– Bo przy mnie jest twoje miejsce. Mój Boże, Emily, bardzo cię kocham. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Nigdy nie spotkałem istoty tak pełnej ciepła, dobroci, delikatności, i tak wspaniałomyślnej jak ty.

– Mów tak do mnie, Ianie. Jeszcze – prosiła Emily.

– Najpierw muszę się przebrać i rozpalić ogień w kominku. Ciekawe, czy on w ogóle działa? A co jest na kolację? Może zjemy przed kominkiem?

– Sądzę, że palenisko jest w porządku. Pudło z drewnem stoi w kącie, tak jak je zostawił poprzedni lokator. Te kłody powinny dobrze się palić. A na kolację mamy stek pieprzowy. No, idź już przebrać się. Chcę teraz włączyć światełka na choince.

– O Jezu, Emily, jest prześliczna – oznajmił Ian cofając się o krok, by lepiej widzieć wspaniałe drzewko. – Skąd wzięłaś te wszystkie ozdoby? Ile czasu zajęło ci ubranie tej choinki? Myślałem, że niezbyt dobrze się czujesz.

– Strojąc drzewko poczułam się dużo lepiej. Tylko gardło mnie boli. Naprawdę, już nic mi nie jest.

– Jesteś najlepsza ze wszystkich, kochanie.

Emily rozpływała się w uśmiechach. I tak było przez cały wieczór. Także w nocy, kiedy się z Ianem kochali. Podczas snu jej twarz wyglądała wciąż pogodnie i była taka rano, gdy Ian trącił ją łokciem i zaproponował, by wzięła z nim prysznic.

– Dziś ja robię śniadanie – oświadczył.

– W takim razie poproszę o jajka na bekonie i francuskie grzanki – krzyknęła przez ramię biegnąc do łazienki. – Do tego czarną kawę z cukrem i nie zapomnij o soku pomarańczowym.

– Nie ma sprawy. Wczoraj było cudownie, prawda?

– Och, tak. Ale ja jestem nienasycona. Chcę jeszcze.

– W porządku. Dziś robimy to samo. Ale przedtem pójdę do kliniki na cztery godziny. Leży tam dzieciak, do którego muszę zajrzeć. Martwię się o niego. Być może będę musiał przenieść go do szpitala.

– Na Boże Narodzenie?

– Już od jakiegoś czasu szpikuję go antybiotykami, lecz jego organizm nie reaguje tak jak powinien. No i ciągle ma gorączkę. A to wspaniały dzieciak. Co chwila mnie pyta, czy go wyleczę. Odpowiadam mu, że staram się jak mogę. Marzy, żeby dostać na gwiazdkę łyżwy, ale jego rodziców nie stać na żadne prezenty. Wiesz, Emily, kupiłem mu te łyżwy i jego siostrze także. Jak myślisz, dobrze zrobiłem? To znaczy, czy jego matka nie pomyśli sobie… sama rozumiesz.

– Ianie, zachowałeś się cudownie. Matka chłopca będzie ci bardzo wdzięczna. Dziękuję, że to zrobiłeś.

– No cóż, prawdę mówiąc, to samo zrobiłem dla paru innych dzieciaków. Jeśli chodzi o ścisłość, to dla dwudziestu. Chyba nie masz nic przeciw temu?

– Naturalnie, że nie. W Boże Narodzenie wszyscy dają prezenty, bieszę się, że możemy sobie na to pozwolić.

– Właściwie zapłaciłem za te łyżwy z pieniędzy korporacji. Mogę to odpisać od dochodu, ale nie dlatego je kupiłem.

– Wiem, Ianie. Zakochałam się w tobie nie bez powodu.

– Czy będziesz mnie kochać dalej, jeśli poproszę, żebyś zapakowała wszystkie te łyżwy?

– Coś mi mówiło, że zamierzasz o to poprosić. Naturalnie, że je opakuję. Chcesz, abym zrobiła to dziś po południu?

– A mam jeszcze czystą koszulę? Wyprasowaną, oczywiście?

– Jasne. Wiszą na drzwiach.

– Jesteś kochana – powiedział Ian ściskając przez moment jej ramię.

– Muszę już iść. Wrócę wcześnie. – W salonie rozdzwonił się telefon. – Ja odbiorę – zaofiarował się Ian. – To do ciebie, kochanie, z „Heckling Pete’s”.

Emily poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła, Ian gotów był już do wyjścia, więc dlaczego wciąż stał przy drzwiach? Gdy podnosiła słuchawkę telefonu, cmoknął ją w policzek. Celowo ociągał się z wyjściem, żeby słyszeć, o czym będzie rozmawiać.

– Halo – odezwała się ostrożnie Emily.

– Cześć, Emily, tu Pete. Tak się składa, że robotnicy zdążyli zakończyć pracę na zapleczu wcześniej niż przewidywali. Wieczorem mamy w planie trzy świąteczne przyjęcia. Wiem, że dałem ci kilka dni urlopu, ale brak mi ludzi. Jeśli wpadniesz mi pomóc, dam ci pięćdziesiąt dolarów ekstra.

– Nie mogę, Pete. Mam własne plany – odrzekła starając się nie patrzeć na męża; jakoś nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

– To może jutro?

– Nie mogę. Jutro jest Wigilia. Przykro mi.

– W porządku, nie przejmuj się. Życzę ci wesołych świąt i do zobaczenia. Wpadnij po drodze po rozkład godzin i trzynastkę.

– Dobrze. Tobie też życzę wesołych świąt.

– Dasz wiarę?! – zaczęła Emily odwracając się twarzą do męża – miał czelność prosić mnie, żebym przyszła do pracy w Wigilię. Pete’a od razu trzeba odpowiednio ustawić, bo inaczej potrafi człowieka wykorzystać. Co chciałbyś zjeść na kolację?

– Może gulasz. Lubię jeść gulasz, kiedy na dworze jest zimno. Tylko dodaj dużo marchewki, dobrze? – Przerwał na chwilę. – A więc tracimy twoje tygodniowe zarobki, zgadza się?

– Aż tyle nie stracę. Pete jest hojny; wszystkim daje bożonarodzeniowy dodatek.

– Może, ale gdybyś poszła do pracy, mielibyśmy o parę dniówek więcej. Jaki będzie ten dodatek?

– Pewnie sto dolarów. Przynajmniej tyle dał nam w zeszłym roku. Ma hojną rękę. W większości restauracji kelnerki nie dostają nic ekstra.

Emily nie cierpiała, kiedy jej głos przybierał błagalne brzmienie. Czuła się teraz winna, że skłamała i nie pomoże Pete’owi przy tych bożonarodzeniowych przyjęciach. I Iana też zawiodła. Miała wrażenie, że głowa zaraz jej pęknie.

– Pospiesz się, Ianie, bo się spóźnisz do pracy – powiedziała. Dzień upłynął Emily na krzątaninie po mieszkaniu – zapakowała prezenty dla pacjentów Iana i te kupione przez siebie, posiekała warzywa zwracając szczególną uwagę na marchewkę, pokroiła mięso w kostkę, a potem je oprószyła mąką i obsmażyła na tłuszczu. Kiedy gulasz się dusił, a dom był wysprzątany, wzięła prysznic, po czym, tak jak mogła najlepiej, ułożyła swe gęste niesforne włosy i zrobiła sobie filiżankę kawy. Iana spodziewała się już wkrótce. Zastanawiała się, czy pójść na tyły budynku i przynieść trochę tego drewna, którego gospodarz pozwolił im używać. Gdyby obróciła trzy razy, zdołałaby zgromadzić wystarczająco dużo kłód, by mogli nimi palić przez całą noc. Ian bardzo lubił ogień na kominku, a i ona także. W końcu postanowiła, że tak właśnie zrobi, rozpali w kominku, włączy światełka na choince i zadba, żeby tego wieczoru całe mieszkanie wyglądało uroczyście i przytulnie, Ian będzie ogromnie szczęśliwy, a kiedy on był szczęśliwy, ona też czuła się radosna. Zresztą tak chyba powinno być, czyż nie?


* * *

Wigilia i pierwszy dzień świąt upłynęły tak cudownie, jak Emily sobie wymarzyła. Kosztowne perfumy, które Ian podarował jej na gwiazdkę, były dla niej najcenniejszym skarbem świata. Wprawdzie w głębi duszy Emily bardziej podobał się flakonik z ciętego kryształu niż zamknięty w nim zapach, ale Ian wdychał tę woń z największą rozkoszą, więc skrapiała się tymi perfumami, żeby zrobić mu przyjemność. Jej samej kręciło się w głowie od przesyconego słodyczą zapachu.

Po bożonarodzeniowej kolacji, gdy naczynia były już pozmywane, a mieszkanie uporządkowane, Ian poprowadził żonę do salonu. Przez dłuższą chwilę siedzieli na sofie wpatrując się w pachnące kwiaty niecierpka.

– Nigdy nie byłam taka szczęśliwa, Ianie – przerwała milczenie Emily. Chciałabym, żeby ten dzień nigdy się nie skończył. Uwielbiam Boże Narodzenie, a ty?

– Taaaak. Było miło. Będziemy je spędzać w ten sposób co roku, bez względu na wszystko. Zrobimy sobie na ten czas przerwę, żeby cieszyć się życiem. No i czekają nas wkrótce wakacje. Chodźmy jutro na zakupy, sprawimy sobie trochę nowych ubrań. Na Kajmanach przyda ci się kilka letnich sukienek, może jakieś szorty i sandały. Stać nas na drobne szaleństwo. I nie zapomnij pokropić się tymi perfumami. Mam bzika na ich punkcie. Dopilnuję, żeby nigdy ci ich nie zabrakło. Poprosiłem sprzedawczynię o zadzwonienie do mnie do kliniki, gdy tylko przeznaczą je na wyprzedaż. Obiecała, że nie zapomni.

Emily zaczęła się niepokoić. Wyczuwała napięcie w zachowaniu Iana i zastanawiała się, co mogło być tego powodem. Na pewno zamierzał powiedzieć jej coś, czego nie miała ochoty usłyszeć. Dobrze znała męża, więc wiedziała, że ta chwila jest już blisko.

– Ciężko mi sobie uświadomić, że już za kilka dni będzie Nowy Rok. Czas ucieka, Emily. Okazja puka czasem do drzwi, a ludzie często ignorują to pukanie. Ja jednak nigdy nie należałem do takich osób; a ty, kochanie?

Emily udała, że nie rozumie, o czym mąż mówi.

– Masz na myśli moją dalszą edukację? Moją szansę na przyszłość, prawda? Zgadzam się z tobą. A co z dzieckiem? Myślę, że byłabym dobrą matką. Jak sądzisz, Ianie? Będzie też ze mnie świetna nauczycielka, bo ogromnie kocham dzieci. Nie wyobrażam sobie bardziej satysfakcjonującego zajęcia niż uczenie maluchów czytania i pisania. Chciałabym mieć lekcje w pierwszej klasie. Naprawdę, ogromnie się cieszę, Ianie, że wreszcie przyszła kolej na mnie. – Widziała jednak jasno, że jej kolejka jeszcze nie przyszła, Ian zamierzał właśnie wszystko zepsuć. Mimo to ciągnęła swoją paplaninę: – Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy, Ianie. Powiedziałeś, że będę mogła mieć dziecko i dalej się uczyć. Nie zamierzasz tego odwołać, prawda? – Była już wyraźnie spięta i podenerwowana. Czuła, że chce jej się krzyczeć. – Mam zamiar zapisać się na letnie kursy. W czerwcu odejdę z pracy, a potem we wrześniu zacznę dzienne studia i może czasami popracuję – ot, kilka wieczorów tygodniowo albo tylko po trzy godziny dwa razy w tygodniu.

– Mówisz tak, jakbyś wszystko już dokładnie przemyślała, Emily – powiedział cicho Ian.

– Od miesięcy o niczym innym nie myślę. Ianie, jestem już wykończona. Nie mogę dłużej pracować, tak jak do tej pory. Czasami jestem tak skonana, że wszystko zamazuje mi się przed oczami. A czy stało się coś złego?

– Zależy, co rozumiesz przez coś złego, Emily. Nie wydaje mi się, żeby było coś złego w tym, co zamierzam ci zaproponować, choć nie mogę też powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Przeczuwam jednak, że tobie się to nie spodoba. Zanim wyjaśnię, co chciałbym, żebyśmy wspólnie zrobili, pragnę cię zapewnić, że dzięki temu odniesiemy wiele korzyści, a to przecież jest naszym celem. Czeka nas wielki sukces, Emily, i ani na chwilę nie możemy o tym zapomnieć. No więc?