Po wyjściu z sali gimnastycznej Bert i Kate zauważyli, że atmosfera na pokładzie wyraźnie się zmieniła. Pasażerowie nie nawoływali się już tak wesoło, mężowie nerwowo dodawali otuchy żonom nakłaniając je, by bez nich opuszczały statek, a gdy nie chciały się zgodzić, wielu siłą pchało je w ramiona marynarzy, tak że niejedna kobieta znalazła się w łodzi ratunkowej wbrew swej woli. Na lewej burcie oficer nadal wpuszczał do łodzi wyłącznie kobiety i dzieci, lecz przy prawej pozwalano wsiadać także panom, zwłaszcza jeżeli mogli się przydać przy obsłudze szalupy, pomoc przy wiosłowaniu liczyła się bowiem ogromnie. Ludzie nie kryli łez, wokół rozgrywały się dramatyczne sceny. Większość dzieci już była w łodziach, Kate cieszyła się zatem, że również swoją piątkę zdołała wyprawić. Wierzyła, że Filip opuści statek razem z nimi.

Kątem oka dostrzegła Lorraine Allison trzymającą się kurczowo matczynej ręki i widok małej przypomniał jej Alexis. Znowu opadły ją obawy, zaraz się jednak uspokoiła. Przecież Alexis bezpiecznie odpłynęła z rodzeństwem! Pani Allison zatrzymała Lorraine przy sobie i dotąd odmawiała opuszczenia statku, lecz małego Trevora wysłała z piastunką jedną z pierwszych łodzi. Kate widziała wiele rodzin, które się rozdzielały. Żony z dziećmi opuszczały statek w przekonaniu, że ich mężowie popłyną nieco później. Dopiero kiedy spuszczono prawie wszystkie łodzie, stało się jasne, że na pokładzie zostało prawie dwa tysiące osób, których nie ma jak ewakuować z tonącego statku. Wtedy pasażerowie pojęli to, o czym kapitan, budowniczy "Titanica" i dyrektor linii White Star wiedzieli od samego początku, że na statku nie ma wystarczającej liczby szalup. Ale któż by przypuszczał, że "Titanic" może potrzebować łodzi ratunkowych?


Kapitan stał na mostku, a Thomas Andrews, dyrektor naczelny firmy, która zbudowała statek, pomagał pasażerom wsiadać do łodzi. Gdy Bruce Ismay, szef White Star, poprawiwszy kołnierzyk koszuli wsiadł do jednej z nich, nikt nie ośmielił się zaprotestować. Razem z garstką wybrańców został opuszczony na powierzchnię oceanu, zostawiając za sobą na zgubę dwa tysiące osób na tonącym "Titanicu".

– Kate… – rzekł Bert z naciskiem, gdy przygotowywano kolejną łódź. – Chcę, żebyś tą odpłynęła.

Kate wszakże ze spokojem pokręciła głową i spojrzała mężowi w oczy, tym razem stanowczo. Dotąd bez szemrania podporządkowywała się jego decyzjom, lecz teraz zamierzała postawić na swoim. Nic nie było w stanie jej przekonać.

– Nie zostawię cię samego – powiedziała cicho. – Chcę, żeby teraz odpłynął Filip, ale ja zostaję z tobą. Opuścimy statek razem, kiedy nadejdzie nasza kolej.

Plecy miała sztywno wyprostowane, jej spojrzenie wyrażało determinację. Bert pojął, że nic nie zmieni decyzji Kate. Kochała go, żyła z nim przez dwadzieścia cztery lata i ani w głowie jej było teraz go zostawiać. Nie opuści męża!

– A jeżeli nie uda nam się razem dostać do łodzi? – spytał Bertram.

Odkąd wszystkie dzieci, oprócz Filipa, opuściły statek, wyzbył się paraliżującego niepokoju o rodzinę i przestał ukrywać przed Kate powagę sytuacji. Teraz chciał, by razem z najstarszym synem wsiadła do szalupy. Nie myślał o śmierci wiedząc, że jego rodzinie nic nie grozi. Ciężko mu było rozstać się z Kate, lecz wiedział, że powinna wrócić do dzieci. Potrzebowały jej, dlatego musiał zadbać o nią, dopóki było to możliwe.

– Nie chcę, żebyś tu zostawała, Kate – powiedział.

– Kocham cię – rzekła na to, w tych słowach zawierając wszystko, co ich łączyło.

– Ja też cię kocham – szepnął. Przez długą chwilę tulił ją do siebie. Pomyślał, że postąpi jak inni i siłą wepchnie ją do szalupy, nie potrafił się jednak na to zdobyć. Zbyt mocno ją kochał, zbyt długo razem żyli. Potrafił uszanować jej decyzję, nawet jeżeli miała kosztować ją życie. To, że chciała umrzeć razem z nim, bardzo wiele dlań znaczyło.

– Jeżeli ty zostaniesz, to ja też – oświadczyła Kate wyraźnie, gdy ją przytulał. Bert gorąco pragnął uratować żonę, ale nie potrafił jej do niczego zmusić. – Skoro masz umrzeć, chcę umrzeć z tobą.

– Kate, zastanów się!… – próbował ją mimo wszystko przekonać. – Nie mogę na to pozwolić. Pomyśl o dzieciach…

Ona wszakże podjęła już decyzję. Dzieci kochała bezgranicznie, lecz teraz należała tylko do niego. Przecież był jej mężem! Dzięki Bogu Edwina jest na tyle dorosła, że w razie jej śmierci zaopiekuje się rodzeństwem. Wciąż jeszcze wydawało jej się, że wokół nich rozgrywa się jakiś nierealny, koszmarny melodramat i w głębi ducha wierzyła, iż w końcu dla wszystkich znajdzie się miejsce w szalupach, a przed lunchem powrócą na "Titanica". Tę nadzieję próbowała tchnąć w Berta, ale on przecząco pokręcił głową.

– Nie sądzę. Myślę, że jest o wiele gorzej, niż nam powiedziano.

Istotnie tak było, ba! o wiele gorzej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. O 1.40 marynarze na mostku wystrzelili ostatnią rakietę i równocześnie spuszczono na wodę ostatnią łódź ratunkową. A w luksusowym apartamencie na pokładzie D mała Alexis wciąż bawiła się Panią Thomas. O tym jednak nikt nie wiedział.

– Kate, odpowiadasz przecież za nasze dzieci – usiłował przekonać żonę Bert. – Musisz opuścić statek.

Ale Kate jakby nie słyszała. Popatrzyła mu w oczy, mocno ściskając jego dłonie, i powiedziała:

– Bertramie Winfield, nie opuszczę cię, rozumiesz?

Niedaleko od nich pani Straus dokonała właśnie takiego samego wyboru, tyle że ona była starsza i przynajmniej nie musiała się martwić o małe dzieci. Pani Allison, chociaż miała dzieci, też postanowiła zostać z mężem i córeczką, by razem z nimi dzielić los. Powoli do wszystkich pasażerów docierała okrutna prawda.

– A co z Filipem? – Bert na krótko oderwał myśli od Kate, choć wciąż miał nadzieję, że żona zmieni zdanie.

– Może uda ci się przekupić załogę i wpuszczą go do łodzi – powiedziała Kate.

Na pokładzie łodziowym pasażerowie sadowili się właśnie w szalupie numer 4, ostatniej, która miała opuścić "Titanica". Jak w ukropie uwijał się przy niej drugi oficer pilnując, aby pomieściła jak najwięcej kobiet i dzieci. Bert podszedł doń po mocno już przechylonym pokładzie. Zdecydowany był zrobić coś, czego nigdy by nie uczynił w innych okolicznościach. Obserwująca go Kate zobaczyła, że Lightoller, spojrzawszy na ich syna, stanowczo pokręcił głową. Filip wciąż stał obok chłopca Thayerów, który rozmawiał z ojcem.

Bert po chwili wrócił do żony.

– Nie chce o tym słyszeć, dopóki na pokładzie są kobiety i dzieci – powiedział.

Ewakuowano teraz pasażerów drugiej klasy, wszystkie dzieci z pierwszej opuściły już pokład. Tylko mała Lorraine Allison stała uczepiona ręki matki i tuliła lalkę łudząco podobną do tej, którą wszędzie ze sobą zabierała Alexis. Na myśl o córeczce Kate uśmiechnęła się do małej, lecz wnet odwróciła głowę. Sceny na statku były zbyt poruszające, by mogła się im spokojnie przyglądać.

Bert i Kate naradzali się gorączkowo, jak wydostać z opresji Filipa i Charlesa, a później, jeżeli to będzie możliwe, jak ratować siebie.

– Chyba nie pozostało nam nic innego, jak trochę poczekać – rzekł w końcu Charles. Przez cały ten czas nie stracił nic ze swych dobrych manier ani humoru. -Ale pani powinna wsiąść do łodzi. Nie ma sensu zostawać z mężczyznami. – Uśmiechnął się do niej serdecznie i nagle dostrzegł uderzające podobieństwo pomiędzy nią i Edwiną. – Nam nic się nie stanie, za to kobiety, jeśli będą zwlekały, mogą mieć potem kłopoty. Wie pani, jacy są mężczyźni… Na pani miejscu próbowałbym zabrać ze sobą Filipa.

Pozostawało pytanie, jak to zrobić. Chłopcu w wieku Filipa, który dostał się do łodzi w kobiecym przebraniu, grożono bronią i w końcu odpłynął w szalupie tylko dlatego, że nie starczyło czasu, by go wysadzić. Ale teraz atmosfera stawała się coraz gorętsza i Bert nie miał pojęcia, jak by się zachował Lightoller, który swe obowiązki traktował nadzwyczaj poważnie. Nikt tymczasem nie wiedział, że przy prawej burcie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej – tam wpuszczano także mężczyzn. Z powodu ogromu statku ludzie znajdujący się z jednej strony pokładu nie orientowali się, co dzieje się gdzie indziej.

Kate wciąż stanowczo odmawiała opuszczenia Bertrama. Filip podszedł do Jacka Thayera i rozmawiał z nim, a Charles usiadł na leżaku i spokojnie zapalił papierosa. Nie chciał przeszkadzać rodzicom Edwiny teraz, kiedy się spierali. Z rozpaczliwą tęsknotą pomyślał o ukochanej. On już stracił nadzieję, że zdoła się uratować.

Kiedy personel sprawdzał kabiny pasażerskie, woda sięgała już do poziomu C. Do Alexis, która wciąż bawiła się lalką, dobiegały dźwięki muzyki, od czasu do czasu odgłos kroków, gdy korytarzem przechodził ktoś z załogi lub pasażerów drugiej klasy, poszukując wyjścia na pokład łodziowy w klasie pierwszej. Mała nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie rodzice wrócą. Była zmęczona zabawą w samotności i zaczynała tęsknić za mamą, nadal jednak nie miała ochoty wsiadać do łodzi. Pogodziła się już z myślą, że dostanie burę. Tak było zawsze. Wszyscy krzyczeli na nią, gdy uciekała, zwłaszcza Edwina.

Usłyszała ciężkie kroki i uniosła głowę zastanawiając się, kto to może być – ojciec, Charles, a może Filip? Ale w drzwiach pokazała się twarz zupełnie obcego mężczyzny, najwyraźniej zaskoczonego jej widokiem. Był to steward, który po raz ostatni sprawdzał, czy kabiny na pokładzie B zostały opuszczone, wkrótce bowiem miała je zalać woda. Dziewczynka beztrosko bawiąca się lalką wprawiła go w osłupienie.

– Coś takiego!… – zawołał rzucając się za nią, bo Alexis próbowała ukryć się w następnej kabinie i już zamykała za sobą drzwi. Mocno zbudowany rudobrody steward okazał się jednak szybszy. – Chwileczkę, młoda damo, co ty tu robisz? – Zastanawiał się, w jaki sposób odłączyła Się od rodziny i dlaczego nikt jej nie szuka. Wydało mu się to dziwne. – Chodźmy stąd – rzekł rozglądając się po pomieszczeniu, Alexis nie miała bowiem na sobie ani czapki, ani płaszcza, które zdjęła wróciwszy z Panią Thomas do apartamentu.