Alfred był bardzo zawiedziony, bo siostra ani jednym gestem nie dała poznać, że cieszy się z jego przybycia.

– Cześć, Torii – powiedział cicho. – Już jestem z powrotem. Musiałem na jakiś czas wyjechać. Jak się masz, moja mała?

Nie było odpowiedzi. Smutne oczy patrzyły gdzieś daleko w przestrzeń.

– To jest Sara. Niedługo mamy zamiar się pobrać. Mam nadzieję, że przyjdziesz na nasz ślub.

– Dzień dobry, Torii – zagadnęła Sara. – Bardzo chciałabym cię poznać.

Najmniejszej reakcji.

Pozostali przy niej aż do końca odwiedzin. Alfred posadził Torii na wózek i pojechali do parku. Rozmawiał z siostrą tak, jakby była zdrowym człowiekiem, nie zniechęcał się brakiem odpowiedzi.

W końcu odważyli się na eksperyment.

– Torii – zaczął Alfred ostrożnie – ten niedobry człowiek już nie istnieje. Nie żyje.

Czy to delikatne drgnięcie ust, czy tylko złudzenie? Alfred nie rezygnował:

– Kato Helmuth nie żyje, rozumiesz? Już nigdy nie zrobi ci krzywdy.

Czekali w napięciu. Wreszcie Sara spytała:

– A może podał jej inne nazwisko?

– Sam już nie wiem – rzekł Alfred zrezygnowanym głosem.

Wrócili z Torii do jej pokoju i ułożyli z powrotem na łóżku. Gdy Alfred okrywał siostrę kocem, Sara wyszeptała:

– Zobacz! Ona coś mówi!

– Torii, co ty mówisz? – zapytał Alfred.

W tym momencie do pokoju weszła oddziałowa.

– Torii często w ten sposób porusza wargami – powiedziała. – Ale nigdy nie doszliśmy, co próbuje powiedzieć.

– Wydaje mi się, że to jakby jedno słowo – dodała Sara.

– Tak. Na dodatek ciągle to samo. Alfred pobladł.

– Wiem, co ona mówi – odparł bezdźwięcznie. – Wymawia imię.

Głos mu się załamał. Pochylił się nad siostrą.

– Geir już nie przyjdzie, musimy się z tym pogodzić. To nie była twoja wina, wierz mi, nie możesz tak myśleć!

Torii opadła na łóżko. Znów ogarnęła ją apatia, której nie mogli pojąć ani pokonać.

Kilka tygodni później do drzwi mieszkania Sary, do którego przeniósł się już Alfred, zadzwonił dzwonek.

– Lasse, jak to miło! Wchodź do środka!

– Jestem tu przejazdem, bo wybieramy się w góry. Pomyślałem, że… Zabrałem ze sobą część moich zbiorów, które chciałem wam pokazać. Mam też kilka podwójnych muszli, więc może spodobają ci się, Saro?

– Cześć, Lasse. – Alfred wyszedł na korytarz i przywitał się z chłopcem. – Właśnie wychodzimy w odwiedziny do mojej siostry, która przebywa w domu opieki. Nie możemy opuścić tej wizyty. Ale jeśli masz ochotę z nami pojechać, pogadamy w samochodzie.

Lasse nie miał nic przeciwko temu. Jadąc samochodem, gawędzili żywo, a Lasse pokazywał im swoje skarby. Sarze podobały się muszle chłopca, ale nie chciała się przyznać, że nie podziela jego pasji zbieracza. Po dramatycznych wydarzeniach w Sri Lance właściwie miała już muszli po dziurki w nosie.

U Torii nie wydarzyło się nic nowego. Pielęgniarki mówiły, że po ostatniej wizycie Alfreda dziewczynka się uspokoiła.

Lasse okazał chorej wiele ciepła. Wzruszył go los ślicznej Torii. Opowiadał jej o Alfredzie i Sarze, o ich przyjaźni, jaka nawiązała się w Sri Lance. Mówił też, że Torii także powinna kiedyś odwiedzić ten wspaniały kraj. Potem podał dziewczynie kilka muszli o intensywnych kolorach, resztę ułożył na podłodze tuż przed nią. Nie przejmując się brakiem reakcji, opisywał każdy z okazów.

Od Alfreda i Sary Lasse dowiedział się o turbinelli i tajemniczej śmierci Kato Helmutha.

Po chwili namysłu chłopiec rzekł:

– Jestem realistą. Mogę się założyć, że to była sprawa rekina.

– Też tak sądzę – odparł Alfred, ale Sara wyczuła w jego głosie coś, co kazało jej przyjrzeć mu się dokładniej.

Jednak nic szczególnego nie dostrzegła, więc odwróciła się i nagle szepnęła:

– Alfredzie, popatrz!

Ręce Torii spoczywały teraz na dywanie, ale palce poruszały się lekko i usiłowały dosięgnąć muszelek. Zwłaszcza kauri przyciągała jej uwagę.

Znieruchomieli, tylko Lasse błyskawicznie sięgnął po muszlę i położył ją na dłoni Torii.

– Zobacz tylko! Czy ona nie jest wspaniała w dotyku? Dłoń Torii objęła muszlę. Dziewczynka podniosła wzrok i przyglądała się Lassemu, podczas gdy on niestrudzenie ciągnął swoje historie o ślimaczych domkach.

I wreszcie twarz chorej dziewczyny rozjaśnił niepewny uśmiech. Wciąż nie spuszczała oczu z chłopca.

– Przez dwa długie lata próbowałem nawiązać z nią kontakt – wyszeptał z niedowierzaniem Alfred.

Sara śmiała się do niego roziskrzonymi oczami.

– Jesteś tylko bratem, Alfredzie, tylko bratem! Obecność Lassego zupełnie odmieniła świat Torii.

Nic dziwnego: młodą dziewczynę stale otaczały jedynie kobiety – pacjentki i pielęgniarki, tylko co jakiś czas wpadał brat, teraz również z narzeczoną.

Lasse zrezygnował z wyprawy w góry. Zdecydował się na coś innego: dzień w dzień odwiedzał Torii w szpitalu.

Gdy Sara i Alfred pojawili się tydzień później z kolejną wizytą, przywitała ich rozpromieniona pielęgniarka.

– Nie poznacie jej! – zapewniała. – Są teraz oboje w parku i ćwiczą chodzenie. Torii wykazuje wiele zapału, wierzę więc, że się im powiedzie. Przedtem brakowało jej motywacji.

Zatrzymali się w pewnej odległości od młodych i przyglądali się próbom. Po chwili Torii spostrzegła brata i Sarę i od razu się ożywiła. Podeszli bliżej.

– Torii, siostrzyczko! – wykrztusił Alfred i objął czule dziewczynę.

Torii stała dłuższy czas bez ruchu, po czym odezwała się cicho:

– Byłeś dla mnie taki dobry! Bardzo ci za wszystko dziękuję.

Nie zdołał odpowiedzieć, wzruszenie ścisnęło mu gardło.

– Sarę też lubię, i Lassego.

Kiedy wypowiadała imię chłopca, w jej głosie dało się wyczuć szczególny ton.

– Na pewno jej nie zawiodę – obiecał Lasse, zwracając się do Alfreda. – Opowiedziała mi o wszystkim, co przeszła. Bardzo dobrze się stało, że wreszcie mogła o tym porozmawiać.

– Na pewno. Lasse, dziękuję ci. Sam nie wiem, jak mógłbym ci się odwdzięczyć.

– Nie ma za co dziękować – burknął chłopak pod nosem, po czym wziął Torii za rękę i poszli dalej ćwiczyć chodzenie.

W drodze powrotnej, w samochodzie, Sara rzekła w zamyśleniu:

– Oszukałeś Helmutha, prawda?

– Co masz na myśli?

– Wiedziałeś, że sir Constable wycofał swoją ofertę, ale przemilczałeś to. Helmuth nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Nie – przyznał. – Chyba rozumiesz, że nie mogłem puścić go wolno. Musiałem mieć pewność, że go zatrzymamy.

– Ryzykowałeś w ten sposób niejedno życie.

– Nie mieliśmy innego wyjścia. W przeciwnym razie znowu zniknąłby nie wiadomo gdzie i popełniał kolejne przestępstwa.

– Być może masz rację. – Sara na moment zamilkła. – Ale ty wiesz, jak zginął Helmuth?

– Utopił się – otrzymała krótką odpowiedź.

– Tak, ale dlaczego? Jestem pewna, że dobrze wiesz. Mam rację?

Alfred westchnął.

– Wiem, w każdym razie wiem tyle, co opowiedział mi nurkujący za nim policjant.

Zapadła cisza. Sara nie wytrzymała i znowu zapytała:

– No więc jak?

– Jesteś okropnie ciekawska. Zobaczył wielkie zbiorowisko muszli, które jakby coś pokrywały, ale to niczego nie dowodzi. Mogły na przykład porastać koralowiec. „Wyobraźnia Syngaleza dopowiedziała resztę. Ciało Helmutha mogło znajdować się w zupełnie innym miejscu.

– No tak… – rzekła Sara, po czym znowu umilkła, tym razem na dłużej. – Słuchaj, czy nie moglibyśmy przesunąć daty ślubu?

Alfred zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że teraz żałujesz?

– Ależ skąd. Przeciwnie. Przecież właściwie nie musimy czekać…

– Przecież sama o to prosiłaś.

– Tak, ale wtedy uważałam, że powinniśmy skoncentrować się na zdrowiu Torii.

Alfred objął ją czule i przytulił do siebie.

– Ale dlaczego teraz zmieniłaś decyzję?

Sara nachyliła się ku niemu i wyszeptała nieśmiało:

– Bo uważam, że mamy za małą rodzinę.

– Może i tak, ale co z tego wynika?

– Oczywiście trzeba przysporzyć jej nowych członków… Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

– Świetny pomysł! W takim razie nie odkładajmy ślubu! Myślisz, ze Torii będzie mogła nam towarzyszyć?

– Mam wrażenie, że tak. I że będzie bardzo szczęśliwa. Do niedawna surowy, zamknięty w sobie komisarz Elden nie mógł się powstrzymać, by nie wykrzyczeć na cały świat swej radości.

– Saro! – zawołał. – Nie miałem pojęcia, że życie może być takie piękne! Dziękuję ci, najmilsza, że otworzyłaś mi oczy!

Margit Sandemo

  • 1
  • 27
  • 28
  • 29
  • 30
  • 31
  • 32