Serce zabiło jej mocniej. Ludzie oznaczali pożywienie i koniec samotności, ale czy także poczucie bezpieczeństwa? Któż to gna jak wicher, kierując się w tę samą co ona stronę? Drżała na myśl, że mogłaby znów dostać się do niewoli tatarskiej.

Tętent koni słychać było coraz wyraźniej i wnet nadjechało kilku jeźdźców. Lisa nie zamierzała uciekać. Pragnienie, by porozmawiać z kimś, było w niej silniejsze od strachu.

Otworzyła usta, by zawołać, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Poczuła jedynie palący ból w krtani, tak silny, że bliska była utraty przytomności.

Nie mogę mówić! pomyślała i ogarnęła ją bezdenna rozpacz.

Kim ja jestem, pytała samą siebie. Po co w ogóle żyję? Nikt na całym świecie się mną nie przejmuje, nie martwi się o mnie. Cztery lata upłynęły, odkąd opuściłam osadę, pewnie mnie już tam całkiem zapomnieli.

A Wasyl? Cóż, to jedynie marzenie. Dla niego nie znaczę więcej niż ziarenko piasku na drodze.

Wlokła się przez bezkresną równinę, nie pamiętając już nawet, dlaczego ani dokąd zmierza.

Wiedziała jedno: nie może się zatrzymać, bo wtedy dopiero odczuje z całą ostrością, jaka jest głodna i zmęczona.

Nagle stanęła gwałtownie, bo usłyszała w pobliżu czyjś śmiech.

Przy niewielkim pagórku stały konie. Trochę dalej zaś siedzieli na trawie dwaj mężczyźni i się posilali.

Jedzenie! Lisa ostrożnie podeszła bliżej. Odetchnęła z ulgą, usłyszawszy, że mężczyźni rozmawiają po rosyjsku.

Powoli zbliżyła się do nich. Kozacy na widok jej niekształtnej postaci poderwali się jak do obrony. Lisa jednak widziała tylko jedno: chleb w ich dłoniach. Błagalnie pokazała palcem.

– Co u licha! – odezwał się jeden z mężczyzn.

– To Tatarka! Sprawdź, Fiedia, czy jest sama!

Młody Kozak, mocno kulejąc, pośpieszył na wzniesienie.

– Wygląda na to, że nikogo z nią nie ma! – krzyknął.

Lisa potrząsnęła głową.

– Nie Tatarka… – szepnęła. Poczuła taki ból, że jej twarz wykrzywiło cierpienie.

Szarpnęła nieszczęsny kwef i po długiej chwili mocowania się z kawałkiem materiału zerwała go z twarzy. Pokazała na szyję. Starszy mężczyzna pochylił się i w słabym świetle przedświtu sprawdził, co się stało.

– Jest ranna i dlatego prawdopodobnie nie może mówić. Oczy ma niebieskie, ale twarz śniadą jak Tatarka. Zastanawiam się, co to za dziwna istota i skąd, na Boga, się tu wzięła?

Lisa niecierpliwie pokazała na chleb.

– Daj jej kawałek – rzekł.

Dziewczyna chwyciła kromkę drżącymi rękami, ugryzła kęs, ale nie zdołała go przełknąć.

– Nie, tak nie da rady – stwierdził Kozak, podając jej manierkę. – Popij!

Lisa początkowo się wzbraniała, ale po chwili zmusiła się, by wypić łyk spirytusu.

Fiedia miał ze sobą wodę. Zamoczył w niej kawałek chleba i podał dziewczynie. Zjadła trochę i zaspokoiwszy najdotkliwszy głód, podziękowała.

– No – zaczął Kozak. – Powiadasz, że nie jesteś Tatarką. Możesz to udowodnić?

– Jesteście… Kozakami? – wyszeptała chrapliwie.

– Jak widzisz.

– Ja… znam jednego Kozaka. On wie… kim jestem.

Musiała powtórzyć bezgłośną odpowiedź, nim pojęli, o co jej chodzi.

– Jak on się nazywa?

– Wasyl.

Kozak spojrzał na nią podejrzliwie.

– Ach, tak, Wasyl! Czy wiesz, że na Ukrainie setki Kozaków noszą to imię?

– Zaporoże.

– Jest Kozakiem zaporoskim? Fiedia, słyszysz? Fiedia także jest z Zaporoża. Znasz jakiegoś Wasyla?

Kaleki chłopak o miłej, delikatnej twarzy wzruszył ramionami i roześmiał się:

– Znam wielu.

– Widziałam go… przed dwoma dniami – wyszeptała z trudem Lisa.

Zapadła cisza.

– Niedaleko stąd Zaporożcy rozgromili obozowisko tatarskie – rzekł starszy Kozak. – Czekają na sygnał, by uderzyć na wroga.

– Czy jest wojna?

– Nic nie wiesz? Rosyjskie wojska ciągną na Oczaków, aby zdobyć szturmem tę twierdzę chana. Książę Potiomkin zwołał wszystkich Kozaków, także zaporoskich, którzy popadli niegdyś w niełaskę. Ze względów bezpieczeństwa nie uzbrojono ich w broń palną.

Fiedia skrzywił się.

– Tym razem poparliśmy Moskwę – powiedział, jakby pragnąc się usprawiedliwić. – Walczymy, żeby położyć kres potędze tatarskiej.

– Może mogłabym wam pomóc – zaproponowała Lisa głosem cichym niczym muśnięcie wiatru.

– Ty, babino? – roześmiał się Kozak.

– Ona nie jest stara, jakby można przypuszczać, patrząc na jej siwe włosy i ubranie – stwierdził w zamyśleniu Fiedia. – Wprawdzie nie widać dobrze jej twarzy, ale oczy ma młode. Wytłumacz, kim ty właściwie jesteś!

Lisa westchnęła zrezygnowana. Tak wiele trzeba by wyjaśniać, a ona z trudem dobywała głosu.

– Byłam w niewoli tatarskiej – zaczęła.

Pokiwali głowami na znak, że rozumieją.

– Karawana w drodze do chana. Kozacy zaatakowali wczoraj wieczorem.

Nie zrozumieli, więc musiała powtórzyć.

– Dobrze, mów dalej!

– Wykradłam plany wojenne…

Zmarszczyli czoła.

– Plany wojenne? O czym ty mówisz? O wojnie z Rosją?

Lisa skinęła głową.

– Bardzo ważne. Gonili mnie, ale uciekłam.

Mężczyźni spojrzeli po sobie zaszokowani tym, co usłyszeli.

– Daj mi te plany – zażądał stanowczo starszy z nich.

Potrząsnęła głową.

– To niebezpieczne.

– Żeby pokazać je mnie? – zapytał gniewnie.

Gardło bolało ją tak potwornie, że łzy napłynęły jej do oczu.

– Nie, niebezpiecznie zabrać je z sobą.

– Nie masz ich? Wyrzuciłaś? – Twarz Kozaka wykrzywiła się z wściekłości.

– Były takie duże i ciężkie, nie mogłam ich unieść. Mam je tutaj – rzekła, wskazując palcem na głowę.

Kiedy wpatrywali się w nią, nie rozumiejąc, dodała:

– Nauczyłam się ich na pamięć.

Zaległa cisza.

– Kłamiesz! Przecież pewnie były napisane po tatarsku!

Lisa skinęła głową i wykonała błagalny gest, pokazując na gardło.

– Nie zdoła powiedzieć więcej ani słowa – mruknął Fiedia. – No tak, to niezwykłe wieści.

– Łagodnie powiedziane! – wybuchnął starszy Kozak. – Posłuchaj, kobieto, musimy to dokładnie sprawdzić. Zawieziemy cię do obozu Kozaków zaporoskich. Spróbujemy odnaleźć tego Wasyla, o którym mówiłaś. Jeśli on poręczy, że nie jesteś szpiegiem tatarskim, postaramy się, byś przekazała plany samemu atamanowi.

– Powiedzcie mi tylko najpierw, gdzie jesteśmy – wyszeptała z trudem.

– Znajdujemy się dość daleko na północ od Oczakowa. Na wschód stąd płynie rzeka Boh.


Lisa była spokojna i wypoczęta, kiedy po kilku godzinach dotarli konno do niewielkiej osady tatarskiej, zajętej przez Kozaków.

Fiedia okazał się przyjazną duszą i przez całą drogę troskliwie się nią opiekował. Pytał niewiele, by nie musiała wysilać obolałego gardła, ale drobne gesty świadczyły o jego życzliwości.

Był bardzo młody, miał pociągłą twarz i smutne brązowe oczy. Domyśliła się, że marzył jak każdy Kozak zaporoski, by zostać wielkim wojownikiem, ale przeszkodziło mu w tym kalectwo.

– Dziewczyno – mówił z uśmiechem. – Potrafię dostrzec to, czego nie widzą inni. Nie jesteś brzydką staruchą, choć starasz się za taką uchodzić.

Powietrze jeszcze nie rozgrzało się po chłodnej nocy, więc Lisa nie chciała zdejmować ubrań, które chroniły ją przed zimnem.

Nagle usłyszeli hałas. Rżały wierzchowce poganiane przez kogoś głośnym wrzaskiem.

Zadudniły kopyta galopujących zwierząt. Lisa, która siedziała na końskim grzbiecie przed Fiedia, zamknęła oczy, przerażona.

– Oj! – rzekł Fiedia. – Najlepiej będzie poszukać sobie jakiejś kryjówki. Durnego Czarodzieja znów dręczą koszmary.

Durnego Czarodzieja? zdumiała się Lisa. Naraz za domami przemknęła niczym wicher wataha pokrzykujących jeźdźców. Mignęli tylko w szalonym pędzie i zniknęli.

– Znów diabeł go opętał – mruknął starszy Kozak.

– Sam jest diabłem – stwierdził Fiedia. – Wczoraj wyprawiali się na wroga i teraz usiłuje zapomnieć o tym, co się tam wydarzyło.

Dotarli do posterunku, a kiedy Kozacy krótko przedstawili, z czym przybywają, od razu poprowadzono ich do samego komendanta.

Dowódca popatrzył na Lisę lekceważąco. Miał wysoko podgoloną głowę, a kępka włosów, jaka pozostała na czubku głowy, związana była w kosmyk Podobnie jak większość w tym obozowisku pochodził z lewobrzeżnej Ukrainy, gdzie dumnych Zaporożców nazywano teraz Kozakami dońskimi i kubańskimi.

– Kto to jest? Przywykliśmy co prawda do brudu, ale u tej kobiety trudno rozróżnić rysy twarzy! Fiedia najwyraźniej stracił głowę dla tego garbatego stworzenia w łachmanach. Odkrył pokrewną duszę, kaleka!

Prostacki śmiech zadudnił w niskim pomieszczeniu. Jacy oni są okrutni, pomyślała Lisa, która poczuła się dotknięta w imieniu Fiedii.

– A więc przynosisz nam cenne tajemnice w swej brzydkiej głowie? – wycedził komendant. – Nie będziemy cię tu wypytywać, bo, niestety, nie możemy ufać nawet swoim. Podejrzewamy, że ktoś z obozu utrzymuje kontakty z Tatarami, ale nie możemy wytropić kto. Wasyl, powiadasz. Czy myślisz o Wasylu Kurence? – spytał wskazując na niewysokiego krępego mężczyznę.

Lisa potrząsnęła głową.

– Może o Wasylu Afanasjewiczu? Też nie? Sasza, przyprowadź jeszcze tych dwóch o imieniu Wasyl. Pospiesz się. Są prawdopodobnie w sąsiedniej chacie.

Czekając na ich przyjście, Lisa rozejrzała się wokół. Pomieszczenie miało pobielone ściany i nosiło wyraźne znamiona stylu orientalnego. Wśród Kozaków Lisa dostrzegła ku swemu zdziwieniu dorodną dziewczynę w swoim wieku. Wesoła i ożywiona, nie ustępowała w niczym kompanom. Wszyscy spoglądali na Lisę z ciekawością i nieskrywaną pogardą, ale najwyraźniej ich zafrapowała.

Sasza wrócił w towarzystwie dwóch Kozaków. Lisa potrząsnęła głową rozczarowana. Komendant zmarszczył czoło.

– Jesteś pewna, że to Kozak zaporoski? A może tylko wymyśliłaś tę bajeczkę? Marny twój los, jeśli się okaże.,.

Przed chatę zajechali kolejni jeźdźcy.