzeba się będzie pozbyć – powiedział. Chodziło mu o bujny, tropikalny ogród porastający skarpę.

– Zgadza się. Zostawimy tylko kilka krzaczków, aby mieć gdzie ukryć czujniki.

Czujniki, wykrywające nawet polną mysz w promieniu prawie pięćdziesięciu metrów, można było zaprogramować tak. by ochroniarze mogli poruszać się swobodnie po terenie.

– A co zrobimy z…

Jeff przerwał w pół zdania, gdyż właśnie zabrzęczał interkom. Skrzywił się, niezadowolony. Jego asystentka, Brenda, nie miała zwyczaju przeszkadzać mu, gdy ustalał z Zane'em plan działania. Robiła to jedynie w nagłej sprawie.

– Słucham – odezwał się Jeff, nacisnąwszy guzik przy telefonie.

– Jeff, wiem, że jesteś zajęty, ale dzwoni do ciebie jakaś pani z przytułku w centrum miasta. Chodzi o panią Churchill i jej córkę. Nie wiedziałam… – jego asystentka, skądinąd bardzo rezolutna osóbka, robiła teraz wrażenie nieco zdeprymowanej. – Czy to twoja przyjaciółka? Czy powinnam była sama przyjąć wiadomość?

Jeff miał nerwy napięte jak struny.

– Przełącz do mnie telefon – polecił Brendzie.

W słuchawce zapadła na moment cisza, a po chwili odezwał się znowu głos Brendy, która powiedziała uprzejmie:

– Pan Ritter przy telefonie.

– Jeff Ritter. Czym mogę pani służyć?

– Och, dzień dobry, panie Ritter. Jestem Julie, pracuję jako wolontariuszka w przytułku. Chodzi o Ashley i Maggie Churchill, które są u nas. Kłopot w tym, że Ashley jest bardzo chora, odmawia jednak pójścia do szpitala. To co prawda tylko grypa, ale nie mamy warunków, żeby ją tu pielęgnować. Znaleźliśmy pana wizytówkę w kieszeni jej kurtki. Pomyślałam sobie, że może jest pan zaprzyjaźniony z tą rodziną.

Jeff wiedział, do czego zmierza kobieta. Chciała go prosić, by zajął się chorą. Przypomniał sobie, że Ashley Churchill odmówiła, gdy zaproponował jej opłacenie hotelu. Przypomniał sobie również zrozpaczony wzrok, gdy zobaczyła swój dom w stanie ruiny. Była chora, miała małe dziecko i nie miała gdzie się podziać.

To nie jego problem, zganił się znowu w myślach. Nigdy się zbytnio w nic nie angażował. Według jego byłej żony, był litościwy niczym diabeł i miał serce z kamienia. Jedyną sensowną odpowiedzią na prośbę wolontariuszki z przytułku było stwierdzenie, że nie ma nic wspólnego z pannami Churchill. Ale zamiast tego powiedział:

– Owszem, jestem z nimi zaprzyjaźniony. Zaraz po nie przyjadę. Mogą się zatrzymać u mnie.

Rozdział 2

Ashley nie przypomina sobie, kiedy ostatnio czuła się tak podle. Miała rozstrój żołądka, huczało jej w głowie i była kompletnie rozbita, a do tego wszystkiego znalazła się w życiowym dołku. Rano straciła pracę i dom, a teraz wyrzucono ją z córką z przytułku.

Zdawała sobie sprawę, że nie postąpiła słusznie, odmawiając pójścia do szpitala i narażając tym samym innych na zarażenie grypą. W przytułku przebywało kilka starszych osób, a także matki z dziećmi. Nie była jednak w stanie zdobyć się na pozostawienie córeczki pod opieką miłych, ale obcych ludzi, w dodatku w tych warunkach.

Przytłaczała ją nie tylko choroba, ale i całkowite osamotnienie. Gdzie się teraz podzieje z Maggie? Nie miała pieniędzy na hotel. Zresztą nawet gdyby było ją na to stać, była bliska psychicznego załamania. Jeżeli się załamie – co było tylko kwestią czasu – kto zajmie się wtedy jej córką?

Mimowolnie przymknęła powieki, bo potwornie jej się chciało spać. Pragnęła, aby cały ten koszmar nareszcie się skończył. Pragnęła też, aby choć jeden jedyny raz w życiu ktoś inny przejął na siebie obowiązki i naprawił tę nienormalną sytuację. Pragnęła, by ktoś pospieszył jej na ratunek, jak to zdarzało się w bajkach, które czytała córce.

Ktoś pochylił się nad jej łóżkiem. Ashley miała zamknięte oczy, ale zorientowała się po cieniu. Zebrała resztkę sił i zmusiła się, aby spojrzeć na przybysza. Prawdopodobnie była to wolontariuszka, Julie jakaś tam, która przyszła jej oznajmić uprzejmie, że Ashley nie może tu dłużej zostać.

Okazało się jednak, że osoba pochylona nad nią to nie tryskająca energią studentka z pobliskiego college'u, tylko wysoki, milczący i odpychający znajomy mężczyzna. Żaden przystojny książę prędzej zły czarownik – potężna i niebezpieczna kreatura.

Była przekonana, że ma halucynacje, bo przecież to niemożliwe, aby jej szef – zresztą pewnie wkrótce były szef – wziął ją raptem w ramiona. Leżała wciąż na połówce i wmawiała sobie, że to jedynie urojenie – nawet wtedy, gdy objęło ją silne, męskie ramię. Przywidzenie okazało się zaskakującą rzeczywistością – mężczyzna podniósł ją z taką łatwością, z jaką ona podnosiła Maggie.

– Zatrzymasz się u mnie, dopóki nie wyzdrowiejesz – powiedział Jeff Ritter.

Ashley zmrużyła oczy. Zabrzmiało to całkiem szczerze. Gdy mówił, jego oddech delikatnie połaskotał ją w policzek. Objęła go za szyję i poczuła pod palcami miękką wełnę, z której uszyty był garnitur. Zamrugała, jakby chciała sprawdzić, czy to jawa, czy też majaczy w gorączce.

– Czy pan mnie naprawdę niesie? Szare oczy przyjrzały się jej wnikliwie.

– Jesteś bardziej chora, niż sądziłem.

Może to i prawda, ale to nie jest odpowiedź na jej pytanie.

– Nie możemy… – Ashley zagryzła wargi. Zapomniała, co chciała powiedzieć.

– Możesz się czuć w moim domu całkowicie bezpieczna – oświadczył.

Bezpieczna? To niemożliwe. Miała wrażenie, że raptem zapada się w pustkę. Uczepiła się kurczowo Jeffa, ale odetchnęła z ulgą, gdy posadził ją na krześle.

– Pozbieraj jej rzeczy – zwrócił się do kogoś stojącego poza zasięgiem jej wzroku.

– Przyniosę buty – odezwał się dźwięczny, słodki głosik jej córki, sprowadzając ją w ułamku sekundy na ziemię.

– Maggie?

– Proszę się o nią nie martwić.

Ashley potrząsnęła głową, choć omal nie pękła jej z bólu. Wzięła kilka głębokich oddechów, usiłując skupić myśli na pochylonym nad nią mężczyzną. Nie pomyliła się – to był rzeczywiście Jeff Ritter. Nadal ubrany w idealnie skrojony garnitur, nadal powściągliwy i budzący niepokój.

– Dlaczego pan tu przyjechał? – zapytała.

– Ponieważ jesteś zbyt chora, aby zostać w przytułku. Zabieram cię do siebie, dopóki nie staniesz na nogi.

Ashley czuła się tak podle, jakby miała już nigdy nie wyzdrowieć. Zastanawiała się, czy Jeff jest tego świadom.

– Nie możemy zamieszkać u pana – stwierdziła. – Przecież pana wcale nie znamy.

Jego stalowoszare oczy wpatrywały się w nią wnikliwie. Ashley usiłowała znaleźć w nich choć okruszynę ciepła, odrobinę ludzkich uczuć, ale zobaczyła jedynie swoje własne odbicie.

– Co chcesz o mnie wiedzieć? – zapytał. – Mam przedstawić ci referencje na piśmie?

Może to wcale nie taki głupie, pomyślała, nie odważyła się jednak powiedzieć tego głośno.

Niespodziewanie Jeff wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. Pod wpływem tego miłego gestu Ashley zrobiło się ciepło na sercu.

– Nie masz się czego obawiać – powiedział łagodnym tonem. – W czasie pobytu u mnie włos z głowy nie spadnie ani tobie, ani Maggie. Jesteś chora. Musisz się gdzieś zatrzymać, a ja proponuję ci lokum. To wszystko. Nie zamierzam cię skrzywdzić ani krępować, masz już wystarczająco dużo kłopotów.