Niestety, nierówne podłoże plus moje ponad pięciocentymetrowe obcasy sprawiły, że się pośliznęłam. Zaczęłam machać rękami, próbując odzyskać równowagę, ale było za późno. Poleciałam głową do przodu i nim mogłam się powstrzymać, krzyknęłam.
Ramirez odwrócił się i zobaczył, jak młócę powietrze rękami, a potem lecę prosto na niego.
– Jezu… – wymamrotał, po czym upadł ze stłumionym jęknięciem, kiedy na nim wylądowałam.
Muszę przyznać, że wolałam takie lądowanie od runięcia na ziemię, choć nie jestem pewna, które było boleśniejsze. Napakowany tors Ramireza nawet nie drgnął. Zastanawiałam się, ile godzin dziennie spędza na siłowni.
– Co pani tu robi, do cholery? – warknął, z nosem zaledwie kilka centymetrów od mojego.
Zamrugałam, starając się zignorować falę ciepła, którą poczułam, kiedy jego mięśnie się pode mną poruszyły.
– Jechałam za panem.
– Tyle to sam wiem. Ale uznałem, że zostanie pani w samochodzie. To by było na tyle, jeśli chodzi o błyskotliwą karierę Maddie, kobiety szpiega.
Zeszłam z niego, niezgrabnie wracając do pionu. Zapamiętać: prawdziwe dziewczyny Bonda nie noszą szpilek od Jimmy'ego Choo.
– Przepraszam – wymamrotałam, pewna, że zabrzmiało to równie głupio, jak się czułam.
Ramirez burknął coś w odpowiedzi, podniósł się i otrzepał sobie tyłek. Starałam się nie gapić. W każdym razie nie za bardzo.
– Następnym razem włożę baleriny – zapowiedziałam.
– Mądrala – mruknął. Nie sięgnął jednak po broń przy pasku, co uznałam za dobry znak.
– Czyj to dom? – zapytałam.
Oczy Ramireza pociemniały. Zacisnął szczękę, aż na szyi wyskoczyła mu mała, pulsująca żyłka.
– Jej. – Wskazał na basen.
Spojrzałam na czystą, niebieską wodę, mieniącą się w promieniach popołudniowego słońca.
– Och!
Poczułam, że zaraz zwrócę wszystkie krakersy. Przed oczami tańczyły mi czarne plamki. Elegancki ogródek zawirował i gdyby nie ramię Ramireza, którym natychmiast oplótł mnie w pasie, zaliczyłabym kolejne twarde lądowanie.
W basenie była wysoka, szczupła kobieta, z obłokiem rudych włosów.
Unosiła się na powierzchni z twarzą do dołu.
Rozdział 4
Między palmami błyskały czerwone i niebieskie światła, odbijając się w basenie, na który teraz starałam się nie patrzeć. Mężczyźni w czarnych T – shirtach z napisem „technik policyjny” na plecach pełzali po stoku niczym mrówki, zatrzymując się od czasu do czasu, by schować w plastikowej torebce grudkę ziemi czy włos. Co pięć sekund trzeszczały policyjne krótkofalówki, przekazując niezrozumiałe dla mnie komunikaty pilnującym basenu umundurowanym gliniarzom, którzy czekali na policyjnego lekarza. Ja siedziałam ze spuszczoną głową, starając się powstrzymać od wymiotów.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ramirez.
– W porządku – odparłam, tyle że zabrzmiało to jak zduszone „wposzonku”, ponieważ nadal tkwiłam z głową między kolanami. Siedziałam w tej pozycji na tekowym leżaku, czekając, aż ogródek przestanie wirować i sprzed moich oczu znikną czarne plamki. Pamiętałam jak przez mgłę, że Ramirez przeniósł mnie tu z drugiego końca ogródka, jednocześnie wzywając wsparcie. Wszystko to wydawało się złym snem i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie się obudzę.
– Nic ci nie będzie. Weź tylko kilka głębokich oddechów. – Ramirez usiadł obok mnie. A raczej słyszałam, jak siada obok mnie, i czułam ciepło jego ciała.
Zerknęłam w górę, starając się patrzeć na Ramireza, a nie na basen, skąd dobiegały pluski policjantów, którzy wyciągali ciało kobiety.
– Nie żyje, prawda? – Wiem, głupie pytanie. Ale musiałam je zadać. Tak bardzo chciałam, żeby nic jej nie było. Żeby się okazało, że to wielka pomyłka albo wyjątkowo drastyczny odcinek Ukrytej kamery.
– Na dwieście procent.
– Kim ona jest? – Urwałam i się poprawiłam. – To znaczy, była?
Ramirez patrzył na mnie, mrużąc ciemne oczy. Wiedziałam, że zastanawia się, czy traktować mnie jak podejrzaną, świadka, czy tylko głupią blondynkę, która nie potrafi utrzymać równowagi w nowych szpilkach. Wreszcie przemówił, najwyraźniej wybierając wariant z głupią blondynką.
– Celia Greenway.
Z trudem przełknęłam ślinę, rozważając, jak najlepiej ująć w słowa moje kolejne pytanie.
– Hm, nie pośliznęła się i wpadła do basenu, co? Ramirez pokręcił powoli głową.
– Jesteś pewien? Przytaknął.
– To było… to znaczy, czy… – Wypowiedzenie na głos słowa „morderstwo” zupełnie mnie przerosło. To wszystko przypominało bardziej powieść Johna Grishama niż prawdziwe życie. Na litość boską jestem projektantką obuwia dziecięcego. Nie zwykłam natykać się na zwłoki w eleganckich basenach w Orange County.
Zamiast zagłębiać się we własną psychikę, spróbowałam inaczej.
– Ktoś jej pomógł, prawda?
Ramirez się zawahał. Fakt, że od pół godziny siedziałam skulona w pozycji embrionalnej najwyraźniej, nie skłaniał go do zwierzeń.
Wyprostowałam się, starając się sprawiać wrażenie opanowanej, co nie było łatwe.
– Możesz mi powiedzieć. Jestem twardą laską. – Tak, jasne. Nie odrywałam od niego wzroku, robiąc wszystko, by nie patrzeć na nosze na kółkach, na których wywożono nieszczęsną panią Greenway w czarnym worku.
Poddał się.
– Tak, wygląda na to, że została zamordowana.
Żołądek znowu podszedł mi do gardła, ale oparłam się pokusie, żeby wetknąć głowę między kolana. Ramirez mówił dalej.
– Oficjalna przyczyna śmierci zostanie ogłoszona dopiero po przeprowadzeniu autopsji przez lekarza sądowego. Ale jej ciało nosi wyraźne ślady przemocy. Całą szyję ma fioletową.
– Została uduszona?
Ramirez przeniósł wzrok na basen.
– Na to wygląda.
Choć było mi bardzo szkoda tej biednej kobiety, moje myśli natychmiast powędrowały ku Richardowi. Przed oczami stanął mi nieprzyjemny obraz mojego chłopaka pływającego twarzą do dołu w basenie w Orange County. Przestałam udawać twardą laskę i znowu wetknęłam głowę między kolana, wciągając głęboko powietrze, które pachniało moimi skórzanymi butami, chlorem i zimnym potem, którego strużkę czułam na plecach.
– Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – zapytał Ramirez.
– Jestem pewna – odparłam, tyle że zabrzmiało to jak „jestpena”.
– Zupełnie nie umiesz kłamać.
– Co ty powiesz?
– No dobrze, skoro „nic ci nie jest”, może odpowiesz teraz na kilka pytań dotyczących twojego chłopaka?
Znieruchomiałam, a przez głowę przemknęła mi straszliwa myśl. A jeśli Ramirez myśli, że Richard ma coś wspólnego ze śmiercią Celii. To niemożliwe. Chyba.
– Jakich pytań? – Oddałabym wszystko, żeby dowiedzieć się, co chodzi mu po głowie, ale choć z całych sił starałam się rozszyfrować jego kamienny wyraz twarzy, na nic się to nie zdało. Ze swoją pokerową miną mógłby się nieźle obłowić w Las Vegas.
– Zacznijmy od miejsca jego pobytu.
– Mówiłam ci już, że nie wiem, gdzie jest Richard. Myślisz, że siedziałabym tutaj, gdybym to wiedziała? – Powiedziałam to wysokim, jękliwym głosem, którego nie używałam od czasu, kiedy w szóstej klasie zgubiłam aparat na zęby. Powstrzymałam napływające do oczu łzy. – Naprawdę nie wiem, gdzie on jest.
Ramirez przyglądał się mi przez chwilę. W jego zmrużonych oczach dostrzegłam prawdziwe, niewypowiedziane pytanie.
– Richard tego nie zrobił – powiedziałam dobitnie, kręcąc głową, tak gwałtownie, że prawie wróciły tańczące czarne plamki. – Nie jest mordercą. Jest prawnikiem. Jeśli jest na kogoś wkurzony, wytacza mu proces. Nigdy, przenigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Nie znasz go.
Przechylił głowę na bok.
– A ty znasz?
Przygryzłam wargę. Dobre pytanie. Myślałam, że znam. Ale wyglądało na to, że były w jego życiu sprawy, o których zapomniał mi powiedzieć.
Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo właśnie podszedł do nas jeden z techników. Zupełnie nie przypominał przystojniaków z Kryminalnych zagadek Las Vegas. Był wysoki, chudy i łysy jak kolano. Miał haczykowaty nos i małe, świdrujące oczka, przed którymi nic nie mogło się ukryć.
– Jest gotowa? – zwrócił się do Ramireza, zupełnie jakbym była meblem.
Ramirez zerknął na mnie.
– Nie jestem pewien.
– Gotowa na co? – zapytałam.
Żaden z mężczyzn nie zareagował. Technik postawił na ziemi swoją czarną torbę.
– Myślę, że powinienem ją załatwić, zanim jeszcze bardziej skazi teren.
– Zanim skażę teren?
Ramirez posłał mi kolejne taksujące spojrzenie.
– Śmiało bierz się do roboty. Jest gotowa.
– Gotowa na co? – Pomyślałam, że za chwilę znowu włączy mi się głosik Myszki Minnie. Nerwowo zerkałam raz na jednego, raz na drugiego.
Ramirez westchnął, po czym przemówił cierpliwym tonem, jakby się zwracał do przedszkolaka.
– Pobierzemy próbki twoich włosów, odciski palców i butów. Byłaś obecna na miejscu zbrodni. Musimy mieć pewność, że możemy cię wykluczyć z dalszego śledztwa.
Technik wyciągnął niewielką rolkę, podobną do tej, jakiej używałam, by pozbyć się sierści z moich czarnych kaszmirowych ubrań po każdej wizycie u mamy i jej zgrai pręgowanych kotów. Małe oczka mężczyzny bacznie mnie obserwowały, jakbym była jednym wielkim chodzącym dowodem. Bez zbędnych ceregieli zaczął jeździć rolką po moim niebieskim topie, ramionach, udach, ba, zapuszczał się nawet w miejsca, których większość facetów nie dotykała, bez uprzedniego postawienia mi kina i kolacji.
Ramirez wyglądał na rozbawionego.
– To nie jest śmieszne – powiedziałam z całą godnością, na jaką było mnie stać, będąc molestowana za pomocą rolki do odzieży.
– Nikt nie mówi, że jest – odparł, tyle że jego oczy zmrużyły się w kącikach, kiedy to mówił.
Postanowiłam zmienić temat.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Strzelaj.
– Domyślam się, że to dom Celii Greenway. Przytaknął.
– Wiedziałeś, że ona…
– Będzie martwa?
"Śledztwo wysokich obcasach" отзывы
Отзывы читателей о книге "Śledztwo wysokich obcasach". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Śledztwo wysokich obcasach" друзьям в соцсетях.