Mali nigdy nie włączała się do dyskusji, ale godzinami czytała nocą w gazetach na ten temat. Nagle uświadomiła sobie, że gdyby zabrała ze sobą Małego Siverta i odszukała Jo, jej syn nie straci prawa do Stornes, lecz odziedziczy posiadłość, gdy przyjdzie na to czas. Wtedy niczego mu nie zabraknie. Ta myśl przez długi czas nie dawała jej spokoju. Tęsknota za Jo ożyła z nową siłą, a marzenie o tym, by zamieszkać z jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochała, stało się bliskie i realne. Ale Mali szybko wrócił rozsądek. Taka decyzja wywołałaby nie mniejszy skandal, niż gdyby odeszła z Jo tamtego lata, kiedy pracował u nich w Stornes. Możliwe, że tym razem spowodowałaby jeszcze większe zgorszenie. Poza tym, czy mogła być pewna, że Jo przyjmie ją i Małego Siverta z otwartymi ramionami?

Kiedyś nie miała żadnych wątpliwości, że mogłoby się stać inaczej. Poza tym Jo obiecał przecież, gdy wyjeżdżał, że zawsze będzie na nią czekał, gdyby któregoś dnia zmieniła zdanie. Jednak jego siostra twierdziła coś zupełnie innego, rozmyślała Mali. Według niej Jo mieszkał teraz z inną kobietą, być może miał również dziecko.

W końcu Mali zarzuciła ten pomysł. Doszła do wniosku, że jej miejsce jest w Stornes, jej syn odziedziczy wspaniały dwór, a jego imię – ani jej – nie będzie zamieszane w żaden skandal…

Kiedy zeszła z poddasza, gdzie ułożyła do snu Małego Siverta, Johan siedział w salonie i przeglądał stary album fotograficzny.

– Co robisz? – spytała Mali zdumiona.

Johan podniósł głowę i spojrzał na nią. W jego wzroku pojawiło się coś mrocznego, co ją zaniepokoiło.

– Oglądam stare zdjęcia – odparł. – Ojca i matki – dodał. – I moje, kiedy byłem dzieckiem. Olaus Innstad miał rację: trudno jest stwierdzić, do kogo Mały Sivert jest podobny.

Mali zrobiło się gorąco. Drżącą ręką odgarnęła włosy, starając się opanować. Usiadła obok męża i spojrzała na pożółkłe zdjęcia.

– Co cię napadło, Johan? – spytała, starając się, jak mogła, by jej głos brzmiał spokojnie i naturalnie. – Najważniejsze, czyim jest dzieckiem, a nie do kogo jest podobny.

Johan nie odpowiedział. Kiedy zamykał album, wypadło mu na kolana jakieś luźne zdjęcie – zdjęcie ciemnowłosej dziewczynki, z kręcącymi się lokami wokół twarzy i dużymi ciemnymi oczami.

– Popatrz tylko – rzekła Mali, podnosząc fotografię. – Jest podobny do twojej matki. Jeżeli ty w to nie wierzysz, to ja widzę, że jest bardzo podobny również do swojego ojca.

Przez chwilę spodziewała się, że Bóg ześle na nią grom za te właśnie słowa. Nie za kłamstwo, wręcz przeciwnie: kryło się w nich więcej prawdy, niż ktokolwiek by przypuszczał. Ale Johan tego nie wiedział i nigdy się nie może dowiedzieć. Dlatego nieustannie musi go utwierdzać w przekonaniu, że Mały Sivert jest do niego podobny.

Johan wziął od niej zdjęcie i schował z powrotem do albumu. Potem uśmiechnął się nieznacznie i objął Mali ramieniem.

– Tak, jeśli ty tak mówisz… Wszyscy powtarzali, że byłem śliczny jako dziecko – westchnął. – Babcia chwytała się wszelkich możliwych sposobów, by mi to dać do zrozumienia. Ale niestety wszyscy z upływem lat się starzejemy – dodał i przeciągnął dłonią po przerzedzonych włosach, które mu jeszcze zostały.

– Czy ktoś ci powiedział, że teraz jesteś brzydki? – spytała Mali i uśmiechnęła się. – Ja tak nie uważam.

Johan zaczerwienił się i przygarnął ją do siebie. Nie protestowała. Przytuliła się do jego piersi, usiłując oddychać normalnie. Jej serce waliło jak szalone, aż się bała, że Johan to zauważy.

– Sivert jest również podobny do swojej uroczej matki -odezwał się Johan gdzieś ponad jej głową. – Może powinniśmy wcześniej się dziś położyć? – szepnął nieoczekiwanie wprost do jej ucha.

– Dobrze – odpowiedziała, gardząc samą sobą, aż zapiekło ją w piersi.

Zachowała się jak ladacznica, pomyślała. Sprzedawała się dla swojego syna, kupczyła swoim ciałem i duszą, żeby go chronić. Nie, nie duszą, poprawiła się. Duszy nigdy nie sprzeda. Ale ciało sprzedała za gospodarstwo dla syna. Nie, nie tylko z jego powodu, zreflektowała się nagle. Również po to, by uchronić samą siebie. Na tyle starczyło jej uczciwości, by to przyznać. Choćby przed sobą…

ROZDZIAŁ 4

Kiedy Mali dwudziestego piątego kwietnia rozsunęła zasłony w sypialni na poddaszu, spojrzała na gładki jak lustro fiord, na nasiąkniętą wodą ziemię, pachnącą żywą glebą, na której tylko z rzadka widniały malejące z dnia na dzień białe płaty, na góry, gdzie śnieżna pokrywa musiała się wspinać coraz wyżej i wyżej, aczkolwiek niechętnie. Bywały jeszcze dni i noce, kiedy sypało śniegiem, jakby ku przypomnieniu ludziom, że zima nie zamierza tak łatwo się poddać. Ale śnieg padał mokry i błyskawicznie topniał. Wiosna zaczynała wygrywać.

Mali głęboko zaczerpnęła powietrza i jak zwykle na ułamek sekundy zatrzymała wzrok przy przystani. To tutaj został poczęty jej śliczny synek, który dziś kończy trzy lata. Odwróciła się w stronę łóżka i spojrzała na niego. Leżał z głową na wpół ukrytą pod pikowaną kołdrą, spod której wystawała tylko jego czarna czupryna.

Johan zszedł już na dół, ale Mali chciała być przy dziecku, kiedy się dziś obudzi. Wyjęła jedną z paczek, którą przygotowała dla Małego Siverta, wielką tabliczkę czekolady. Oprócz tego utkała materiał i uszyła elegancki garnitur -strój zostanie zaprezentowany po południu, kiedy przyjdą goście. Mali nie miała pojęcia, czy Johan pomyślał o prezencie, w każdym razie nic jej nie wspominał, ale podejrzewała, że trzymał coś w zanadrzu. Jedynymi urodzinami, o których nie zapominał, były urodziny syna. Mali domyśliła się, że coś szykuje, ponieważ między nim a parobkami dało się wyczuć atmosferę dziwnej tajemniczości.

Usiadła na brzegu łóżka i ostrożnie odsunęła brzeg kołdry z twarzy Małego Siverta. Miał policzki zaczerwienione od snu, wymamrotał coś niezrozumiale przez sen. Chwycił za brzeg kołdry i przyciągnął ją z powrotem do policzka. Serce Mali ledwie mieściło bezmiar miłości do śpiącego synka. Trzy lata, to niewiarygodne. Ponad trzy lata nosiła swoją tajemnicę i jak dotąd udawało jej się wszystkich przechytrzyć. Największe niebezpieczeństwo minęło, pomyślała z ulgą. Mały Sivert jest dziedzicem Stornes i nikt tego nie podważy, nawet Johan. Jedynym, który mógłby pozbawić chłopca prawa do majątku, jest gospodarz z Gjelstad, przemknęło jej przez głowę i wzdrygnęła się. Dręczyła ją niepewność, co takiego wiedział. Prawdopodobnie nic, pocieszała się w duchu, tylko się z nią drażnił i dlatego za każdym razem, gdy się spotykali, nie szczędził jej tych swoich wieloznacznych aluzji, od których robiło jej się gorąco ze strachu i niepokoju. Pewnie chciał jej tylko zrobić na złość, pomyślała. Sprawiało mu to tym większą przyjemność, im bardziej jej dokuczył i zdenerwował, ponieważ nienawidził jej tak samo gorąco, jak i ona jego.

Pochyliła się i pocałowała ciepły policzek Małego Siver-ta. Gdyby gospodarz z Gjelstad znał jej sekret, już dawno by go zdradził Johanowi, pomyślała niepewnie. Była bowiem przekonana, że gdyby wiedział o czymś, co mogłoby ją zniszczyć, nie zwlekałby z ujawnieniem prawdy, niezależnie od tego, ile ofiar by to pochłonęło. Nie liczył się z nikim i niczym, byle się tylko zemścić! Ale i tak nic nie wskóra, pomyślała Mali i krew napłynęła jej do twarzy. Nikt nie zdoła teraz zaszkodzić jej ani jej synowi, a już najmniej ten pi-janica z Gjelstad. Sam pewnie ma mnóstwo sprawek na sumieniu. Bo na pewno nie jest bez winy! Kristine nie jest jedyną służącą, którą zgwałcił i której zrobił dziecko, ale tylko o niej Mali wiedziała. Z Kristine znały się na tyle dobrze, że ta jej się zwierzyła. Mali czuła, jak na samą myśl nabrzmiewa w niej nienawiść do podstarzałego rozpustnika, który posiadał taką władzę nad ludźmi, że mógł bezkarnie wyprawiać, co chciał. Drań się nie spodziewał, że Kristine, nie znajdując innej drogi wyjścia z nieszczęścia, w które ją wpędził, odbierze sobie życie. Jednak nawet mu powieka nie drgnęła, pomyślała Mali z goryczą, gdy się o tym dowiedział. Udawał, że nie ma pojęcia, kto mógł się przyczynić do tej tragedii!

Mali słyszała również, jak ludzie gadali, że maczał palce w innych podejrzanych sprawach, że oszukiwał przy sprzedaży i wykorzystywał znajomości dla osiągania korzyści. W tym celu zawsze szukał słabych stron człowieka, rozpowszechniał złośliwe plotki, mogące zniszczyć tego, kto miał z nim na pieńku. Ona też z nim zadarła, pomyślała Mali i roztarła zimne dłonie. Nic nie sprawiłoby mu większej radości niż to, gdyby kiedyś udało mu się ją pokonać!

Mały Sivert otworzył oczy i zaspany spojrzał na matkę.

– Czy to ten duży chłopiec ma dziś urodziny? – spytała Mali i pieszczotliwie potargała go po włosach. – Kończy trzy lata i dostanie prezent?

Przez moment Mały Sivert patrzył na nią, nie rozumiejąc, lecz w jednej chwili oprzytomniał i usiadł na łóżku.

– Sivelt jest duzy – powiedział i uśmiechnął się. – Tsy lata!

Mali podała mu jeden z pakunków, ten z dużą tabliczką czekolady. Na ów widok oczy chłopca zrobiły się ogromne. Nieczęsto dostawał słodycze, a tym bardziej całą, dużą tabliczkę; takiej jeszcze nigdy nikt mu nie podarował. Niecierpliwymi palcami rozerwał papier i wziął duży kawałek. Będzie dziś kłopot ze śniadaniem, pomyślała Mali, ale trudno. Przecież to trzecie urodziny małego!

– Nie możesz zjeść od razu wszystkiego – rzekła i zabrała mu resztę. – Powinieneś zrobić trochę miejsca w brzuszku na śniadanie, rozumiesz. A potem przyjdą do ciebie goście i przyniosą więcej prezentów, mama upiekła też ciasto.

Z kącików ust Małego Siverta pociekła rozpuszczona czekolada. Jego oczy błyszczały. Mali przyniosła ściereczkę i umyła mu buzię, a potem podała mu drugą paczkę. Piękny ciemnoniebieski garnitur nie wzbudził takiego zainteresowania jak czekolada, zresztą Mali nie liczyła na to.

– A teraz powiedz ładnie „dziękuję" – zwróciła mu uwagę. – Musisz o tym pamiętać, że kiedy coś dostajesz, zawsze musisz podziękować.