– Jesteście zbyt blisko Zernów – usłyszał Rowan głos w języku irialskim.

Należał on do poważnego młodego człowieka, jadącego obok Cilean, który wołał coś do Xante. To na pewno Daire, pomyślał Rowan.

Mimo że Lankonowie starali się go powstrzymać, Rowan wysforował się do przodu, by zobaczyć, co spowodowało zamieszanie.

Na wzgórzu, na tle zachodzącego słońca rysowały się trzy sylwetki.

– Zernowie – powiedział Xante do Rowana, jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić. – Zabierzemy was z powrotem do obozu. Daire, zbierz pięćdziesięciu ludzi i przygotujcie się do walki.

Rowan nie mógł już dłużej powstrzymywać hamowanej od kilku dni złości.

– Akurat zabierzecie! – krzyknął do Xante w doskonałym dialekcie irialskim. – Nie będziesz narażał moich ludzi, a żeby nie było wątpliwości, Zernowie są tak samo moi, jak Irialowie. Przywitam tych ludzi. Neile! Watelin! Belsur! – zwoływał swych trzech rycerzy.

Nikt jeszcze nigdy tak szybko nie wykonał rozkazu – do tego stopnia mieli dosyć traktowania ich przez Lankonów. Przepchnęli się do przodu i stanęli za Rowanem.

– Zatrzymaj tego głupca – powiedział Daire do Xante. – Thal nam nigdy nie wybaczy, jeśli go zabiją.

Rowan spojrzał lodowato na Daire.

– Masz słuchać moich rozkazów. – Daire umilkł. Xante patrzył na Rowana z pewnym zainteresowaniem, ale był starszy niż Daire i nie tak łatwo go było zbić z tropu. Odezwał się bardzo spokojnie:

– To są Zernowie, którzy nie uznają irialskiego króla. Uważają, że ich królem jest Brocain, i z największą przyjemnością cię zabiją.

– Nie sprawiam nikomu przyjemności tak łatwo. Jedziemy! – rzucił przez ramię do swych ludzi.

Xante powstrzymał Irialów, którzy chcieli jechać za Rowanem.

– Lepiej, że zabiją tego głupka, zanim Thal go zrobi królem.

Lankonowie patrzyli z kamiennymi twarzami, jak królewicz, którego tak nie znosili, jechał na pewną śmierć.

Trzej Zernowie stali nieporuszeni na wzgórzu, gdy Rowan zbliżał się do nich. Gdy był już blisko, zobaczył, że są to młodzi ludzie, którzy wybrali się na polowanie, zaskoczeni widokiem tylu Irialów w miejscu, gdzie się ich nie spodziewali. Rowan skinął swym rycerzom, by pozostali na miejscu, i sam ruszył do przodu. Zatrzymał się około stu jardów od młodych myśliwych.

– Jestem królewicz Rowan, syn Thala – zawołał w języku irialskim, którym mówili też Zernowie – pozdrawiam was i przynoszę pokój.

Trzej młodzi ludzie siedzieli na swych koniach bez ruchu, zafascynowani niezwykłym w tym kraju widokiem jasnowłosego mężczyzny, który samotnie nadjeżdżał ku nim na pięknym, wysokim dereszu. Środkowy Zerna, jeszcze prawie chłopiec, pierwszy odzyskał zimną krew. Ruchem błyskawicy sięgnął po łuk i strzałę i strzelił do Rowana.

Rowan w ostatniej chwili uchylił się w prawo i strzała drasnęła mu ramię. Zaklął pod nosem i popędził konia do galopu. Nie mógł już więcej znieść tych Lankonów. Pogarda i śmiech to co innego, ale żeby taki chłopak strzelał do niego po tym, jak mu ofiarował pokój, było już obelgą nie do wytrzymania. Dogonił go w ciągu kilku sekund i nie przerywając galopu zdjął go z konia i rzucił na ziemię. Sam prędko zeskoczył i przygwoździł chłopaka całym swoim ciężarem. Słyszał za sobą tętent kopyt zbliżających się dwustu lankońskich koni.

– Uciekajcie stąd – wrzasnął do pozostałych dwóch chłopców, siedzących wciąż na koniach.

– Nie możemy – ledwie wyszeptał jeden z nich, patrząc z przerażeniem na chłopaka, którego Rowan przygniatał do ziemi. – On jest synem naszego króla.

– Ja jestem waszym królem – huknął Rowan głosem, z którego biła wściekłość. Spojrzał na nadjeżdżających swoich rycerzy. – Zabierzcie ich stąd – rozkazał, wskazując na dwóch młodych Zer- nów – bo Xante ich rozszarpie.

Żołnierze Rowana zapędzili ich do ucieczki. Rowan przyjrzał się chłopcu, którego nadal przytrzymywał. Był to przystojny, mniej więcej siedemnastoletni młodzieniec, wijący się wściekle, jak ryba w sieci.

– Nie jesteś moim królem – piszczał. – Mój ojciec, wielki Brocain, jest królem. – Napluł Rowanowi w twarz.

Rowan otarł twarz, a potem trzepnął go specjalnie obraźliwie, jak mężczyźni czasem dają klapsa babom, bo nie mogą znieść ich gadania. Postawił go na nogi.

– Pojedziesz ze mną.

– Prędzej umrę, niż…

Rowan odwrócił go, żeby zobaczył nadjeżdżające oddziały Irialów.

Był to niezwykły widok: wspaniali, ogromni mężczyźni na dobrze umięśnionych koniach, z połyskującą w słońcu bronią. – Zabiją cię, jeśli spróbujesz uciec.

– Żaden Zerna nie boi się Iriala – powiedział, ale twarz mu kompletnie zbielała.

– Są chwile, gdy mężczyzna musi użyć rozumu zamiast ramienia. Zachowaj się teraz jak mężczyzna, żeby ojciec mógł być z ciebie dumny. – Zwolnił uścisk, a po chwili wahania chłopiec pozostał tam, gdzie był. Rowan miał nadzieję, że będzie miał na tyle rozumu, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Z całą pewnością Irialowie mieliby wielką przyjemność, gdyby zabili tego młodego Zernę.

Lankonowie otoczyli Rowana i chłopca. Spocone konie z rozdętymi chrapami, mężczyźni ze zmarszczonymi czarnymi brwiami, broń gotowa do walki. Na ten widok Rowan gotów był natychmiast uciekać.

– W porządku – powiedział Xante. – Masz jeńca. Teraz go zgładzimy za próbę zabicia Iriala.

Rowan był dumny, że chłopiec nie drgnął i nie okazał tchórzostwa słysząc te słowa. Złość Rowana, chwilowo przytłumiona przez tarmoszenie się z chłopakiem, dala znać o sobie. Nadszedł moment, by pokazać swoje reguły rządzenia. Przełknął gniew i spojrzał na Xante.

– Mam gościa – rzeki wymownie. – To syn Brocaina i zgodził się podróżować z nami, by wskazywać drogę na ziemi swego ojca.

Xante chrząknął tak głośno, jak jego koń.

– I ten gość do ciebie strzelił?

Rowan zauważył, że krwawiło mu ramię, ale nie chciał się już wycofać.

– Skaleczyłem się o skałę – rzekł, mierząc się wzrokiem z Xante.

Cilean podjechała bliżej, stając między obu mężczyznami.

– Witamy gościa, nawet jeśli jest Zerną – powiedziała takim tonem, jakby wpuszczała jadowitego węża do własnego łóżka. Obserwowała Rowana, który patrzył wyzywająco na wspaniałego Xante. Niewielu ludzi odważało mu się przeciwstawić i nigdy by nie uwierzyła, że może to zrobić ten łagodny, jasnowłosy Anglik. Ale widziała, jak jechał sam przeciwko Zernom, zadziwiająco czujnie uchylił się od strzały, zeskoczył z konia na chłopaka, a teraz młody Zerna stał obok Anglika jak gdyby ten mógł przytrzymać Irialów za ręce. A teraz jeszcze ten cały Rowan śmiał sprzeciwić się Xante. Może jest głupi, ale może jednak jest w nim coś, o czym jeszcze nie wiedzą.

Belsur, rycerz Rowana, trzymał wodze jego konia. Rowan wsiadł i podał rękę chłopcu Zernów, żeby mógł wdrapać się na konia i usiąść za nim. Gdy ruszył w drogę powrotną do obozu, zapytał:

– Jak ci na imię?

– Keon – odpowiedział chłopiec dumnie, ale w jego głosie odczuwało się jeszcze strach po niedawnym otarciu się o śmierć – syn króla Zernów.

– Chyba damy twojemu ojcu jakiś inny tytuł. Ja jestem jedynym królem tego kraju.

Chłopiec zaśmiał się drwiąco.

Mój ojciec cię zniszczy. Żaden Irialczyk nie będzie rządził Zerną.

– Zobaczymy, ale dzisiaj lepiej uważaj mnie za Zernę i trzymaj się blisko. Nie jestem pewien, czy inni Lankonowie tak łatwo wybaczają jak ja.

Za Rowanem jechali jego rycerze, a dalej grupa Lankonów z Daire, Cilean i Xante na czele.

– Czy zawsze jest taki głupi? – pytał Daire, patrząc na plecy mężczyzny, który rzekomo był Irialem, a traktował Zernę jak przyjaciela. – Jak wam się udało utrzymać go przy życiu? – dziwił się.

Xante patrzył na Rowana i chłopaka Zernów w zamyśleniu.

– Aż do dzisiejszego wieczora był łagodny jak baranek. To już jego siostra miała więcej ognia. I dotychczas mówił tylko po angielsku.

– Jeżeli będzie dalej wyjeżdżał sam przeciwko Zernom, nie pożyje długo – stwierdził Daire. – Nie będziemy się starali go powstrzymywać przed tymi głupstwami, które ma zamiar wyprawiać. Sądząc po tym, co zrobił dzisiaj, otworzyłby bramy Escalonu przed każdym najeźdźcą. Lankonia mogłaby upaść pod rządami takiego głupca. Nie, absolutnie nie będziemy mu zabraniać samotnych wypraw do wroga. Prędko się go pozbędziemy, a Geralt zostanie naszym królem.

– Czy naprawdę jest głupi? – zapytała Cilean. – Gdybyśmy zaatakowali tych chłopców i zabili syna Brocaina, nie zaznalibyśmy spokoju, póki Brocain nie zabiłby setek naszych ludzi. A teraz mamy ważnego zakładnika. Brocain nie może nas zaatakować z obawy o własnego syna. I mówicie, że ten Rowan przez kilka tygodni podróży nie zdradził się, że mówi naszym językiem. No wiesz, Xante, dziwię ci się. Co jeszcze ten człowiek wie o nas, a czego my nie wiemy o nim? – Popędziła k by zrównać się z Rowanem.

Przez cały wieczór Cilean obserwowała Rowana, jego siostrę, siostrzeńca i rycerzy, wyłaniających się z mroku wokół ogniska przed pięknym jednobarwnym namiotem Rowana. Chłopak Zernów, Keon, siedział w pobliżu nich cichy, skupiony, naburmuszony. Cilean była pewna, że postępowanie Rowana było dla niego równie niezrozumiałe, jak dla Irialów. Rowan trzymał swego małego siostrzeńca na kolanach i opowiadał mu coś, a chłopak śmiał się i piszczał. Żaden lankoński ojciec nie trzymałby tak dziecka w tym wieku. Chłopców czteroletnich, a nawet dziewczynki przeznaczane do Gwardii Kobiet uczono już posługiwać się bronią.

Cilean patrzyła, jak uśmiechał się do siostry, pytał, czy jej wygodnie… Zaczęła się zastanawiać, jak by się żyło z takim mężczyzną pełnym sprzeczności, który sam stawiał czoło trzem Zernom, a dwie godziny później zabawiał dziecko i żartował z kobietą. Jak taki człowiek może być wojownikiem? Jak może być królem?

Wcześnie następnego ranka, przed wschodem słońca, wartownicy zatrąbili na alarm. Natychmiast Lankonowie odrzucili lekkie przykrycia i zerwali się na nogi.