Rozejrzała się w poszukiwaniu balkonika, ale zauważyła tylko wózek.

– To?

– Wypchaj się! – powiedział ze złością. – Mogę chodzić. Oparł się na jej ramieniu i powoli ruszyli. Jake nigdy nie należał do atletów, ale teraz wprost wyczuwała kości jego ramienia. Był taki słaby i kruchy…

Opowiadał wesołe anegdoty o doktorze Ainsleyu, ale Kelly dobrze wiedziała, że każdy krok kosztuje go mnóstwo wysiłku. Gdy wreszcie dotarli do celu, usiadł ciężko i westchnął.

– Co wolno ci jeść? – spytała Kelly.

– Niewiele. Długo byłem na kroplówce. Teraz traktują mnie jak niemowlaka. Możesz mi przynieść koktajl bananowy, a potem może truskawkowy.

– Tylko koktajle?

– Jeśli mam ochotę zaszaleć, pozwalam sobie na koktajl czekoladowy, a nawet na lody. To się nazywa rozpusta. – Uśmiechnął się figlarnie i przez moment znów przypominał dawnego Jake'a.

Po chwili oboje sączyli przez słomki mleczne koktajle.

– Wyglądamy jak para licealistów – mruknął Jake.

– Z zamierzchłej epoki. Dzisiejsi licealiści nie piją koktajli.

– To prawda, ale my byliśmy inni. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, miałaś siedemnaście lat, ale wyglądałaś jeszcze młodziej, tak więc pozostawał nam tylko bar mleczny.

– No tak – westchnęła.

Nagle coś przykuło uwagę Jake'a. Kelly odwróciła się i w drzwiach zobaczyła wysokiego mężczyznę. Gdy dostrzegł Jake'a, ruszył w ich stronę.

– Zajrzałem do pokoju, ale nikogo tam nie zastałem – powiedział. – Postanowiłem cię poszukać.

– Kelly, to jest doktor Ainsley – powiedział Jake, a ona wyciągnęła rękę.

– Słyszałem o pani wiele dobrego – powiedział doktor, wesoło się uśmiechając.

– Pozwól, że postawię ci kawę – zaproponował Jake.

– Ja przyniosę – powiedziała Kelly, ale doktor Ainsley położył jej dłoń na ramieniu.

– Proszę mu pozwolić – przekonywał. – Trochę ruchu dobrze mu zrobi.

Kiedy Jake się oddalił, doktor rzekł pospiesznie:

– Chciałbym porozmawiać z panią na osobności.

– W jakim on jest stanie?

– Dochodzi do siebie, ale wolniej, niż przewidywałem.

– Przecież on zawsze był taki silny i pewny siebie…

– Tacy mężczyźni są najgorszymi pacjentami, bo uważają, że wszystko powinno iść po ich myśli.

– Opowiedział mi o swoich przedwczesnych próbach chodzenia. Nie jest dobrze…

– To był punkt zwrotny. Do tego czasu Jake uważał, że w pełni kontroluje sytuację. Podłamał się i teraz potrzebuje czułej opieki. – Doktor Ainsley popatrzył wymownie na Kelly.

– Doktorze, nie jestem już żoną Jake'a – powiedziała z wahaniem.

– Ale ja myślałem… – Zrzedła mu mina. – Musiałem źle zrozumieć…

– Rozwiedliśmy się kilka tygodni temu. Gdybyśmy nadal byli małżeństwem, nie zwlekałabym tak długo z odwiedzinami.

– Oczywiście, oczywiście. – Doktor na chwilę popadł w zadumę. – Przykro mi… Domyślam się, że Jake nie ma innej rodziny.

Kelly pokręciła głową.

– Nie ma braci ani sióstr, a jego rodzice nie żyją. Byli jedynakami. Tak, właściwie Jake nie ma nikogo.

– Z wyjątkiem pani.

– I Olimpii Statton.

– Ach, tak! Czy to ta afektowana, pretensjonalna blondyna? Kelly ukryła, jak dużą przyjemność sprawił jej ten opis.

– To ona.

– Była tutaj raz czy dwa, zawsze w towarzystwie kamer. Potem narzekała na wścibstwo prasy. Jake potrzebuje teraz spokoju i wsparcia.

– W porządku, będę go odwiedzać.

Jake wrócił z kawą. Wyglądał na zmęczonego, jakby krótka wycieczka do bufetu kompletnie go wyczerpała.

– Zapomniałem łyżeczki.

– Przyniosę. – Kelly poderwała się z miejsca.

– Ależ mogę…

– Nie, nie możesz! – zaoponowała stanowczo.

O dziwo, nie spierał się z nią.

Kiedy wracała do stolika, odniosła nagle wrażenie, że ziemia ucieka jej spod nóg. Przymknęła powieki i kurczowo chwyciła się oparcia krzesła. Potem ostrożnie usiadła.

– Co ci jest? – zaniepokoił się Jake.

– Nic, ja… – Kelly ponownie zamknęła oczy.

– Przecież mało brakowało, żebyś zemdlała.

– Jestem tylko trochę zmęczona – odparła z trudem.

– Chyba raczej przemęczona. Według mnie powinnaś zrezygnować z pracy.

– Tak, nie daję rady – przyznała, próbując opanować wzbierające mdłości.

– Jest bardzo blada, prawda, doktorze? – Jake wydawał się na serio zaniepokojony.

– To kwestia oświetlenia. – Doktor wzruszył ramionami. – Wszyscy wyglądają w nim upiornie.

– Wrócę za chwilę – wykrztusiła Kelly i pobiegła pędem do łazienki.

Jednak zanim tam dotarła, nudności minęły. Wzięła kilka głębokich oddechów i przemyła twarz zimną wodą. Kiedy wyszła z toalety, obaj mężczyźni czekali na nią na korytarzu.

– Jak się czujesz? – spytał Jake.

– W porządku – odpowiedział za nią doktor Ainsley. – Zobacz, już nie jest taka blada. To o ciebie się martwię. Wracaj do łóżka.

Przy drzwiach szepnął do Kelly:

– Nie więcej niż pięć minut. – odszedł.

– Rzuć tę pracę. – Jake położył się ostrożnie na łóżku. – Pamiętam twoje argumenty, ale przecież nie jesteśmy wrogami, prawda? Pozwól sobie pomóc.

– Porozmawiamy o tym jutro – odpowiedziała.

– A więc do jutra – zgodził się. Nagle chwyci! jej dłoń. – Przyjdziesz, prawda?

– Obiecuję.

Po chwili wahania pocałowała go w policzek i pospiesznie wyszła z pokoju.

Na korytarzu czekał na nią doktor Ainsley.

– Chciałbym zamienić z panią kilka słów.

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Myli się pan – powiedziała Kelly. – Nie jestem w ciąży. Siedzieli w gabinecie doktora Ainsleya. Zaciągnął ją tutaj, nie przyjmując sprzeciwu, a potem wcisnął jej w dłoń filiżankę mocnej, gorącej herbaty. Kędy poczuła się lepiej, podzielił się z nią swymi domysłami.

– Oczywiście, nie mogę być pewien – dodał z lekkim wahaniem. – Ale instynkt lekarski podpowiada mi, że pani jest w ciąży.

– Przecież ja nie mogę…

– Ależ byłoby zrozumiałe, gdyby świętowała pani swoją wolność… – Urwał taktownie.

– Och, tak… – jęknęła. – Świętowałam wolność ze swoim byłym mężem. Ale pan tego nie zrozumie… Dawno temu poroniłam, potem starałam się ponownie zajść w ciążę, ale bez powodzenia. Nie chce mi się wierzyć, by stało się to właśnie teraz, kiedy przestałam o tym obsesyjnie marzyć.

– To się często zdarza. Znam pary, które doczekały się potomstwa, gdy już zdecydowały się na adopcję. Większość z nas nie docenia czynnika psychicznego, a on odgrywa przecież kolosalną rolę.

– Jednak nie ma pan pewności, prawda? – Kelly wciąż wyglądała na lekko oszołomioną.

Doktor otworzył szafkę.

– Oto test ciążowy. Może porozmawiamy za kilka minut? Tam jest łazienka…

– Powinnam zaufać pańskiemu instynktowi – stwierdziła, gdy wróciła z łazienki. – Och, to niemożliwe! Przecież skończyliśmy ze sobą…

– Nie wydaje się pani, że Jake będzie zadowolony?

– Nie powinien się dowiedzieć! On zaczął nowe życie. Tak samo jak ja.

– Czyżby? – Doktor Ainsley uniósł brwi.

– Tak. Nawet jeśli donoszę ciążę… Och, to bardzo skomplikowane. Proszę mi obiecać, że pan nic mu nie powie.

– Oczywiście, jednak może zacząć coś podejrzewać.

– Mało prawdopodobne.

Tego wieczoru starała się skupić na nauce, ale wkrótce dała sobie spokój. Czyż mogła rozmyślać o starożytnych cywilizacjach, gdy jej misterny plan ułożenia sobie życia legł tak nagle w gruzach?

Dziecko! Kiedy już porzuciła wszelką nadzieję! Dziecko Jake'a, i to gdy było za późno, by uratować ich małżeństwo! Co za ironia losu.

Powiedziała doktorowi Ainsleyowi, że nie może zajść w ciążę i nagle przypomniała sobie, jak osiem lat temu mówiła dokładnie to samo matce.

– Bzdura – oburzyła się Mildred. – Ja też tak twierdziłam, a miałam zaledwie szesnaście lat, gdy to się stało. Ty wytrwałaś do osiemnastu. Spójrz prawdzie w oczy i zaakceptuj fakty. To Jake, prawda?

– Tak, Jake. Kocham go.

– Miejmy nadzieję, że zaznasz z nim więcej szczęścia niż ja z twoim ojcem. Na wieść o mojej ciąży zniknął bez śladu.

Jednak Jake zachował się zupełnie inaczej. Ku niewyobrażalnej uldze Kelly był zachwycony rozwojem sytuacji.

– Jak szybko możemy się pobrać? – spytał od razu.

I zanim zdążyła się zorientować, już była panną młodą w jasnoniebieskiej sukni.

Mildred nie była zachwycona decyzją córki.

– Jesteś szalona, dziewczyno – skomentowała. – Świetnie zdałaś egzaminy i mogłabyś coś w życiu osiągnąć. A ty na to gwiżdżesz! Zaoszczędziłam trochę pieniędzy na twoje studia, ale chyba przydadzą ci się teraz.

Czek opiewał na sporą kwotę, jednak Kelly nie odczuwała wdzięczności. Wiedziała, że Mildred zagłusza w ten sposób wyrzuty sumienia. Nikogo nie zdziwiło, gdy tydzień po ślubie córki wyjechała z kierowcą ciężarówki i zniknęła z życia Kelly na zawsze.

Kelly natomiast była zbyt szczęśliwa, żeby martwić się czymkolwiek. Ich pierwsze mieszkanie składało się z dwóch małych, zagraconych pokoików. Kelly często miewała złe nastroje, stała się zrzędliwa, ale Jake znosił to z niezwykłą pogodą ducha.

Teraz znów nosiła jego dziecko, ale sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.

– Występowałam już w tej roli – mruknęła do siebie. – Nie lubię powtórek. Jestem już dojrzałą kobietą i sama wychowam moje dziecko. Nie potrzebuję niczyjej pomocy.

Moje dziecko! To zabrzmiało melodramatycznie. Może jednak powinna powiedzieć Jake'owi, że zostanie ojcem, bo przecież zawsze o tym marzył. Dzieliliby razem radości i smutki rodzicielstwa…

A jeśli znów poronię? – przemknęła jej upiorna myśl. Cóż, jakoś się z tym uporam. Jestem silna i niezależna.

Jake nie musi wiedzieć, że jestem w ciąży, powtarzała sobie w duchu. Powiem, że jestem zapracowana i więcej go nie odwiedzę. Wróci do Olimpii, a ja…

To dotarło do niej nagle, jakby dopiero teraz zrozumiała doniosłość oczywistych faktów. Będzie mieć dziecko! Dziecko Jake'a. Dziecko, którego pragnęła, o które modliła się przez długie lata.