Zastanawiała się nad jego pytaniem o to, kogo chciałaby spotkać w Hollywood. W końcu, bujając się lekko na huśtawce, odpowiedziała z uśmiechem:

– Clarka Gable. I może Gary Coopera.

– Wydaje mi się, że to trafny wybór. A potem co byś robiła w Hollywood?

Roześmiała się, bawiąc się swoimi marzeniami.

– Chciałabym grać w filmie. Albo śpiewać. – Nigdy nie słyszał jej śpiewu, którym oczarowała wszystkich mieszkańców doliny, nawet tych, którzy jej nie lubili.

– Kto wie, może pewnego dnia… – Roześmiali się oboje. W filmach grają gwiazdy, a nie zwykli ludzie. Bez względu na to jak jest piękna, jej życie upłynie zupełnie zwyczajnie. Wiedziała, że nie będzie w nim miejsca na granie w filmie. – Jesteś wystarczająco ładna, by zostać gwiazdą filmową Jesteś piękna – szepnął cicho. Huśtawka stopniowo znieruchomiała. Crystal spojrzała na niego. Było coś niepokojącego w sposobie, w jaki to powiedział. Moc, jaką nadał swym słowom, zdumiała ich oboje. Umilkli. Po chwili potrząsnęła głową, uśmiechając się smętnie. Martwiła ją myśl o wyjeździe Spencera.

– To Hiroko jest piękna, nie ja.

– Owszem, jest piękna – zgodził się z nią. – Ale ty też. – Powiedział to tak cicho, że ledwie go usłyszała.

Nagle, w przypływie odwagi, zapytała:

– Czemu pan tu dziś przyjechał?

Istniało kilka wiarygodnych odpowiedzi – żeby zobaczyć się z Boydem… z Hiroko… z Tomem… – ale tylko jedna prawdziwa. Spojrzał jej w oczy i uświadomił sobie, że musi powiedzieć prawdę. Miała do tego prawo.

– Chciałem przed wyjazdem z Kalifornii jeszcze raz się z tobą spotkać – oznajmił cicho, a ona skinęła głową. Pragnęła to usłyszeć, ale jego słowa przeraziły ją nieco. Ten przystojny mężczyzna, żyjący w zupełnie innym świecie, przyjechał tu specjalnie, żeby się z nią zobaczyć. Właściwie niezbyt rozumiała, czego chciał. Nie wiedział tego nawet sam Spencer, co jeszcze bardziej wszystko gmatwało.

Zsunęła się z huśtawki i stanęła obok niego. Spojrzała na Spencera swymi fiołkowymi oczami. Wiedział, że nigdy ich nie zapomni.

– Dziękuję – szepnęła. Stali razem przez długą chwilę.

W pewnym momencie Spencer kątem oka dostrzegł ojca Crystal, idącego w ich stronę. Machał do córki i przez ułamek sekundy Spencer pomyślał z lękiem, że Tad jest niezadowolony. Może odczytał jego myśli i mu się nie spodobały. Tad rzeczywiście od dłuższego czasu obserwował młodych ludzi, zastanawiając się, o czym rozmawiali. Spencer od pierwszego spotkania czymś go ujął, choć ojciec Crystal dobrze wiedział, że to tylko przelotny gość. Cieszył się, iż Spencer zachwycił się jego córką. Było mu jedynie przykro, że w dolinie nie ma podobnych do niego młodzieńców. Ale kiedy zbliżał się do młodych, spoglądając na nich ciepło i uśmiechając się, co innego zaprzątało jego myśli.

– Kiedy wam się z daleka przyglądałem, mieliście strasznie poważne miny.

Czyżbyście rozwiązywali problemy świata? – przemówił do nich żartobliwie, mierząc jednocześnie Spencera badawczym wzrokiem. Spodobało mu się to, co ujrzał. Od pierwszego spotkania czuł do Spencera sympatię, choć wiedział, że Spencer jest dla Crystal za stary. Dostrzegł w twarzy córki coś, czego nigdy wcześniej nie widział, może raz czy dwa, kiedy Crystal patrzyła na niego, nie kryjąc swego uwielbienia dla ojca. Ale tym razem ujrzał w jej oczach coś innego – szczęście pomieszane ze smutkiem. Nagle Tad Wyatt uświadomił sobie, że jego córka stała się kobietą. Odwrócił się do Spencera i powiedział do niego swym głębokim głosem: – Kapitanie Hill, mamy dla pana niespodziankę. – Uśmiechnął się do Crystal, nie kryjąc ojcowskiej dumy. – Jeśli oczywiście Crystal się zgodzi. Moja mała, goście chcieliby posłuchać twego śpiewu. Czy zrobisz im tę przyjemność?

Zapłoniła się i potrząsnęła głową. Długie jasne włosy zakryły część twarzy. Promienie słońca zabłysły w platynowych lokach. Obaj mężczyźni zamilkli, porażeni jej urodą. Spojrzała na ojca fiołkowymi oczami, w których malowała się nieśmiałość.

– Za dużo ludzi… poza tym tu jest inaczej niż w kościele…

– Nic nie szkodzi. Kiedy zaczniesz śpiewać, o wszystkim zapomnisz. – Ubóstwiał słuchać jej śpiewu podczas wspólnych wycieczek. W jej głosie było coś niezwykłego, coś co wywoływało zachwyt, pomieszany z lękiem, podobny temu, jaki się odczuwa na widok wschodzącego słońca. Mógł bez końca słuchać jej głosu. – Kilku gości przyniosło gitary. Zaśpiewaj jedną, dwie piosenki dla ożywienia przyjęcia. – Spojrzał na nią błagalnie.

Nie potrafiła mu odmówić; choć czuła się zawstydzona na myśl o tym, że będzie śpiewała w obecności Spencera. Prawdopodobnie pomyśli sobie, że jest głupia. Ale on przyłączył się do prośby Tada. Kiedy spojrzeli na siebie w milczeniu, pojęli to wszystko, czego żadne z nich nie śmiało wyrazić na głos. Nagle pomyślała, że będzie to prezent dla Spencera, coś, dzięki czemu ją zapamięta. Skinęła głową i wolno ruszyła za ojcem w stronę pozostałych gości. Spencer podszedł do Boyda i Hiroko. Obejrzała się raz za siebie i zobaczyła, że ją obserwuje. Nawet z tej odległości czuła w jego spojrzeniu miłość. Miłość, której żadne z nich nie rozumiało, która poczęła się rok temu i trwała przez cały ten czas, do ich kolejnego spotkania. Miłość bez żadnych perspektyw. Ale nawet kiedy się rozstaną, nie zapomną o sobie.

Wzięła od jednego z mężczyzn gitarę i usiadła na ławce. Obok niej zajęli miejsca dwaj młodzieńcy. Uśmiechnęli się do Crystal, nie kryjąc zachwytu. Olivia obserwowała ją z ganku. Była zła na Tada, że zapragnął się popisać ich młodszą córką. Ale wiedziała też, że ludzie lubili słuchać śpiewu Crystal. Niektóre kobiety naprawdę się wzruszały, gdy śpiewała podczas nabożeństwa. Kiedy wykonywała "Amazing Grace", wszyscy mieli łzy w oczach. Ale tym razem zaśpiewała ulubione ballady swego ojca, te, które nucili razem podczas wspólnych przejażdżek o świcie. W ciągu kilku minut zebrał się wokół niej tłum gości. Nikt nie odezwał się ani słowem. Zaczarowała wszystkich swym silnym, pewnym głosem. Był równie piękny jak ona. Spencer zamknął oczy i wsłuchał się w jego niezrównane brzmienie. Czuł się jak zahipnotyzowany. Crystal zaśpiewała cztery piosenki, ostatnie nuty zdawały się wzbijać w letnie niebo niczym anioły szybujące prosto do raju. Kiedy skończyła, zapanowała cisza, wszyscy spoglądali na nią z zachwytem. Już setki razy słyszeli ten śpiew, ale za każdym razem poruszała ich na nowo. Rozległa się burza oklasków. Tad otarł łzy. Po chwili goście rozproszyli się i powrócili do swych rozmów, ale przez krótki moment zniewoliła wszystkich obecnych. Spencer przez dłuższy czas nie był w stanie z nikim zamienić ani słowa. Zapragnął znów z nią porozmawiać, ale poszła gdzieś ze swym ojcem. Zobaczył ją ponownie tuż przed odjazdem. Stała z rodzicami, ściskając dłonie gości dziękujących za lunch i zwołujących swoje dzieci.

Spencer również podziękował Wyattom za przyjęcie. W pewnej chwili poczuł w swoim ręku dłoń Crystal. Nie mógł znieść myśli, że już się nie zobaczą. Spojrzał w oczy Crystal i zapragnął nigdy nie wypuścić jej z rąk.

– Nie powiedziałaś mi, że potrafisz tak śpiewać – szepnął, pieszcząc ją wzrokiem. Roześmiała się, zawstydzona niespodziewanym komplementem. Śpiewała te ballady specjalnie dla niego i ciekawa była, czy się tego domyślił. – Może jednak trafisz kiedyś do Hollywood.

Znów się roześmiała. Jej śmiech był równie melodyjny, jak śpiew.

– Nie sądzę, panie Hill… Naprawdę nie sądzę, by tak się stało.

– Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. – Spoważnieli. Skinęła głową.

– Ja też. – Ale oboje wiedzieli, że to mało prawdopodobne.

Nie mógł powstrzymać się, by nie powiedzieć jej tych słów.

– Crystal, nigdy cię nie zapomnę… nigdy przenigdy… uważaj na siebie. Życzę ci szczęścia… nie poślub kogoś, kto na ciebie nie zasługuje… nie zapomnij o mnie… – cóż mógł powiedzieć, nie robiąc z siebie skończonego głupca? Bo przecież nie powinien jej oświadczyć, że ją kocha.

– I pan też niech na siebie uważa. – Skinęła poważnie głową. Wiedziała, że za kilka dni Spencer wyjedzie do Nowego Jorku i że ich drogi nigdy się nie skrzyżują. Na zawsze rozdzieli ich cały kontynent, cały świat, całe życie.

Pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek. Po chwili już go nie było. Opuszczał ranczo z ciężkim sercem, a Crystal stała i patrzyła za nim.

Rozdział czwarty

W drodze do domu Spencer skręcił przed mostem Golden Gate i zjechał na pobocze. Potrzebował chwili, by zastanowić się, uspokoić, zebrać myśli. Wspomnienie Crystal prześladowało go przez cały ubiegły rok. Teraz, zaledwie kilka godzin po rozstaniu z nią, czuł, że dzieje się z nim to samo co poprzednio. Obraz doliny malował mu się dosyć mgliście, natomiast wszystkie jego myśli zaprzątała Crystal… jej twarz… jej oczy… sposób, w jaki na niego patrzyła…, jej głos, kiedy śpiewała ballady. Porównał dziewczynę do rzadkiego okazu ptaka, który na zawsze zgubił się w lesie. Nie istniał żaden sposób, by znów go odnaleźć. Szaleństwem było nawet o tym marzyć. Ta szesnastoletnia dziewczyna, mieszkająca w jakiejś dolinie, zagubionej w górach Kalifornii, nie znała świata, w którym żył Spencer. Zresztą nawet gdyby znała, nie zrozumiałaby go. Przekraczało to jej zdolności pojmowania. Cóż wiedziała o Wall Street i o Nowym Jorku, o obowiązkach, jakie na niego nakładało środowisko, w którym żył? Jego rodzina dużo się po nim spodziewała, w ich planach co do przyszłości syna nie było miejsca na wiejską dziewczynę, w której się przypadkiem zakochał. Przecież ledwo ją znał. Jego rodzice nie zrozumieliby tego. Zresztą nic dziwnego, przecież on sam tego nie rozumiał. Crystal śniła o Hollywood i karierze filmowej; Spencer też miał swoje marzenia, które zmieniły się po śmierci jego brata na Guam. Teraz musiał nie tylko przeżyć jakoś własne życie, ale jeszcze spełnić nadzieje, jakie pokładano w bracie. Zamierzał przynajmniej spróbować nie zawieść oczekiwań rodziny. A co o tym wszystkim wiedziała Crystal? Znała tylko dolinę, w której spędziła całe swoje dotychczasowe życie. Wiedział, że musi o tej dziewczynie zapomnieć. Spoglądając na zatokę i most pomyślał o Crystal i uśmiechnął się smutno. Zbeształ sam siebie za to, że zachowuje się jak głupiec. Przeżył chwilowe oczarowanie ładną dziewczyną, ale teraz musiał powrócić do rzeczywistości. Spodziewał się od życia czegoś więcej niż studiów na wydziale prawa i hamburgerów w Palo Alto w towarzystwie atrakcyjnych koleżanek z roku. Stał przed nim otworem cały świat. W tym świecie jednak nie było miejsca dla pięknej Crystal Wyatt, która tak go urzekła. Wrócił do samochodu ciekaw, co powiedziałby ojciec, gdyby mu oświadczył, że zakochał się w szesnastoletniej dziewczynie z Doliny Alexander.