– Rozłączam się, Dana.

– Może powinnaś zacząć nosić ze sobą broń? Albo chociaż gaz pieprzowy. Przynajmniej zastanów się nad kupnem gazu.

Tym razem prawie wywróciłam oczy na drugą stronę.

– Na razie, Dana. – Rozłączyłam się, zostawiając Danę samą z jej listą niezbędnych militariów.

Modląc się, by moi pracodawcy byli w dobrym humorze, wykonałam drugi pilny telefon – do Tot Trots. Wyjaśniłam sytuację i poprosiłam, żeby dali mi jeszcze trochę czasu. Nie byli zachwyceni, że jedna z ich projektantek wplątała się w aferę dotyczącą defraudacji i morderstwa, ale zgodzili się przedłużyć mi termin do końca lipca. Potem oddzwoniłam do Marca i obiecałam, że wpadnę jutro na pedikiur i ploteczki. Zadzwoniłam też do pani Rosenblatt, żeby umówić się na oczyszczanie aury w przyszłym tygodniu.

Pozostał mi już tylko jeden telefon, którego obawiałam się od chwili, gdy zobaczyłam Richarda siedzącego na moim materacu.

Nalałam sobie kolejną filiżankę kawy.

Mój palec zawisł nad przyciskami szybkiego wybierania. Richard był zakodowany obok Ramireza. Boże, jak ja nienawidzę podejmować decyzji. Zamknęłam oczy i zabawiłam w małą wyliczankę. Nie spodobał mi się wynik, więc powtórzyłam ją. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam.

– Halo? – powiedział.

– Cześć, tu Maddie. Może skoczymy dziś na drinka? Powiedzmy, o siódmej. Co powiesz na Casa Madera na Wilshire?

– Nie mogę się już doczekać. – W jego głosie słychać było podniecenie.

Kiedy się rozłączyłam, uświadomiłam sobie, że ja także nie mogę się doczekać tego spotkania. Byłam pewna, że w końcu znalazłam odpowiedź na dręczące mnie pytania.

Rozdział 21

Włożyłam czarną jedwabną sukienkę – bez dekoltu, za to krótką i z odkrytymi plecami – i szpilki od Gucciego. Nałożyłam na rzęsy czarną mascarę, a usta pociągnęłam czerwoną szminką. Po wtarciu pianki i wysuszeniu włosów uznałam, że wyglądam naprawdę seksownie. I o to chodziło. Potrzebowałam jak największej pewności siebie, żeby zrobić to, co zamierzałam.

Wskoczyłam do dżipa i wcisnęłam się na autostradę, obierając kurs na Wilshire. Jedyne wolne miejsce parkingowe znajdowało się dwie przecznice od restauracji, więc zaliczyłam jeszcze mały spacer, zbierając się po drodze na odwagę, by stawić czoło nieuniknionemu. Motyle w moim żołądku tańczyły mambo, ale powiedziałam sobie, że podjęłam słuszną decyzję.

Zobaczyłam go, gdy tylko weszłam. Siedział przy barze, plecami do drzwi. Zaczerpnęłam powietrza i wyprostowana ruszyłam w jego stronę.

Musiał wyczuć moją obecność, bo się odwrócił. Na jego usta wypłynął uśmiech, kiedy przyglądał się mojemu strojowi. Przyznaję, że kiedy zobaczyłam uznanie w jego oczach, na moment ogarnęły mnie wątpliwości. Natychmiast mi przeszło, kiedy nachylił się i pocałował mnie w policzek, mówiąc:

– Ślicznie wyglądasz, pączuszku. Pączuszku. Fuj. Zmusiłam się do uśmiechu.

– Cześć, Richard.

– Zamówić ci drinka? – zapytał, kiedy usiadłam obok niego.

– Eee… – Spojrzałam na jego szkocką z wodą sodową. – Napiję się dietetycznej coli. Dzięki.

Przywołał barmana, który szybko postawił przede mną zimną colę. Pociągnęłam spory łyk, w nadziei że to uspokoi motyle w moim żołądku.

– Maddie, tak się cieszę, że zadzwoniłaś – powiedział, biorąc mnie za rękę.

Zaczerpnęłam tchu.

– Myślałam o tym, co powiedziałeś w nocy.

– Tak? Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Kiedy byłem w areszcie, dużo o nas myślałem i…

– Richardzie, to koniec. Spojrzał na mnie.

– Co?

– Mówię o nas. To koniec. – Wypuściłam powietrze. Wow, fajnie było to powiedzieć.

– Ale, ja… – Urwał, patrząc na mnie błagalnie. – Myślałem, że dobrze nam było razem, pączuszku. Co się stało?

Parsknęłam.

– Co się stało? Richard, okłamywałeś mnie. We wszystkim.

– Myślałem, że rozumiesz dlaczego. – Ściągnął z konsternacją perfekcyjnie wyregulowane brwi.

– Owszem, zrozumiałam, ale coś innego. Kiedy sytuacja stała się trudna, po prostu uciekłeś. Do tego oszukiwałeś i zdradzałeś. I kradłeś. Jesteś słaby. A ja jestem zbyt silna, żeby dać się wyssać takiemu facetowi jak ty. Umiem utrzymać się w pionie sama, ale nie mogę trzymać nas oboje. Przykro mi.

Jednym haustem wychyliłam resztę coli. Richard siedział oszołomiony. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam w policzek.

– Powodzenia, Richardzie. Mam nadzieję, że nie wrócisz za kratki. Zabrałam torebkę i najszybciej, jak mogłam, wyszłam z restauracji.

Wiem, że za mną patrzył, ale nie czułam na sobie jego spojrzenia. Jedyne, co czułam, to ogromne poczucie wolności.

Tuż za drzwiami otworzyłam klapkę komórki i wcisnęłam przycisk szybkiego wybierania. Ramirez odebrał po drugim sygnale.

– Halo?

– Co dzisiaj robisz? – zapytałam. Zawahał się.

– A czemu pytasz? Uśmiechnęłam się szeroko.

– Bo chyba nadeszła już ta inna okazja.

Czułam, że się uśmiecha, i prawie widziałam seksowny dołeczek w jego policzku.

– Wprowadzę zmiany w grafiku.

Zalała mnie fala ciepła, kumulując się w moich majtkach, które dziś zdecydowanie nie były babcine.

– Ale przedtem muszę jeszcze coś załatwić. Spotkajmy się u mnie za pół godziny, okay?

– Okay.

Prawie biegłam do dżipa. Wróciłam na autostradę i odbiłam w Pico na szybką wizytę w aptece. Kupiłam nowy test ciążowy, z szybką zabezpieczającą okienko wyniku, upewniając się, że ma dobry termin ważności (kończył się dopiero za osiemnaście miesięcy). Tym razem byłam zdecydowana doprowadzić sprawę do końca.

Zaraz po powrocie do domu poszłam do łazienki, przezornie zostawiając colę w kuchni. Usiadłam na materacu i czekałam, starając się nie patrzeć na zegar. Można by pomyśleć, że jestem już weteranką robienia testów ciążowych, ale przysięgam, że były to trzy najdłuższe minuty w moim życiu. Obgryzłam paznokieć. Przekładałam pisaki. Chyba z piętnaście razy przeszłam z jednego końca pokoju na drugi.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegar. Dwie minuty pięćdziesiąt pięć sekund.

– Chwileczkę – zawołałam. Zamknęłam oczy. Policzyłam do pięciu. Sprawdziłam wynik.

Jedna kreska. Negatywny.

Wypuściłam powietrze, czując mieszaninę ulgi i zawodu. Okay, może ulga była trochę większa. Spojrzałam na swój brzuch. Może kiedyś. Ale na dzisiejszą noc miałam inne plany…

Szybko wyrzuciłam test do kosza pod zlewem i otworzyłam drzwi.

Ramirez stał oparty o futrynę. Jak zwykle miał na sobie czarny T – shirt i wytarte dżinsy. Wystająca spod rękawa pantera kokietowała mnie, kiedy mierzył mnie wzrokiem.

Znowu poczułam gorąco w całym ciele.

– Cześć – powiedziałam, starając się, by zabrzmiało to seksownie i uwodzicielsko. Niestety, znowu było mi bliżej do Myszki Minnie. – Przepraszam, że cię wczoraj nie zaprosiłam. Chciałam, ale wszystko było takie zagmatwane, nie wiedziałam, na czym stoję z Richardem, no i ciągle był jakiś problem z testami ciążowymi, ale kupiłam nowy, właśnie zrobiłam i…

Ramirez uciszył mnie, kładąc palec na moich ustach.

– Wystarczy tego gadania – powiedział niskim, aksamitnym głosem. I pocałował mnie. Boże, jak on mnie pocałował.

Gemma Halliday

  • 1
  • 47
  • 48
  • 49
  • 50
  • 51
  • 53