Faktycznie, chichotały bez opamiętania aż do momentu, gdy gospodarz zbiegł na dół, dosłownie rycząc na nie i żądając wyjaśnień. Thea pewnie też dostałaby szału, gdyby ktoś o piątej rano obudził ją potwornym hałasem, stuknął w jej samochód, a potem włamał się do jej domu, najwyraźniej znakomicie się przy tym bawiąc.

– Naprawdę ogromnie mi przykro – powtórzyła. – To efekt całej serii niefortunnych zbiegów okoliczności.

– Mnie też przykro. Gdybym wczoraj nie miał złego dnia, potraktowałbym to wszystko z większym poczuciem humoru. Proponuję więc udawać, że w ogóle jeszcze się nie spotkaliśmy i zacząć wszystko od nowa – zaproponował. – Co pani na to?

– Bardzo chętnie. – Z uśmiechem wyciągnęła rękę. – Thea Martindale, a to moja siostrzenica Clara.

– Rhys Kingsford, bardzo mi miło.

Miał zdecydowany, pewny uścisk, nie za silny, nie za słaby. Nie ściskał sugestywnie palców. Sama przyjemność.

Dopiero w tym momencie przyjrzała mu się uważniej. Szerokie ciemne brwi, surowe rysy… całkiem atrakcyjne. Nie był aż tak przystojny jak Harry, ale na litość, ilu facetów mogło pobić Harry’ego na tym polu? Doprawdy niewielu.

Hm, szkoda, że nie uczesała się porządnie i nie ubrała się jakoś ładniej.

Rhys wskazał na dziewczynkę, która nadal siedziała naburmuszona przy stole i nie zwracała uwagi na to, co się dzieje.

– Moja córka Sophie.

– Cześć, Sophie – rzekła serdecznie Thea, a Clara uśmiechnęła się przyjaźnie.

Dziewczynka ledwo ruszyła jednym ramieniem, dając znać, że słyszała.

– Przywitaj się – przykazał ojciec z lekką pogróżką w głosie.

Wymamrotała niechętnie pod nosem coś, co zabrzmiało jak „dźń bry”.

Rhys zacisnął zęby, lecz do Thei odwrócił się już z uśmiechem, starając się ukryć frustrację.

– Może ma pani ochotę na kawę? Jeszcze jest gorąca.

Już się bała, że on nigdy tego nie zaproponuje. Właściwie powinna się pożegnać i wycofać, zostawiając tych dwoje, by doszli ze sobą do ładu, lecz głód kofeiny okazał się – jakżeby inaczej? – silniejszy od delikatności.

– Z największą przyjemnością. Właściwie… – ciągnęła, gdy Clara szturchnęła ją znacząco -… właściwie przyszłyśmy zapytać, czy nie zechciałby nas pan poratować jakimś prowiantem? W domku nie ma nic do jedzenia, a do miasta jest spory kawałek drogi.

– Ależ oczywiście! Sophie, idź do kuchni i przynieś coś dla naszych gości. Aha, nie zapomnij o filiżance dla pani.

Dziewczynka ściągnęła brwi, robiąc dokładnie taką samą minę jak jej ojciec, gdy mu się coś nie podobało.

– Nie wiem, gdzie są filiżanki.

– To zajrzyj do szafek – poradził z irytacją. – Chleb i dżem znajdziesz na stole. Spytaj Clarę, co by chciała do picia.

– Może ja pójdę pomóc – zaofiarowała się szybko Clara, gdy druga dziewczynka już otwierała usta, by zaprotestować.

Sophie łypnęła na nią podejrzliwie, potem spojrzała na ojca, a widząc jego nieustępliwą minę, z najwyższą niechęcią zsunęła się z krzesła i powłócząc nogami, weszła do domu. Za nią podążyła Clara, która nie przejmowała się niczym z wyjątkiem tego, by wreszcie coś zjeść.

Przez chwilę panowało kłopotliwe milczenie, wreszcie Rhys wskazał Thei krzesło.

– Proszę usiąść. Przepraszam za jej zachowanie, przechodzi przez trudny okres.

Zapach kawy doprowadzał Theę niemal do szaleństwa. Niech one jak najszybciej wrócą z tą filiżanką!

– Ile ma lat?

– Osiem.

– Clara ma dziewięć. Zaraz się wspaniale dogadają.

– Niestety, moja córka chwilowo nie dogaduje się z nikim.

– Nie zna pan mojej siostrzenicy, już ona każdego potrafi przekabacić na swoją stronę – rzekła wesoło. – Nawet pan się nie obejrzy, jak zostaną przyjaciółkami.

Nie wydawał się przekonany.

– Wygląda na bardzo miłą dziewczynkę – odparł tylko.

– Taka też jest – zapewniła. – Przeszkadza mi u niej tylko to, że czasem mówi rozsądniej ode mnie, ale poza tym nie narzekam, przeciwnie. Z przyjemnością wybrałam się z nią na wakacje, jest wspaniałym towarzyszem podróży. Naprawdę łatwo zapomnieć, że ma dopiero dziewięć lat. Wybierała się tu z nią moja siostra, Nell, lecz miała wypadek – Coś poważnego?

– Poślizgnęła się na schodach, ma połamane kości nadgarstka i śródstopia. Myślała o odwołaniu rezerwacji, ale Clara byłaby rozczarowana… Ojciec nigdy nie zabiera jej na wakacje. – Spochmurniała. – Widzi pan, on założył nową rodzinę, a jego druga żona nie znosi Clary. Chyba jest zwyczajnie zazdrosna.

Na jego twarzy odbiło się zdumienie.

– Jej rodzice rozwiedli się? Dziwne, nie wygląda na dziecko z rozbitej rodziny. Jest bardzo pogodna.

– Dobrze to zniosła, ponieważ rozwód miał miejsce, gdy była jeszcze bardzo mała, więc dla niej to naturalne, że rodzice nie mieszkają ze sobą. Widuje ojca regularnie, a Nell stara się nie mówić przy niej nic złego na tatusia.

– Proszę, czyli jednak ona i Sophie mają coś wspólnego – mruknął.

Ach! Thea zastanawiała się od dobrej chwili, czemu ojciec przyjechał na wypoczynek tylko z córką.

– Przepraszam, czy pan też…? Skinął głową, twarz mu sposępniała.

– Tak, jestem rozwiedziony. Sophie miała wtedy dwa lata, więc również nie pamięta rodziców mieszkających razem, a jednak zniosła to znacznie gorzej niż Clara. – Zapatrzył się gdzieś w dal. – Ze względu na moją pracę, musiałem często przebywać na pustyni. Lynda uważała, że to nie miejsce dla małego dziecka. Faktycznie, musiało być jej trudno… – Zamilkł, zamyślił się, wreszcie wzruszył ramionami. – W końcu wróciła do domu i wystąpiła o rozwód. Nadal pozostajemy w przyjaźni, nie poszło przecież o kogoś innego, nie robiliśmy sobie awantur, jedynym problemem była moja praca.

– W sumie to najmniej traumatyczny rodzaj rozstania – zauważyła Thea. – Najmniej bolesny dla dziecka.

– Problem w tym, że prawie wcale nie widywałem córki – wyznał. – Siedziałem w Maroku jeszcze przez pięć lat, zjawiałem się czasem z prezentami i znowu znikałem. Podczas ostatniej wizyty dotarło do mnie, co się dzieje. Ona traktuje mnie jak kogoś obcego. Postarałem się więc o pracę w Londynie i zamieszkałem niedaleko byłej żony, od kilku tygodni staram się być dla Sophie prawdziwym ojcem, ale… Sam nie wiem.

– Moim zdaniem postąpił pan słusznie – poparła go.

– Ale za późno. Ona boczy się na mnie, nie chce ze mną rozmawiać.

Thea usłyszała żal w jego głosie, może nawet urazę.

– Potrzebuje trochę czasu – zauważyła łagodnie. – Musi się do pana przyzwyczaić.

Westchnął i ze znużeniem przeciągnął dłońmi po twarzy.

– Rozumiem to i dlatego specjalnie zabrałem ją na wakacje. Mieliśmy chodzić na długie spacery po plaży i nagadać się za wszystkie czasy, przynajmniej tak to sobie wyobrażałem. Ale ona powtarza tylko, że się nudzi.

– A nie ma tu jakichś innych dzieci?

– W tamtym domu mieszkają dwaj chłopcy, bardzo dobrze wychowani. Oni też ją nudzą.

– Och, już Clara zajmie się całą trójką – obiecała wesoło Thea, ożywiając się, gdyż Sophie wyszła z domu, niosąc filiżankę.

– Proszę. – Prawie wepchnęła ją Thei w ręce.

– Dziękuję ci bardzo.

– A gdzie spodek? – zdenerwował się Rhys, ale Sophie już zawróciła do domu.

– Nie ma potrzeby, naprawdę – zaprotestowała pospiesznie Thea, gdy chciał iść za córką. Po co jej spodek, niech wreszcie dostanie kawy!

Rhys sięgnął po dzbanek i nalał kawy do podsuniętej filiżanki.

– Jak pachnie… – Thea upiła łyk, z błogością na moment przymknęła oczy. – I jak smakuje!

Spojrzała na gospodarza i uśmiechnęła się tak cudownie, że aż zamarł.

– Marzyłam o tym przez cały ranek – wyznała.

Ocknął się z zapatrzenia.

– Miło spotkać kobietę, której pragnienia można tak łatwo zaspokoić – skwitował nieco cierpko.

W tym momencie po raz pierwszy spostrzegła, jak niezwykłe miał oczy – zielonkawobrązowe, bardzo jasne w zestawieniu ze spaloną na brąz skórą. Zajęta swoim odkryciem, dopiero po chwili uświadomiła sobie, co powiedział. Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.

– Nie wszystkie, lecz niektóre na pewno.

Zapadła cisza. Thea delektowała się kawą, jednocześnie zastanawiając się, co powiedzieć, by przerwać niezręczne milczenie. Na szczęście pojawiły się obie dziewczynki, przynosząc chleb, dżem, miód, wspaniały grecki jogurt i soczyste brzoskwinie.

– Och, Sophie, co za wspaniałości! – pochwaliła Thea, która oczywiście wiedziała, że to Clara musiała zadbać o wszystko. Córka Rhysa była bladym, mizernym dzieckiem, które najwyraźniej nie lubiło jeść. – Bardzo ci dziękujemy.

Dziewczynka znowu ledwie ruszyła ramieniem i z powrotem usadowiła się na swoim krześle, lecz tym razem wreszcie coś ją zainteresowało, mianowicie śledziła spod opuszczonych rzęs, jak nowe znajome z absolutną rozkoszą pochłaniają śniadanie.

Rhys również im się przyglądał, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozbawienia.

– W dzisiejszych czasach kobiety nieczęsto mają tak zdrowy apetyt – skomentował, patrząc, jak Thea nalewa Clarze pełną miseczkę jogurtu, do którego hojnie dodaje miodu, a potem przyrządza taką samą porcję dla siebie.

– Ostatni raz jadłyśmy wczoraj w samolocie – usprawiedliwiała się Thea. – Umieramy z głodu, prawda, Claro?

Siostrzenica bez słowa pokiwała głową, ponieważ miała pełną buzię.

– Pycha! – stwierdziła, gdy tylko mogła mówić. – Będziemy codziennie jadły na śniadanie jogurt z miodem?

– Tak, zrobimy sobie zapasy, gdy będziemy panu odkupywać to, co zjadłyśmy.

– Nie trzeba – zaoponował z pewną rezygnacją. – Kupiłem to głównie dla córki, ale ona nie chce. Ani razu nie tknęłaś jogurtu, prawda? – zwrócił się do Sophie.

Wydęła wargi.

– Mama nie je rzeczy z mleka. Ja też nie.

– Jak to? Nie jecie nabiału? – Thea spojrzała na nią ze zgrozą. – Żadnego sera? Masła? Mleka?

– Do tego żadnych ziemniaków, chleba, czerwonego mięsa, soli… – wyliczał ze znużeniem Rhys.