Jednak i tak wciąż wracała myślami do ich ostatniego spotkania. To absurd kochać się tak namiętnie na pożegnanie.

Absurd. Głupota. Idiotyzm. Ale czy te słowa mogły znieczulić ból rozdzierający jej piersi?

Wiedziała, że Jake wrócił do swego świata. Gdy otworzyła gazetę, zobaczyła jego zdjęcie na wystawnym przyjęciu, z Olimpią w ramionach. Zresztą, wystarczyło włączyć telewizor w porze wiadomości, by zobaczyć i usłyszeć Jake'a, jak miało to miejsce pewnego wieczoru, gdy kładła się już do łóżka. Patrzył na nią z ekranu, a spiker w tle mówił: „Oto relacja Jake'a Lindleya z pola walki".

Kelly ziewnęła, nie słysząc reszty. Jake zawsze pchał się w rejony ogarnięte konfliktem. Tam był najszczęśliwszy, podczas gdy ona siedziała w domu, umierając z niepokoju.

– To wszystko propaganda, kochanie – mawiał po powrocie. – Nigdy nawet nie wróciłem posiniaczony, prawda?

Trzeba przyznać, że dobrze prezentował się przed kamerą. Był opalony, miał zmierzwione włosy, wysławiał się z lekkością i swadą.

Nie słuchała go zbyt uważnie, całą uwagę skupiając na jego twarzy. Kiedy pojawiła się u niego ta mała zmarszczka pomiędzy brwiami?

Głos Jake'a nagle umilkł. Kelly wróciła myślami do rzeczywistości. Zdała sobie sprawę, że zniknął z ekranu. Kamera zakołysała się, ktoś krzyknął rozdzierająco, a Jake… leżał na ziemi, przyciskając ręce do brzucha. Spomiędzy jego palców przeciekała krew. Został postrzelony!

Nadal mówił do kamery i, nie do wiary, zdobył się nawet na bolesny uśmiech. W końcu podbiegli do niego jacyś ludzie, wzięli go pod ręce i odciągnęli z linii ognia.

Kelly chwyciła słuchawkę, ale po chwili rozmyśliła się. Nie była już żoną Jake'a, zapewne nikt nie udzieli jej informacji o jego losie. Gapiła się więc bezmyślnie w ekran telewizora, ale nie mogła skupić się na słowach redaktora prowadzącego wiadomości.

Mniej więcej po godzinie, gdy już trochę doszła do siebie, zadzwoniła do studia i poprosiła o połączenie z Dave'em Hadwayem, którego dość dobrze znała. Okazało się jednak, że Dave odszedł ze stacji i Kelly połączono z Olimpią Statton.

– Tu Kelly – powiedziała, zmuszając się do zachowania spokoju. – Czy są jakieś wieści o Jake'u?

– Został przewieziony do frontowego szpitala – wyjaśniła Olimpia.

– W jakim jest stanie?

– Przykro mi, ale nie udzielamy tego typu informacji.

– Co to ma znaczyć? – Kelly podniosła głos. – Byłam jego żoną, o czym pani doskonale wie.

– Owszem, ale wiem również, że jesteście po rozwodzie – odparła Olimpia, nie kryjąc satysfakcji. – Przykro mi, panno Harmon, ale mogę rozmawiać na temat stanu zdrowia Jake'a wyłącznie z jego rodziną.

– On nie ma rodziny! – krzyknęła Kelly zniecierpliwiona.

– Za to ma przyjaciół, którzy się o niego troszczą. – Połączenie zostało przerwane.

Kelly z hukiem odłożyła słuchawkę. Potem zrobiła coś, o co nigdy by się nie posądzała. Chwyciła wazon i z całej siły rzuciła nim w przeciwległą ścianę. Widok skorup trochę ją uspokoił.

Aż do świtu siedziała przed telewizorem, przeskakując z kanału na kanał. Incydent pokazywały wszystkie stacje, a Kelly oglądała tę scenę z obsesyjną zachłannością.

Dopiero nad ranem dowiedziała się, że stan Jake'a jest stabilny, lecz nadal krytyczny. Usnęła wyczerpana na krześle i obudziła się dopiero koło jedenastej.

Ogrzewanie wyłączyło się automatycznie, toteż Kelly zdrętwiała z zimna. Zakręciło jej się w głowie, gdy wstawała z krzesła. Podniosła się i podkręciła ogrzewanie, a potem powlokła się do kuchni, by zaparzyć herbatę. Po tak wyczerpującej nocy potrzebowała pożywnego posiłku. Jednak jajka na bekonie natychmiast po usmażeniu wylądowały w koszu na śmieci. Nie mogła patrzeć na tłuszcz.

Opadła z powrotem na fotel, wyrzucając sobie słabą wolę. Co się stało z jej poczuciem niezależności? Czyżby wszystkie jej postanowienia i zaklęcia okazały się nieskuteczne tylko dlatego, że Jake został ranny?

Coś jeszcze ją niepokoiło. Olimpia nazwała ją „panną Harmon". Nie tylko wiedziała, że Kelly powróciła do panieńskiego nazwiska, ale w dodatku je znała! Tylko jedna osoba mogła udzielić jej tego typu informacji…

Następnego dnia samolotem sanitarnym przetransportowano Jake'a do szpitala na południu Włoch. Został poddany operacji, podczas której usunięto kulę. Potem przestano o tym mówić. Kelly doszła do wniosku, że w tego typu sytuacjach brak wiadomości to dobra wiadomość.

Żyła jednak w wielkim napięciu. Wydzwaniała do wspólnych przyjaciół, ale oni wiedzieli jeszcze mniej od niej. Jedyne informacje pochodziły od Olimpii, która udzieliła wywiadu popularnemu magazynowi, sugerując, że Jake jest jej bardzo bliskim znajomym.

Dopiero jakiś czas później Kelly spotkała zaprzyjaźnionego dziennikarza, który powiedział jej, że Jake dzwonił do niego z londyńskiego szpitala i prosił o przyniesienie kilku książek.

Kelly znała ten szpital. Znajdował się zaledwie kilka kilometrów od jej mieszkania. A więc Jake był tak blisko, a ona nic o tym nie wiedziała!

Powiedziała sobie stanowczo, że to nie jej sprawa. Powtarzała to sobie bez końca, lecz pewnego popołudnia wyruszyła do szpitala.

Młoda kobieta w dyżurce rozpromieniła się na jej widok.

– Proszę nic nie mówić! Niech zgadnę! -powiedziała. – Jest pani żoną Jake'a Lindleya. Widziałam was kiedyś razem w telewizji. To pani, prawda?

– Tak, to ja – odparła Kelly. – Ale już się rozwiedliśmy.

– Wiem. Czytałam o tym w gazetach. Nie podoba mi się ta druga… Szarogęsi się tutaj, jakby szpital był jej własnością. – Zniżyła głos. – Trzecie piętro, pokój.

– Dziękuję bardzo – szepnęła Kelly i pospiesznie ruszyła ku windom.

Jednak gdy dotarła na trzecie piętro, opuściła ją cała odwaga. Przecież mogła natknąć się na pewną siebie, piękną, olśniewającą Olimpię! Buntowniczo uniosła brodę. Jeśli jej obecność wprawi Jake'a w zakłopotanie, trzeba będzie się wycofać. To najgorsze, co mogło ją spotkać. Dotarła pod właściwe drzwi, wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę.

Na pierwszy rzut oka pokój robił wesołe wrażenie. Na wszystkich stolikach stały wazony z kwiatami, wśród których królował okazały bukiet róż. Nietrudno zgadnąć, kto go przysłał, pomyślała Kelly.

Jednak to pierwsze pozytywne wrażenie szybko ustąpiło miejsca zaniepokojeniu, ponieważ w pokoju panował nienaturalny spokój. Nigdzie nie było widać książek, nie grało radio czy telewizor. Chory sprawiał wrażenie wyczerpanego i znużonego. Z całą pewnością w niczym nie przypominał dawnego Jake'a.

Wolno odwrócił głowę. Kelly wstrzymała oddech. To jednak był Jake, ale jakiś inny. Jego twarz była szara jak popiół, miał zapadnięte policzki, a z jego oczu wyzierała rozpacz.

Jak mógł się tak bardzo zmienić w tak krótkim czasie? – pomyślała z trwogą, nerwowo przygryzając wargę.

Czekała na uśmiech, na jakiś znak rozpoznania, na najmniejszy gest. Jednak jej widok nie wywarł na chorym żadnego wrażenia. Na chwilę poraził ją strach, że Jake już nigdy nie wróci do pełni sił fizycznych i umysłowych.

– Czy to ty? – odezwał się w końcu znużonym głosem. Pochyliła się nad łóżkiem.

– Tak, to ja. Jake, poznajesz mnie?

– Nie martw się. – Uśmiechnął się blado. – Dostałem w żołądek, nie w głowę. Byłem pewien, że przyjdziesz. To miło z twojej strony.

Przysunęła krzesło i usiadła przy łóżku. Potem ujęła dłoń Jake'a.

– Przy szłabym wcześniej, ale ciężko cię było znaleźć. Czy Olimpia nie wpadnie tu zaraz z tabunem fotografów?

– Czytałaś ten wywiad? Zabawny, nieprawdaż? – Uśmiechnął się słabo. – Ale nie winię jej. Potrzebuje trochę reklamy. Pnie się na szczyt.

Jake podziwiał ludzi, którzy robili karierę. Kelly o tym pamiętała i miała świadomość, że nigdy nie zaimponuje Jake'owi.

– Dziś nie przyjdzie – uspokoił ją pospiesznie. – Jest na kursie menadżerskim.

– Pewnie marzysz o powrocie do pracy? – powiedziała Kelly.

– Skąd to przypuszczenie?

– Zawsze byłeś nieznośnym pacjentem, trudno było namówić cię do pozostania w łóżku.

– Teraz zachęcają mnie, bym wstawał choć na kilka minut dziennie, ale mam kłopoty z chodzeniem. Dostałem balkonik, jednak odmówiłem posługiwania się tym sprzętem. Zatoczyłem się, na szczęście pielęgniarka zdążyła mnie podtrzymać. Doktor Ainsley to wybitny chirurg, ale ma paskudny charakter. „Mówiłem ci, byś przestał robić z siebie pijanego wariata!" – powtarza mi w kółko. A więc przestałem.

– Chcesz powiedzieć, że znalazł się wreszcie ktoś, kto przemówił ci do rozumu? – spytała z łagodnym uśmiechem.

– Niestety nie miałem wyjścia, musiałem zaakceptować oczywiste fakty.

– Czujesz się odstawiony na boczny tor? – spytała współczująco.

– Trochę tak, choć Olimpia informuje mnie o wszystkim na bieżąco.

– Jake, nie musisz się przede mną tłumaczyć – wtrąciła pospiesznie. – Twoje prywatne życie to nie moja sprawa.

– Och, oczywiście – powiedział po chwili i wyswobodził dłoń z jej uścisku.

– Nie możesz narzekać na brak popularności – skomentowała, wskazując pocztówki z życzeniami.

– Chłopaki ze studia bez przerwy przysyłają mi sprośne kartki. Problem w tym, że niektóre są naprawdę śmieszne, a ja nie mogę się śmiać. Dostaję również życzenia od telewidzów. Próbuję odpisywać, ale… – Wzruszył ramionami.

Zauważyła stos nieotwartych kopert przy łóżku. Jeden z listów był do połowy wysunięty z koperty, jakby Jake zaczął go czytać i nagle stracił zainteresowanie.

Nagle zdecydowanym ruchem odrzucił pościel.

– Wyjdźmy stąd. Postawię ci herbatę i ciastko w bufecie.

– Czy to nie jest dla ciebie zbyt duży wysiłek?

– Skądże, zalecono mi lekką aktywność, cokolwiek to oznacza. Wstawałem już dzisiaj, ale zmęczyłem się i szybko wróciłem do łóżka.

Jej niepokój się nasilił. Często kłócili się, ponieważ Jake zawsze lekceważył wszystkie dolegliwości. Im bardziej się nad nim użalała, tym bardziej był rozdrażniony. Dziś jednak usiadł i potulnie pozwolił, by Kelly włożyła mu szlafrok, a nawet poprosił ją, by wsunęła mu kapcie.