– Dlaczego? – zapytał głosem nieco ostrzejszym, niż zamierzał.
Victoria rozważała wiele odpowiedzi, ale w końcu zdecydowała się na najszczerszą.
– Powiedział, że się ze mną nie ożenisz.
– A skąd on to może wiedzieć? – krzyknął, Victoria cofnęła się o krok.
– Robert!
– Przepraszam. Nie chciałem podnieść głosu. To dlatego… Jakim cudem twój ojciec może znać moje zamiary?
Wzięła go za rękę.
– Nie zna. Ale tak mu się wydaje. I obawiam się, że teraz tylko to się dla niego liczy. Ty jesteś hrabią. Ja jestem córką wiejskiego pastora. Musisz przyznać, że takie pary rzadko widuje się na ślubnym kobiercu.
– Niezmiernie rzadko! – powiedział z zacięciem. – Ale nie jest to niemożliwe.
– Dla ojca jest – odparła. – Nigdy nie uwierzy w szczerość twoich intencji.
– A jeśli porozmawiam z nim i poproszę o twoją rękę?
– Może to by go uspokoiło. Już mu mówiłam, że chcesz się ze mną ożenić, ale on chyba uznał, że zmyślam.
Robert wstał, pomógł jej się podnieść, złożył wytworny ukłon i ucałował jej dłoń.
– A zatem jutro oficjalnie poproszę go o twoją rękę.
– Nie dzisiaj? – zapytała figlarnie.
– Najpierw muszę o swoich planach poinformować własnego ojca – oznajmił. – Jestem mu to winien.
Robert jeszcze nie mówił ojcu o Victorii. Nie dlatego, że markiz mógłby mu zabronić się z nią spotykać. Robert miał dwadzieścia cztery lata i sam podejmował decyzje. Wiedział jednak, że brak akceptacji ojca bardzo utrudniłby mu życie. Spodziewał się, że markiz, który często swatał go z córkami książąt lub hrabiów, nie będzie zadowolony z jego związku z córką pastora.
Dlatego pukał do drzwi ojcowskiego gabinetu z silnym postanowieniem, ale i z odrobiną niepewności.
– Wejść. – Hugh Kemble, markiz Castleford, siedział za biurkiem. – A, Robert. O co chodzi?
– Masz trochę czasu, ojcze? Chcę z tobą porozmawiać. W oczach Castleforda pojawiło się zniecierpliwienie.
– Jestem trochę zajęty. To nie może poczekać?
– To bardzo ważna sprawa, ojcze.
Markiz z niechęcią wyraził zgodę. Robert nie zaczął mówić od razu, więc go ponaglił:
– A zatem…
Robert uśmiechnął się z nadzieją, że to poprawi ojcu nastrój.
– Postanowiłem się ożenić.
W zachowaniu markiza nastąpiła całkowita przemiana. Z twarzy zginęły ślady rozdrażnienia, a pojawiła się szczera radość. Wstał zza biurka i chwycił syna w objęcia.
– Znakomicie! Znakomicie, synu. Wiesz, że tego właśnie pragnąłem…
– Wiem.
– Oczywiście jesteś młody, ale masz poważne obowiązki. Gdyby rodzina straciła tytuł, ja osobiście poniósłbym klęskę. Jeżeli nie dasz mi dziedzica…
Robert powstrzymał się od komentarza, że aby rodzina utraciła tytuł, ojciec musiałby umrzeć, więc nie dowiedziałby się o tej tragedii.
– Wiem, ojcze.
Castleford oparł się o krawędź biurka i założył ręce na piersi.
– Powiedz zatem, kim ona jest. Albo sam zgadnę. Córka Billingtonów, ta wypomadowana blondynka.
– Ojcze, ja…
– Nie? W takim razie lady Leonie. Spryciarz z ciebie. – Szturchnął syna łokciem. – Jedynaczka starego księcia. Odziedziczy spory mająteczek.
– Nie, ojcze – powiedział Robert, starając się ignorować błysk chciwości w oczach markiza. – Nie znasz jej.
Castleford zbladł zaskoczony.
– Nie znam? Więc kto to jest, do diaska.
– Panna Victoria Lyndon, ojcze. Castleford zmrużył oczy.
– Skądś znam to nazwisko.
– Jej ojciec jest nowym pastorem w Bellfield.
Markiz nic nie powiedział. A po chwili parsknął śmiechem i przez dłuższą chwilę nie mógł się opanować.
– Dobry Boże. Synu, udało ci się mnie nabrać. Córka pastora. Nie do wiary.
– Ojcze, ja mówię całkiem poważnie – oznajmił Robert.
– Córka pastora… Ha, ha, ha… Coś ty powiedział?
– Ze mówię całkiem poważnie. – Zamilkł, a po chwili dodał: – Ojcze.
Castleford mierzył wzrokiem syna, uparcie poszukując jakiegoś znaku, że to tylko żart. Ale gdy nie znalazł, krzyknął:
– Czyś ty oszalał?
Robert złożył ręce na piersi.
– Nie, jestem zdrów jak ryba.
– Zakazuję.
– Przepraszam bardzo, ojcze, ale nie wiem, w jaki sposób możesz mi zakazać. Jestem już dorosły. Poza tym… – Miał nadzieję, że odwoła się do łagodniejszej strony ojca. -… zakochałem się.
– Idźże do diabła. Wydziedziczę cię.
Najwyraźniej ojciec nie miał łagodniejszej strony.
Robert uniósł brwi i niemalże czuł fizycznie, że błękit jego oczu zamienia się w stalową szarość.
– Proszę bardzo – oznajmił nonszalanckim tonem.
– Tak?!!! – parsknął Castleford. – Puszczę cię bez grosza przy duszy! Cofnę ci wszystkie dochody! Zostaniesz…
– A ty zostaniesz bez dziedzica. – Robert uśmiechnął się z hardością, o którą wcale się nie podejrzewał. – Co za nieszczęście, że matka już ci nie urodzi żadnego dziecka. Nawet córki.
– Ty! Ty! – Markiz poczerwieniał z wściekłości. Kilka razy głębiej odetchnął i przyjął łagodniejszy ton: – Być może sam dokładnie nie rozumiesz, że ta dziewczyna tutaj nie pasuje.
– Właśnie, że doskonale pasuje, ojcze.
– Nie będzie… – Castleford przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że znów krzyczy. – Nie będzie umiała spełniać obowiązków żony arystokraty.
– Jest wystarczająco inteligentna. A jej manierom nie można nic zarzucić. Otrzymała stosowne wykształcenie. I jestem pewien, że będzie znakomitą hrabiną. – Robert zrobił łagodniejszą minę. – Jej osoba przyniesie zaszczyt naszemu nazwisku.
– Rozmawiałeś o tym z jej ojcem?
– Nie. Uznałem za stosowne najpierw ciebie poinformować o swoich planach.
– Dzięki Bogu. – Castleford odetchnął. – Jeszcze nie jest za późno.
Robert zacisnął pięści, ale nic nie powiedział.
– Obiecaj mi, że nigdy nie poprosisz o jej rękę.
– Nie ma mowy.
Castleford przeniósł surowy wzrok na syna i ujrzał jego stanowcze spojrzenie.
– Robercie, posłuchaj mnie uważnie – zaczął spokojnym głosem. – Ona nie może cię kochać.
– Nie wiem, skąd ty to możesz wiedzieć, ojcze.
– Do diaska, synu. Ona pragnie tylko pieniędzy i tytułu.
Robert czuł, że kipi w nim gniew. Jeszcze nigdy nie doznał takiego uczucia.
– Ona mnie kocha – oznajmił stanowczo.
– Nigdy nie da się powiedzieć, czy cię kocha. – Markiz uderzył dłonią w biurko. – Nigdy.
– A ja to wiem – rzekł cicho Robert.
– Co to w ogóle za dziewczyna? Dlaczego właśnie ona? Dlaczego nie żadna z tych, które poznałeś w Londynie?
Robert bezradnie wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Chyba dlatego, że wyzwala we mnie to, co najlepsze. Gdy ona jest obok, stać mnie na wszystko.
– Dobry Boże – jęknął ojciec. – Jak to się stało, że wychowałem takiego romantyka?
– Widzę, że ta rozmowa do niczego nie doprowadzi – powiedział oschle Robert i ruszył do drzwi.
Markiz westchnął.
– Robert, zostań.
Robert odwrócił się, bo po prostu nie był w stanie sprzeciwić się poleceniu ojcowskiemu.
– Proszę cię, posłuchaj mnie, synu. Musisz ożenić się z kobietą ze swojej sfery. Tylko wtedy będziesz mieć pewność, że nie wychodzi za ciebie z powodu pieniędzy i pozycji.
– Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie kobietom z wyższych sfer chodzi tylko o pieniądze i pozycję.
– Owszem, ale to co innego.
Robert uznał to za raczej słaby argument i powiedział o tym ojcu.
Markiz chwycił się za głowę.
– Skąd ta dziewczyna wie, co do ciebie czuje? Jak może nie być zauroczona twoim tytułem i bogactwem?
– Ona nie jest taka, ojcze. – Założył ręce na piersi. – I ożenię się z nią.
– Zrobisz największy…
– Ani słowa więcej! – krzyknął Robert. Pierwszy raz w życiu podniósł głos na ojca. Odwrócił się do wyjścia.
– Powiedz jej, że zostawiam cię bez grosza! – zawołał Castleford. – Zobaczymy, czy wtedy zechce za ciebie wyjść.
Robert odwrócił się. Wbił w ojca gniewny wzrok.
– Chcesz powiedzieć, że mnie wydziedziczasz? – zapytał chłodnym głosem.
– Niewiele brakuje.
– A więc tak czy nie?
– Mogę to zrobić w każdej chwili. Nie szarżuj.
– To nie jest odpowiedź.
Nie spuszczając wzroku z Roberta, markiz pochylił się do przodu.
– Jeżeli jej powiesz, że ślub z nią doprowadzi cię do utraty całej fortuny, to nie skłamiesz.
W tym momencie Robert nienawidził ojca.
– Rozumiem.
– Na pewno?
– Na pewno. – I prawie odruchowo dodał. – Ojcze.
Oddawał mu szacunek tym tytułem po raz ostatni.
3
Puk. Puk, puk, puk.
Victoria obudziła się i po sekundzie usiadła na łóżku.
– Victoria! – doleciał ją szept zza okna.
– Robert? – Uklękła na łóżku i wyjrzała przez szybę.
– Musimy porozmawiać. To pilne.
Uznała, że w domu wszyscy śpią, i powiedziała:
– Dobra. Wchodź.
Jeżeli Robert zdziwił się, że zaprasza go do pokoju – nigdy przedtem tego nie robiła – to nie wspomniał o tym ani słowem. Wszedł przez okno i usiadł na łóżku. O dziwo, nie próbował jej pocałować ani przytulić, chociaż zawsze tak się z nią witał, gdy byli sami.
– Co się stało, Robercie?
Długo milczał, patrząc przez okno na gwiazdę polarną. Położyła mu dłoń na przedramieniu.
– Robert?
– Musimy uciekać – oznajmił otwarcie.
– Co takiego?
– Przeanalizowałem sytuację z każdej strony. Nie ma innego wyjścia.
Dotknęła jego ramienia. Zawsze podchodził do życia racjonalnie, a każdą decyzję traktował jak problem do rozwiązania. To, że się w niej zakochał, było prawdopodobnie jedyną nielogiczną rzeczą, jaką w życiu zrobił. I za to jeszcze bardziej go kochała.
– Co się stało, Robercie? – zapytała spokojnie.
– Ojciec chce mnie wydziedziczyć.
– Jesteś pewien?
Spojrzał jej w oczy i wpatrując się w ich bajecznie błękitną głębię, podjął decyzję, z której nie był dumny.
"Gwiazdka Z Nieba" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gwiazdka Z Nieba". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gwiazdka Z Nieba" друзьям в соцсетях.