- Kto by pomyślał, że ten kraj prowadzi wojnę? - westchnął Demetrios. - Wszystko tu tchnie spokojem i dostatkiem..

Tymczasem od miesięcy książę Karol Burgundzki, wciąż w pogoni za marzeniem o odbudowaniu starożytnego królestwa Lotara, łączył przez aneksję swe flamandzkie posiadłości z właściwym księstwem i z Franche-Comte; oblegał w pobliżu Kolonii ufortyfikowane miasto Neuss, którego oporu dotąd nie potrafił złamać. I to niezależnie od faktu, że w tymże 1475 roku wszedł w porozumienie z królem Anglii. Edward IV pragnął bowiem podbić znienawidzoną Francję, chciał pokonać Ludwika XI. Nie myślał nawet o przedłużeniu trwającego od trzech lat rozejmu. Karol Zuchwały całkowicie zasługiwał na swój przydomek.

- Wojna jest daleko, - rzekła Leonarda, - a książę może wyciągnąć ze swych prowincji tylko to, co mu przyznają, w ludziach i złocie, stany Burgundii i Flandrii. Ziemi tej potrzeba jednak wielu ludzi.

- Ale księciu, jak mówią, zaczyna brakować złota. -podjął Grek z ponurą radością. - A przecież był najbogatszym księciem w całym świecie chrześcijańskim.

Jeśli spróbuje zaciągnąć pożyczki...

Zamilkł raptownie, uświadomiwszy sobie, co powiedział. Wspominanie o finansowych potrzebach Zuchwałego w chwili, gdy Fiora podjęła się tej uciążliwej wyprawy, mogło być dla niej bolesne. Oznaczało rozdrapywanie palącego wspomnienia dziwnego małżeństwa zawartego ostatniej zimy przez nią, spadkobierczynię Francesco Beltramiego i hrabiego Filipa de Selongey, ambasadora wysłanego przez Zuchwałego do Lorenzo Medyceusza w celu próby wynegocjowania pożyczki. Pożyczki, której Medyceusz-Wspa-niały odmówił przez wierność swemu sojuszowi z królem Francji. Królewski posag Fiory wpłynął więc do skarbu księcia Burgundii, gdy tymczasem jej pożycie małżeńskie ograniczyło się do nocy poślubnej. A później, o świcie, Filip odjechał aby pozwolić się zabić, ponieważ jak uważał, zbrukał swe nazwisko małżeństwem z osobą pochodzącą z kazirodczego związku. Fiora wiele płakała, ale teraz trudno było odgadnąć, jakie właściwie były jej uczucia do zbiegłego męża. Czy kochała go jeszcze, czy też włączyła go do grona osób, na których zamierzała się zemścić? Filip zjawił się co prawda niepostrzeżenie we Florencji w chwili, gdy majątek

Beltramiego obracał się w ruinę, ale szybko odjechał nie sprawdzając, co stało się z jego młodą żoną. Czy chciał się z nią zobaczyć, czy też próbował zdobyć dla swego pana nowe subwencje?

Świadom ciszy zapadłej po jego ostatnich słowach, De-meterios spojrzał na Fiorę, która niewzruszona jechała u jego boku, i ponownie zabrał głos, ale zadowolił się pochwałą uroku pejzażu i dostatniego piękna Dijon.

Fiora nie słyszała jego słów. Gwałtowność dramatycznych przeżyć ostatniej wiosny osłabła w niej ustępując miejsca wspomnieniu tragedii przeżytej przez jej młodych i lekkomyślnych rodziców. Czy zadziałała tu magia burgundzkiej ziemi, do której gdy tylko postawiła na niej stopę, czuła przywiązanie? W każdym razie Jan i Maria de Brévailles stawali jej się coraz bliżsi i drożsi.

Z murami klasztoru Larrey sąsiadowały niewielkie zabudowania. Była to maleńka posiadłość złożona z winnicy, sporego warzywnika z kilkoma drzewami owocowymi i domku osłoniętego dwuspadowym dachem, Jakiś mężczyzna w fartuchu z szarego płótna pracował pochylony nad zielonymi krzewami winorośli. Był to stary człowiek, ale kiedy się wyprostował podpierając dłońmi bolący zapewne krzyż, można było zauważyć, że jest wysoki i jeszcze krzepki.

- To on - powiedziała Leonarda. - Czy chcesz, żebym z nim porozmawiała, pani?

- Nie, dziękuję - odpowiedziała Fiora. - Wolę to zrobić sama. Czy zechcecie poczekać na mnie przez chwilę?

Zeskoczyła na ziemię, podeszła do zrobionej z grubych bali bramy zamykającej małą posiadłość, popchnęła ją i skierowała się w stronę starca, który osłaniając dłonią oczy patrzył, jak zbliża się do niego w blasku słońca.

- Wybacz, panie, że przybywam do ciebie bez zaproszenia, - powiedziała. - Nazywasz się Arny Signart, nieprawdaż?

Niezbyt przyzwyczajony do wizyt osób tak wytwornych, kat ukłonił się niezgrabnie:


Skoro znasz moje imię, wiesz również zapewne, kim byłem, pani?

- Wiem. Właśnie z tego powodu pragnęłam się z tobą zobaczyć.

- Nie lubię wspominać tamtych czasów, ale... jestem do twych usług, pani!

Czy zechcesz usiąść na chwilę przed domem?

- Czy nie moglibyśmy się przejść? Masz tu piękną winnicę. Pod siwą brodą, nadającą samotnikowi wygląd patriarchy, pojawił się nieśmiały uśmiech:

- Która daje dobre wino... Przejdźmy się więc, skoro takie jest twoje pragnienie.

Ruszyli między równymi rzędami sadzonek, które stary człowiek przechodząc głaskał pieszczotliwie.

- W grudniu minie osiemnaście lat - powiedziała Fiora -odkąd pewien bogaty kupiec florencki dał ci, panie, trochę złota za wykonanie pewnej zleconej ci misji, która bardzo leżała mu na sercu. Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać.

Mistrz Signart zatrzymał się i Fiora, która szła przed nim, odwróciła się. Zobaczyła, że jego twarz pobladła:

- Kim jesteś, pani - spytał nagle zachrypniętym głosem - że wspominasz ten straszny dzień, o zatarcie wspomnienia którego błagam codziennie Wszechmogącego?

Fiora powoli zsunęła spowijający jej głowę biały welon i odsłoniła twarz:

- Spójrz na mnie! Jestem ich córką. Tą, którą zaadoptował florencki kupiec.

Starzec przeżegnał się szybko jakby ujrzał ducha, a później ukrył twarz w dłoniach, które - jak dostrzegła Fiora - drżały.

- Czego... czego chcesz, pani? - wyjąkał były kat. - W jaki sposób chcesz się zemścić na starym człowieku?

- Jestem więc do nich aż tak podobna?

 Na tyle, że ożywają moje koszmary. Nie wyobrażasz sobie, ile razy oni oboje do mnie wracali! Byli młodzi, byli piękni, uśmiechali się do siebie. A ja musiałem ich zabić.

- To była być może największa przysługa, jaką mogłeś im oddać, gdyż odeszli razem. Nienawidzę tych, którzy zawiedli ich na szafot, lecz myślę, że gdyby ich zamknięto i rozdzielono na resztę życia, byliby nieszczęśliwi. Kiedy ludzie się kochają, znajdują zapewne jakąś słodycz w tym, że mogą odejść razem.

Stary człowiek opuścił ręce i przyglądał się kobiecie, która najwyraźniej zapomniała o jego obecności i mówiła głośno sama do siebie. Patrzył na nią ze zdziwieniem, ale i nie bez ulgi.

- Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? Uśmiechnęła się do niego bez żadnej ukrytej myśli. Ten starzec żałujący zbrodni, której nie był winny, a której wspomnienie go prze-

śladowało, wzruszał ją. Nieszczęśnik, był jedynie narzędziem, a wciąż dręczył go obraz dwóch istot, które musiał pozbawić życia. Czy tych, którzy chcieli podwójnej śmierci, którzy wydali mu rozkaz, także prześladowały zmory i złe sny? Fiora wątpiła. Regnault du Hamel był człowiekiem bez serca, a Piotr de Brévailles też go pewnie nie miał. Zaś dla księcia Burgundii wspomnienie o zamordowanym młodym towarzyszu broni nie mogło mieć większego znaczenia.

- Mówię dokładnie to, co myślę - podjęła Fiora - i nie przybyłam, by cię dręczyć, lecz jedynie by zapytać, gdzie znajduje się grób, jakiego pragnął dla nich mój ojciec. Chciałabym móc się na nim pomodlić.

Mówiąc te słowa i pamiętając o tym, co wydarzyło się u Jehana du Poix, sięgnęła do sakiewki, ale starzec powstrzymał ją:

- Nic mi nie dawaj, pani! Twój ojciec zapłacił po królewsku za powierzone mi zadanie. To jemu zawdzięczam posiadanie tego domu, który przybliża do nieba mnie, żyjącego niegdyś w błocie. Grób, którego szukasz, jest niedaleko stąd.

A więc będziesz mógł mnie tam zaprowadzić?

- Nie, lepiej by nie widziano nas razem. Znajdziesz go jednak z łatwością: wychodząc stąd i idąc drogą w lewo ujrzysz pod laskiem źródełko Świętej Anny. Ziemia wokół niego jest poświęcona. Pochowałem ich przy tym źródełku, a obok posadziłem krzew głogu, który kwitnie wcześniej i dłużej niż inne. Tutejsi ludzie uznali kwitnienie za rodzaj cudu i na wiosnę dziewczęta przychodzą uszczknąć z niego kilka gałązek na szczęście.

- Kiedy to zrobiłeś, panie?

- W trzy dni po egzekucji, nie było już śniegu i lepiej było nie czekać, aż ziemia stanie się zbyt ubita. Był nów i noc bardzo ciemna, ale ja, jak kot, widzę w ciemnościach. A poza tym... był ktoś, kto mi pomógł.

- Kto taki? Jeden z twoich pomocników?

- Och, nie! Nie miałem do nich zaufania. Pomógł mi stary ksiądz. Nie chciał wrócić do Brevailles póki nie dopełnił tego, co uważał za swój chrześcijański obowiązek. Biedny, dzielny człowiek! Nie był zbyt silny, ale mimo to bardzo mi pomógł. No i mógł poświęcić ziemię. Widzisz, pani, radością jest dla mnie świadomość, że te nieszczęsne dzieci spoczywają tam, w poświęconej ziemi i tak blisko mnie. Nawet jeśli moje noce nadal są takie ciężkie. Odzyskałem spokój dopiero kiedy porzuciłem moją profesję i na stałe przeniosłem tutaj. Dlatego przed chwilą przestraszyłem się rozpoznawszy cię, pani.

- Widzisz teraz, że nie było ku temu żadnego powodu. Jestem pewna, że oni sami dawno ci już przebaczyli, panie. Z pewnością już w chwili, gdy uderzyłeś. Żegnaj, mistrzu

Signart! Nie zobaczymy się z pewnością nigdy więcej. Wiedz jednak, że dziękuję ci z głębi serca!

Starzec wszedł do domu, być może po to, żeby się pomodlić, a Fiora wróciła do swych towarzyszy.

 Czy świadomość, że spoczywają w spokoju, w poświęconej ziemi, zmienia coś w twych zamiarach zemsty? -zapytał Demetrios.

- Nie ma to wpływu na ocenę postępowania winowajców. Nie cofnę się przed niczym.

- Być może żaden poza księciem Karolem nie żyje?

- Trzeba będzie to ustalić. Tylko boska sprawiedliwość może ich uchronić przede mną. Ale zdaje się, że jesteśmy przy źródełku.