– Nie, nie, jestem pewna, że byłaś dokładnie w jego typie. Althea się zaśmiała.

– Oczywiście, że byłam w jego typie. Miałam puls. Ten facet uważał, że tylko dlatego, iż ma penisa, kobiety powinny padać mu do stóp. Uważał, że żadna mu się nie oprze. Pewnego razu zapomniałam torebki, więc się wróciłam. W kancelarii nikogo już nie było. Tylko Devon w gabinecie pana Howe'a. Poprosił, żebym weszła i pomogła mu się dostać do systemu. Odparłam, że nie powinnam tego robić. Wtedy powiedział, że jestem inteligentna. Zbyt inteligentna, by być młodszą kancelistką. Mówił, że jestem ładna i słodka. Podałam mu hasło, a on mnie uwiódł, na biurku pana Howe'a.

Wzdrygnęłam się w duchu. To wyjaśniało opakowanie po prezerwatywie.

W miarę jak Althea mówiła, jej oczy robiły się coraz większe, coraz bardziej szkliste. Wcale nie mrugała. Wyglądała jak ktoś z bardzo wysoką gorączką. Mimo to nadal pewnie celowała do mnie z pistoletu. Cofnęłam się jeszcze bardziej i wsunęłam dłoń do torebki, szukając czegoś, co mogłabym wykorzystać jako broń. Szminka, drobne, tampon. Cholera.

– Kiedy się ubraliśmy, zapytałam, kiedy go znowu zobaczę – ciągnęła Althea, z nieobecnym wzrokiem. – I wiesz, co zrobił?

Bałam się odpowiedzieć. Pokręciłam przecząco głową. Althea zbliżyła się tak, że poczułam zapach jej szamponu.

– Roześmiał się. Powiedział, że już mnie nie potrzebuje, i zaczął się śmiać. Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś, kogo kochasz, śmieje ci się w twarz?

Znowu pokręciłam głową. Wtedy moje palce natrafiły w torebce na podłużny, ostro zakończony przedmiot. Pilnik do paznokci!

– Postanowiłam wyrównać rachunki. Dowiedziałam się, co knują z panem Howe'em, i dałam cynk urzędnikowi z Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Wyczyściłam konta Devona. Udusiłam jego idealną, chudą żonę. A potem – mówiąc to, spojrzała mi w oczy, jednocześnie kładąc oba palce wskazujące na cynglu – zabiłam go. Ale nie od razu. Najpierw kazałam mu błagać, prosić mnie o życie na kolanach. Posłuchał mnie. I wiesz, co wtedy zrobiłam?

Pokręciłam głową, zaciskając palce na pilniku. Nachyliła się do mnie.

– Roześmiałam się.

Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Zupełnie ześwirowała. Nie wiem, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam. Każdy, kto nosi kraciaste blezery do sztruksowych spódnic, musi być szurnięty. A ona była szurnięta na maksa. Jej usta uśmiechały się, ale spojrzenie było nieobecne, zupełnie jakby widziała przed sobą błagającego o litość Greenwaya.

Patrząc w jej szalone oczy, nagle coś sobie uświadomiłam.

– Doprowadziłam cię prosto do niego. Althea się uśmiechnęła.

– Muszę ci za to podziękować. Domyślałam się, że nadal jest w mieście, ale dopiero dzięki tobie odkryłam, że zaszył się w Moonlight Inn. Ten zarozumiały dupek myślał, że chcę się z nim jeszcze raz przespać. Był przekonany, że sobie pobzyka. Postanowiłam się zabawić. Włożyłam cholernie niewygodne szpilki i obcisłą spódniczkę. – Jej oczy znowu zaszły mgłą. – A potem go zastrzeliłam. Wpakowałam mu dwie kulki.

Spojrzałam na pistolet.

– Z pistoletu Richarda? Skinęła głową.

– Znalazłam go w jego biurku, kiedy w zeszłym tygodniu był w sądzie. Pomyślałam, że najlepiej będzie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie zamierzałam dzielić się moimi ciężko zarobionymi pieniędzmi z takim idiotą i cudzołożnikiem, jak pan Howe. Nie patrz tak na mnie. Wiem, że jest żonaty.

Wzruszyłam ramionami. Co do Richarda, mogłam jej przyznać rację.

– I co teraz? – zapytałam z wahaniem. Już się nie uśmiechała.

– Teraz pozbędę się ostatniej przeszkody, pojadę na lotnisko i przejdę na wcześniejszą emeryturę z dwudziestoma milionami w kieszeni. To powinno mi wynagrodzić fakt, że spałam z Greenwayem.

Z trudem przełknęłam ślinę, w uszach czułam pulsowanie. Nie podobało mi się, że nazwała mnie „ostatnią przeszkodą”. Zwłaszcza że trzymała mnie na muszce. Mocniej zacisnęłam palce na pilniku. Wzięłam głęboki oddech.

– Żegnaj – szepnęła Althea.

Wiedziałam, że jeśli się zawaham, wkrótce wyląduję w kontenerze na śmieci. Pochyliłam głowę i rzuciłam się na Altheę z pilnikiem w ręce. Mimowolnie się skrzywiłam, kiedy poczułam, że wbiłam go w jej ciało.

Usłyszałam jej krzyk oraz wystrzał. Kula roztrzaskała monitor Jasmine. Poczułam na dłoni ciepły płyn i zdaje się, że też krzyknęłam.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że ciecz nie jest czerwona, tylko przezroczysta. Popatrzyłam na Altheę. Jedna strona jej klatki piersiowej była mokra. I mniejsza od drugiej.

– Ty suko! Zniszczyłaś mi implant! – wrzasnęła.

W myślach pacnęłam się w czoło. Althea miała implanty? Czy moje cycki były najmniejsze w LA?

Althea stała z opuszczoną bronią. Jej jedna pierś wyglądała, jakby uszło z niej powietrze. Uznałam, że to odpowiednia chwila, by rzucić się do ucieczki. Obróciłam się i pognałam przez recepcję. Byłam już prawie przy drzwiach, kiedy usłyszałam drugi wystrzał. Kula roztrzaskała szklane drzwi. Padłam na wykładzinę. Rozległ się kolejny wystrzał i moje ramię przeszył ostry ból. Sięgnęłam dłonią do źródła bólu. Tym razem moje palce były czerwone.

Pomyślałam, że za chwilę puszczę pawia.

Zgubiłam jeden z butów Dany, pełznąc na czworakach za donicę z palmą. Usłyszałam jeszcze trzy wystrzały. Kule utkwiły w ścianie wyklejonej elegancką tapetą. Potem usłyszałam dźwięk, który był dla moich uszu jak muzyka – szczęk pustego magazynku.

– Cholera! – wrzasnęła Althea. Skończyły się jej naboje. Zerwałam się z podłogi i popędziłam w stronę wind. Nie ubiegłam daleko po tłuczonym szkle. Althea szarpnęła mnie do tyłu za włosy.

Obróciłam się, starając się przypomnieć sobie coś z zajęć tae – bo, na które Dana zaciągnęła mnie w zeszłym roku. Wypad, obrót i cios? A może obrót, cios i wypad? A niech to. Szkoda, że nie zwracałam większej uwagi na kroki, zamiast gapić się na wyrzeźbiony tyłek instruktora. Nie miałam wyjścia. Zaczęłam kopać, wrzeszczeć i młócić rękami. Wiedziałam, że walczę jak dziewczyna, ale miałam to gdzieś.

Althea z łatwością powaliła mnie na podłogę. Była strasznie silna jak na kobietę. Najwyraźniej pod bezkształtnymi ciuchami ukrywało się ciało kulturystki.

Wbiłam paznokcie w jej skórę, zatapiając je coraz głębiej i głębiej, póki nie wrzasnęła. Niestety, na niewiele się zdało. Jej dłonie nadal zaciskały się na moim gardle i powoli zaczynałam widzieć gwiazdy. Gorączkowo macałam podłogę, szukając czegoś, czym mogłabym jej przywalić. Obraz robił się zamazany. Jedyne, co dobrze widziałam, to szalone oczy Althei, utkwione we mnie. Podczas szamotaniny spadły jej okulary. Jej gęste brwi były ściągnięte, a usta wykrzywione w makabrycznym uśmiechu rodem z filmów Wesa Cravena. Zachciało mi się płakać, kiedy pomyślałam, że ostatnią rzeczą, jaką ujrzę przed śmiercią, będą zarośnięte brwi i potargane włosy jakiejś wariatki? To było niesprawiedliwe.

Nagle moje dłonie coś znalazły. Zgubioną szpilkę Dany. Wyciągnęłam palce najdalej, jak mogłam, zaciskając je na bucie. Coraz gorzej widziałam, nie mogłam oddychać. Wijąc się pod cielskiem Althei, skupiłam resztkę siły w lewej ręce. Uzbrojona w dziwkarską szpilkę Dany, zamachnęłam się w kierunku szyi Althei.

Usłyszałam krzyk. Sama nie wiem czyj – jej czy mój. Ręce Althei oderwały się od mojej szyi. Zamrugałam, gwałtownie łapiąc powietrze. Althea zsunęła się ze mnie, jej szyja, w której tkwiła szpilka, była cała w keczupie. Wzrok miała szklisty, z jej ust dobiegało rzężenie.

Tym razem nie miałam wątpliwości, kto krzyczał. Ja.

Nadal wrzeszczałam w niebogłosy, kiedy przez rozbite drzwi wpadł Ramirez, a za nim paru umundurowanych policjantów. Jeden z nich zaczął robić Althei sztuczne oddychanie, wołając, by ktoś wezwał pomoc. Kiedy przyjechali sanitariusze, założyli Althei maskę tlenową i podłączyli masę rurek. Potem zjawili się kolejni gliniarze. Rozmawiali głośno przez radio. Wszystko wydawało się takie surrealistyczne. Cały czas nie mogłam oderwać wzroku od kałuży krwi, w której leżała Althea.

W końcu przestałam krzyczeć i uświadomiłam sobie, że jestem w ramionach Ramireza. Trzymał mnie mocno.

– Nic ci nie jest? – szepnął w moje włosy. Przełknęłam ślinę.

– Chyba mnie postrzeliła. Czy ona… – Urwałam, nakazując sobie wziąć głęboki oddech, zanim znowu zacznę krzyczeć.

– Nie, żyje. Na razie. – Ramirez odsunął się, żeby obejrzeć moje lewe ramię, gdzie żywy ogień przeszedł w tępy ból. – Wygląda na ranę powierzchowną – powiedział, ostrożnie odsuwając moją zniszczoną bluzkę.

Przywołał jednego z zajmujących się Altheą sanitariuszy, który potwierdził jego diagnozę. Powiedział, że trzeba to zszyć, więc Ramirez zapakował mnie do swojego SUV – a i zawiózł do szpitala.

Trzy godziny później moje ramię wyglądało, jakby należało do jakiegoś zombie, a szyja była w kolorze Fioletowego Paskudztwa. Mogłam to ukryć, nosząc przez kolejnych parę dni golfy, ale nadal pozostawała kwestia mojego oka. Ramirez zawiózł mnie na komisariat, gdzie złożyłam zeznania, czemu towarzyszył ledwo tłumiony śmiech policjantów, gdy opowiadałam, jak przebiłam Althei implant. Zanim skończyłam, zeszły ze mnie resztki adrenaliny i zupełnie oklapłam. Jedynym, co utrzymywało mnie w pionie, był Ramirez, który przez całą noc nie odstępował mnie na krok.

Słońce zaczynało wychylać się już zza horyzontu, kiedy Ramirez w końcu odwiózł mnie do domu. Kiedy zatrzymał samochód i wyłączył silnik, zadałam na głos pytanie, które dręczyło mnie od momentu, gdy zobaczyłam Altheę celującą do mnie z pistoletu.

– Skoro to Althea podprowadziła dwadzieścia milionów, to jakim cudem Jasmine stać na botoks i Pradę?

Ramirez przechylił głowę, jakby nie do końca rozumiał, o co chodzi z Pradą, ale odpowiedział.

– Nadal sprawdzają komputer Jasmine, ale z tego, co znaleźliśmy do tej pory wynika, że ktoś o nicku SexyJas pracował na seks czacie.

W myślach pacnęłam się w czoło. Kociakinazywo.com.