– Tak?

– Tak. – Zmiażdżył jej usta w pocałunku, po czym cofnął ręce. – Przeszkadza ci bogactwo mojej rodziny? Więc to ty zadzierasz nosa, nie ja.

Parsknęła śmiechem.

– Ja? Chyba zwariowałeś! Mam za mało forsy, żeby zadzierać nosa.

– A kto przerwał pocałunek, żeby porównać stan naszych kont?

– W cale nie porównywałam stanu naszych kont – zaprot,estowała z oburzeniem.

Zrobiło się jej przykro. Przecież nie miała nic, złego na myśli; po prostii chciała, by od początku wszystko było jasne, żeby nie było żadnych niedomówień. To, że Parker jej się podoba i wzbudza jej pożądanie, nie znaczy, że gotowa jest stracić dla niego głowę.

– Porównywałaś – powiedział, wsuwając ręce do kieszeni spodni. – O mnie w ogóle nie myślałaś..

Ze zdziwienia otworzyła usta. Nie myślała o nim? A o kim?

– Coś ci się chyba pomyliło.

– Nie sądzę. Wrzuciłaś mnie do jednego worka z tym durniem, który uciekł do Francji. Patrząc na mnie, nie widzisz Parkera Jamesa, lecz…

– Widzę cię, widzę – przerwała mu. – W tym tkwi problem.

– Nie, widzisz moją rodzinę, klan Jamesów, a nie mnie, nie pojedynczego człowieka. Nie wypieram się swojego nazwiska, jestem częścią tamtego świata, do którego masz tyle zastrzeżeń. Ale jestem również sobą. Parkerem.

– Dlaczego wszystko tak bardzo komplikujesz?

– Nie ja zacząłem.

– Wiem. Chciałam tylko, żebyś wiedział, na czym stoisz. Że ja nie…

– Może nie warto tyle mówić? Może lepiej poczekać i zobaczyć, czy…

– Nic z tego nie będzie, Parker.

– Nie będzie? Moim zdaniem już jest. Dlatego się wystraszyłaś.

– Na miłość boską, niczego się nie wystraszyłam. – A zatem szczerość nie zawsze popłaca, pomyślała kwaśno. Oddychając głęboko, policzyła do pięciu, żeby spowolnić bicie serca. – Prawie się nie znamy, Parker. Starałam się jedynie być z tobą szczera. Ostrzec cię, że ja…

– W porządku. Czuję się ostrzeżony.

. – Nie chciałam się kłócić. – To tak niechcący wyszło?

Wzruszyła ramionami.

– Widać mam dar do wzniecania sprzeczek.

– Niełatwo cię rozgryźć, Holly.

– Podobno.

Pokręcił znużony głową. Wyciągnąwszy ręce z kieszeni, skierował się do drzwi. Otworzył je, po czym obejrzał się za siebie.

– Zróbmy tak. Odprowadzę cię z powrotem do hotelu, a ty się zastanowisz, które z nas zadziera nosa: bogaty chłopiec czy biedna dziewczyna. I któremu z nas tak naprawdę przeszkadza pozycja społeczna drugiej strony.

Uświadomiwszy sobie, że może Parker ma rację, zacisnęła gniewnie usta i energicznym krokiem opuściła Grotę·

Na zewnątrz przystanęła i łypnęła okiem na swego towarzysza.

– Wiesz, Parker, stanowisz dla mnie zagadkę.

– Nie mniejszą, niż ty dla mnie.

– Może. – Uśmiechnęła się łobuzersko. – Ale coś ci zdradzę. Warto znaleźć do mnie klucz.

Złość, która w nim kipiała, znikła jak ręką odjął.

– Kto wie, może mi się uda.

– Jeśli ci dopisze szczęście.

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Poczekaj na mnie, Jonathanie. – Wysiadając z samochodu, Frannie LeBourdais James przytrzymała się ręki, którą podał jej kierowca. Odgarnąwszy z twarzy krótkie, idealnie przystrzyżone jasne włosy uśmiechnęła się, po czym włożyła na nos drogie okulary słoneczne z najnowszej kolekcji jednego ze słynnych projektantów mody. – Postaram się wszystko załatwić jak najszybciej.

W ogóle nie musiałaby się tu fatygować, gdyby Parker wykazał odrobinę zdrowego rozsądku. Co mu odbiło? Jest jego żoną od dziesięciu lat, a jemu nagle zachciewa się rozwodu? Dlaczego?' Musi istnieć jakiś powód, była tego pewna.

Spojrzała na cienki, wysadiany brylancikami złoty zegarek, który zdobił przegub jej lewej ręki, następnie wygładziła szare, doskonale podkreślające figurę spodnie. Starannie wybrała dzisiejszy strój. Elegancka bluzka z granatowego jedwabiu nie tylko zmysłowo opina biust, lecz także sprawia, że niebieskie oczy wyglądają jak tafla morza w porannym blasku. słońca. Czubkiem języka Frannie oblizała pociągnięte jasnoróżową szminką wargi, aby ponętnie lśniły.

To jest ważne spotkanie, wiele sobie po nim obiecywała. Dlatego zależało jej, by wywrzeć na Parkerze jak najlepsze wrażenie: olśnić go swą urodą, wdziękiem, seksapilem. Wiedziała, że istnieje tylko jeden sposób na zdobycie mężczyzny: sprawić, aby umierał z pożądania. A potem nie pozwolić mu się do siebie zbliżyć.

Ileż to czasu minęło, odkąd dzieliła z Parkerem łóżko! Skrzywiła się na wspomnienie pierwszych dwóch lat małżeństwa, kiedy sypiała z mężem. Aż się wzdrygnęła. z niesmakiem.

Nie o to chodzi, że Parker jest nieatrakcyjny. Przeciwnie, jest niezwykle przystojny. Ona, Frannie, nigdy w życiu nie wyszłaby za paskudę czy brzydala, nawet gdyby miał potężne konto bankowe. Po prostu Parker jej nie pociągał. Nie pragnęła go. Ale nie widziała najmniejszego powodu, dlaczego miałby przestać być jej mężem.

Jej rodzice, na przykład, żawarli między sobą dogodne porozumienie, w którym trwają od ponad czterdziestu lat. Każde z nich żyje po swojemu, robi, co chce, ale oboje zachowują się w sposób bardzo dyskretny, nie przynosząc ujmy lub wstydu partnerowi.

Oczywiście, pomyślała, czekając na zielone światło, na samym początku małżeństwa popełniła błąd. Powinna była zajść w ciążę. Wtedy miałaby więcej do powiedzenia, a Parker więcej do stracenia. Pomysł rozwodu pewnie nie przyszedłby mu do głowy. Gdyby miał dziecko, zwłaszcza płci męskiej, które kontynuowałoby linię rodu, byłby szczęśliwy i nie myślałby o rozwiązaniu małżeństwa.

– Idiotka! – mruknęła pod nosem.

To takie proste! Dlaczego wcześniej na to nie wpadła?


Nigdy nie rozumiała kobiet, które z własnej nieprzymuszonej woli zgadzają się na to, aby przez kilka miesięcy mieć ohydne, zniekształcone ciało, a potem, przez diabli wiedzą jak długo, być uwiązaną do wiecznie marudzącego bachora. Ale gotowa była poświęcić się i urodzić dziecko, gdyby dzięki temu zdołała utrzymać męża i nie stracić udziału w rodzinnej fortunie Jamesów.


Jeszcze nie jest za późno. Uwiedzie Parkera – nie powinna mieć z tym najmniej szych problemów, mężczyznami tak łatwo daje się manipulować. Tak, zaciągnie Parkera do łóżka, popieści go, pomruczy mu zmysłowo do ucha i pozwoli się zapłodnić. To ją połączy z Jamesami na zawsze.

A nigdzie nie jest powiedziane, że sama musi zająć się wychowaniem dziecka, prawda?

W końcu od czego są nianie? Od czego szkoły z internatem?


Zadowolona z siebie, uśmiechnęła się w duchu i staranie wypielęgnowanym palcem podrapała po brodzie. Tak, musi wkraść się z powrotem w łaski Parkera… To powinno być dziecinnie proste.


Akurat w tym momencie światło zmieniło się z czerwonego na zielone. To dobry.znak, uznała, schodząc z krawężnika.

Skierowała spojrzenie na dużą szybę ze złotym napisem Grota Parkera i nagle, zaskoczona, zamarła w pół kroku. Zamrugała kilka razy, by upewnić się, czy wzrok jej nie płata figla.

Oj, chyba nie.

Z lokalu – w ogóle co za kretyński pomysł, żeby zakładać klub jazzowy! – wyłonił się Parker w towarzystwie niewysokiej, ponętnie zaokrąglonej kobiety o ogniście rudych włosach. Zmrużywszy oczy, Frannie dokładnie przyjrzała się tej parze. Zajęci sobą, nawet jej nie zauważyli.

Rudowłosą kobietę chyba już gdzieś widziała.

Ale gdzie? Nie potrafiła sobie przypomnieć. Kobieta pochyliła się w stronę Parkera, a on się uśmiechnął. Psiakrew! W tak czarujący, tęskny sposób uśmiechał się do niej w pierwszym roku ich mał-. żeństwa!

Nie spuszczała oczu z męża. Niemal czuła napięcie erotyczne pomiędzy nim a towarzyszącą mu kobietą·

Ogarnięta wściekłością, miała wielką ochotę przebiec przez ulicę i odciągnąć tę dziwkę od swojego męża. Z trudem się powstrzymała. Zaciskając usta, cofnęła się na chodnik i wmieszała w tłum.

Nie chciała, by para przed klubem ją dostrzegła, ale sama nie mogła się pohamować, aby im się ponownie nie przyjrzeć. Ruda spoglądała na Parkera tak, jakby chciała go żywcem zjeść. Chryste! Frannie aż korciło, żeby spoliczkować ich oboje. Jakim prawem ta dziwka podrywa jej męża? A Parker? Co on wyprawia? Myśli, że wolno mu flirtować na środku ulicy z kobietą, która nie jest jego żoną?

Co z tego, że od wielu lat żyją w separacji?

Nadal są przecież małżeństwem. Ona, Frannie, nie pozwoli na to, żeby Parker ją upokarzał.

Oddech miała płytki, urywany. Czuła w żołądku bolesny ucisk. Dziesiątki myśli przelatywały jej przez głowę. Czyżby z powodu tej rudej zdziry Parker w końcu zdecydował się wystąpić o rozwód? Czy ta rudowłosa szmata zamierza pozbawić ją, Frannie, należnych jej pieniędzy?


Do diabła! Co to za jedna? Kim ona jest? Od jak dawna spotyka się z Parkerem?

Co ich łączy? Jak daleko posunął się ich romans? Wreszcie Parker z rudą odeszli, a Frannie wypuściła z sykiem powietrze. Co za dureń! Czy on sądzi, że tak łatwo się jej pozbędzie? Że ~dola wywrócić życie swojej żony do góry nogami tylko dlatego, że nagle zachciało mu się jakiejś innej baby?

No to się zdziwi! Czeka go duża niespodzianka.

Ona, Frannie, nie da sobą pomiatać. Wciąż gotując się w środku, ruszyła z powrotem do stojącego nieopodal l~niącego czarnego samochodu. Jonathan natychmiast otworzył drzwi. Zatrzasnął je, kiedy zajęła miejsce na tylnym siedzeniu, po czym bez słowa usiadł za kierownicą.

– Do Caf6 du Monde -poleciła Frannie.

– Dobrze, proszę pani. – Po chwili samochód włączył się w ruch.

Ignorując obecność szofera, Frannie wyciągnęła telefon komórkowy i wcisnęła pojedynczy przycisk. Po kilku sekundach' na drugim końcu linii odezwał się znajomy głos.

– Justine, to ja, Frannie – oznajmiła do słuchawki. – Nie uwierzysz, co dziś widziałam!

Justine zaczęła zgadywać, Frannie jednak przerwała jej w pół słowa.

– Opowiem ci, jak się zobaczymy. Przyjedź za kwadrans do Caf6 du Monde.