– Zapewne były napisane po tatarsku.

– Owszem. Znam dobrze ten język, ale może lepiej od razu pisać po rosyjsku?

– Powiedz mi – rzekł ataman powoli. – Słyszę w twojej mowie obcy akcent. Z jakiego właściwie narodu się wywodzisz?

– Jestem Szwedką.

– Z tej osady na stepie?

– Tak.

– A więc twym ojczystym językiem jest szwedzki?

– Tak.

Mężczyźni popatrzyli po sobie.

– Trzy języki. O, to nie jest zwyczajna dziewczyna!

Lisa napotkała dumne spojrzenie Wasyla. Zrozumiała, że nie zmarnowała swego życia, i poczuła się nieopisanie szczęśliwa.


Mijały minuty, potem godziny, a oficerowie nie odrywali wzroku od szkiców sporządzonych przez Lisę. Wreszcie podnieśli głowy i popatrzyli po sobie wstrząśnięci. Ataman zwrócił się do Lisy:

– Przypuszczam, że zdajesz sobie sprawę, jaką przysługę oddałaś Jej Wysokości carycy Katarzynie – rzeki. – Gdyby te dokumenty dotarły do chana, losy wojny byłyby przesądzone. Wszyscy zostaniecie hojnie nagrodzeni przez carycę. Poza tym będziemy potrzebować cię, Liso Koppers, jako tłumacza.

Wasyl poruszył się, jakby chciał zaprotestować.

– Ciebie, Kiryłow, także – rzekł ataman. – Zostaniesz oficerem w kozackich oddziałach carskiego wojska strzegącego granic. Ale jest jeden warunek. Musisz powściągnąć nieco swój temperament.

Wasyl podziękował za awans i poprosił o rozmowę w cztery oczy z atamanem. Wyjaśnił, że pragnie omówić sprawę swego ślubu z Lisą.

Ataman patrzył zamyślony na niego i na dziewczynę.

– Udzielam zgody. Zazdroszczę ci, Kiryłow. Znajdę dla was odpowiednią kwaterę w Chersoniu. Skoro twoja przyszła żona ma być tłumaczem, muszę ją mieć pod ręką. Powodzenia! I jeszcze raz dziękuję wszystkim. Teraz, panowie, zechciejcie na chwilę zostawić nas samych! Muszę odbyć prywatną rozmowę z Kiryłowem.

Dima i Lisa czekali na schodach.

Popatrzył na nią badawczo.

– Bramy zamku zamknęły się za tobą na zawsze, jak widzę?

Zarumieniła się.

– Tak, Dima. Ale nawet nie wiesz, jak cudownie jest w środku. Wasyl jest wspaniałym człowiekiem.

– Wiem. Przeżył piekło z samym sobą. Bądź dla niego dobra!

– Nie musisz mnie o to prosić. Ale… skąd wiesz?

Dima roześmiał się serdecznie.

– Nie możecie oderwać oczu od siebie. Odnosicie się do siebie z ufnością i otwartością, jak ludzie, którzy naprawdę się miłują. Bardzo cieszy mnie wasze szczęście.

Wasyl zszedł po schodach. Był oszołomiony.

– Jak ci poszło, Wasia? – spytała zaciekawiona.

Bez słowa podał jej dokument, który trzymał w ręku.

– Poręczenie. Do popa w Chersoniu – przeczytała z niedowierzaniem. – Ależ, Wasia, to znaczy… Tu jest napisane: „Natychmiast… Obowiązuje od zaraz… W uznaniu zasług Lisy Koppers”.

Rzuciła mu się w ramiona, a on przygarnął ją tak mocno, że z trudem łapała oddech.

Dima odwrócił się dyskretnie.


Lisa wstrzymała konia i popatrzyła na Stare Szwedzkie Miasto. Jej głos brzmiał niewyraźnie, gdy spytała:

– Czy jesteś pewien, Wasia, że to jest moja osada?

– Rozrosła się, no i trochę zmieniła – rzekł.

Byli tylko we dwoje. Dima został w Chersoniu. Lisa siedziała w siodle nieporuszona, patrząc przed siebie. Prześliznęła się wzrokiem po poletkach, które toczyły beznadziejną walkę ze stepem.

– Popatrz, Wasia – powiedziała naraz. – Tam, na tych dwóch mężczyzn. To wuj Jonas i Mats Rotas, mój dawny nauczyciel! – Mats, Jonas! – zawołała i popędziła konia.

Mężczyźni podnieśli wzrok.

– Matsie Rotas, wuju Jonasie, nie poznajecie mnie?

Jonas wpatrywał się w nią bez słowa.

– Na Boga! – zdumiał się Mats. – Przecież to Lisa Koppers w stroju kozackim! Nie wierzę własnym oczom. Dziecko, skąd przybywasz?

– Przez cztery lata byłam w niewoli u Tatarów – śmiała się uszczęśliwiona, zeskakując z konia. – A teraz zostałam tłumaczem w armii carycy Katarzyny i wychodzę za mąż. Proszę, przywitajcie się z moim przyszłym mężem, za kilka dni nasz ślub.

Wasyl zatrzymał się na uboczu.

– Wasia, chodź tutaj!

– Co? – zawołał przerażony Jonas Koppers. – Chyba nie masz zamiaru go poślubić? Przecież to najdzikszy spośród Zaporożców. Zabraniam ci!

– On nie jest taki, jak myślicie. Wiem o jego wszystkich najgorszych uczynkach, których się dopuścił, ale on nie był wtedy sobą. To było jak choroba. Skoro ja mogłam mu wybaczyć, to i wy możecie. Zróbcie to dla mnie i podajcie mu rękę.

Wasia zsiadł z konia, a dwaj Szwedzi pozdrowili go z rezerwą.

Zapadło pełne napięcia milczenie, które przerwała Lisa.

– Bardzo bym chciała uzyskać błogosławieństwo od pastora – rzekła z nieśmiałym uśmiechem. – Ale słyszałam o tym nieszczęściu… o pożarze plebanii.

Mats Rotas popatrzył na nich ze smutkiem.

– Och, droga Liso, tak nie można. Porzuć myśl o małżeństwie! Pastor Europaeus nigdy nie wybaczy temu człowiekowi. Wasylu Stiepanowiczu – zwrócił się do Wasi po rosyjsku. – Nie powinieneś wciągać młodej niedoświadczonej dziewczyny w swoje awanturnicze życie. Pozwól jej pozostać u nas. Tutaj będzie wśród swoich. Zapomnij o niej! Przyjdzie ci to z łatwością. A ty, Liso, dlaczego chcesz wiązać się z tym rozbójnikiem? Pewnie wydaje ci się fascynujący, ale wnet przejrzysz na oczy. Na tak kruchych podstawach nie można zbudować szczęścia.

Lisa popatrzyła łagodnie.

– Wujku Jonasie, pamiętasz, jak kiedyś w drodze do Kizi-Kirmen zobaczyliśmy obóz tatarski i torturowanego okrutnie Kozaka zaporoskiego?

– Tak… Pamiętam, jak się nim zainteresowałaś. Bardzo mnie to wtedy zdziwiło.

– To właśnie jest ten mężczyzna.

– Co?!

– Wróciłam tamtej nocy nad rzekę i chodziłam tam wiele razy. Matsie Rotas, pamiętasz, że pytałam cię, czy należy pomóc w potrzebie przyjacielowi, który zawiódł. Właściwie on mnie nie zawiódł, był tylko zbyt natrętny… Powiedziałeś, że trzeba pomóc pomimo wszystko…

– Dobry Boże – wyszeptał zdumiony Mats.

– Wróciłam więc do niego, ale zostałam pojmana przez Tatarów. Uciekłam z niewoli przed kilkoma tygodniami. Przez cztery lata nie przestawałam myśleć o Wasylu i oto znów go spotkałam. Należymy do siebie. Nieodwołalnie!

Mówiła po rosyjsku ze względu na Wasię. On zaś dodał:

– Lisa jest jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem. Kochałem ją już przed czterema laty i zadręczałem się, sądząc, że umarła. Nie mogłem znieść myśli o tym, że przyczyniłem się do jej śmierci. Piłem, by zabić w sobie tęsknotę i wyrzuty sumienia. A pod wpływem alkoholu ogarniało mnie szaleństwo. Nie mówię tego, by się usprawiedliwiać, raczej po to, by wyjaśnić motywy mojego postępowania. Ale skończyłem z tym. Dla niej gotów jestem uczynić wszystko. Ona jest moim życiem.

– A ty, Liso, naprawdę nie chcesz zostać z nami?

– Nie, jeśli miałoby to mnie rozdzielić z Wasylem.

Mats popatrzył na nią zamyślony.

– Twoje dzieci będą Zaporożcami z krwi i kości.

– Jestem z tego dumna – odpowiedziała z roziskrzonymi oczami, wywołując czułość na twarzy Wasyla.

– Jesteś silna, Liso – rzekł Jonas. – Zawsze byłaś. Może pójdziemy do miasteczka. Przywitasz się ze znajomymi. Zostań z nami trochę.

– Nie, wujku Jonasie. Wasyl nie jest tu mile widziany, a sama nie chcę iść.

Mężczyźni pożegnali się z Lisa i jej Kozakiem. Patrzyli za nimi, gdy szli do koni. Wasyl delikatnie, jakby uroczyście, posadził ją w siodle. Stał przez chwilę, przytuliwszy twarz do jej kolana, a ona pogładziła jego czarne włosy.

– Wydaje mi się, że przykro mu ze względu na nią – powiedział Mats. – Może Lisa ma mimo wszystko rację? Może w tym człowieku tkwi dobro?

– Hmm – odezwał się Jonas. – Jeśli tak, to tylko ona potrafi uczynić z niego porządnego człowieka… Mnie się jednak wydaje, że on rzucił na nią czar.

– Można i tak na to spojrzeć. Ale w takim razie ten czar nazywa się miłością. I dotknął ich oboje z równą siłą…

– Lisa nigdy nie czuła się jedną z nas – westchnął Jonas. – Może dokonała słusznego wyboru?

– Wiem, o czym myślisz – uśmiechnął się Mats. – Lisa była spragniona miłości. Nie da się zaprzeczyć, że jej życie pozbawione było ciepła. Znalazła w końcu to, czego szukała i za czym tęskniła.

Zawrócili i powędrowali do osady na stepie, by dalej prowadzić trudną walkę o przetrwanie.

Margit Sandemo

  • 1
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25
  • 26
  • 27