Na twarzy komisarza odmalowała się złośliwa satysfakcja.

– Blisko dwadzieścia cztery godziny temu odbyłem bardzo długą rozmowę telefoniczną z Australią. Edna Garp-Howard nie żyje. Zmarła dziesięć lat temu, a już wtedy była wdową po owym Howardzie, z którym wyjechała. Ale na krótko przed jej śmiercią zjawiła się u niej dawna przyjaciółka ze Szwecji z dwojgiem dzieci. Zajęła się majątkiem Edny po jej naturalnej śmierci, pani Garp-Howard chorowała od kilku lat. W papierach zmarłej szwedzka przyjaciółka znalazła wiadomość od władz, że Rustan Garp senior zmarł, a jego ociemniały syn znajduje się w zakładzie dla niewidomych. Pismo było świeżej daty, a pani Edna przed śmiercią opowiadała przyjaciółce o swoim fińskim małżeństwie i o tym, że były mąż dorobił się znacznego majątku na wynalazkach w dziedzinie elektrotechniki. Poza tym Edna Garp-Howard ostatnie lata życia spędziła w znacznej izolacji. Czuła się nie najlepiej, a w Australii odległości między sąsiadami bywają nierzadko ogromne, miała więc niewielu znajomych. Szwedzka przyjaciółka spokojnie zajęła miejsce zmarłej. Wkrótce pojawiła się w Finlandii razem ze swoimi dziećmi i okazała dokumenty, że to ona jest Edną Garp-Howard. Musieli korzystać w Australii z usług profesjonalnego fałszerza dokumentów, bo zarówno Michael, jak i Veronika są starsi, niż podawali, zbyt starzy, szczerze mówiąc, by być młodszym rodzeństwem Rustana. Niezrozumiałe jest i to, że nikt nie zdziwił się, iż ten młodziutki, jak wynikało z papierów, Michael Howard przejął całą skomplikowaną firmę Garpów i tak znakomicie ją prowadzi. Jest sześć lat starszy, niż podawał. Veronika również.

– Tak, on nie wygląda na młodego, włosy ma nawet dość wyraźnie przerzedzone – rzekła Irsa w zamyśleniu. – I Veronika też sprawia wrażenie bardzo dojrzałej. Zbyt dojrzałej jak na kogoś tak młodego. Więc ona nie jest adoptowaną siostrą Rustana?

– Nie, ona mu to tylko chciała wmówić, żeby móc pójść z nim do łóżka. A nie mogła przecież ujawnić, że w ogóle nie są rodzeństwem. Matka jednak bała się skandalu i zabroniła jej flirtowania z Rustanem.

– On jej nie lubił – powiedziała Irsa z zadowoleniem, także po to, by sama siebie pocieszyć.

Och, jak trudno będzie się teraz z nim spotkać. Kochać kogoś tak bardzo i utracić go w jednej chwili. Nie dla Veroniki, tego była pewna. Ale dla jakiejś innej kobiety, która wygląda lepiej niż Irsa. A takich istnieje dużo. Strasznie dużo!

Wysiedli przed szpitalem i weszli do środka. Irsa poczuła bolesne ssanie w dołku.

– A jak się nazywa ta szwedzka przyjaciółka, która postanowiła zostać Edną Garp-Howard?

Armas przystanął i przytrzymał jej drzwi. Jego oczy lśniły podejrzanym blaskiem spoza okularów w ciemnych oprawach.

– Otóż ta pani pochodzi ze Szwecji, z północnej Värmlandii, chociaż bardzo dawno temu przeniosła się do Sztokholmu. Nazywała się wtedy Lauritsson.

Irsa zatrzymała się gwałtownie na progu.

– Lauritsson? Poczekaj no chwilkę! Co to mi mówił jeden taki mały chłopiec w Norwegii? O ciotce, która zawsze opowiadała o jakiejś strasznej pani Lauritsson, która wyjechała zostawiając najmłodsze dziecko?

– No więc właśnie – potwierdził Armas i oboje ruszyli dalej. – Pamiętasz przecież, że Hans Lauritsson stracił kontakt z rodziną, prawda? W dzieciństwie bywał często okropny i matka nie chciała go ze sobą ciągnąć do Australii, więc zostawiła go w Sztokholmie, tak po prostu na ulicy.

– A zatem… Kiedy opłakiwała syna, którego tak okropnie zaniedbała, to jej łzy były szczere? Tyle tylko, że nie dotyczyły Rustana, a Hansa.

– Zgadza się! Ona się w najmniejszym stopniu nie przejmuje Rustanem, jeśli chodzi o ścisłość, to ona go nienawidzi. Natomiast Veronika i Michael Lauritsson mieli bardzo zwyczajne szwedzkie imiona, które porzucili wyjeżdżając z Australii do Finlandii.

– Ale jakim sposobem znalazł się w tej historii Hans?

– No, jesteśmy na miejscu. O Hansie porozmawiamy później.

Rustan… Irsa za nic nie chciała wchodzić do Rustana, patrzeć na jego niezręczne próby, żeby zachowywać się wobec niej sympatycznie, chociaż tak naprawdę pragnął, żeby sobie poszła gdzie pieprz rośnie.

Boże, pozwól mi przejść przez tę próbę z godnością, a już w każdym razie bez łez. Boże, daj mi trochę męstwa!

Drzwi zostały otwarte. Oczy Rustana, takie ciemne na tle białej poduszki, zwróciły się ku nim.

– Hej! – zawołał Armas. – To my z Irsą.

Nie musiał tego chyba wykrzykiwać, Rustan przecież widział.

Jego piękna twarz złagodniała w bladym uśmiechu.

– Irsa! Podejdź do mnie!

Podeszła i usiadła na krawędzi łóżka, by uścisnąć jego wyciągnięte na powitanie ręce. Tyle chciała mu powiedzieć, że nie potrzebuje okazywać jej wymuszonego szacunku, że ona wszystko rozumie, zaraz sobie pojedzie do domu i nigdy więcej nie będą się musieli spotkać.

Ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Idiotyczny płacz ściskał jej gardło, a po policzkach ciekły łzy. Po prostu wstyd!

Nagle odkryła, że Rustan także nie jest w stanie mówić. Starał się, ale bez powodzenia, coraz mocniej natomiast ściskał jej ręce.

W końcu to Armas musiał przerwać ciszę.

– Ja zaraz sobie pójdę, zostawię was samych…

Nie, nie odchodź, prosiła w duchu. Wtedy będzie jeszcze gorzej.

– Najpierw jednak muszę wyjaśnić kilka nieporozumień. Po pierwsze, Irso, Rustan jest okropnie zdeprymowany faux-pas, jakie popełnił przed południem. Ale nic nie mógł już potem zrobić, zresztą wszystko to moja wina.

– Twoja wina? Nie rozumiem.

Nie, o Boże, jakiż zapłakany głos! Boże, pozwól mi się opanować!

– Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć, Irso. Myśmy tu odegrali pewną ukartowaną scenę. To była pułapka zastawiona na rodzinę Lauritssonów. Ja od jakiegoś czasu podejrzewałem, że Edna i Spółka nie są tymi, za których się podają, ale wtedy nie miałem jeszcze informacji z Australii i w ogóle nic, na czym mógłbym się oprzeć. Dlatego musieliśmy odegrać tę komedię. Poprosiliśmy Rustana, żeby oświadczył, iż nigdy przedtem jej nie widział i że ona nie jest jego matką.

Irsa spoglądała zdumiona to na jednego, to na drugiego.

– Ależ to żadna komedia. Sam przecież widział, że Edna nie jest jego matką.

W pokoju zaległo milczenie.

– Nie – powiedział w końcu Armas. – Rustan widzi bardzo mało. Prawie nic. Odróżnia światło od cienia, nic więcej.

Irsa siedziała przez chwilę oniemiała, potem rzuciła się Rustanowi w objęcia i przytuliła twarz do jego policzka. Gorące łzy spływały na poduszkę.

– Kocham cię tak strasznie – szeptała mu do ucha.

Nareszcie Rustan mógł jej wyjaśnić wszystko, co się stało.

– Wiesz, to był szok dla nas wszystkich, że Veronika i Viljo znaleźli się w tamtym gabinecie, w którym mieliśmy się spotkać my troje, ty, Armas i ja. Ja widziałem tylko cienie dwóch postaci pośrodku pokoju i słyszałem głos Viljo. Myślałem, że druga postać to ty.

– Ale powiedziałeś, że jestem piękna. To znaczy Veronika.

– Viljo nie mógł się przecież dowiedzieć, że ja ledwo co widzę, bo na pewno nie utrzymałby tego w tajemnicy. A ty dla mnie jesteś piękna, żebyś nie wiem jak wyglądała, więc powiedziałem prawdę. Ale kiedy nagle poczułem jej perfumy i zorientowałem się, że w pokoju znajduje się więcej osób, zrozumiałem omyłkę. Wtedy jednak katastrofa już się dokonała. Co miałem mówić?

Irsa pociągała nosem.

– Byłam taka nieszczęśliwa. Czułam się brzydka i beznadziejna, źle sobie tłumaczyłam twoje rozczarowanie. Postanowiłam jak najprędzej wracać do domu, żeby ci oszczędzić męki oglądania mnie, różnych scen i niepotrzebnych wyjaśnień.

Przytulił ją do siebie mocno.

– Armas mi powiedział, jak wyglądasz. O twoich pełnych ciepła oczach. O twoim pięknym uśmiechu. On mówi, że jesteś sto razy lepsza niż Veronika i że twoja uroda zyskuje z czasem, że człowiek nigdy nie jest nią znużony.

Irsa usiadła i wciąż zapłakana zwróciła się do komisarza:

– Dziękuję ci! Ale teraz chciałabym usłyszeć dalszy ciąg historii.

– Oczywiście – zgodził się Vuori. – No więc Veronika, rzecz jasna, krzyczała, chciała ostrzec swoją matkę, że Rustan widzi, ale udało nam się odprowadzić ją do innego pokoju, gdzie ją zamknęliśmy razem z Viljo Halonenem. W stosunku do niego było to trochę niesprawiedliwe po tym wszystkim, co zrobił dla Rustana, ale baliśmy się, że wypaple coś przed czasem. No a po chwili Rustan stanął przed Edną i odegrał swoją scenę, przedtem opisałem mu dokładnie, jak ona wygląda, wszystko poszło dobrze, pani „Edna” nie powzięła żadnych podejrzeń.

Rustan trzymał Irsę za rękę. Ona znowu czuła się silna i bezpieczna.

– Do tej chwili wszystko rozumiem, ale i tak istnieje mnóstwo niejasnych dla mnie punktów.

– Dla mnie też – dodał Vuori. – Z pomocą boską wyjaśnimy i to. Pytałaś przedtem o Hansa Lauritssona. Otóż matka odszukała jego adres w Sztokholmie i nawiązała z nim kontakt, powiedziała mu, że jeśli im teraz pomoże, to mógłby zarobić mnóstwo pieniędzy. Hans, który tylko od czasu do czasu miewał jakieś wiadomości od rodziny w tych różnych zakładach poprawczych, w których przeważnie przebywał, natychmiast na to przystał. Wszystko, co miał zrobić, to zabrać Rustana z Finlandii i…

– Poczekaj no – przerwała mu Irsa. – Za bardzo się spieszysz i przeskakujesz przez różne sprawy. Viljo i doktor Leino potajemnie załatwili Rustanowi operację w Szpitalu Karolińskim w Sztokholmie, prawda?

– Tak jest. I kiedy przyszła wiadomość, że miejsce czeka na Rustana, „Edna” wpadła w panikę. Nic o tym nie wiedziała. Od lat starała się nie dopuścić, by Rustan spotykał jakichś ludzi, bo przecież w końcu mógłby sprowadzić do domu kogoś, kto znał prawdziwą Ednę Garp, choć ona nigdy nie mieszkała w naszym miasteczku, tylko w Helsinkach. Fałszywa Edna i dwójka jej dzieci zrobili też wszystko, by nie dopuścić do operacji przed laty. To ona wysłała wiadomość do kliniki w Helsinkach, że rezygnują z zabiegu, bo Rustan będzie operowany gdzie indziej. Na tej podstawie klinika skreśliła go z listy oczekujących. Przez wszystkie późniejsze lata robiła co mogła, by jego wzrok się przypadkiem nie poprawił, śmiertelnie się bała jego operacji, bo to by przecież oznaczało, że Rustan odkryje oszustwo. I tak to trwało do czasu, gdy zatelefonował ów kurator ze Szpitala Karolińskiego.