– Nie mogę, proszę pani. Nie mogę… Nie umiem pływać… A do tego Alice… i Mary – łkała cofając się krok po kroku.

Kate zrozumiała, że dziewczyna ucieknie. Zostawiła na chwilę Alexis i zaczęła pocieszać Oonę, podchodząc do niej powoli. Kiedy była od niej na wyciągnięcie ręki, Irlandka z głośnym okrzykiem rzuciła się ku przejściu na pokład trzeciej klasy.

– Mam iść za nią? – zapytał Filip matki, gdy wróciła do dzieci.

Fannie marudziła, Teddy'ego trzymała teraz Edwina. Kate spojrzała pytająco na Bertrama, lecz on pokręcił głową. Nie chciał, aby się teraz rozdzielali. Skoro Oona była na tyle nierozsądna, żeby uciec, to będzie musiała wsiąść do szalupy na innym pokładzie i później ich odnajdzie. Oni muszą trzymać się razem, bo gotowi się jeszcze pogubić w tłumie.

Kate patrzyła nań niepewnie.

– Może byśmy poczekali? – rzekła. – Nie chcę cię tu zostawiać. Przecież w każdej chwili mogą odwołać alarm i niepotrzebnie będziemy narażać dzieci…

Kiedy to mówiła, pokład przechylił się mocniej. Teraz Bertram już wiedział, że to nie są ćwiczenia. Sytuacja była poważna i wszelka zwłoka mogłaby się okazać fatalna w skutkach. Nie wiedział natomiast, że na mostku Thomas Andrews zawiadomił właśnie kapitana, iż mają niewiele ponad godzinę czasu na ewakuację, a łodzie ratunkowe nie pomieszczą nawet połowy pasażerów. Czyniono rozpaczliwe wysiłki, by połączyć się z "Californianem", który płynął w odległości zaledwie dziesięciu mil, lecz pomimo starań radiooperatora nie udawało się nawiązać kontaktu.

– Chcę, żebyś wsiadła do szalupy, Kate – powiedział cicho Bertram.

Spojrzawszy w oczy męża Kate przeraziła się. Nigdy dotąd nie widziała go tak bardzo zdenerwowanego. Instynktownie odwróciła się do Alexis, która stała przy niej jeszcze przed chwilą. Kate wypuściła jej rękę, kiedy usiłowała zatrzymać Oonę, lecz teraz córki nie było. Rozglądając się wkoło, zerknęła też w stronę Edwiny, by sprawdzić, czy Alexis jest z nią. Edwina rozmawiała z Charlesem, obok nich stał George, zmęczony i zmarznięty, o wiele mniej podekscytowany niż pół godziny wcześniej. Wyraźnie się rozpogodził, gdy wystrzelone ze statku rakiety rozjaśniły niebo. Było trzydzieści pięć minut po północy. Niewiele ponad godzinę wcześniej "Titanic" zderzył się z górą lodową.

– Bert, co znaczą te race? – szepnęła Kate, gorączkowo szukając wzrokiem Alexis. Może mała rozmawia z córką Allisonów, może jak zwykle porównują swoje lalki?

– To znaczy, Kate, że sytuacja jest poważniejsza, niż sądzimy – wyjaśnił Bert. – Ty i dzieci musicie natychmiast wsiąść do łodzi.

Kate wiedziała, że tym razem mąż mówi poważnie. Mocno ściskał jej dłoń, do oczu napłynęły mu łzy,

– Nie wiem, gdzie się podziała Alexis – powiedziała z paniką w głosie. Bert gorączkowo rozejrzał się po tłumie zgromadzonym wokół nich, nigdzie jednak nie spostrzegł córki. – Pewnie się gdzieś schowała. Trzymałam ją za rękę, dopóki nie pobiegłam za Ooną… – Oczy jej zwilgotniały. – O Boże, Bert, gdzie ona jest? Dokąd mogła pójść?

– Nie martw się, znajdę ją. Ty zostań tu z resztą dzieci – uspokajał ją.

Przeciskał się przez tłum, sprawdzając każdą grupę, zaglądał w każdy kąt, biegał od jednych do drugich, nigdzie jednak nie widział Alexis. Pośpieszył wreszcie z powrotem do żony, która dźwigając na jednej ręce najmłodsze dziecko, drugą próbowała utrzymać przy sobie George'a. Zwróciła na męża zatroskane spojrzenie z niemym pytaniem, lecz Bert przecząco potrząsnął głową.

– Jeszcze jej nie znalazłem – powiedział. – Ale przecież nie mogła odejść daleko. Nigdy się od ciebie nie oddalała. – Był mocno zaniepokojony, ale starał się ukryć to przed żoną.

– Pewnie gdzieś zabłąkała się w tłumie. – Kate z trudem hamowała łzy. Nie była to najodpowiedniejsza chwila, żeby zgubić sześcioletnie dziecko. Pasażerowie "Titanica" właśnie zaczynali zajmować miejsca w łodziach.

– Na pewno gdzieś się schowała – przekonywał Bert, starając się ukryć rozpacz. – Wiesz, że boi się wody.

Kate przypomniała sobie, jak Alexis bała się wejść na statek i jak Bert ją zapewniał, że nikomu nic się nie może przytrafić. Mylił się jednak, bo oto znaleźli się w niebezpieczeństwie, na dodatek mała zniknęła, a Lightoller przy dźwiękach grającej nie opodal orkiestry wciąż wzywał do łodzi kobiety i dzieci.

– Kate… – powiedział prosząco Bert, choć pojął już, że nie nakłoni żony do opuszczenia statku bez Alexis, a nie wiadomo, czy w ogóle zdecyduje się ona na ten krok.

– Nie mogę… – Kate rozglądała się wokoło, a wybuchające nad nimi race rozbrzmiewały jak armatnie wystrzały.

– No to wyślij tymczasem Edwinę. – Na czoło Bertrama wystąpiły grube krople potu. To, czego doświadczali, stawało się niewyobrażalnym koszmarem, Pokład wciąż przechylał się pod ich stopami i nikt już nie miał wątpliwości, że "niezatapialny" statek pogrąża się w wodzie, i to szybko. Bert przysunął się do żony, delikatnie wyjął jej z ramion Teddy'ego i ucałował loki wystające spod wełnianej czapeczki, którą Oona włożyła małemu, gdy go obudzono. – Edwina weźmie teraz malców, a ty wsiądziesz z Alexis do następnej łodzi – zaproponował.

– A ty? – spytała niepewnie Kate. Jej twarz, już biała w niesamowitym świetle rakiet, pokryła się jeszcze większą bladością. Orkiestra przeszła akurat z melodii murzyńskich na walce. – A George i Filip?… A Charles?

– Mężczyzn na razie nie wpuszczają do łodzi – odparł Bert. – Słyszałaś, co mówił ten człowiek. Najpierw wsiadają kobiety i dzieci. Filip, George, Charles i ja dołączymy do was później.

W pobliżu stała spora grupa mężczyzn, którzy żegnali żony i dzieci zajmujące miejsca w łodziach. Było pięć po pierwszej i zdawało się, że jest coraz zimniej. Kobiety błagały Lightollera, by razem z nimi pozwolił wsiąść ich mężom, lecz oficer nie chciał o tym słyszeć. Zdecydowany spełnić swój obowiązek, z surową miną zagradzał mężczyznom drogę do łodzi.

Kate szybko podeszła do Edwiny.

– Ojciec chce, żebyś wsiadła do łodzi z Fannie i Teddym. I z George'em – dodała po chwili, pragnąc, żeby syn przynajmniej spróbował wydostać się ze statku. Ostatecznie był jeszcze dzieckiem, miał dopiero dwanaście lat.

– A co z tobą? – wystraszyła się Edwina. Patrzyła na matkę przerażona, że zostawi ją i resztę bliskich na statku, który sama miała opuścić z George'em i dwójką najmłodszego rodzeństwa.

– Wsiądę z Alexis do następnej łodzi – rzekła spokojnie Kate. – Mała na pewno schowała się gdzieś w pobliżu i boi się pokazać, bo obawia się przeprowadzki do łodzi – próbowała żartować. Traciła panowanie nad sobą, lecz nie chciała, by jej zdenerwowanie udzieliło się najstarszej córce. Gorąco pragnęła, aby Edwina wsiadła wreszcie do szalupy. Że też w takiej chwili Oona musiała ich opuścić! Kate zastanawiała się przez chwilę, co się teraz dzieje na pokładzie trzeciej klasy. – George pomoże ci, póki do was nie dołączymy – dodała.

Chłopiec aż jęknął z rozpaczy. Ogromnie chciał zostać z mężczyznami do samego końca, ale Kate stanowczo wzięła go za rękę i zaprowadziła do Berta, który stał z Filipem i Charlesem.

– Znalazłeś Alexis? – zapytała męża.

Rozglądała się nerwowo dookoła, nigdzie jednak nie dostrzegła córki. Naraz gorąco zapragnęła, by reszta dzieci znalazła się jak najszybciej w szalupie i żeby ona mogła pomóc Bertramowi w poszukiwaniu Alexis. Bert wszakże zajęty był czym innym. Ósma łódź, którą Lightoller zamierzał za chwilę opuścić na wodę, miała dość wolnych miejsc, by mogli je zająć również mężczyźni, ale nikt nie chciał rozpoczynać utarczki z oficerem. Ten niewysoki, energiczny człowiek zagroził użyciem broni, gdyby mężczyźni próbowali wsiąść do łodzi, i nikt nie miał ochoty sprawdzić, czy spełni swą groźbę.

– Jeszcze cztery osoby! – zawołał Bert.

Edwina z rozpaczą w oczach popatrzyła na rodziców, potem utkwiła wzrok w stojącym za nimi Charlesie.

– Mamo, zaczekam na ciebie… – W oczach Edwiny pokazały się łzy. Przez chwilę wyglądała jak bezbronne dziecko, matka więc czule przytuliła ją do siebie. Teddy z płaczem wyciągał do matki tłuste rączki.

– Nie, kochanie, pójdziesz z Edwiną… Mamusia cię kocha… – rozszlochała się Kate, całując buzię i rączki małego. Potem ujęła w dłonie twarz Edwiny, patrząc na nią z miłością oczami pełnymi łez. Nie były to łzy strachu, lecz smutku. – Niedługo znów będziemy razem. Bardzo cię kocham, moja słodka dziewczynko. Cokolwiek się stanie, opiekuj się dziećmi. – A po chwili dodała szeptem: – Chcę, żebyście byli bezpieczni. Znajdę was… – zakończyła, Edwina nie była jednak pewna, czy matka wierzy sobie samej. Poczuła, że opuszczenie statku bez niej jest ponad jej siły.

– Och, mamo… – przywarła do Kate, trzymając w ramionach małego Teddy'ego. Obydwoje szlochali rozpaczliwie, aż wreszcie silne męskie ramiona uniosły ich, George'a i Fannie i jeszcze tylko na chwilę Edwina przywarła zrozpaczonym wzrokiem do twarzy rodziców i Charlesa. Nie zdążyła pożegnać się z narzeczonym, więc teraz krzyknęła: – Kocham cię!

Charles w odpowiedzi przesłał jej dłonią pocałunek i rzucił swoje rękawiczki. Złapała je, zanim upadły na pokład, i nie odrywając od niego oczu wsiadła do łodzi. Patrzył na nią dziwnie intensywnie, jakby chciał zachować pod powiekami jej obraz.

– Odwagi! Niedługo będziemy z wami! – zawołał.

W tejże chwili szalupę opuszczono na wodę i Edwina z twarzą mokrą od łez straciła z oczu najbliższych. Kate, do ostatka machająca im ręką, słyszała płacz Teddy'ego. Stała na pokładzie obok męża, mocno ściskając jego dłoń. Próbowała ukryć łzy, które płynęły jej po twarzy.

Porucznik Lightoller zawahał się przez moment, gdy przyszła kolej na George'a, lecz Bert powiedział szybko, że chłopiec nie ma jeszcze dwunastu lat, i nie czekając na decyzję oficera, sam usadowił syna w łodzi. Ujął mu dwa miesiące w obawie, że gdyby podał dokładny wiek chłopca, marynarz nie wpuściłby go do łodzi. George prosił, by pozwolono mu zostać na "Titanicu" z ojcem i Filipem, Bert uznał, wszakże, iż Edwina może potrzebować jego pomocy przy dwójce najmłodszych.