– Że cię nie pocałuję.

– Nie rób tego – szepnęła prosząco. – Odsuń się.

Ale i ona poddała się nastrojowi chwili. Była jak zaczarowana. Z drżeniem gładziła jego twarz, a wargami dotykała skroni, wychudzonych policzków, szyi. Tylko nie ust.

– Jutro możemy już nie żyć – rzekła cicho.

Wasyl przygarnął ją mocniej. Przestraszona usiłowała wysunąć się z jego objęć. Przez krótką chwilę zastygli w bezruchu. Pochylił się nad nią, a ona zajrzała mu głęboko w oczy, w których czaił się lęk, że może przerazić ukochaną. Dłonie objęły ją mocniej.

– Nie, Wasia, nie – wzdychała cicho.

Ale tym razem nie zdołała go powstrzymać. Jego twarz znalazła się tuż przy jej twarzy, poczuła bijący od niego żar i drżenie ciała. Przymknęła oczy.

Wtedy ją pocałował. Długo tłumiona namiętność wybuchła z siłą, która ją oszołomiła. Przylgnął wargami do jej ust, tłumiąc wszelkie słowa protestu. Lisa zanurzyła dłonie w jego włosach i przygarnęła mocno, jakby w obawie, że mogłaby go stracić. Ale on tulił ją i pieścił, pragnąc ochronić przed zimnym i nieprzyjaznym światem.

Wreszcie oderwał się od jej ust i błądził wargami po szyi.

Lisa dała się porwać fali uniesienia, która ją przeraziła, ale też obudziła najskrytsze tęsknoty.

– Wasyl, boję się – szepnęła. – Osada szwedzka. Obiecałeś…

Niecierpliwe dłonie sunęły w górę, gładziły jej twarz. Popatrzył w pociemniałe teraz, zasnute mgłą oczy dziewczyny.

– Nie lękaj się! – powiedział. – Nie uczynię ci nic złego. Dotrzymam słowa. Chcę cię tylko całować.

Lisa westchnęła i już przestała się bronić. Jego usta były takie gorące!

– Ta baśń mija się z prawdą – wyrzekła nagle.

– Dlaczego?

– Wielu dzielnych książąt pragnęło uratować Wasylissę. Ale ona nie chciała odejść z zamku Mściciela.

– Dlaczego?

– Ponieważ pokochała złego czarodzieja, który tak naprawdę wcale nie był zły.

– Skąd wiesz?

– Kocham cię, Wasylu.

Milczał, a serce wypełniało mu bezgraniczne szczęście. Potem oparł czoło o jej policzek i wyszeptał:

– Liso, najdroższa, moja ukochana!

Wasylissa z drżeniem, ale i bezmierną czułością przyjęła całą miłość Czarodzieja.


Wasia spał w jej ramionach. Leżała nieruchomo, wpatrując się w granatowe niebo. Na Dagø firmament niebieski wyglądał inaczej. Niektóre gwiazdozbiory wprawdzie widoczne były i tu, ale jakby w innym miejscu.

Z dala od swych rodzinnych stron, z człowiekiem innej narodowości u boku, leży wsłuchana w odwieczny szum fal.

Wasyl nie odezwał się słowem, zapadł w głęboki sen.

Czy teraz ją porzuci?

Dotknęła czarnych, gęstych włosów.

– Wasyl, zaczyna świtać, ucichło na skałach. Nie możemy czekać do brzasku.

Przeciągnął się i wstał.

– Ubierz się, ale nie zakładaj butów, ja je wezmę.

W milczeniu wykonywała jego polecenia. Rzuciła mu nieśmiałe spojrzenie, ale on nie zwracał na nią uwagi.

– To okropne, że znów musimy się zamoczyć – odezwała się z wymuszoną obojętnością. – Poza tym taka jestem głodna.

– Cierpliwości – rzekł z napięciem w głosie. – Chodź. Nie musimy płynąć pod powierzchnią, ale poruszaj się ostrożnie.

W milczeniu weszli do wody, która wydawała się cieplejsza od powietrza. Lisa płynęła za Wasią, a jej serce przepełniał lęk, co też ukochany o niej myśli. Gdyby choć spojrzał na nią, uśmiechnął się albo dał jakiś znak, że nadal coś dla niego znaczy.

Nie potrafiła nawet płakać, czuła w sobie jedynie przeraźliwą pustkę.

Płynęli wzdłuż skał na wschód, aż dotarli do plaży. Wydostali się na ląd. Lisa była taka zmęczona, że z trudem trzymała się na nogach.

– Wkładaj buty! I szybko biegniemy, żebyś nie zmarzła!

– Dokąd idziemy?

– Czy nie wybieraliśmy się do Chersonia, do kwatery atamana?

– Tak – rzekła Lisa przygaszona.

– Jesteśmy niedaleko. Pospiesz się.

Podał jej rękę, a ona chwyciła ją i podążyła za nim, milcząca i smutna.

Może powinnam być wdzięczna, że nie pozostawił mnie na pastwę losu? myślała. Ale gorzej już nie mógł mnie potraktować.

Dotarli do chutoru, w którym spędzili poprzednią noc. Przez całą dobę nie zbliżyli się nawet o metr do Chersonia.

Było już jasno. Z jakiejś bramy doleciał ich cudowny zapach świeżo upieczonego chleba.

– Poczekaj tu – poprosił Wasia. Wrócił po chwili z bochenkiem chleba, który podzielił na pół. Posilając się, ruszyli przez ciche uliczki.

– Podjadłaś trochę? – spytał.

– Tak. Czy idziemy w stronę stajni?

– Zgadłaś.

– Myślisz, że Dymitr…

– Właśnie to chcę sprawdzić.

Zobaczyli swoje konie oraz Dimy, który spał w sianie. Lisa odetchnęła z ulgą.

Wasyl ujął ją za rękę i pociągnął na bok, tam gdzie nikt nie mógł ich dostrzec.

– O co chodzi? – spytała przelękniona.

Oparł ją o drewnianą ścianę i stanął na odległość wyciągniętych ramion.

– Chcę cię o coś zapytać! – Jego ciemne oczy, na pozór napastliwe, kryły w sobie całkowitą bezbronność. – Liso, teraz już wiesz o mnie wszystko, wiesz, jaki jestem. Jeśli uda mi się znaleźć kogoś, kto za mnie poręczy, a wierzę gorąco, że tak się stanie, to czy nadal będziesz skłonna mnie poślubić?

– Nadal? Przecież nigdy mnie o to nie zapytałeś. Nigdy wprost!

– Sądziłem, że to już między nami ułożone. Przecież gdyby było inaczej, wszystko, co się wydarzyło, byłoby grzechem. Pogańska ceremonia zmieszania krwi to była tylko namiastka, ale…

Lisa wybuchnęła płaczem. I znów znalazła się w jego ramionach, w tych cudownych, silnych, a tak delikatnych ramionach.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wczoraj? Oszczędziłbyś mi lęku o to, że cię znów utracę.

– Ależ, najdroższa – rzekł wzruszony. – Tak bardzo mi nie ufasz? Wciąż pamiętasz o przestrogach, jakich ci udzielono? Cóż obchodzą nas inni ludzie, Liso? To prawda, zachowałem się jak nieokrzesany prostak, który nie rozumie kobiecej natury. Wybacz, nie zdążyłem ci tego powiedzieć w nocy. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Ale czy uważasz, że postąpiliśmy niewłaściwie?

– Nie, wczoraj o tym nie myślałam w ten sposób. Właściwie się nad tym nie zastanawiałam. Straciliśmy panowanie nad sobą. Czemu jednak nie powiedziałeś mi tego potem? Albo dziś? Patrzyłeś na mnie chłodno i nieprzyjaźnie, jakbyś chciał, bym odeszła. Byłam taka zrozpaczona, bałam się, Wasylu.

Ucałował jej wilgotne włosy.

– Dziś rano byłem śmiertelnie przerażony, Liso. Nie wiedziałem, gdzie są Tatarzy, a musiałem za wszelką cenę wydostać cię stamtąd. Tylko to zaprzątało mój umysł. A poza tym chciało mi się jeść – wyznał z rozbrajającą szczerością. – A kiedy jestem głodny, nie potrafię myśleć o niczym innym – dodał z uśmiechem. – Wybacz, najdroższa. Kocham cię!

Lisa milczała. Szczęście po prostu odebrało jej mowę.

– Urządzimy wesele – ciągnął z zapałem Wasia. – Zaprosimy Nataszę, Wołodię i wszystkich. Zobaczysz, jak Zaporożcy świętują. Uroczystość trwa zwykle wiele dni przy muzyce i tańcach. Wino leje się strumieniami… Nie, Liso, nie obawiaj się, przyrzekam, że się nie upiję.

Nagle Lisę uderzyła pewna myśl.

– Wasia! Już wiem, kto może poręczyć za ciebie. Ależ jestem niemądra, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Przecież i tak muszę jechać do osady szwedzkiej, żeby uzyskać błogosławieństwo z mojej parafii. Poproszę naszego pastora. On za ciebie poręczy.

Wasyl pobladł, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy.

– Mogę towarzyszyć ci w drodze do osady, ale dojadę tylko do obrzeży.

– Ale dlaczego, Wasyl… Chyba nie… Wasyl, co ty uczyniłeś?

Spuścił wzrok, nie mając odwagi popatrzeć jej w twarz.

– Ja… Podpaliłem plebanię.


Dymitr nie posiadał się z radości, widząc ich całych i zdrowych.

– Gdzie byliście? Kiedy zorientowałem się, że pojmali was Tatarzy, pogalopowałem co tchu, by ściągnąć kwaterujące w chutorze oddziały kozackie. Dotarliśmy na plażę i znaleźliśmy Tatarów, ale was tam nie było.

Lisa i Wasyl wymienili spojrzenia.

– To dlatego nie natknęliśmy się dzisiaj na nikogo – rzekł Wasia. – Mówisz, że znaleźliście Tatarów?

– Wycięliśmy ich w pień.

– Kiedy i gdzie?

– Wczoraj wieczorem. Ich obóz znajdował się niedaleko skał.

Zapadła cisza.

– To znaczy, że uciekliśmy w ostatniej chwili – szepnęła Lisa, blednąc.

– Musieliśmy twardo spać, skoro nic nie słyszeliśmy

– dodał Wasia. – Dima, skoro już i tak wstałeś, jedźmy do Chersonia. Lisa musi tam dotrzeć jak najprędzej.

Przebrali się w suchą odzież, którą mieli w jukach przytroczonych do siodeł, i dosiedli koni. Szybko dotarli na miejsce.

Adiutant zameldował ich przybycie.

– Dziewczyna? – usłyszeli donośny głos dowódcy. – Niemożliwe, to ona żyje? Doszły nas słuchy, że Tatarzy zmobilizowali wielkie siły, by ją pojmać, a to znaczy, że przynosi ważne wieści. Wezwij cały sztab i wprowadź tu tę trójkę Kozaków!

Wasyl uśmiechnął się i spojrzał znacząco na Lisę.

– Trójka Kozaków! Wchodź, Kiryłowa!

– Czy tak się będę nazywać? – szepnęła bez tchu.

– Jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Ataman dowodzący wojskami kozackimi na Ukrainie popatrzył zdumiony na Lisę.

– Ależ… Czy to ten delikatny kwiatuszek poradził sobie z hordami Tatarów?

– Miałam dobrych pomocników – rzekła nieśmiało.

Oficerowie patrzyli na nią badawczo.

– Ubrana jesteś wprawdzie w szarawary i rubaszkę, ale chyba nie jesteś Kozaczką? – dziwił się ataman. – A już na pewno nie pochodzisz z Zaporoża. A ci pomocnicy rzeczywiście nie są najgorsi. Tego Kozaka dobrze znamy! Nie należy do tych, którzy odprawiają modły za wroga.

Ataman wyprosił z pomieszczenia niższych rangą oficerów. Pozostał tylko ścisły sztab. Wtedy zwrócił się do Lisy.

– No, gdzie są te dokumenty?

– Czy mogę prosić o papier i pióro? – odpowiedziała pytaniem.

– Dlaczego?

– Musiałam zniszczyć papiery. Ale wszystko dokładnie zapamiętałam.