– Hmm… Ważnym słowem w tym zdaniu jest "dość", jak sądzę.
Colin spojrzał na Penelope przez zmrużone powieki. Wydawało mu się, że młoda kobieta dławi się ze śmiechu.
– My, kobiety, musimy się sobą opiekować – zauważyła lady Danbury, nie zwracając się do nikogo konkretnego. – Widać, że nikt za nas tego nie zrobi.
Colin uznał, że nadszedł czas rejterady.
– Muszę zobaczyć się z matką – rzekł.
– Nie ma ucieczki – zakrakała lady Danbury. – Nawet nie próbuj. Poza tym doskonale wiem, że nie znajdziesz swojej matki. W tej chwili zajmuje się jakąś niezdarą, która podarła sobie obręb sukni. – Spojrzała na Penelope, która tak dzielnie walczyła z ogarniającym ją atakiem śmiechu, że oczy miała pełne łez. – Ile ci zapłacił, żebyś nie zostawiała go ze mną sam na sam?
Penelope po prostu eksplodowała śmiechem.
– Słucham? – jęknęła po chwili z przerażeniem, zakrywając usta dłonią.
– O, nie, mów śmiało – zawołał Colin. – I tak bardzo mi już pomogłaś.
– Nie musisz mi dawać tych dwudziestu funtów – odparła.
– Nawet nie miałem zamiaru.
– Tylko dwadzieścia funtów? – zapytała lady Danbury. – Proszę, a ja myślałam, że jestem warta co najmniej dwadzieścia pięć.
Colin wzruszył ramionami.
– Jestem trzecim synem. Wiecznie bez pieniędzy.
– Ha! Masz portfel gruby jak co najmniej trzech earlów razem wziętych – odparła lady Danbury. – No dobrze, może nie earlów – dodała po chwili namysłu. – Ale kilku wicehrabiów i większość baronów na pewno.
Colin uśmiechnął się beznamiętnie.
– Czy mówienie o pieniądzach w mieszanym towarzystwie nie jest uważane za niegrzeczność?
Lady Danbury wydała odgłos, który był czymś pośrednim pomiędzy świstem a chichotem – Colin nie był całkiem pewien, co to było – i odparła:
– Mówienie o pieniądzach nigdy nie jest grzeczne, ani w mieszanym, ani w żadnym innym towarzystwie, ale w moim wieku można robić niemal wszystko, co się chce.
– Zastanawiam się – mruknęła Penelope – czego nie można robić w pani wieku.
Lady Danbury zwróciła się w jej stronę.
– Słucham?
– Powiedziała pani, że w jej wieku można robić "niemal" wszystko, co się chce…
Staruszka przez chwilę przyglądała jej się z niedowierzaniem, po czym uśmiechnęła się lekko. Colin też się uśmiechnął.
– Ona mi się podoba – stwierdziła lady Danbury, wskazując na Penelope, jakby to był posążek na sprzedaż. – Mówiłam ci, że ona mi się podoba?
– Chyba tak – mruknął.
Lady Danbury spojrzała na Penelope i przybrała śmiertelnie poważny wyraz twarzy.
– Myślę, że nie wywinęłabym się z morderstwa, ale to chyba wszystko.
Penelope i Colin jednocześnie parsknęli serdecznym śmiechem.
– Ech? – zawołała starsza dama. – A co w tym takiego wesołego?
– Nic – zachichotała Penelope.
Colin nie był w stanie wykrztusić nawet tyle.
– To nie jest nic – upierała się lady Danbury – Będę tu tak długo stać i męczyć, aż powiecie, o co chodzi. Choćby całą noc. Wierzcie mi na słowo, kiedy wam powiem, że nie będziecie zachwyceni takim obrotem sprawy.
Penelope otarła łzę z oka.
– Właśnie mu mówiłam – wyjaśniła, wskazując głową na Colina – że prawdopodobnie nawet morderstwo uszłoby mu na sucho.
– Naprawdę? – zadumała się lady Danbury, lekko postukując laseczką o podłogę, jakby roztrząsała jakieś ważne zagadnienie. – Wiesz, może nawet masz rację. Londyn chyba nie widział jeszcze drugiego tak czarującego mężczyzny.
Colin uniósł brew.
– Hm, czemu mi się wydaje, że to nie miał być komplement, lady Danbury?
– Oczywiście, że to komplement, ty durniu!
Colin spojrzał na Penelope.
– W przeciwieństwie do tego określenia, które na pewno nie jest komplementem.
Lady Danbury rozpromieniła się.
– Stwierdzam – rzekła (a właściwie istotnie stwierdziła) – że w całym sezonie tak się nie ubawiłam.
– Cieszę się, że mogłem się do tego przyczynić. – Colin skłonił się z uśmiechem.
– Ten rok był szczególnie nudny, nie sądzisz? – zwróciła się lady Danbury do Penelope.
Zapytana skinęła głową,
– Zeszły rok też nie należał do najciekawszych.
– Ale nie był tak tragiczny jak ten – upierała się staruszka.
– Mnie nie pytajcie – zastrzegł się Colin uprzejmie. – Nie było mnie w kraju.
– Hmm… podejrzewam, że zaraz powiesz, iż wszyscy nudziliśmy się tak strasznie z powodu twojej nieobecności.
– Nigdy bym się nie odważył – odparł z rozbrajającym uśmiechem, – Ale doprawdy, jeśli taka myśl przyszła pani do głowy, coś w niej musi być.
– Hmm… Nieważne, i tak się nudzę.
Colin spojrzał na Penelope, która nagle podejrzanie znieruchomiała… jakby pilnując się, by znów nie wybuchnąć śmiechem.
– Haywood! – wykrzyknęła nagle lady Danbury, machając do znajomego dżentelmena w średnim wieku. – Zgodzisz się ze mną?
Na twarzy lorda Haywooda pojawił się wyraz lekkiej paniki, lecz kiedy stało się jasne, że nie zdoła się wywinąć, rzekł:
– Staram się zawsze z panią zgadzać, moja droga.
Lady Danbury odwróciła się do Penelope i upewniła się:
– Czy to wyobraźnia płata mi figle, czy mężczyźni jakby zmądrzeli?
Jedyną odpowiedzią Penelope było niezobowiązujące wzruszenie ramion. Colin uznał, że to naprawdę mądra dziewczyna.
Haywood odchrząknął. Niebieskie oczy w tłustej twarzy mrugały szybko i gniewnie.
– Eee… a właściwie z czym miałem się zgodzić?
– Że ten sezon jest nudny – podsunęła usłużnie Penelope.
– Ach, panna Featherington – zawołał lord Haywood. – Nie zauważyłem pani.
Colin zerknął na Penelope i zauważył, że jej usta zacisnęły się lekko, udając uśmiech.
– Jestem tu przez cały czas – wymamrotała.
– Tak, rzeczywiście – jowialnie odparł Haywood. – I tak, sezon jest straszliwie nudny.
– Czy ktoś powiedział, że sezon jest nudny?
Colin spojrzał w prawo. Do grupki dołączył kolejny gość z dwoma paniami, skwapliwie przytakując przedmówcy.
– Monotonny – powiedziała jedna z nich. – Rozpaczliwie monotonny.
– Nigdy do tej pory nie bywałam na banalnych przyjęciach – oznajmiła jedna z pań z afektowanym westchnieniem.
– Będę musiał poinformować o tym mamę – zauważył cierpko Colin. Był doprawdy dobrotliwego usposobienia, ale istniały pewne obelgi, których nie mógł znieść.
– O nie, nie to spotkanie – pospiesznie dodała dama. – Ten bal doprawdy lśni jak pochodnia wśród mrocznego i posępnego korowodu wydarzeń towarzyskich. Właśnie mówiłam…
– Przestań już – rozkazała jej lady Danbury – zanim odgryziesz sobie język.
Lady czym prędzej zamilkła.
– Dziwne – mruknęła Penelope.
– Och, panna Featherington – odezwała się lady, która wcześniej mówiła o mrocznym i posępnym korowodzie. – Nie zauważyłam pani.
– Co jest takiego dziwnego? – spytał Colin, zanim ktokolwiek jeszcze zdążył powiedzieć Penelope, że jest praktycznie niezauważalna.
Uśmiechnęła się do niego leciutko i z wdzięcznością.
– Dziwne, jak "towarzystwo" świetnie się bawi, opowiadając, jak fatalnie się bawi.
– Słucham? – Haywood wyglądał na zdezorientowanego.
Penelope wzruszyła ramionami.
– Myślę, że bawicie się całkiem dobrze, opowiadając, jak strasznie się nudzicie, to wszystko.
Po jej słowach zapadło milczenie. Lord Haywood w dalszym ciągu wydawał się zdezorientowany, zaś jednej z pań musiało coś wpaść do oka, bo mrugała gorączkowo.
Colin nie mógł powstrzymać uśmiechu. Nie przypuszczał, że stwierdzenie Penelope jest aż tak trudne do zrozumienia.
– Jedyną interesującą rzeczą jest czytanie Whistledown – zauważyła ta dama, która nie mrugała, jakby Penelope w ogóle się nie odezwała.
Dżentelmen obok niej mruknął coś twierdząco.
A wtedy lady Danbury zaczęła się uśmiechać.
Colina ogarnął nagły niepokój. Staruszka miała coś dziwnego w spojrzeniu. Coś przerażającego.
– Mam pomysł – oznajmiła. Ktoś jęknął. Ktoś inny stęknął. – Doskonały pomysł.
– Cóż, wszystkie pani pomysły są takie – mruknął Colin bardzo uprzejmym tonem.
Lady Danbury uciszyła go machnięciem ręki.
– Ile wielkich tajemnic jest w życiu? Tak naprawdę?
Nikt nie odpowiedział, więc Colin rzucił na chybił trafił:
– Czterdzieści dwie?
Nawet nie zaszczyciła go oburzonym spojrzeniem.
– Powiem wam wszystkim, tu i teraz…
Wszyscy pochylili się ku niej. Nawet Colin. Trudno było nie poddać się dramatyzmowi tej chwili.
– Wszystkich was biorę na świadków…
Colinowi wydało się, że słyszy głos Penelope:
– Dobrze, co dalej…
– Tysiąc funtów – powiedziała lady Danbury. Tłum otaczający ich zagęścił się nagle. – Tysiąc funtów – powtórzyła, podnosząc głos. Doprawdy, można by pomyśleć, że urodziła się na scenie. – Tysiąc funtów…
Zdawało się, że cała sala balowa ucichła w pełnym szacunku oczekiwaniu.
– …dla osoby, która zdemaskuje lady Whistledown!
3
Autorka nie czułaby się sobą, gdyby nie wspomniała o najszerzej komentowanym wydarzeniu urodzinowego balu w Bridgerton House, którym nie był wszakże porywający toast na cześć lady Bridgerton (nie wspominamy tu o wieku), lecz ufundowanie przez lady Danbury nagrody w wysokości tysiąca funtów za zdemaskowanie… Mnie!
Róbcie, co chcecie, panie i panowie z towarzystwa. Nie macie szans, aby rozwiązać tę zagadkę.
Kroniki Towarzyskie Lady Whistledown, 12 kwietnia 1824.
Trzeba było dokładnie trzech minut, aby wieści o wstrząsającym wyzwaniu lady Danbury dotarły do najdalszych zakątków sali balowej.
Penelope wiedziała, że to prawda, ponieważ w chwili, gdy starsza dama wygłaszała bulwersującą kwestię, przypadkiem stała naprzeciwko wielkiego (a według Kate Bridgerton również nadzwyczaj dokładnego) zegara. Przy słowach "Tysiąc funtów dla tego, kto zdemaskuje lady Whistledown" zegar wskazywał dwudziestą drugą czterdzieści cztery. Długa wskazówka nie minęła czterdziestej siódmej minuty, kiedy w otaczający lady Danbury coraz gęstszy tłum wtoczył się Nigel Berbrooke i nazwał jej pomysł "cholernie dobrą zabawą!"
"Miłosne podchody" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłosne podchody". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłosne podchody" друзьям в соцсетях.