– A co ty tak sterczysz i się gapisz na swoją siostrę? – Olivia spostrzegła, że Crystal przygląda im się, i nagle przypomniała sobie o jej obecności. – Już pół godziny temu powiedziałam ci, żebyś poszła pomóc babci w kuchni.

Crystal bez słowa opuściła pokój, zostawiając Becky, rozprawiającą podnieconym głosem o ślubie. Kiedy weszła do kuchni, zastała tam już trzy kobiety z sąsiednich farm, które przyszły, by pomóc w ostatnich przygotowaniach. Ślub Becky zapowiadał się na wydarzenie roku. Była to pierwsza taka uroczystość tego lata. Zjadą się znajomi i sąsiedzi z bliższej i dalszej okolicy. Spodziewano się dwustu gości, którym po ceremonii planowano podać lunch, i kobiety krzątały się gorączkowo, by dopiąć wszystko na ostatni guzik.

– Gdzieżeś ty się podziewała? – warknęła na nią babka i wskazała olbrzymią szynkę. Mięso pochodziło z własnego uboju, sami je też uwędzili. Wszystko co podadzą, było własnej roboty lub hodowli, nawet wino.

Crystal bez słowa przystąpiła do pracy. W pewnej chwili poczuła, że ktoś klepnął ją mocno w pośladek.

– Ładna sukienka, siostrzyczko. Czy tatuś przywiózł ci ją z San Francisco? – Oczywiście był to Jared. Spoglądał na nią z wysoka. Miał szesnaście lat i bardzo lubił drażnić się z dziewczętami i dokuczać im. Włożył nowe spodnie, od razu przykrótkie, i białą koszulę, wykrochmaloną i wyprasowaną przez babkę. Była tak sztywna, że można ją było postawić. Stał na bosaka, trzymając buty w ręku, marynarkę i krawat przerzucił niedbale przez ramię. Przez całe lata żył z Becky jak pies z kotem, ale od roku głównym obiektem jego żartów stała się Crystal. Złapał plasterek soczystej szynki, za co oberwał od Crystal po łapach.

– Utnę ci je, jeśli zrobisz to jeszcze raz. – Pogroziła mu nożem, wcale nie żartobliwie. Bez przerwy się z nią drażnił. Lubił siostrze dokuczać, przekomarzać się z nią i grać na nerwach. Czasem tak długo prowokował Crystal, aż wyprowadzona z równowagi zamierzała się na niego. Z łatwością unikał ciosu, a potem tarmosił ją za uszy za to, że próbowała go uderzyć. – Zostaw mnie… idź przeszkadzaj komu innemu, Jar. – Często go przezywała. – A może byś nam pomógł?

– Mam co innego do roboty. Muszę pomóc ojcu utoczyć wina.

– No pewnie… – mruknęła. Widziała go kilka razy pijanego, ale prędzej by umarła, niż doniosła o tym ojcu. Nawet kiedy się kłócili, istniała między nimi jakaś nić tajemnego porozumienia. – Uważaj, żeby zostało coś dla gości.

– A ty nie zapomnij włożyć butów. – Znów klepnął ją w pośladek. Upuściła nóż i chwyciła go za ramię, ale wyrwał się jej i pogwizdując pobiegł do swojego pokoju. Na chwilę zatrzymał się przed drzwiami do sypialni dziewcząt i zajrzał do środka, akurat kiedy Becky stała w samym staniku i majtkach, poprawiając pas do podwiązek. – Cześć, mała… O, rany! – Gwizdnął przeciągle, a Becky wydarła się na cały głos.

– Zabierzcie go stąd! – Rzuciła w niego szczotką do włosów, ale zdążył zatrzasnąć drzwi, zanim nią oberwał. Sceny takie często powtarzały się w starym, wygodnym domu i nikt nie zwracał na nie uwagi.

Tad Wyatt wszedł do kuchni ubrany już w ciemnoniebieski garnitur. W jego postawie wyczuwało się solidność, serdeczność i nietuzinkowość. Rodzina Tada miała kiedyś sporo pieniędzy, ale większość stracili dawno temu, jeszcze przed kryzysem. Musieli sprzedać setki hektarów ziemi, ale on przeorganizował gospodarstwo tak, że znów stało się dochodowe. Od lat pracował w pocie czoła, a Olivia mu pomagała. Zanim się jednak ożenił, zwiedził kawałek świata. Teraz niekiedy podczas długich, wspólnych spacerów z Crystal albo ulewnych deszczów, albo gdy czekali na ocielenie się krowy, opowiadał córce o swych podróżach. Dzielił się z nią wspomnieniami na poły zatartymi i bardzo odległymi.

– Świat jest ogromny, moja mała… istnieje mnóstwo pięknych zakątków… może nie są ładniejsze od tego, w którym mieszkamy… ale godne poznania… – Opowiadał o Nowym Orleanie i o Nowym Jorku, nawet o Anglii. Zawsze, kiedy Olivia słyszała te opowieści, karciła go za nabijanie głowy Crystal takimi głupstwami. Olivia nigdy nie wyjeżdżała dalej niż do stanów południowo-zachodnich, a nawet tamte tereny wydawały jej się obce. Dwójka starszych dzieci podzielała ten pogląd na życie. Wystarczała im dolina i jej mieszkańcy. Tylko Crystal marzyła o czymś więcej i była ciekawa, czy kiedyś zobaczy nieco świata. Kochała dolinę równie gorąco jak ojciec, ale w jej sercu było miejsce na nowe doznania i marzenia o dalekich krainach.

– Jak się czuje moja dziewczynka? – Tad Wyatt z dumą spojrzał na swoją młodszą córkę. Nawet w starej niebieskiej sukience Crystal była tak piękna, że na jej widok wstrzymał oddech. Nie potrafił ukryć tego, co czuje. Cieszył się, że to nie dzień ślubu Crystal. Wiedział, że by tego nie przeżył. I na pewno nie pozwoliłby jej poślubić kogoś takiego jak Tom Parker. Dla Becky Tom wydawał się odpowiednim mężem. Becky nie potrafiła marzyć… obce jej były gwałtowne porywy serca… nie odczuwała skrytych pragnień. Chciała mieć męża i dzieci, mieszkać w domku na wsi, żyć z człowiekiem przeciętnym, bez wygórowanych ambicji i trzeźwo patrzącym na świat. I będzie miała to, czego chciała.

– Cześć, tato. – Crystal spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się lekko. Choć nie powiedziała nic więcej, ten uśmiech i spojrzenie były wymownym świadectwem jej miłości do ojca.

– Czy mama uszyła ci na dzisiejszą uroczystość ładną sukienkę? – Chciał, by się ładnie ubierała, aby zawsze miała coś gustownego. Uśmiechnął się, bo przypomniał sobie pończochy, które dał Crystal, choć Olivia uważała, że są nieodpowiednie dla ich młodszej córki.

Crystal skinęła głową. Sukienka wydawała się jej całkiem ładna. Wprawdzie nie z rodzaju tych, jakie się widzi na filmach. Najefektowniejszym szczegółem jej stroju będą nylonowe pończochy jedwabiste, przejrzyste, cieniutkie jak mgiełka. Tad wiedział, że mogłaby włożyć cokolwiek, a i tak wyglądałaby prześlicznie.

– Gdzie mama? – Rozejrzał się po kuchni, ale zobaczył tylko teściową i trzy przyjaciółki swej żony.

– Pomaga się ubierać Becky.

– Tak wcześnie? Opadnie z sił, zanim jeszcze wyruszymy do kościoła. – Wymienili uśmiechy. Mimo wczesnej pory było już bardzo ciepło, a kuchnia przypominała parówkę. – Gdzie jest Jared? Szukam go od godziny. – W jego głosie nie słychać było złości, niełatwo wpadał w irytację. Należał do osób wykazujących wprost anielską cierpliwość.

– Powiedział, że będzie ci pomagał przy toczeniu wina. – Crystal uśmiechnęła się, a ich spojrzenia znów się spotkały. Dała mu plasterek szynki, której przed chwilą pożałowała bratu.

– Raczej przy jego piciu. – Roześmiali się znowu.

Tad poszedł do sypialni Jareda. Jared pasjonował się samochodami, a nie gospodarstwem, i ojciec wiedział o tym. Minął pokój, w którym z pomocą matki ubierała się Becky, i zapukał do drzwi sypialni Jareda.

– Synu, chodź, pomożesz mi przy rozstawianiu stołów. Zostało jeszcze trochę roboty. – Trzeba było nakryć długie stoły białymi, płóciennymi obrusami, które pamiętały jeszcze ślub jego matki. Goście zasiądą do jedzenia w cieniu olbrzymich drzew, rosnących wokół domu.

Tad Wyatt zajrzał do pokoju Jareda i zastał swego syna leżącego na łóżku i przeglądającego czasopismo pełne zdjęć kobiet.

– Synu, czy mogę ci na chwilę przeszkodzić i prosić cię o pomoc?

Jared zerwał się z zażenowaną miną. Krawat mu się przekrzywił, włosy miał zaczesane do tyłu i skropione wodą, którą sobie kupił w Napa.

– Już idę, tato.

Tad otoczył go potężnym ramieniem, uważając, by nie zniszczyć starannie wypracowanej fryzury chłopca. Trudno mu było uwierzyć, że jedno z jego dzieci bierze dziś ślub. Wydawało mu się, że są wciąż tacy mali… pamiętał, kiedy Jared uczył się chodzić… i gonił kurczaki… i spadł z traktora, gdy miał cztery latka… jak go uczył jeździć konno, gdy chłopiec miał siedem lat… jak z nim polował – Jared był wówczas niewiele większy od strzelby… a oto dziś Becky brała ślub.

– Zapowiada się piękny dzień. – Spojrzał w niebo i uśmiechnął się do syna. Zawołał jeszcze trzech robotników i zaczął wydawać polecenia, gdzie stawiać stoły.

Upłynęła cała godzina, nim wszystko wyglądało tak, jak chciał. Kiedy poszedł razem z Jaredem do kuchni, by napić się czegoś zimnego, nie zastał już tam ani Crystal, ani żadnej z kobiet. Wszystkie zgromadziły się w pokoju dziewcząt, zachwycając się suknią ślubną, wzdychając i ocierając ukradkiem łzy na widok Becky w koronkowo-tiulowej kreacji. Wyglądała ślicznie, jak wszystkie panny młode. Kobiety stłoczyły się wokół niej, życząc dziewczynie wszystkiego najlepszego i robiąc aluzje do nocy poślubnej, aż Becky zaczerwieniła się jak piwonia i odwróciła się w stronę siostry. Crystal stała cichutko w kąciku i wkładała swoją prostą sukienkę, która zdawała się tym bardziej uwydatniać urodę dziewczyny. Wciągnęła już nylony – była z nich taka dumna – i wsunęła białe pantofelki na płaskim obcasie. W wianku z białych różyczek na złocistych włosach wyglądała jak aniołek. Przy niej Becky zdawała się przesadnie wystrojona i wcale nie tak olśniewająca. Teraz, gdy Crystal stała nieruchomo, dało się dostrzec ten nieuchwytny moment przeistaczania się dziewczyny w kobietę. Nie było w niej nic sztucznego, surowego czy ostrego, tylko delikatna słodycz i zdumiewająca uroda.

– No cóż… Crystal jest bardzo ładna – powiedziała jedna z kobiet, jakby używając takich normalnych słów, chciała umniejszyć olśniewające piękno, ale nie na wiele się to zdało. Kiedy się na nią patrzyło, zapominało się o wszystkim, widziało się jedynie jej pełne gracji ruchy i niezwykłą twarz, okoloną niewinnymi, białymi kwiatkami. Becky też trzymała białe różyczki i wszystkie kobiety, obecne w pokoju, ponownie skupiły całą uwagę na pannie młodej, nie szczędząc jej słów zachwytu. Ale nie ulegało wątpliwości, że to Crystal jest królewną z bajki.

– No, chodźmy już – powiedziała w końcu Olivia i wyprowadziła kobiety przed dom, gdzie czekali jej mąż i Jared. Do kościoła postanowili jechać dwoma samochodami. Ślub miał być skromny, gości zaproszono na lunch, w kościele zaś zjawią się tylko najbliżsi.