– Ojciec Maggie nie potrafił nawet zmienić jej pieluchy – powiedziała. – Nie wyobrażam sobie, żeby udało mu się wyszykować małą do przedszkola. Gdzie ty się tego wszystkiego nauczyłeś?

– Pomogła mi przecież Brenda. Wychowała czworo własnych dzieci, a do tego ma już kilkoro wnuków. Zresztą, muszę przyznać, że w porównaniu z kampanią antyterrorystyczną prowadzenie twoich spraw to pestka.

– Też tak uważam – mruknęła, dochodząc do wniosku, że ich światy różnią się od siebie diametralnie. – Czy masz jeszcze coś?

– Tak. Grupa przedszkolna Maggie wybiera się w przyszły piątek na wycieczkę do zoo. Najpóźniej do wczoraj trzeba było wyrazić zgodę na piśmie, dlatego ja się podpisałem. Uważasz, że dobrze zrobiłem?

Ashley westchnęła.

– Oczywiście. Powinnam się była tym zająć w zeszłym tygodniu, ale przez chorobę Maggie, a potem różne inne wydarzenia po prostu zapomniałam. Małej chybaby pękło serce, gdyby wycieczka przeszła jej koło nosa.

Przyjrzała się wnikliwie gospodarzowi. Kogoś takiego właśnie potrzebowała. Od dwunastego roku życia musiała radzić sobie sama. Drgnęła na myśl o tym, jak bardzo chciałaby, aby Jeff przejął choć część jej obowiązków.

Pomarzyć dobra rzecz, pomyślała. Jeff Ritter był jej pracodawcą. Z dotychczas niewytłumaczalnych dla niej powodów przygarnął ją i jej córkę do siebie i gości! w swoim przepięknym domu, okazując im wyjątkową serdeczność. Jednak pomimo dobrego serca, był obcym człowiekiem z przeszłością, która budziła w Ashley lekki niepokój.

– Spisałeś się na medal – pochwaliła go i napiła się kawy.

– Czuję się dzisiaj znacznie lepiej. Jestem przekonana, że jutro na sto procent będę zdrowa, tak że będziesz miał nas z głowy.

– Odchrząknęła. – Czy nie sprawiłoby to zbyt dużego kłopotu, gdyby ktoś przyprowadził tutaj mój samochód?

Jeff przyglądał jej się badawczo przez dłuższą chwilę. Jak zwykle jego szarostalowe oczy nie wyrażały żadnych emocji. Mógł obmyślać właśnie sposób zgładzenia je przy użyciu sprzętu kuchennego, ale równie dobrze zastanawiać się, czy nalać sobie jeszcze filiżankę kawy.

Był wysoki, dobrze zbudowany. Jego krótkie blond włosy zaczesane były do tyłu, miał wystające kości policzkowe. Prezentował się doskonale. Dlaczego więc mieszkał sam w tym wspaniałym domu? Czy istnieje jakaś była pani Ritter? A może Jeff nie jest typem skorym do ożenku? Ashley przygryzła dolną wargę. Robił na niej wrażenie milczącego i tajemniczego, potrafiłaby jednak zrozumieć jego niechęć do długotrwałych związków. Czy ma jakąś stałą dziewczynę albo poważnie się którąś interesuje? Jednak chyba najistotniejszą kwestią jest, dlaczego ona, Ashley w ogóle zaprząta sobie tym wszystkim głowę.

Zanim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, odezwał się Jeff:

– Cieszę się, że się lepiej czujesz. Tak, przeszła ci grypa, ale to jeszcze nie powód, żebyś się stąd miała zwinąć.

Mówił cicho, ale dobitnie, ważąc każde słowo. Każdy jego ruch, każdy gest był kontrolowany.

– Myślę, że lepiej będzie, jak się stąd wyprowadzimy – powiedziała Ashley.

– Dlaczego? Naprawdę chcesz wrócić z Maggie do przytułku i zamieszkać tam do czasu, aż twoje mieszkanie będzie gotowe?

Oczywiście, że wcale jej się to nie uśmiechało. Trudno nazwać przytułek wymarzonym dachem nad głową dla kogokolwiek. Nie miała jednak innego wyjścia.

– Maggie bardzo łatwo dostosowuje się do sytuacji. Wszystko będzie w porządku.

– Nie wątpię w to, nie widzę jednak powodu, żeby niepotrzebnie poddawać ją takim próbom. Dlaczego nie chcesz zostać, do czasu aż rozwiąże się twój problem mieszkaniowy? Przecież tutaj jest dosyć miejsca. Nie będziecie mi wchodzić w drogę.

– Przecież nas w ogóle nie znasz. Nie jesteśmy żadną rodziną. Nie rozumiem, dlaczego…

Nie udało jej się dokończyć zdania, gdyż odezwał się biper. Jeff zerknął na ekran i wstał.

– Muszę już iść – oznajmił. – Staraj się jak najwięcej odpoczywać, żeby odzyskać siły.

Zanim Ashley zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił marynarkę wiszącą na krześle i wyszedł z kuchni. Po chwili usłyszała, że zamknął za sobą drzwi i poszedł do garażu.

– Co za dziwny zbieg okoliczności – mruknęła, przekonana, że to jakiś chwyt, iż biper odezwał się akurat w tym momencie. Po chwili roześmiała się do siebie. Co za bzdury wymyśla! Nawet ktoś taki jak Jeff nie potrafiłby dokonać takiej sztuczki.

Skończyła jeść śniadanie i posprzątała kuchnię. Gdy zmyła blaty po raz drugi, doszła do wniosku, że mogłaby się jeszcze raz rozejrzeć po domu, zanim zacznie studiować notatki. Nie zamierzała zaglądać do sypialni Jeffa ani w inne intymne kąty, chciała tylko obejrzeć sobie dom.

Jeff dal jej wyraźnie do zrozumienia, że są z córką mile widzianymi gośćmi, i mogą tu mieszkać, dopóki nie będzie gotowe jej mieszkanie, co niestety mogło potrwać jeszcze kilka dni. Doszła do wniosku, że jeśli poczuje się lepiej w tym domu, będzie mniej skrępowana w towarzystwie Jeffa. W gruncie rzeczy miał rację co do przytułku. Dla Maggie pozostanie tu było o wiele lepszym rozwiązaniem.

Zaczęła oglądanie domu od parteru. Zajrzała do dużego, starannie urządzonego salonu, z oknami od podłogi po sufit, z których roztaczał się piękny widok na jezioro. Meble były drogie, solidne, ale kompletnie bez wyrazu. Jej pierwsze wrażenie było fatalne. Nigdzie ani śladu osobistych rzeczy.

Do stołu z wiśniowego drewna w jadalni mogło zasiąść dwanaście osób, ale Ashley odniosła wrażenie, że jeszcze nigdy nikt nie zjadł przy nim żadnego posiłku. W bawialni znalazła grę towarzyską „Wiedza i sztuka", nie było tu jednak żadnych książek ani płyt kompaktowych. Jedynie kilka filmów na DVD, które Jeff wypożyczył dla Maggie.

Ashley zatrzymała się na środku wielkiego pokoju. Rozłożysta kanapa stała naprzeciwko panoramicznego telewizora. Na gołych ścianach nie wisiały żadne obrazy ani fotografie. Nie było tu nic osobistego. Kim był Jeffrey Ritter i dlaczego tak mieszkał? Jakby nie miał żadnej przeszłości – jakby przyszedł na świat jako dorosły człowiek. Czyżby zerwał wszelkie kontakty z rodziną? A może cała jego rodzina wymarła? Ashley nie natknęła się również nigdzie na trofea wojenne. Być może Jeff miał gdzieś tajny skarbiec, w którym przechowywał wszystkie osobiste przedmioty.

Zamiast uśmiechnąć się do tej myśli, zadrżała, jakby powiało chłodem. Kim jest Jeff?

Potrząsnęła głową. Doszła do wniosku, że nie chce i nie musi znać odpowiedzi. Nie szukała mężczyzny, a nawet jeżeli, to i tak Jeff nie miał u niej szans. Choć był operatywny, skrupulatny, a nawet uprzejmy, nie miał w sobie ani odrobiny ciepła. Interesowali ją wyłącznie mężczyźni gotowi ją pokochać całym ciałem, sercem i duszą. Ashley wcale nie była taka pewna, czy Jeff w ogóle ma duszę.

Co oznacza, że powinna być mu wdzięczna za gościnę i przestać analizować to, jakim jest człowiekiem. Skoro pozwolił jej tu zostać do czasu, aż jej mieszkanie będzie gotowe, powinna zrobić sobie małe wakacje i odpocząć od koszmaru, jakim było jej życie. Jak mawiała jej matka, jeśli ktoś daje ci prezent, przyjmij go. Jeżeli ci się nie spodoba, możesz go sobie później zamienić.

Rozdział 5

Prawie cały dzień zszedł Ashley na studiowaniu notatek i podsypianiu. Około trzeciej opiekunka Maggie, wychowawczyni z przedszkola, przywiozła małą.

– Powiedz mi, jak spędziłaś dzień – zagadnęła córeczkę, gdy opiekunka wyszła, odmawiając przyjęcia zapłaty.

– Cathy przeczytała nam całą książeczkę i kolorowałam malowanki w książeczce z rachunkami, i rozmawialiśmy o wycieczce do zoo w przyszłym tygodniu.

Maggie dzieliła się radośnie przeżyciami z przedszkola, zajadając kanapkę z tuńczykiem, aż jej się uszy trzęsły.

Ashley słuchała jednym uchem, zastanawiając się jednocześnie, jak poruszyć sprawę zapłaty za ich pobyt. To, że Jeff zaproponował im zamieszkanie w jego domu nie oznaczało, że ma łożyć na utrzymanie jej i Maggie. Co innego, gdyby był ojcem Maggie. Co prawda Damian nigdy nie dał jej nawet grosza. Potarła skroń, przysięgając sobie, że później porozmawia z Jeffem o tym, że nie zgadza się, aby płacił za ich pobyt.

Maggie przełknęła, bo nie chciała mówić z pełną buzią.

– Mamusiu, czy pojedziesz z nami na wycieczkę do zoo? – spytała. – Cathy powiedziała, że potrzebują kilku dorosłych, a ja nie pamiętałam, czy ty masz lekcje w szkole.

Błękitne oczy wpatrywały się w nią błagalnie. Ashley nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Pogłaskała córeczkę po policzku.

– Nie mam zajęć, kochanie, i jeżeli Cathy potrzebuje pomocy, chętnie się z wami wybiorę. Uwielbiam oglądać zwierzęta w zoo.

– Czy w zoo są też kotki?

– Tylko bardzo, bardzo duże.

– Szkoda, że wujek Jeff nie ma kotków.

– Wiem, kochanie, ale nic na to nie poradzisz.

Ashley zawahała się, jak zadać córce pytanie, czy czuje się tu dobrze, nie budząc jej obaw.

– Nie tęsknisz za naszym mieszkaniem?

– Troszeczkę.

Maggie wypiła mleko. Włosy, które uczesał jej rano Jeff, były nadal krzywo podpięte. To jednak miłe z jego strony, że tak się stara.

– Podoba mi się u wujka Jeffa – stwierdziła Maggie ochoczo. – Wujek jest bardzo miły – posłała matce niewinny uśmiech. – Wujek Jeff lubi ciasto. Mogłybyśmy mu coś upiec.

Ashley zastanawiała się, w jakim stopniu wspaniałomyślność córki ma związek z jej słabością do deserów. Co prawda upieczenie ciasta byłoby miłym gestem z jej strony – małym podziękowaniem za jego uprzejmość. Mogłaby też ugotować obiad. Jej samochód przyprowadzono dzisiejszego popołudnia. Może wyskoczyć z Maggie do sklepu i kupić wszystko, co potrzeba.

– Brawo, żuczku – powiedziała. Podniosła małą z krzesła i dała jej pstryczka w nos. – To doskonały pomysł. Zadzwonię do biura Jeffa i zapytam, o której będzie w domu. Upieczemy specjalnie dla niego ciasto i zrobimy mu obiad.

Odszukała służbową wizytówkę, którą jej zostawił, i zadzwoniła do biura. Gdy połączono ją z Brendą, spytała, o której godzinie może spodziewać się Jeffa w domu. Brenda musiała się porozumieć z Jeffem. Ashley czekała, słuchając cichej muzyczki. Raptem dopadły ją wątpliwości, czy Jeff nie pomyśli sobie przypadkiem, że chce w ten sposób zdobyć jego względy.