– On musiał być wspaniałym człowiekiem. – Jego głos był jak balsam.

Uśmiechnęła się.

– Był kimś więcej. Był moim najlepszym przyjacielem. To nadzwyczajne… nawet po śmierci każdemu coś zostawił, cząstkę siebie samego… jakąś część… – Popatrzyła znowu na Russa. – Szkoda, że go nie znałeś.

– Ja też żałuję. – Popatrzył na nią nieśmiało. – Kochałaś go?

Zaprzeczyła ruchem głowy i wspominała z uśmiechem. – Miał na mnie ochotę, kiedy byliśmy jeszcze bardzo młodzi. Ale Averil była dla niego wprost stworzona.

– A ty, Tano? – Russel Carver przyglądał się jej badawczo. – Kto był stworzony dla ciebie? Kto to był? Kto był miłością twojego życia?

To dziwne pytanie, ale miał wrażenie, że był ktoś taki. To niemożliwe, żeby dziewczyna taka jak ona nie była z kimś związana. Była w tym jakaś tajemnica, a on nie mógł jej rozszyfrować.

– Nikt. – Powiedziała z uśmiechem. – Od czasu do czasu jakieś znajomości… najczęściej niewłaściwi ludzie. Nie miałam czasu.

Pokiwał głową. To także rozumiał. – Płacisz cenę za to, że zaszłaś tak daleko. Czasami to oznacza samotność. – Zastanawiał się, czy to jej odpowiadało, ale wydawała się zadowolona. Ciekaw był, czy teraz jest ktoś w jej życiu, i zapytał ją o to.

– Jest ktoś, z kim spotykam się od kilku lat, a może nawet więcej niż spotykam. Przez jakiś czas nawet mieszkaliśmy razem. I nadal się widujemy – uśmiechnęła się smutno i popatrzyła w ciemne oczy Russa – ale ostatnio nie układa się między nami tak jak kiedyś. „To cena, którą płacę” jak mówiłeś. Od kiedy mnie awansowano i zostałam sędzią, sprawy się skomplikowały… a potem umarł Harry… to spowodowało wiele zgrzytów między nami.

– Czy to poważny związek? – Zależało mu na tej odpowiedzi, wyglądał jakby go to bardzo interesowało.

– Przez długi czas był, ale ostatnio wiele się zmieniło i raczej się rozlatuje. Wydaje mi się, że spotykamy się nadal tylko z czystej lojalności.

– Więc nadal się spotykacie? – Przyglądał się jej z uwagą.

Potwierdziła skinieniem głowy. Ani ona, ani Jack nie mówili nigdy o rozstaniu. Przynajmniej do tej pory, mimo że żadne z nich nie wiedziało co przyniesie im przyszłość.

– Na razie tak. Przez długi czas było nam razem dobrze. Wyznawaliśmy tę samą filozofię. Nie chcieliśmy ślubu i dzieci. I dopóki oboje z tym się zgadzaliśmy, wszystko było w porządku…

– A teraz?

Duże, ciemne oczy przyglądały się jej, a ona nagle poczuła wielką ochotę, żeby ją dotknął, objął, pocałował. Był najbardziej atrakcyjnym mężczyzną, jakiego spotkała, musiała to sobie przyznać. Nadal jednak należała do Jacka… chyba tak? Nie była już tego taka pewna.

– Nie wiem. Wszystko zmieniło się po śmierci Harry'ego. Niektóre rzeczy, o których mi powiedział, każą mi zastanowić się nad moim życiem. – Popatrzyła smutno na Russa. – No bo, czy to już wszystko? Czy tylko tyle mogę w życiu mieć? Stąd ruszam naprzód, do pracy… z nim albo bez niego – Russ domyślił się kogo ma na myśli – i to wszystko? Może chciałabym czegoś więcej od przyszłości. Nigdy przedtem tego tak bardzo nie odczuwałam, ale nagle coś mnie odmieniło. A przynajmniej od czasu do czasu zastanawiam się nad tym.

– Myślę, że jesteś na właściwym torze. – Zabrzmiało to mądrze i dojrzale. W pewnym sensie przypominał jej Harrisona.

Uśmiechnęła się. – To samo powiedziałby Harry. – A potem westchnęła. – Kto wie, może to w ogóle nie ma znaczenia. Nagle jest już po wszystkim i wtedy co? Nikogo to nie obchodzi, ciebie już nie ma na tym świecie…

– To tym bardziej ma znaczenie, Tana. Ale rzeczywiście czułem się tak samo po śmierci mojej żony, dziesięć lat temu. Trudno przywyknąć do tej myśli, to zmusza do refleksji, że jesteśmy śmiertelni. Wszystko ma znaczenie, każdy rok, dzień, każdy związek, czy marnujesz się, czy jesteś nieszczęśliwa. Któregoś dnia obudzisz się i trzeba będzie zapłacić rachunek. Więc może jednak byłoby lepiej, gdybyś była szczęśliwa. – Odczekał moment i spojrzał na nią. – A jesteś?

– Szczęśliwa? – Wahała się przez długą chwilę i popatrzyła na niego. – W pracy jestem szczęśliwa.

– A poza tym?

– Obecnie nie za bardzo. To trudny okres dla nas obojga.

– Czy ja się niepotrzebnie wtrącam? – Chciał wiedzieć wszystko, a jej nie zawsze było łatwo znaleźć odpowiedzi na jego pytania.

Pokręciła przecząco głową i spojrzała w jego brązowe oczy, które zaczynała poznawać coraz lepiej. – Nie, to nie tak.

– Nadal spotykasz się ze swoim przyjacielem… tym, z którym mieszkałaś przez jakiś czas? – Uśmiechał się do niej i wyglądał tak niesamowicie dorosło i tak, jakby miał wiele doświadczenia. Czuła się przy nim niemal jak dziecko.

– Tak, nadal spotykam się z nim od czasu do czasu.

– Chciałem wiedzieć, jak przedstawiają się twoje sprawy.

Miała ochotę zapytać go, dlaczego, ale nie śmiała. Zamiast tego, zabrał ją do swojego domu. Od pierwszej chwili była oszołomiona tym co zobaczyła. Sądząc po jego wyglądzie i zachowaniu nie mogła spodziewać się, że mieszka w takim luksusie. Był nieskomplikowany, łatwy w rozmowie, dobrze ubrany w sposób nie zwracający uwagi, ale jak zobaczyła, gdzie i jak mieszka, zrozumiała, z kim miała do czynienia. Miał dom na Broadwayu, w ostatnim bloku przed Presidio, z małym, bardzo dobrze utrzymanym ogródkiem. Marmurowe wejście w kolorze ciemnozielonym i lśniąco białe, wysokie marmurowe kolumny, popiersie Ludwika XV w białym marmurze, srebrna taca na wizytówki, pozłacane lustra, parkiety, atłasowe zasłony sięgające podłogi… Na parterze było kilka eleganckich salonów recepcyjnych. Pierwsze piętro było bardziej przytulne, z obszernym pokojem pana domu, piękną, wyłożoną drewnem biblioteką, miłym pokoikiem z marmurowym kominkiem, na górnym poziomie znajdowały się pokoje dziecinne, obecnie już nie używane.

– To nie ma sensu, żebym mieszkał tu sam, ale tak przywiązałem się do tego miejsca, od tylu lat, że nie mam ochoty się wyprowadzać…

Nie pozostawało jej nic, tylko usiąść i roześmiać się patrząc na niego. – Myślę, że podpalę swój dom po powrocie.

Ale była w nim przecież szczęśliwa. To było po prostu inne życie, inny świat. On tego potrzebował, a ona nie. Teraz przypomniało jej się to, co słyszała o nim, że miał duży osobisty majątek, że kilka lat temu prowadził dobrze prosperującą kancelarię adwokacką. Temu człowiekowi powiodło się w życiu, nie musiał się niczego obawiać z jej strony. Zresztą nie chciała od niego nic. Z dumą pokazywał jej pokój po pokoju, salę bilardową i gimnastyczną na dole, stojak na broń, której używał podczas polowań na kaczki. Był prawdziwym mężczyzną, mającym wiele zainteresowań i ciekawych zajęć w życiu. Kiedy wrócili na górę, zwrócił się do niej z łagodnym uśmiechem biorąc ją za rękę.

– Bardzo mi się podobasz, Tana… Chciałbym spotykać się z tobą częściej, ale nie chcę ci w takiej sytuacji komplikować życia. Czy dasz mi znać, kiedy będziesz wolna?

Pokiwała twierdząco głową, kompletnie oszołomiona tym, co przed chwilą usłyszała. Jakiś czas później odwiózł ją do domu, a ona usiadła zamyślona przed kominkiem w dużym pokoju. Był typem mężczyzny, o jakim czyta się w książkach i ogląda w kolorowych magazynach. I nagle oto pojawił się w jej życiu, mówiąc że „bardzo mu się podoba”, przynosi jej róże, oprowadza ją po Butterfield. Nie wiedziała co ma o nim myśleć, ale jedno wiedziała na pewno: on także „bardzo się jej podobał”.

Sprawy z Jackiem skomplikowały się w następnych tygodniach jeszcze bardziej. Kilka nocy spędziła w Tiburon, z poczucia winy, ale myślała wyłącznie o Russie, zwłaszcza kiedy kochała się z Jackiem. Bywała tak samo rozdrażniona jak Jack, a gdy nadeszło kolejne Święto Dziękczynienia była już prawdziwym kłębkiem nerwów. Russ wyjechał na Wschód zobaczyć się z córką Lee i zapraszał ją, żeby pojechała razem z nim, ale to byłoby nieuczciwe z jej strony. Musiała najpierw wyjaśnić sytuację z Jackiem, ale gdy zaczął się świąteczny okres, wpadła w kompletną histerię na samą myśl o nim. Chciała być z Russem, prowadzić z nim spokojne, interesujące rozmowy, spacerować po Presidio, odwiedzać sklepy z antykami, galerie sztuki, spotykać się na lunchu w przytulnych kafejkach i restauracjach. Wniósł do jej życia coś, czego nigdy przedtem nie zaznała, a bardzo za tym tęskniła. Tana, jak tylko miała jakiś problem, zawsze dzwoniła do Russa, a nie do Jacka. Jack miał jej stale coś za złe. Cały czas starał się jej dokuczyć, a to już stawało się męczące. Nie czuła się na tyle winna, żeby to ciągle znosić.

– Dlaczego nadal utrzymujesz ten związek? – Russ zapytał któregoś dnia.

– Nie wiem. – Tana patrzyła z przygnębieniem na Russa podczas wspólnego lunchu, zanim zostały ogłoszone ferie sądowe.

– Może podświadomie zakodowałaś w sobie fakt, że on był związany z twoim przyjacielem.

To było dla niej coś nowego, ale pomyślała, że to jest całkiem możliwe.

– Czy ty go kochasz, Tan?

– To nie to… to dlatego, że byliśmy tak długo razem.

– To nie wystarczy. Z tego, co mówisz, wynika, że nie jesteś z nim szczęśliwa.

– Wiem. To jest właśnie ta sprzeczność. Może jestem z nim dlatego, że daje mi poczucie bezpieczeństwa.

– Dlaczego? – Czasami naciskał zbyt mocno, ale to było tylko dla jej dobra.

– Jack i ja zawsze chcieliśmy tego samego… żadnych zobowiązań, ślubu, dzieci…

– I właśnie dlatego się teraz boisz?

Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na niego. – Tak… myślę, że tak.

– Tana – wyciągnął rękę i ujął jej dłoń. – Czy ty się mnie boisz?

Wolno zaprzeczyła ruchem głowy. Potem powiedział to, czego obawiała się najbardziej, a jednocześnie bardzo pragnęła to usłyszeć. Chciała tego od chwili, kiedy się poznali, gdy po raz pierwszy spojrzała w jego oczy.

– Chcę się z tobą ożenić. Czy wiesz o tym? Zaprzeczyła ruchem głowy, potem zatrzymała się i pokiwała twierdząco, roześmieli się oboje, ona ze łzami w oczach.

– Nie wiem, co powiedzieć.

– Nie musisz nic mówić. Chciałem tylko, żebyś o tym wiedziała. A teraz powinnaś dla własnego dobra i spokoju wyjaśnić sprawę z tamtym mężczyzną, bez względu na to, co zdecydujesz w naszej sprawie.