Jakiś lekarz wyszedł na korytarz i oboje czekający wstali. Lekarz wezwał do siebie policjanta, po czym obaj zniknęli znowu za drzwiami. Irsa wróciła na miejsce rozczarowana, czuła się trochę dyskryminowana. Od długotrwałego niepokoju czuła bolesne ssanie w dołku.
Po nieprawdopodobnie długim czasie Armas wrócił.
– Powinnaś teraz pójść do hotelu i się przespać. Już rano.
– Jeżeli natychmiast nie powiesz mi, co z Rustanem, to zacznę krzyczeć! – syknęła z wściekłością.
Komisarz roześmiał się.
– Rustan cię pozdrawia Przeszedł okropnie dużo rozmaitych badań, rentgenów i Bóg wie czego. Lekarze byli wstrząśnięci. Rustan powinien był być operowany wiele lat temu! Teraz jest gorzej, ale obiecują, że zrobią, co się da.
– Widzi chociaż trochę?
Armas jakby się wahał.
– Niewiele więcej niż widział w łodzi. Poza tym okazało się, że od czasu twojego wyjazdu nie miał odwagi jeść ani pić w domu, bo całkiem już stracił zaufanie do swojej rodziny.
– Bardzo rozsądnie – rzekła Irsa. – Czy mogłabym go teraz odwiedzić?
Komisarz potrząsnął głową.
– Dali mu coś na sen. Chcą, żeby oczy jak najlepiej wypoczęły, bo wszystko wskazuje na to, że jego zdolność widzenia powoli, bo powoli, ale jednak stale się poprawia. Dlatego przez jakiś czas Rustan musi pozostać w całkowitym spokoju. Mogę cię natomiast pocieszyć, że ten cios w głowę nie był bardzo niebezpieczny, żadnego wstrząsu mózgu ani żadnych większych szkód nie spowodował.
– No, dzięki chociaż za to!
Armas nagle spoważniał.
– Oni powiedzieli coś bardzo dziwnego. Że ów cios w głowę zadano tak, jakby napastnik nie chciał wyrządzić Rustanowi poważnej krzywdy. W każdym razie nie chciał zabić.
– To dlaczego ten ktoś zwabił go do lasu?
– Nie wiem. Nie bardzo rozumiem tę historię. Nic tu do siebie nie pasuje. Kiedy już się człowiekowi zdaje, że ma jakiś wątek, który powinien prześledzić, pojawia się coś całkiem nowego, co wywraca wszystko do góry nogami. Nic się ze sobą nie łączy, jedno do drugiego nie przystaje.
Irsa ponownie usiadła, a Armas poszedł za jej przykładem. W szpitalu zaczynał się nowy dzień. Pielęgniarki budziły pacjentów, ale tych dwoje niczego nie zauważało.
– Próbowałam coś wymyślić – powiedziała Irsa powoli. – Ale mnie też nic się nie zgadza. Jeśli oni kombinowali coś z firmą, albo z innego powodu chcieli mieć wolną rękę, to w takim razie byłoby zrozumiałe, że chcieli wysłać Rustana z domu. Ale to nie ma sensu, bo przecież on już właściwie wszystko im przekazał.
– Tak. Zresztą z jego strony była to co najmniej pochopna decyzja, tak mi się wydaje. Chociaż, z drugiej strony, to przecież jego matka i przyrodnie rodzeństwo, można więc zrozumieć samotnego, niewidomego człowieka.
Irsa westchnęła.
– Nie podoba mi się, że on tu leży taki całkiem bezbronny. Lada moment zjawi się tu jego rodzinka…
– Nic mu nie grozi – roześmiał się Armas. – Mój milkliwy kolega stoi pod drzwiami, a później zastąpi go kto inny. Policja nie wpuści do pokoju nikogo poza Irsą Folling.
Twarz dziewczyny rozjaśnił promienny uśmiech. Nareszcie jakiś znak, że ona również się liczy.
– Rustan mi opowiadał, że w domu rozegrała się dramatyczna scena, kiedy Edna wróciła po swoim nadzwyczaj krótkotrwałym pobycie w szpitalu. On był, rzecz jasna, wściekły, że was tak brutalnie rozdzielono, i pozwolił sobie na kilka mocnych słów, z których niedwuznacznie wynikało, że ostatnią noc spędziliście razem. Edna wpadła w furię, dwoje młodych również. Krzyczeli, że to niedopuszczalne, by coś podobnego zdarzało się na wyspie, zapewniali, że już nigdy więcej nikogo tam nie wpuszczą, bo Michael twierdził, że Rustan jest zbyt zielony, żeby na przyszłość móc unikać podobnych incydentów. Jednym słowem, obrzydliwa awantura. Oni najwyraźniej nie życzą sobie, by Rustan miał jakieś potomstwo, to znaczy, żeby oni nie musieli się z nikim dzielić majątkiem.
– Ale przecież on wszystko przepisał na rodzinę!
– Tylko jeśli chodzi o jego osobę. Ewentualne dzieci miałyby prawo dziedziczenia.
– Czy dlatego więzili go na wyspie?
Armas nie był pewien.
– Częściowo chyba tak, ale za tym kryje się coś więcej. Żebym ja tylko mógł się dowiedzieć, o co to chodzi! Ale coś przeczuwam… Chodź teraz! Odwiozę cię do hotelu. Zabiorę cię znowu stamtąd o godzinie pierwszej. Lekarze powiedzieli, że właśnie mniej więcej o tej porze Rustan się obudzi
Niechętnie powlokła się za nim. Wsiedli do samochodu komisarza, a Irsa wciąż miała poczucie nierzeczywistości, jakiego doznajemy zawsze po nie przespanej nocy. Miasto jeszcze się nie obudziło, wszędzie panowała cisza, w której każdy dźwięk odbijał się głośnym echem.
To może dziwne, ale Irsa zasnęła natychmiast, gdy tylko znalazła się w hotelowym łóżku.
Komisarz Vuori zdawał się niezwykle spięty, kiedy odbierał ją o umówionej godzinie.
– Coś się stało? – zapytała już w drodze do szpitala.
– I to dużo – rzekł krótko. – Znaleźliśmy dzisiaj naprawdę niewiarygodny trop. O to właśnie chodzi.
Irsa czekała dłuższą chwilę, ale żadne bliższe wyjaśnienia nie nastąpiły.
– Dowiedziałeś się czegoś nowego na temat Rustana?
Armas odetchnął głęboko.
– Dowiedziałem się. I są to wiadomości pozytywne! Otóż on się już obudził i okazało się, że widzi dość wyraźnie! Wstał i chodzi.
– Ale czy w tej sytuacji nie powinien leżeć? – zapytała niepewnie. – Co będzie, jeśli znowu mu się pogorszy?
– Wierz mi, lekarze wiedzą, co robią! Zostanie przewieziony do Helsinek i tam poddany operacji, sam profesor będzie go operował. Wtedy w czasie wybuchu w jego oczach coś się odkleiło, doktor powiedział co, ale nazywał to po łacinie, nie pojąłem ani słowa. Zaraz po wybuchu nikt tego nie zauważył, bo przecież Rustan przez kilka lat jeszcze widział. I nagle doszło do pogłębienia tego, że tak powiem, uszkodzenia i wtedy Rustan stracił wzrok. Już wtedy wszyscy uważali, że operacja to właściwie dość prosty zabieg. Ale on nie zgłosił się w odpowiednim czasie, stracił kolejkę, lata mijały i nic się nie działo. Dopiero teraz od tego ciosu w głowę coś tam znowu się przesunęło, tym razem w stronę właściwego miejsca, przynajmniej trochę. No, przedstawiłem ci to w bardzo uproszczony sposób, pewnie żaden lekarz by tego nie uznał, ale jest to coś w tym stylu.
– Rozumiem – rzekła Irsa.
Wysiedli przed szpitalem.
– Jeszcze jedno – powiedziała Irsa. – Czy to ty stukałeś do mojego pokoju dziś przed południem?
– Ja? Nic podobnego! Słyszałaś coś?
– Nie ja. Ja spałam. Ale sprzątaczka mówiła, że widziała kogoś, kto próbował otworzyć moje drzwi, szarpał klamką, ale zniknął natychmiast za rogiem, kiedy ona się ukazała na korytarzu.
– To był mężczyzna?
– Nie była tego pewna, bo na korytarzu panował mrok. W każdym razie ten ktoś miał na sobie długie spodnie.
Armas wyglądał na przestraszonego.
– Czyżby teraz i ciebie ktoś zaczynał tropić? Nie była to w każdym razie Edna, bo ona by raczej umarła, niż pokazała się w spodniach. Mam nadzieję, że zamknęłaś się na klucz? To dobrze. Numer pokoju z łatwością mogli znaleźć w książce hotelowej.
Zostali skierowani do pokoju dla odwiedzających i tam miał przyjść Rustan. Ale czekała ich niespodzianka: w pokoju była już Veronika, a towarzyszył jej Viljo. Stali pośrodku pokoju i rozmawiali.
– Nic nie mów o jego wzroku – mruknął Armas. – Oni o niczym nie wiedzą.
W tej samej chwili wszedł Rustan prowadzony przez pielęgniarkę. Krok w krok za nimi postępował policjant. Irsa poczuła, że robi jej się gorąco. Jakiż on przystojny! Wysoki, silnie zbudowany, o mocnych, wrażliwych rękach. I te jego czarne, smutne oczy! Przypomniała jej się poprzednia noc…
Zrobiła krok do przodu i wtedy wydarzyło się coś potwornego.
– Rustan! – zawołał Viljo, który stał najbliżej drzwi. – No i jak się masz?
Rustan rozjaśnił się w uśmiechu.
– Viljo! – odpowiedział i zatrzymał się przed Veroniką. – Irsa! Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo piękna! – wykrzyknął. – Wiedziałem!
Irsa jęknęła zdławionym głosem i chciała pójść za pierwszym impulsem, po prostu uciec z tego pomieszczenia, zostawić to wszystko. Armas trzymał ją jednak mocno za rękę, słyszała, że zaklął szpetnie pod nosem, i pojęła, że stoi po jej stronie.
Rustan zwrócił głowę ku niej i widziała, jak radość gaśnie na jego twarzy, jakby coś w nim umierało. Wypuścił Veronikę z objęć, powoli i z bólem, w jego oczach widziała pustkę.
– Na Boga, Rustan – wykrztusił Viljo. – Ty widzisz?
– On widzi! – krzyknęła Veronika. – On widzi! Mamo, Rustan widzi!
Irsa ruszyła ku drzwiom, ale Armas Vuori podbiegł do niej błyskawicznie i nie pozwolił jej wyjść.
– Co wy tu, do licha, robicie? – syknął z wściekłością. – Halonen, dlaczego ją tu przyprowadziłeś?
Viljo stał kompletnie oszołomiony, nie wiedząc, co począć.
Łzy przesłoniły Irsie wzrok. Widziała, że Rustan idzie ku niej chwiejnym krokiem, i starała się coś do niego powiedzieć, ale z jej gardła wydobył się jedynie żałosny pisk.
– Tak się cieszę z twojego powodu, Rustan – wybąkała w końcu. – Tak się cieszę…
I teraz, kiedy Armas już jej nie przytrzymywał, nie była w stanie dłużej znosić tego wszystkiego, wybuchnęła głośnym płaczem. Wybiegła z pokoju. Słyszała jeszcze tylko zrozpaczony głos Rustana:
– O Boże, nie możesz mi tego zrobić! Nie możesz być taki okrutny!
ROZDZIAŁ XI
Ktoś dogonił ją na korytarzu i złapał za rękę.
– Irsa! Zaczekaj!
Przystanęła bezradna. Objął ją i przytulił mocno, wstrząsana płaczem stała przy nim bez słowa, z twarzą wtuloną w jego marynarkę.
– No, no, już dobrze – powtarzał uspokajająco. – Musisz po prostu wrócić do własnego życia, zapomnieć o tym. Veronika zawsze go fascynowała, ale przecież sądził, że jest jego siostrą.
– Nieprawda On już od dawna wiedział, że nie jest.
"Las Ma Wiele Oczu" отзывы
Отзывы читателей о книге "Las Ma Wiele Oczu". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Las Ma Wiele Oczu" друзьям в соцсетях.