– Kocham was, dzieci – szepnął Bert. Patrzył za nimi, dopóki nie zniknęli mu z oczu, a zanim to się stało, krzyknął jeszcze: – Mama i ja niedługo będziemy z wami! – Potem odwrócił się do stojących na pokładzie pasażerów, by ukryć przed dziećmi łzy.

Kate wydała nieomal zwierzęcy żałosny jęk, gdy łódź z jej bliskimi opuszczano na wodę. W końcu odważyła się spojrzeć w dół, Ściskając Bertrama za rękę. Dostrzegła Edwinę trzymającą Teddy'ego i Fannie oraz patrzącego w ich kierunku George'a. Mocniej zabiło jej serce, gdy szalupa zatrzeszczała groźnie.

Był to delikatny i niebezpieczny manewr. Kierujący nim oficer wyglądał jak chirurg przeprowadzający skomplikowaną operację. Jeden nieprzemyślany ruch, nieostrożny gest i łódź wywróci się dnem do góry, a pasażerowie znajdą się w lodowatej wodzie!

Na pokład docierały z dołu ostatnie nawoływania, wypowiadane gorączkowo zapewnienia miłości. Kiedy łódź znajdowała się w połowie drogi, uszu Kate dobiegł krzyk Edwiny. Popatrzyła w dół i zobaczyła, że córka wskazuje coś na dziobie. Spojrzawszy w tamtym kierunku, Kate zrozumiała, o co jej chodzi: aureola blond włosów była wprawdzie zwrócona do niej bokiem, ale nie mogło być wątpliwości – na dziobie siedziała skulona Alexis! Kate poczuła ogromną ulgę.

– Widzę ją! – zawołała uszczęśliwiona do Edwiny.

Córeczka była bezpieczna w łodzi ratunkowej wraz z czwórką jej skarbów. Teraz jeszcze oni musieli się uratować – Kate z mężem, Filip i Charles. Mężczyźni rozmawiali cicho, nawzajem podtrzymując się na duchu i przekonując, że wkrótce opuszczą pokład.

– Bogu niech będą dzięki, Bert. Alexis się odnalazła. – Pomimo grozy sytuacji Kate czuła wyraźną ulgę. – Ale dlaczego wsiadła do łodzi bez nas? – dziwiła się.

– Może ktoś ją do tego nakłonił, jak od nas odeszła, a była zbyt wystraszona, żeby zaprotestować. W każdym razie jest bezpieczna. Teraz na ciebie kolej, moja droga.

Bert mówił z udawaną surowością w głosie, by ukryć własny strach, lecz Kate nie dała się oszukać. Za dobrze go znała.

– Nie rozumiem, dlaczego nie miałabym zaczekać na ciebie, Filipa i Charlesa. Dzieci są bezpieczne z Edwiną.

Myśl o dzieciach, samotnych w kruchej łupince na morzu, była przerażająca, teraz jednak wiedząc, że Alexis jest pod opieką starszej siostry, Kate zapragnęła zostać z mężem. Dreszcz zgrozy przeszedł ją, kiedy sobie uświadomiła, jak by się czuła, gdyby Edwinie nie udało się zwrócić jej uwagi na Alexis i ona, oszalała z rozpaczy, bezskutecznie szukałaby małej na statku.

Tymczasem łodzie ratunkowe z wolna oddalały się od statku. Gdy szalupa, w której znajdowała się piątka Winfieldów, obracała się wokół własnej osi na lodowatej wodzie, Edwina tuliła do siebie Teddy'ego i próbowała zmieścić na kolanach również Fannie, lecz nie mogła sobie poradzić, bo ławki umocowane były zbyt wysoko. Zastanawiała się, jak dać znać Alexis, że są tutaj. Nie mogła jednak przepychać się między stłoczonymi rozbitkami, w końcu więc poprosiła, by z ust do ust przekazano to małej. Kiedy wreszcie dziecko odwróciło ku niej głowę, Edwinie zaparło dech ze zgrozy: śliczna dziewczynka płakała, ponieważ jej matka została na pokładzie. Tyle że to nie była Alexis! Edwina mocniej przytuliła marudzącą Fannie.

W tym momencie Alexis siedziała cichutko w kajucie. Wymknęła się, gdy matka, biegnąc za Ooną, wypuściła jej rączkę. Dziewczynka wróciła do kajuty, jak zamierzała od samego początku, zostawiła bowiem na łóżku swoją śliczną lalkę, a bez niej nie chciała opuścić statku. Tu, w kabinie, miała lalkę i spokój. Nie było tak strasznie jak na pokładzie. Nie będzie musiała wsiadać do łodzi ratunkowej i nie wpadnie do okropnej czarnej wody. Zostanie tutaj z Panią Thomas i zaczeka, aż wszyscy wrócą. Przez okna dobiegały dźwięki murzyńskich melodii zmieszane z pomrukiem tłumu, w korytarzach natomiast panowała głucha cisza. Dawno już ucichł tupot stóp pasażerów biegnących na pokład.

Zgromadzili się tam wszyscy. Nad ich głowami bez ustanku wybuchały race, podczas gdy radiooperator rozpaczliwie próbował nawiązać łączność z najbliżej przepływającymi jednostkami. Pierwsza odpowiedź nadeszła o godzinie 0.18 z "Frankfurtu", następne z "Virginiana" i "Birmy", ale płynący najbliżej "Californian" milczał jak zaklęty, odkąd Philips w odpowiedzi na ostrzeżenie o górze lodowej rzucił opryskliwie, aby mu nie przeszkadzano. Radio na "Californianie" ucichło wtedy, jakby obsługujący je człowiek poczuł się urażony, w rzeczywistości zaś zostało wyłączone zaraz po nadaniu tamtego komunikatu. Był to jedyny statek, z którego mogła nadejść skuteczna pomoc, lecz w żaden sposób nie dało się z nim skontaktować. Nawet rakiety nie pomogły. Dostrzeżono je wprawdzie na "Californianie", sądzono jednak, że "Titanic" uroczyście świętuje swój dziewiczy rejs. Nikomu nie przyszło do głowy, że statek tonie.

Dwadzieścia pięć minut po północy odezwała się "Carpathia" płynąca w odległości 52 mil. Jej kapitan obiecał, że natychmiast skierują się na miejsce katastrofy. Krótko potem odbiór wiadomości potwierdził "Olympic" – bliźniak "Titanica", niestety, oddalony o pięćset mil.

Dotąd wysyłano przez radio standardowe zakodowane wezwanie o pomoc, teraz kapitan Smith polecił Philipsowi nadać nowo wprowadzony sygnał SOS w nadziei, że odbierze go jakiś radioamator i przekaże dalej. W tych dramatycznych chwilach każda pomoc była na wagę złota.

Pierwszy sygnał SOS wysłano kwadrans przed pierwszą. Alexis siedziała wtedy sama w kajucie, nucąc kołysanki lalce. Wiedziała, że gdy rodzice wrócą, dostanie burę, liczyła jednak, że nie będą się na nią zbytnio gniewać, bo przecież właśnie obchodzi urodziny. Teraz ma już sześć lat, a jej lalka jest o wiele starsza. Lubiła mówić, że Pani Thomas ma z4 lata, a więc jest dorosła.

Kiedy Lightoller przygotowywał do spuszczenia na wodę następną łódź, próbowali wsiąść do niej także mężczyźni, oficer był wszakże nieubłagany i nadal pozwalał opuszczać pokład tylko kobietom i dzieciom. W łodziach dla pasażerów drugiej klasy również zajęte były prawie wszystkie miejsca. Niektórzy podróżujący trzecią klasą usiłowali się przedostać na pokład drugiej lub nawet pierwszej, ale nie znając drogi, nie wiedzieli, jak tam dojść. Na dodatek załoga powstrzymywała ich grożąc bronią, obawiano się bowiem rabunków i zniszczeń. Marynarze zagradzali drogę zdesperowanym ludziom, którzy krzyczeli i płakali błagając, by ich przepuścić do łodzi w pierwszej klasie. Młoda Irlandka w towarzystwie rówieśnicy z kilkuletnią córeczką prosiła, aby pozwolono im przejść, gdyż ona płynie pierwszą klasą, ale marynarz nie dał wiary jej słowom i twardo obstawał przy swoim.

Podczas gdy Lightoller obsadzał pasażerami następną szalupę, Kate i Bertram weszli do sali gimnastycznej, aby się ogrzać i uciec chociaż na chwilę od rozdzierających scen pożegnania. Filip z Jackiem Thayerem i Charlesem zostali na pokładzie, by pomagać kobietom i dzieciom we wsiadaniu do łodzi. W sali gimnastycznej Winfieldowie ujrzeli oboje Astorów, którzy nadal siedzieli na mechanicznych koniach i trzymając się za ręce cicho rozmawiali. Nie wydawali się poruszeni niebezpieczeństwem. Co jakiś czas pokojówka lub lokaj przynosili im wieści o rozwoju sytuacji.

– Myślisz, że dzieciom nic się nie stanie? – spytała zatroskana Kate.

Bertram uspokoił ją. W jego mniemaniu były bezpieczne. Przestał się o nie martwić, kiedy szalupę spuszczono na wodę, zwłaszcza że znalazła się także Alexis. Teraz trapił się tylko o Filipa i Kate. Chciał, aby opuścili statek jak najszybciej. Miał nadzieję, że w końcu oficer kierujący akcją ratunkową zgodzi się, by Filip wsiadł do którejś z szalup, nie liczył natomiast, że on i Charles dostaną się do łodzi. Tego obaj byli świadomi.

– Myślę, że dzieciom nic nie grozi – powtórzył uspokajająco. – Chociaż na pewno długo nie zapomną tej przygody… Zresztą ja też – dodał po chwili, patrząc z powagą na Kate. – Myślę, że statek zatonie – dorzucił. Był o tym przekonany co najmniej od godziny, choć nikt z załogi nie chciał tego powiedzieć na głos, a orkiestra wciąż grała, jakby to, co się działo, było zabawą, świetną, aczkolwiek nieco zwariowaną. Naraz podjął decyzję. Popatrzył stanowczo na Kate, ujął jej szczupłą dłoń w swe ręce i ucałował koniuszki palców. – Chcę, żebyś wsiadła do następnej łodzi, Kate. Zobaczę, może uda mi się przekonać załogę, żeby razem z tobą zabrali Filipa. Ma dopiero szesnaście lat, więc w zasadzie jest jeszcze dzieckiem.

– Dlaczego nie możemy zaczekać, aż pozwolą wsiadać do szalup mężczyznom? – spytała Kate. – Odpłynęlibyśmy razem. I tak nie pomogę Edwinie, bo przecież będziemy w różnych łodziach. Ona doskonale poradzi sobie beze mnie.

Kate co prawda ciężko przeżyła rozstanie z dziećmi, była jednak pewna, że są bezpieczne. Musiała w to wierzyć. Przecież Edwina była dla nich jak druga matka. Martwiła się teraz tylko o najstarszego syna, o męża i o narzeczonego córki. Niechby już znaleźli się w łodzi, bo wtedy dopiero odzyska spokój. Czuła, że uda im się wyjść cało z opresji. Przecież ewakuacja przebiegała spokojnie, a łodzie odbijały od statku nie całkiem zapełnione, co niewątpliwie oznaczało, że miejsca starczy dla wszystkich. Wydawało się, że nie ma potrzeby się śpieszyć, bo czasu jest dosyć. Wokół panowała atmosfera złudnego spokoju, która zdawała się świadczyć, że nic im nie grozi.

Prawdę znano jedynie na mostku kapitańskim. Po pierwszej maszynownia była całkowicie zalana wodą. Nie ulegało wątpliwości, że statek tonie, pytanie tylko, jak długo utrzyma się na powierzchni. Kapitan już wiedział, że nie potrwa to długo. Phillips niestrudzenie nadawał rozpaczliwe wezwania o pomoc, ale na "Californianie", na którym radio wciąż milczało, nadal uważano eksplodujące nad "Titanikiem" rakiety za oznakę szampańskiej zabawy. Zauważono wprawdzie, że transatlantyk wygląda jakoś dziwnie, jeden z oficerów zwrócił nawet uwagę na niezwykły przechył statku, nikomu wszakże nie przyszło do głowy, że olbrzym tonie. Z "Olympica" przysłano depeszę z zapytaniem, czy "Titanic" zdąża w jego kierunku. Nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, nie rozumiał, że transatlantyk szybko nabiera wody. Nikomu do głowy nie przyszło, iż ów cud techniki, olbrzym nie mający sobie równych, rzeczywiście idzie na dno, choć świadczyło o tym dobitnie jego zwiększające się z każdą chwilą zanurzenie.