Rozmówca Richarda był ubrany w znoszone lewisy wytarte wzdłuż nogawek i na siedzeniu, czarny dopasowany T – shirt i granatową marynarkę. Miał szerokie ramiona i w ogóle był napakowany, przez co przypominał zawodowego boksera. Jedną brew przecinała biała blizna, wyraźnie odcinająca się na tle jego ciemnej karnacji. Miał ciemne włosy, ciemne oczy i ogólnie wygląd typka, u którego można znaleźć więzienne tatuaże. Miałam nadzieję, że Richard nie poszerzał swojej działalności o bronienie kryminalistów.

Poczekałam, aż uścisną sobie dłonie na pożegnanie. Dopiero kiedy facet wyszedł, podeszłam do Richarda.

– Cześć, skarbie – powiedziałam, wspinając się na palce, żeby pocałować go w policzek.

– Cześć. – Nadal patrzył za podejrzanym nieznajomym i wyglądał na kompletnie nieprzytomnego, zupełnie jakbym przeszkodziła mu w oglądaniu meczu.

– Kto to był?

– Nikt.

To, że w dalszym ciągu spoglądał za Panem Nikt, kazało mi podejrzewać, że to nie do końca prawda. Miałam jednak ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmyślanie o najnowszym kliencie Richarda. Na przykład to, że spóźniał mi się okres.

– Co to za spóźnienie?

– Co? – Obróciłam się gwałtownie, a żołądek zacisnął mi się w węzeł. Boże, czy to możliwe, żeby się domyślił? Spojrzałam nerwowo na swój brzuch, chociaż było mało prawdopodobne, że wybrzuszył się w ciągu ostatnich trzydziestu sekund.

– Mieliśmy zarezerwowany stolik na pierwszą.

– Och. O to chodzi.

– Przepraszam, były straszne korki. Możemy pójść gdzie indziej. Może do Cabo Cantina?

Richard nadal wpatrywał się w zamknięte szklane drzwi, za którymi zniknął Pan Nikt. Znowu zaczęłam się zastanawiać, kim był ten facet. Nie wyglądał jak typowy klient Richarda i na pewno nie wyglądał jak prawnik.

– Hm, wiesz, chyba w ogóle nie uda mi się dziś wyrwać na lunch. Coś mi wypadło.

– Och, szkoda. – Myślcie, co chcecie, ale przyznam, że nawet mi ulżyło. Przynajmniej nie będziemy musieli odbyć tej rozmowy już teraz. Będę miała trochę więcej czasu na wymyślenie lepszego sposobu na obwieszczenie radosnej nowiny niż: „Richard, powinniśmy byli używać mocniejszych kondomów”. Hm… ciekawe, czy mogłabym pozwać za to producenta.

– Wybacz, Maddie. Zadzwonię do ciebie później, obiecuję.

– W porządku. Rozumiem. Pogadamy wieczorem, tak?

– Tak. Wieczorem. – Cmoknął mnie szybko w policzek i zniknął z powrotem za drzwiami z matowego szkła prowadzącymi do trzewi kancelarii Dewey, Cheatem i Howe. Jasmine uniosła głowę, żeby posłać mi ironiczny uśmieszek, po czym wróciła do układania pasjansa.

Odnalazłam pozostawionego dwie przecznice dalej dżipa i zostawiłam kolejną wiadomość na sekretarce Dany. Jeśli wkrótce nie odbierze telefonu, będę musiała zrobić casting na nową najlepszą przyjaciółkę. Odpaliłam silnik dżipa z rykiem, który rozniósł się echem po parkingu. Zamiast wrócić na autostradę, pojechałam Grand, kierując się na Beverly Boulevard. Zajechałam do McDrive'a i zamówiłam dekadenckiego big maca, duże frytki i truskawkowego shake'a. To nie był dzień na liczenie kalorii.

Zatrzymałam się na parkingu obok restauracji i pocieszałam jedzeniem w kojącym zaciszu mojego auta, z klimą odkręconą na full. Dopijając z siorbaniem shake'a, zastanawiałam się, co dalej. Powinnam wrócić do pracy, którą olałam po tym, jak dziś rano spojrzałam z przerażeniem w kalendarz. Stwierdziłam jednak, że jest zupełnie nierealne, abym mogła być teraz kreatywna.

Jako mała dziewczynka marzyłam, by zostać modelką i paradować po wybiegach w Mediolanie w najnowszych kreacjach wielkich projektantów, wzbudzając zachwyt całego świata. Jednak już w ósmej klasie stało się jasne, że nie osiągnę wzrostu modelki. Wybrałam więc drugą w kolejności wymarzoną karierę – projektantki mody. Po czterech latach nauki w Academy of Art College w San Francisco byłam gotowa zabłysnąć w świecie mody. Nie przewidziałam tylko, że zaistnienie wśród projektantów będzie niemal równie trudne, jak zostanie profesjonalną modelką. Po wielu prośbach, błaganiach i obiecywaniu wszystkim liczącym się postaciom świata mody w Los Angeles, że będę pucować ich samochody, w końcu dostałam pracę projektantki obuwia dziecięcego w Tot Trots. Okay, nie jest to Mediolan, ale przynajmniej starcza mi na rachunki. Przeważnie.

Zaletą tego zajęcia jest fakt, że pracuję w domu, a więc sama ustalam sobie godziny pracy. Z dumą przyznaję, że moje projekty nosiły na swoich stopach wszystkie modne berbecie. Plastiki z Barbie z wiosennej kolekcji oraz kapciuszki ze Sponge Bobem z kolekcji jesiennej to także moje dzieło. Aktualnie pracuję nad butami za kostkę ze Strawberry Shortcake, które będą dostępne zarówno w opalizującym różu, jak i połyskliwym fiolecie. Tak, tak, wiem, absolutny odjazd.

Jednak w tej chwili myśl o spędzeniu dnia na projektowaniu dziecięcego obuwia nie była zbyt pociągająca. Dziecięce buty sprawiały, że myślałam o dzieciach, co prowadziło do myśli o niemowlakach, co z kolei prowokowało myślenie o kondomach, które z jakiegoś powodu czasami pękały, co stawiało kobiety w moim obecnym położeniu.

Spojrzałam na zegar na desce rozdzielczej. Za piętnaście druga. Dana jest pewnie w drodze do siłowni. Pomiędzy kolejnymi castingami a epizodycznymi rólkami pracuje jako instruktorka fitnessu w Sunset Gym. Pomyślałam, że jeśli pojadę stojedynką, uda mi się ją złapać w przerwie między zajęciami.

Odstawiłam shake'a i wrzuciłam bieg. W rekordowym czasie dojechałam do olbrzymiego budynku z betonu i szkła, w którym znajdowała się Sunset Gym. Zaparkowałam samodzielnie, odprawiając parkingowego. Nie uwierzycie, ale w LA ludziom nie chce się przejść paru metrów z parkingu do siłowni, do której przyjechali przebiec parę kilometrów. Nie pytajcie mnie czemu.

Kiedy weszłam do środka, wysoki facet ogolony na jeża i umięśniony jak Popeye zatrzymał mnie przy recepcji. Zmierzył mnie od góry do dołu, przyglądając się moim botkom na pięciocentymetrowym obcasie i spódniczce od Ann Taylor. Zauważył, że nie mam przewieszonej przez ramię sportowej torby Nike. Nie było mowy, żebym go nabrała. Oboje wiedzieliśmy, że korzystam z mojej karty członkowskiej tylko wtedy, gdy na dworze jest prawie czterdziestostopniowy upał i chcę się ochłodzić w basenie.

Po wylegitymowaniu się cerberowi na sterydach weszłam do głównej sali, omiatając wzrokiem rzędy pedałujących na rowerkach amatorów ćwiczeń w poszukiwaniu Dany. Zobaczyłam ją i jej grupę przy oknach.

Jej podopieczni dawali z siebie wszystko na stepach. Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia z powodu tych wszystkich kalorii, które władowałam w siebie na lunch, jednak nie na tyle duże, żebym miała zaraz przebrać się w dres i wskoczyć na step.

Zamiast tego chwyciłam wymięty egzemplarz „Elle” i usadowiłam się na ławce pod ścianą. Nie czekałam długo, bo wielbiciele stepu wkrótce skończyli zajęcia, nagradzając się brawami. Dana podbiegła do mnie, jej koński ogon w kolorze rudoblond kołysał się na boki. Idealnie zbudowana, wyglądała, jakby właśnie zeszła ze stron „Sports Illustrated”. Ale nie z numeru poświęconego strojom kąpielowym, tylko z wydania o kulturystkach i facetach, którzy je uwielbiają.

– Co jest? – zapytała, spoglądając z dezaprobatą na moje botki na obcasie.

– Przed chwilą jadłam – odparłam na swoją obronę.

Dana spojrzała na mnie podejrzliwie, ale postanowiła odpuścić. Truchtała w miejscu, kontynuując rozmowę.

– Dostałam twoją wiadomość. Co to za pilna sprawa?

– Ja… – Obejrzałam się przez ramię, jakbym nie powinna mówić tego głośno. – Mam opóźnienie.

– Okay, no to gadaj szybko. O co chodzi?

– Nie, nie takie opóźnienie. Rozumiesz.

Dana przechyliła głowę. Dopiero po chwili do niej dotarło.

– Boże. Chcesz powiedzieć, że nie masz okresu?

– Nie, że nie mam. Po prostu trochę mi się spóźnia.

– Nic dziwnego, że panikujesz.

– Nie panikuję. Tylko… mam drobne opóźnienie.

Dana posłała mi pobłażliwe spojrzenie, którym obrzucała mnie od czasu do czasu, kiedy w siódmej klasie połączyła nas miłość do New Kids on the Block.

– Jasne. I dlatego zostawiłaś mi dziś rano cztery wiadomości na sekretarce?

Skrzywiłam się. Naprawdę zostawiłam aż cztery wiadomości?

– Okay, przyznaję. Może i trochę panikuję.

– Zrobiłaś już test? – zapytała i przeszła do pajacyków.

– Ciążowy?

– Nie, z algebry. Jezu. Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie spóźnił ci się okres.

Prawda była taka, że rzeczywiście nigdy wcześniej nie spóźnił mi się okres. Od czasu pierwszej miesiączki babskie dni zawsze wypadały u mnie dokładnie co dwadzieścia osiem dni, co tylko potęgowało moje przerażenie. I dlatego jak oszalała zostawiłam rozpaczliwe wiadomości na sekretarce mojej najlepszej przyjaciółki. Hej, zaraz, jeśli odsłuchała moje wiadomości…

– Dlaczego do mnie nie oddzwoniłaś?

Na usta Dany wypłynął szelmowski uśmiech, który oznaczał, że albo spotykała się z kimś nowym, albo że zaraz każe komuś zrobić dwadzieścia pompek.

– Nie byłam sama.

– A z kim?

– Z Saszą Aleksandrowem – powiedziała, przechodząc do robienia wypadów z nogi na nogę.

– Z kim?

Dana zachichotała. Tak, tak, dorosłe kobiety o ciałach bogiń chichoczą jak gimnazjalistki z aparatem na zębach, kiedy chodzi o facetów.

– To rosyjski akrobata. Jest podstawą ludzkiej piramidy w Cirque Fantastique.

Zrobiłam co w mojej mocy, żeby nie przewrócić oczami. Dana posiadała osobliwą umiejętność wybierania facetów, z którymi związki były z góry skazane na niepowodzenie.

– Więc gdzie poznałaś Pana Podstawę Piramidy?

– Tutaj. Przyszedł w zeszłym tygodniu z hiszpańskim trapezistą, żeby poćwiczyć. Zaproponowałam, że pokażę mu, jak korzystać z atlasów. W Rosji nie mają takiego sprzętu.

– Jasne.

– Od razu między nami zaiskrzyło. Zapytał, czy chcę zobaczyć jego występ.

Biorąc pod uwagę wieloznaczność tej propozycji, domyśliłam się, że Dana się zgodziła. Nigdy nie przepuszczała okazji, żeby obejrzeć „występ” jakiegoś mięśniaka.