Rażąca niesprawiedliwość Wasyla doprowadziła Lisę do pasji.
– Mówisz tak, jakbyś sam był całkiem niewinny. A ile razy całowałeś kobiety?
– Tylko raz! – powiedział, a z jego wąskich oczu wyzierała gorycz. – Jeden jedyny raz i wiesz dobrze, kiedy to było. Nigdy więcej nie pocałowałem innej, by nie zbrukać swoich warg.
– Czyżby? – spytała z ironią.
Zarumienił się.
– Możesz myśleć, co ci się podoba o mnie i o moim życiu, ale to, co ci teraz mówię, jest prawdą. Dla mnie pocałunek jest dowodem miłości, prawdziwej miłości, a tej nie rozdaję na prawo i lewo.
– Chyba nie chcesz mi wmówić, że…
– Tak, Liso. Można posiąść kobietę, nie całując jej. Jeśli tylko jest się dostatecznie dzikim i prymitywnym.
Lisa, całkiem już tracąc panowanie nad sobą, krzyknęła:
– Odejdź ode mnie, ty nędzniku, okrutniku, morderco! Idź sobie!
– Powiem Dimie, że przejmuje odpowiedzialność za ciebie – rzucił i odszedł w stronę, koni.
Lisa ciągle jeszcze stała w tym samym miejscu, gdy nagle wzgórze zaroiło się od Tatarów.
– Wasia, uważaj!
Wasyl pośpiesznie odwrócił się, a w jego oczach odmalował się strach.
– Lisa!
Zaczęli biec ku sobie, ale drogę przecięli im szybcy niczym błyskawice Tatarzy, którzy parli na nich, chcąc zmusić, by kierowali się ku plaży.
– Lisa! – krzyknął znów Wasia. – Uciekaj!
Żadne z nich jednak nie myślało tylko o tym, by ratować własną skórę. Spychani coraz niżej ku brzegowi morskiemu, próbowali dotrzeć do siebie, ale Tatarzy do tego nie dopuścili.
– Wasyl! – wołała Lisa zrozpaczona.
Biegła przed siebie co sił w nogach. Zbocze umykało jej spod stóp. Morze migotało w słońcu i oślepiało ją swym blaskiem.
Tatarzy dopadli Wasyla. Nie miał żadnych szans.
– Ratuj się, Liso! – prosił. – Uciekaj!
Ale Lisa nie słuchała go. Bez wahania podbiegła do ukochanego i rzuciła mu się na szyję.
– Liso, dlaczego to zrobiłaś? – mówił z rozpaczą w głosie. – Mogłaś próbować, może zdołałabyś im umknąć!
Tatarzy otaczali ich coraz ciaśniejszym kręgiem.
Przytuliła głowę do piersi Wasyla i powiedziała ze smutkiem:
– Na cóż mi wolność, gdy ty jesteś w niewoli? Co mi po życiu, gdybyś ty zginął?
Wasyl stał bez ruchu i szeptał cicho:
– Moja najdroższa!
Związano im z tyłu ręce i powiedziono wzdłuż plaży. Ze wszystkich stron otaczali ich jadący konno Tatarzy.
– A więc krąg się zamyka – mówiła Lisa powoli. – Znów znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.
– Jak to?
– Spotkałam cię w obozie tatarskim, gdzie omal nie zakatowano cię na śmierć. Teraz też nas to czeka, prawda?
– Tak.
– Wasia, co oni z nami zrobią?
– Wolę o tym nie myśleć. Niestety, nie jesteś już małą dziewczynką i zapewne tym razem nie oddadzą cię chanowi czy emirowi. Wydobędą z ciebie plany wojenne, możesz być pewna.
– Potrafię znieść najgorsze – rzekła zdecydowanie. – Nie będziesz się musiał za mnie wstydzić. Wytrzymam ból. Ale co z tobą, Wasia? Właściwie dlaczego pojmali także ciebie? Tak Strasznie się bałam, że cię zabiją.
Wasyl westchnął.
– Tatarzy mają swoje plany. Uznali, że będę im potrzebny!
– Do czego?
– Zęby cię zmusić do mówienia, rozumiesz?
– Tak.
– Widziałaś ich twarze, tam na plaży, kiedy rzuciłaś mi się w ramiona? Widziałaś te straszne błyski w ich oczach? Tę niecierpliwość?
Lisa oddychała z trudem.
– Och, Wasia! To ciebie, a nie mnie zamierzają torturować! Na moich oczach! Okrutnicy, diabły!
– Nie lękam się cierpienia.
Lisa pociągała nosem.
– Ale ja nie zniosę twego bólu i zdradzę wszelkie tajemnice. Czy nie ma dla nas żadnej nadziei?
– Nie, jeśli doprowadzą nas do swego obozu.
– A Dima?
– Być może i jego pojmali.
Na piasku odciskały się niezliczone ślady końskich kopyt i tylko dwie pary śladów ludzkich stóp. Tatarzy jechali szybko, nie odzywając się do siebie słowem. Byli zadowoleni. Wykonali zlecone im zadanie.
– Liso, jesteś odważna?
– Próbuję. Ale nie zawsze mi się to udaje.
– Mam za pasem ukryty nóż, którego nie znaleźli.
– O czym myślisz?
– Widzisz tamte skały i ten urwisty brzeg?
– Tak.
– Umiesz pływać?
– Nie ze związanymi rękami.
– Ale w ogóle potrafisz? To dobrze. Będziemy tamtędy przechodzić. Kiedy znajdziemy się wystarczająco blisko krawędzi, dam ci znak. Wtedy skoczysz w dół.
– A jeśli rozbijemy się o kamienie na dnie morza?
– Musimy zaryzykować. Chyba że wolisz trafić do obozu Tatarów.
– Nie! Wszystko tylko nie to.
Wasia popatrzył na nią z miłością.
– Liso, jesteś taka piękna. Zmęczona, zrezygnowana, masz potargane włosy i rozpaloną twarz, a w oczach lęk przed śmiercią. Mimo to nigdy nie spotkałem kogoś równie pięknego.
Popatrzyła na niego z czułością.
– Czy kiedyś powiedziałam ci, jak bardzo kocham twoją twarz, całego ciebie?
– Nie.
– Może dane mi będzie kiedyś ci to wyznać. Ale teraz mów, co mam robić.
Wasia udzielił jej niezbędnych wskazówek. Wspinali się pod górę i skały były już blisko. Lisa, napięta jak struna, patrzyła na Wasyla. Tatarzy, nie podejrzewając niczego, siedzieli sennie w siodłach i spokojnie posuwali się naprzód.
Dotarli na środek urwistego występu.
Wasia skinął głową.
Lisa, nie namyślając się ani chwili, podbiegła do krawędzi i skoczyła. Usłyszała głośny krzyk i poczuła silne uderzenie masy powietrza. W ułamku sekundy dostrzegła, że nie jest sama, a potem uderzyła o taflę wody, która wchłonęła ją i zamknęła się nad nią.
Głębiej, coraz głębiej, jak najdalej w głąb, wreszcie dotknęła dna. Odbiła się i zaczęła unosić się w górę, a trwało to całą wieczność. Zmagała się, by przedrzeć się na powierzchnię. Światło, jak daleko do światła! Dziewczyna instynktownie skierowała się ku wielkiej skale. Ku słońcu, tam gdzie upragnione powietrze! Wasia, ukryty wśród załomów skalnych, uczepił się jakiegoś występu. Jego okrutna, prawie demoniczna twarz złagodniała, gdy dojrzał Lisę. Dziewczyna poczuła ciepło w sercu.
– Pospiesz się, zaraz tu będą – szeptał ciężko dysząc.
Odgarniając wodę dotarła do ukochanego.
Wasia pozwolił jej odpocząć przez chwilę, a potem dał znak, że ma wyjąć nóż.
Odwróciwszy się doń plecami znalazła za szerokim jedwabnym pasem chłodne ostrze.
– Uważaj, żeby ci nie wypadł – szepnął ostrzegawczo. – Tnij, nie zważaj na to, czy mnie kaleczysz.
Był taki silny, taki niezłomny. Lisa ufała mu bezgranicznie. Z góry dobiegły ich podniesione głosy i wydawane pośpiesznie rozkazy.
– Szukają zejścia w dół – powiedziała Lisa, która znała ich język. – Dlaczego nie skoczą?
– Na to właśnie liczyłem. Spodziewałem się, że zabraknie im odwagi. Tatar niechętnie zsiada z konia.
Jeszcze jedno cięcie i rzemienie krępujące jego dłonie opadły. Wasia był wolny. Szybkim ruchem przeciął więzy na nadgarstkach Lisy.
– Teraz pod wodę, szybko! Nabierz dużo powietrza do płuc i spróbuj dopłynąć możliwie najbliżej tamtej wysepki, żeby nie dostrzegli cię, kiedy wychylisz się na powierzchnię.
– Ależ to strasznie daleko!
– Nie! Szybko, trzymaj się tuż za mną i spróbuj zanurzyć się głęboko, by cię nie zauważyli!
Widział, jaka jest przerażona, i czule pogłaskał ją po twarzy.
– Jeśli zabraknie ci powietrza, to nie ma rady, wychylisz się, żeby złapać oddech. Ale postaraj się wytrzymać jak najdłużej.
Nabrali powietrza w płuca i zanurzyli się. Lisa płynęła z otwartymi oczami, uważnie obserwując ruchy Wasyla, który ciął wodę niczym strzała. Z trudem za nim nadążała.
Nie dam rady, utonę, pomyślała w panice. W płucach miała jeszcze tylko resztkę powietrza, ramiona i nogi omal nie zdrętwiały jej z zimna. Wasia przytrzymał ją za nogi, by mogła wychylić głowę nad powierzchnię i odpocząć przez chwilę pod osłoną wysepki.
Pomagając sobie nawzajem, ostatkiem sił wydostali się na brzeg. Potwornie zmęczeni osunęli się na ziemię wśród drzew porastających wysepkę.
Długo tak leżeli, nie otwierając oczu i dysząc ciężko. Byli śmiertelnie wyczerpani, na granicy tego, co człowiek może wytrzymać.
– Wyglądasz jak zmokła kura – rzekł z trudem dobywając głosu. – Ale potrafisz znieść najcięższe próby. Nie miałem odwagi wierzyć, że nam się to uda. Wiedziałem tylko jedno, że cię nie wypuszczę z rąk, Wasylisso. Nie gniewasz się, że cię tak nazywam?
– Nie, polubiłam to imię! – Nadal czuła ból rozsadzający płuca, ale mogła już mówić. – Powiedz, Wasia, co teraz będzie?
– Musimy tu poczekać. Kiedy Tatarzy nie znajdą nas przy skale, pomyślą, że się utopiliśmy. Z pewnością nie podejrzewają, że przepłynęliśmy tak daleko ze związanymi rękami.
Lisa patrzyła na niego, uspokojona już i szczęśliwa. Jego włosy przykleiły się do czoła, zęby lśniły bielą, kontrastując ze śniadą cerą i posiniałymi z zimna ustami. Dłonie, które podłożył pod głowę, były opalone i mocne. Dziewczynę zalała fala ciepła.
Wasia odwrócił głowę. Widziała jego wąskie, lekko skośne oczy.
– Niech mówią o tobie co chcą, ale jedno trzeba ci oddać. Człowiek się z tobą nie nudzi!
Przycisnął jej dłoń do swego policzka. A Lisa zadrżała z rozkoszy, kiedy dotknęły ją jego silne ręce.
– Czasem aż za dużo tych rozrywek! Liso, musisz zdjąć ubranie. Nie możesz tak leżeć.
– Nie – odrzekła i odruchowo obciągnęła koszulę. – Szybko wyschnę na słońcu.
– Głupstwa opowiadasz. Nie bój się, nie chcę cię uwieść, myślę tylko o tym, byś się nie przeziębiła. Ściągaj buty!
Niełatwo jest zdjąć z nóg mokre oficerki, ale w końcu udało się i dwie pary wysokich butów parowały na słońcu.
– A teraz resztę – powtórzył bezlitośnie.
– Pozwól mi chociaż zostać w rubaszce! – poprosiła. – Jest taka cienka i już prawie wyschła.
Ujrzała błysk czułości w jego ciemnobrązowych oczach.
"Jasnowłosa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jasnowłosa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jasnowłosa" друзьям в соцсетях.