– Niech żyje król Rowan – powiedział starzec chyląc głowę.

Rowan skinął uroczyście i popatrzył na Lorę, która przerwała szycie.

– Nadszedł czas – powiedział cicho. – Jedziemy do domu.

Wilhelm wymknął się, żeby nikt nie ujrzał łez w jego oczach.


Lankonia

Jura stała spokojnie w sięgającej kolan wodzie, trzymając wysoko włócznię w oczekiwaniu na właściwy moment, by przebić leniwie płynącą rybę. Słońce wzeszło na tyle, że oświetlało zarys Tamoyian Mountains i cień ryby u stóp Jury. Spodnie stanowiące część stroju wojownika dziewczyna rzuciła na brzeg i teraz miała na sobie tylko miękką haftowaną tunikę – symbol swojego rycerskiego fachu – odsłaniającą nogi od polowy uda. Woda była lodowata, lecz Jura od najmłodszych lat przyzwyczajała się do znoszenia bólu i niewygód.

Z lewej strony usłyszała kroki i czuła, że ktoś nadchodzi. Kroki były lekkie, więc najprawdopodobniej była to kobieta. Nie wykonując żadnego widocznego ruchu napięła mięśnie, gotowa do skoku. Wciąż jeszcze trzymała włócznię wysoko w prawym ręku, lecz gotowa była w każdej chwili się odwrócić i rzucić nią w intruza.

Uśmiechnęła się trwając w bezruchu. Była to Cilean, jej nauczycielka i przyjaciółka.

Jura trafiła tłustą rybę.

– Zjesz ze mną śniadanie, Cilean? – zawołała ściągając rzucającą się rybę z włóczni i podchodząc do brzegu.

Miała sześć stóp wzrostu i piękne ciało, wymodelowane przez lata intensywnych ćwiczeń.

Cilean wynurzyła się zza drzew i uśmiechnęła do przyjaciółki.

– Jak zawsze masz fantastyczny słuch. Ona też ubrana była w białą tunikę i spodnie irialskiego wojownika oraz miękkie skórzane buty, od kostek po kolana obwiązane rzemykami. Była równie wysoka jak Jura, miała długie, smukłe nogi i jędrne piersi, giętki grzbiet i trzymała się prosto jak trzcina. Twarz jej jednak nie była tak uderzają- co piękna jak osiemnastoletniej Jury ani tak świeża, gdyż liczyła sobie już dwadzieścia cztery lata.

– Przyjechał – powiedziała cicho Cilean. Tylko krótka chwila wahania przy układaniu drew na ognisko świadczyła, że do Jury dotarły te słowa.

– Jura. – W głosie Cilean brzmiała prośba. -

Musisz się kiedyś z tym pogodzić. – Mówiła dialektem irialskim, odmianą języka lankońskiego o łagodnych dźwiękach i wibrującej głosce „l”. – On będzie naszym królem.

Jura wyprostowała się i spojrzała na przyjaciółkę, odrzuciwszy do tyłu czarne splecione włosy. Z jej pięknej twarzy biła wściekłość.

– Nie jest moim królem i nigdy nim nie będzie. Jest Anglikiem, nie Lankonem. Jego matka była delikatną Angielką, która jak one wszystkie siedziała całymi dniami przy kominku i szyła. Nie miała nawet siły, by urodzić Thalowi więcej dzieci. Geralt jest prawowitym królem. Miał lankońską matkę.

Cilean słyszała to już setki razy.

– Masz rację, Astrie była cudowną kobietą, a Gerait jest wspaniałym wojownikiem, lecz nie jest synem pierworodnym, a Astrie nigdy nie była legalną żoną Thala.

Jura się odwróciła, starając się powstrzymać złość. W czasie treningu potrafiła być opanowana, myśleć logicznie, nawet wówczas, gdy Cilean wy- myślała jakieś podstępy i pięć kobiet atakowało Jurę znienacka. Było jednak coś, z czym Jura nie mogła się pogodzić i co uznawała za rażącą niesprawiedliwość. Była to sprawa Geralta. Na kilka lat przed urodzeniem Jury król Thal wybrał się do Anglii, by porozmawiać z ich królem na temat ewentualnego sojuszu. Lecz zamiast zająć się głównym. celem swej wyprawy król zaniedbał sprawy Lankonii i uległ bez opamiętania urokowi jakiejś ckliwej i cherlawej Angielki. Ożenił się z nią i siedział w Anglii przez dwa lata. Spłodził dwoje wątłych miauczących bachorów, które nie były w stanie przyjechać z nim do Lankonii po śmierci swej słabowitej matki.

Ludzie twierdzili, że po powrocie z Anglii Thal już nigdy nie był taki jak dawniej. Nie zgadzał się na małżeństwo z odpowiednią Lankonką, choć spędzał trochę czasu w łóżku pięknej, szlachetnie urodzonej Astrie. Dala mu Geralta, syna, o jakim marzy każdy mężczyzna, lecz Thal wciąż wydawał się nieszczęśliwy. Zrozpaczona Astrie, z nadzieją, że w ten sposób zmusi Thala do małżeństwa, poprosiła go o zgodę na poślubienia Johsta, najwierniejszego strażnika króla. Thal wzruszył tylko ramionami, wyrażając zgodę. Trzy lata po narodzeniu Geralta Astrie urodziła Jurę.

– Gerait ma prawo zostać królem – powtórzyła Jura, tym razem spokojniej.

– Thal już wybrał. Jeśli chce, by królem był jego angielski syn, musimy uszanować jego wybór. – Jura ze złością skrobała nożem rybę. – Słyszałam, że ma jasną skórę i jasne włosy. Podobno jest cienki i delikatny jak źdźbło pszenicy. Ma też siostrę. Na pewno będzie płakać i marudzić z żalu za angielskimi wygodami. Jak możemy szanować angielskiego króla, który nic o nas nie wie?

– Thal posłał do niego Feilana wiele lat temu. O jego wiedzy opowiadają legendy.

– Też coś! Jest Poilenem – stwierdziła Jura pogardliwie, mówiąc o jednym z plemion lankońskich. Poilenowie wierząc, że wojnę można wygrać słowami, uczyli swoją młodzież używając ksiąg, a me mieczy – Jak Poilen może kogoś nauczyć, jak być królem? Na pewno uczył go czytać i opowiadać historyjki. Co Poilen wie o walce? Czy gdy Zernowie zaatakują nasze miasto, nowy król będzie im opowiadał bajeczki, aż zasną i pospadają z koni?

– Jura, jesteś niesprawiedliwa. Nie poznałyśmy go jeszcze. Jest synem Thala i…

– Geralt też! – rzuciła Jura. – Czy ten Anglik wie połowę tego, co Geralt o Lankonii? – Wskazała na góry wznoszące się na północy, ukochane góry, od wieków chroniące Lankonię przed wrogami. – Nigdy nawet nie widział naszych gór – dodała, jakby to miało go ostatecznie pognębić.

– Mnie też nie widział – powiedziała cicho Cilean.

Jura wytrzeszczyła oczy. Dawno temu Thal oświadczył, że chciałby, aby jego syn Rowan poślubił Cilean.

– Na pewno o tym zapomniał. To było tak dawno. Byłaś wtedy jeszcze dzieckiem.

– Nie, nie zapomniał. Tego ranka, gdy dowiedział się, że jego syn jest już w pobliżu rzeki Ciar, wydobrzał na tyle, żeby po mnie posłać. Chce, żebyśmy go poznali, Daire i ja.

– Daire? – Jura westchnęła i uśmiechnęła się na myśl o wysokim, przystojnym ciemnookim Daire, mężczyźnie, którego miała poślubić, którego kochała od dziecka. Cilean spojrzała na przyjaciółkę z niesmakiem.

– Myślisz tylko o tym, którego kochasz? Nic cię nie obchodzi, że każą mi wyjść za kogoś, kto twoim zdaniem jest słaby, wątły…

– Przepraszam – powiedziała Jura czując się winna, że myśli tylko o sobie. – To byłoby naprawdę okropne być zmuszoną do wyjścia za mąż za kogoś, kogo się zupełnie nie zna. Pomyśleć tylko, jak można żyć dzień i noc z człowiekiem, którego każda myśl, każdy ruch jest obcy i wstrętny.

– Naprawdę mi przykro. Czy Thal rzeczywiście powiedział, że planuje, abyś poślubiła tego, tego…

– Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia dla tego obcokrajowca.

– Powiedział, że zawsze miał taki zamiar. – Cilean siadła na ziemi przy małym ognisku, które rozpaliła Jura. Na jej twarzy malowała się udręka. – Myślę, że Thal obawia się, że ten jego syn, którego nie widział ponad dwadzieścia lat, będzie zupełnie taki, jak się spodziewasz. Ale Thal jest zdecydowany przeprowadzić swą wolę. Im bardziej ludzie starają mu się to wyperswadować, tym bardziej jest uparty.

– Rozumiem – odparła Jura w zamyśleniu i długo patrzyła na Cilean. Może Thal nie jest takim zupełnym głupcem. Cilean jest bystrą, inteligentną kobietą, która sprawdziła się w minionych latach w wielu bitwach; opanowana, w najtrudniejszych chwilach potrafiła powstrzymać emocje. Jeśli ten angielski królewicz jest tak słaby, jak o nim mówią, może mądrość i inteligencja Cilean nie dopuszczą do upadku Lankonii pod jego rządami.

– Może Lankonia będzie miała za króla nadąsanego angielskiego dzieciucha, ale za to królową będzie mądra lankońska niewiasta.

– Dziękuję ci – powiedziała Cilean. – Tak, chyba to właśnie miał na myśli Thal i bardzo mi pochlebia jego zaufanie, ale ja…

– Ale ty chcesz za męża mężczyznę – dokończyła Jura z przejęciem. Kogoś takiego jak Daire: wysokiego, silnego, namiętnego, inteligentnego i…

Cilean się roześmiała.

– Tak, tobie mogę się przyznać, najbliższa przyjaciółko, że choć czuję się zaszczycona, myślę też po babsku. Czy ten Anglik naprawdę ma białe włosy? Kto ci to powiedział?

– Thal. Kiedy był podpity, opowiadał o tej Angielce, z którą się tak głupio ożenił. Zrobił to raz przy mojej matce, a ojciec wyprowadził ją z pokoju. – Jura wykrzywiła usta w grymasie, co wcale nie zaszkodziło jej urodzie. Oboje jej rodzice zmarli, gdy miała pięć lat, więc Thal zaopiekował się nią. Wychowała się w tym olbrzymim domu-fortecy bez towarzystwa kobiet. Gdy praczka zabroniła Jurze bawić się ostrą siekierą, bojąc się, żeby sobie nie odrąbała paluszków od nóg, Thal natychmiast tę kobietę zwolnił.

– Thal opowiadał nam o swoim pobycie w Anglii więcej, niż chcieliśmy słuchać – kontynuowała. Cilean wiedziała, że „my” odnosiło się do Geralta, przyrodniego brata Jury, i do Daire, który się z nimi wychowywał.

– Jura – powiedziała ostro Cilean – jesz tę rybę czy nie? Jeśli tak, to się pośpiesz, żebyś mi mogła poradzić, co wziąć w tę podróż. Czy myślisz, że córka Thala będzie ubrana w jedwabie? Czy będzie bosko piękna? Czy będzie na nas, Lankonki, patrzyła z góry, jak te Francuzice dwa lata temu?

Oczy Jury zabłysły.

– Wtedy zrobimy z nią to samo, co z tamtymi – powiedziała z ustami pełnymi ryby.

– Jesteś okropna – zaśmiała się Cilean. – Nie możemy zrobić tego z kobietą, która ma być moją szwagierką.

– Nie mam takich skrupułów. Po prostu musimy zaplanować, jak się będziemy bronić przed ich angielskim snobizmem. Oczywiście najważniejsze będzie sprowokować tego Rowana do jakiejś walki, i to będzie jego koniec. A może on tylko siedzi na wyścielanym fotelu, popija piwo i obserwuje bitwę z oddali? – Jura wstała, zasypała ognisko, a potem wciągnęła spodnie i zasznurowała buty. – Czy Daire ma jechać z tobą?