Rankiem trzeciego dnia, tuż przed świtem, zobaczyła, że Rowan wymyka się z obozu w kierunku lasku. Mimo że nie była pewna, czy dobrze robi, poszła za nim. Obawiała się trochę, że wyskoczy nagle zza drzew i nawymyśla jej, że zostawiła obóz bez straży. Zobaczyła go, jak się myje, obnażony do pasa i przycupnięty nad strumieniem.
– Czego chcesz, Jura? – spytał lodowatym głosem nie odwracając się.
Chciała zawrócić do obozu, ale opanowała się, podeszła, uklękła obok niego i napiła się wody. Niebo zaczynało różowieć.
– Nie rozmawialiśmy od kilku dni i myślałam…
– Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale spojrzał na nią tak, że ją cofnęła.
– Nie wiedziałem, że lankońscy mężczyźni i kobiety rozmawiają ze sobą. Myślałem, że twoim zadaniem jest ochraniać mnie z tyłu.
Zmarszczyła się, zupełnie zmieszana.
– Ale jesteśmy przecież małżeństwem.
– Rozumiem. Więc chodzi ci o moje obowiązki małżeńskie, i to wszystko.
– Jeśli tak o mnie myślisz, to niech ci będzie – powiedziała ze złością i zostawiła go. Czy będzie mu wyjaśniać, dlaczego zrobiła to, co zrobiła? Czy naprawdę wierzy, że chciała, by umarł?
Znów napłynęły jej łzy do oczu; mrugała, by je powstrzymać. Do diabła z nim! Dlaczego kochała człowieka, przez którego płacze?
15
Rowan nawet nie spojrzał na nią, gdy wrócił do obozu. Jura chodziła sztywno, jakby dotknęła ją jakaś fizyczna dolegliwość, a nie obojętność Rowana. Bolała ją głowa i cale ciało, kiedy w końcu położyła się spać. Pewnie z powodu tego natłoku myśli czuwała, gdy inni spali, i zobaczyła, jak „oni” napadają na obóz. Z początku myślała, że śni, gdyż wyglądali bardziej jak duchy niż jak ludzie z krwi i kości. Poruszali się bezgłośnie, przepływając przez ciemność cicho jak ryby w wodzie.
Patrząc z niedowierzaniem szeroko otwartymi oczami, ujrzała małą, szczupłą, ciemno ubraną postać, która się nachylała i wkładała coś do ust Daire. Ale zanim usiadła, żeby jakoś temu przeciwdziałać, coś uderzyło ją w głowę i już nic więcej nie pamiętała.
Gdy się ocknęła, czuła ból w głowie i w plecach. Nim otworzyła oczy, spróbowała ruszyć rękami, ale nie mogła.
– Jura, Jura!
Otworzyła oczy mimo bólu, żeby spojrzeć na Cilean. Leżały na tyle wozu, pod wysoką drewnianą budą, na wyładowanych workach, które wydawały się twarde jak skala.
– Jura, nic ci nie jest? – szepnęła Cilean.
Jura chciała usiąść, ale ręce i nogi miała z tyłu związane.
– Nie – zdołała wyszeptać przez suche gardło.
– Gdzie jesteśmy? Kto nas porwał? Gdzie są inni? – Skrzywiła się, gdy wóz wjechał na głęboką dziurę w drodze, a to, co było w worku pod nią, wbiło jej się w bok.
– Nie wiem – odpowiedziała Cilean. – Spałam, a jak się obudziłam, byłam tutaj.
Jura starała się wyzwolić z więzów.
– Muszę uratować Rowana – powiedziała. – On będzie się starał uwolnić gadaniem, a wtedy go zabiją.
Cilean lekko się uśmiechnęła.
– Myślę, że powinnyśmy się teraz martwić o siebie. Jeśli nas wzięli jako jeńców, to innych pewnie też. Słyszę jakieś wozy. Myślę, że teraz musimy się starać zasnąć i zachować resztkę sił na potem.
Jura miała trudności z zaśnięciem, martwiła się o Rowana. I o innych, przypomniała sobie. Modliła się, by Bóg go strzegł. Za wcześnie, żeby umierał, modliła się. Ma zadanie do spełnienia. I potrzebuje jej, żeby go chroniła. A jeśli znów straci wiarę w siebie? Kto mu pomoże?
W końcu zasnęła, ale śniło jej się, że Rowan nie żyje, i w tym śnie wiedziała, że to jej wina, bo nigdy mu nie powiedziała, że go kocha.
Obudziła się, gdy wóz nagle się zatrzymał. Szorstkie ręce złapały ją za kostki i ciągnęły; Jura uderzała głową o twarde worki. Jeszcze inne ręce rozwiązały ją, i stanęła na ziemi.
Ultenowie, pomyślała, gdy spojrzała na chudego człowieka stojącego przed nią, i przypomniały jej się wszystkie straszne opowieści, jakie słyszała. Historie o Ultenach opowiadano przy ogniskach w wietrzne, zimowe noce. Rodzice straszyli Ultenami dzieci. Nikt o nich dokładnie nic nie wiedział, prócz tego, że byli to złodzieje, nie do wiary brudni, chytrzy, i – o ile można się było zorientować – zupełnie pozbawieni poczucia honoru. Przez całe wieki inne plemiona starały się ignorować Ultenów. Żyli sobie wysoko w górach w północno-wschodnim zakątku Lankonii i nikt nie miał ochoty oglądać ich miasta.
Ale na jego temat krążyło wiele plotek. Gdy Jura była dzieckiem, pewien stary człowiek, bez ręki i bez oka, opowiadał, że Ultenowie go więzili. Snuł długie opowieści o ich mieście pełnym nieprzebranego bogactwa. Wszyscy się z niego wyśmiewali, póki nie zwinął się w kącie i nie upił. Po paru dniach znikł i nikt go więcej nie widział.
Teraz Jura patrzyła w ciemności na plugawą twarz swego stróża, częściowo ukrytą pod kapturem brudnej peleryny. Starzec wyciągnął do niej kubek z napojem i kawałek starego chleba. Jura wzięła jedzenie, a gdy wywlekał z wozu Cilean, rozejrzała się. Były jeszcze inne wozy, koło których kręciły się ubrane w peleryny postacie, ale żadnych innych więźniów nie wysadzano. Jurze zaschło w gardle.
– Gdzie jest reszta? – spytała mężczyznę.
Nikt nie powiedział ani słowa, ale ktoś wyłonił się z ciemności i uderzył Jurę w usta. Od razu zrozumiała, że ma być cicho. Zjadła chleb, popiła stęchłym piwem, a później pozwolono jej i Cilean pójść na chwilę za drzewa, po czym znów je wrzucono do wozu. Podróż trwała w nieskończoność i dni płynęły jeden za drugim. W ciągu trzydniowej podróży zatrzymywali się dwa razy dziennie, a wtedy Jura i Cilean dostawały skromne porcje jedzenia, były przez chwilę na osobności, po czym znów je wiązano i wracały do wozu.
Pierwszego dnia niewiele rozmawiały, bo ich głód, zmęczenie i żal były zbyt silne. Jurę trapiły wyrzuty sumienia. Gdyby miała czas wyjaśnić Rowanowi, dlaczego mu to wszystko powiedziała… Gdyby mu wytłumaczyła, że nie zniosłaby myśli o jego śmierci. Może powinna była go przytulić, gdy płakał. Może tak byłoby lepiej. Gdyby…
– Czy myślisz, że zabili mężczyzn? – wyszeptała Cilean. Oczy miała zapadnięte i wyglądała równie źle jak Jura. Jurze ścisnęło coś gardło i nie mogła mówić.
– Na pewno chcą mieć niewolnice. Brita była za stara, więc wzięli nas.
Jura przełknęła ślinę, ale niewiele to pomogło.
– Tak – ciągnęła Cilean odpowiadając na własne pytanie – myślę, że mężczyzn zabili. Inaczej przyjechaliby po nas, bo przecież Ultenom nie udałoby się pokonać naszych mężczyzn.
Nie mogąc się doczekać odpowiedzi Jury, mówiła dalej:
– Nie słyszałyśmy, jak Ultenowie weszli do obozu. Nawet Fearenowie, którzy mieli wartę, nic nie słyszeli. – Na chwilę przymknęła oczy. – Brocain ogłosi wojnę z Irialami, gdy dowie się o śmierci syna. A kto poprowadzi Irialów do walki teraz, gdy Rowan i Geralt… odeszli?
Jura zamknęła oczy i zobaczyła jasne włosy Rowana. Przypomniała sobie jego uśmiech. Przypomniała sobie, jak ją pieścił tej nocy, którą spędzili w jego namiocie.
– Już nigdy się nie zjednoczymy Vatellowie stracili Britę, brat Yaine nie żyje, syn Brocaina nie żyje. – Teraz ona przełknęła z trudem ślinę. – I nasz król nie żyje.
– Przestań! – wybuchnęła Jura. – Więcej nie zniosę.
Cilean spojrzała na nią zdziwiona.
– Czy to z rozpaczy jesteś taka dziwna? Czy to śmierć Rowana…?
– Już dosyć, proszę – wyszeptała Jura.
Cilean przez chwilę milczała.
– Musimy zachować siły – starała się oderwać myśli przyjaciółki od przeszłości. – Musimy znaleźć jakiś sposób, żeby uciec tym chudzielcom i dostać się do domu. Musimy opowiedzieć całej Lankonii, co się wydarzyło. Zjednoczymy pozostałe plemiona, żeby wybić Ultenów. Pomścimy śmierć Rowana. Będziemy…
Nie powiedziała już nic więcej, bo usłyszała płacz Jury. Nigdy przedtem nie widziała, żeby przyjaciółka płakała.
Jura starała się zasnąć, ale nie mogła. Powoli i w bólu mijała godzina za godziną, a ona miała dużo czasu, by przypomnieć sobie każdą chwilę spędzoną z Rowanem od momentu ich pierwszego spotkania. Myślała o tym, jak wtedy zareagowała i jaka była zła później, gdy dowiedziała się, kim był nieznajomy. Czuła się zdradzona, jakby ją okłamał i bawił się jej uczuciami. I bała się wtedy. Wstyd jej było przyznać się przed sobą, ale siła jej uczuć do tego człowieka przerażała ją.
Bała się, że pójdzie za nim i zdradzi swój kraj, zdradzi wszystko, w co dotąd wierzyła.
– Och, Rowan! – wyszeptała w ciemności, gdy ciepłe Izy potoczyły się po jej policzkach. – Gdybym ci tylko mogła powiedzieć.
Na początku czwartego dnia wozy się zatrzymały i Jura usłyszała jakieś hałasy. Cilean otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę. Próbowała zwalczyć strach, a Jura wyglądała tak, jakby już z tego zrezygnowała. Nie miały pojęcia, co Ultenowie dla nich zaplanowali: śmierć czy niewolę. Cilean wydawało się, że Jurze jest to obojętne.
– Niedługo uciekniemy – zapewniała przyjaciółkę i siebie. – Może załatwimy okup.
Jura nie odpowiedziała.
Nie miały czasu na rozmowę, bo wyciągnięto je z wozu i postawiono w świetle dziennym. Cilean zamrugała, żeby przyzwyczaić oczy do światła i spojrzała zdumiona. Sądząc po Ultenach, których dotąd widywała, wyobrażała sobie, że ich miasto jest brudne i biedne. Ze jest to nędzne miejsce pełne leniwych, pijanych ludzi. To, co zobaczyła, zadziwiło ją tak bardzo, że stała z szeroko otwartymi oczami gapiąc się dookoła.
Były wewnątrz otoczonego murami miasta ze schludnymi, czystymi budynkami pod wewnętrznym murem. Po czysto wymiecionych, wykładanych kamieniami dróżkach, nie biegały ani świnie, ani psy. Na dole, w domach, były otwarte sklepy i ludzie kręcili się tu i tam. Czyści, bogato ubrani ludzie.
Nie, pomyślała, nie ludzie, ale kobiety. Wszędzie były kobiety, dorosłe kobiety, a jeśli gdzieś było widać dziecko, to dziewczynkę.
– Gdzie są mężczyźni? – szepnęła Cilean do Jury. Nie doczekała się odpowiedzi, bo jeden z brudno ubranych strażników popchnął ją do przodu i wskazał na worki wewnątrz wozu. Jura zobaczyła dopiero teraz, że strażnik to kobieta, niska kobieta, o głowę niższa od Jury i tak szczupła, że aż wychudzona.
"Dziewica" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dziewica". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dziewica" друзьям в соцсетях.