Zapadła cisza. Po chwili Blair wziął ją w ramiona.
– Jedźmy na bal – powiedział cicho. – Jeśli nie chcesz wyjść za mnie za mąż, zatańcz chociaż ze mną.
Bal trwał już w najlepsze, gdy pojawili się w sali. Cari czuła się oszołomiona i bardzo nieszczęśliwa. Jedynym jej marzeniem było schronić się w domu Bromptonów, wejść do łóżka i naciągnąć kołdrę na głowę. Blair nie wyraził jednak na to zgody.
Gdy tylko weszli do środka, Blaira powitały ze wszystkiej stron uśmiechy i powitania. Widać było, że jest ogólnie znany i lubiany. Ona zresztą też spotkała się z serdecznym przyjęciem. Młodzi ludzie sprawiali wrażenie zadowolonych, widząc ją bez laski. Od pierwszej chwili została zasypana zaproszeniami do tańca.
Blair jednak nie dopuszczał nawet myśli, aby mogła zatańczyć z kimkolwiek innym. Tego wieczoru Cari była jego własnością. Tańczyli jeden taniec po drugim i nie oddalała się od niego nawet na chwilę. W czasie przerw rozmawiał wesoło z sąsiadami z parkietu, lecz dawał wszystkim do zumienia, że on i Cari stanowią parę. Zręcznie też włączał j do rozmowy, tak że nawet nie zauważano jej milczenia i zamyślenia.
Koło północy Cari poczuła wielkie zmęczenie i ból w nogach. Blair zauważył, że z trudem chodzi.
– Zmęczona jesteś, kochanie? – zapytał cicho.
Kiwnęła głową. Wziął ją pod ramię, aby sprowadzić z parkietu i w tej właśnie chwili zawołano go do stołu, gdzie zostawił radio. Wzywał go szpital.
– To, zdaje się, naprawdę koniec naszego wieczoru – powiedział ze smutkiem. I miał rację.
– Pani Hitchins zawiadomiła nas przed chwilą, że pięć minut temu przejeżdżał obok nich samochód – relacjonowała pielęgniarka. – Pędził z niesamowitą szybkością, a po chwili usłyszeli straszliwy huk i łomot. Bob pojechał od razu zobaczyć, co się dzieje, a ona dała nam znać, żeby na wszelki wypadek był pan w pogotowiu.
– Jadę do szpitala – zawiadomił pielęgniarkę. – Chyba będę musiał polecieć samolotem – zwrócił się do Cari. – Hitchinsowie mieszkają około dziewięćdziesięciu kilometrów stąd, a drogi są tam fatalne. Wrócę więc do szpitala i zaczekam na znak od Boba, ale pani Hitchins jest rozsądna i nie robiłaby z pewnością alarmu bez potrzeby. – Przyjrzał się uważnie Cari. – A co ty zrobisz? – zapytał, widząc jej zmęczoną twarz. – Chyba nie masz siły tu zostać?
Była to prawda. Nie tylko bolały ją nogi, ale była też wykończona psychicznie i nie miała najmniejszej ochoty na żadne rozmowy.
– Czy będę ci potrzebna? – spytała.
– Teraz chyba nie – odparł. – W samolocie jest zwykle tylko jeden lekarz. Ale może będę cię potrzebował później, jeśli przywieziemy rannych. – Spojrzał na zegarek. – Proponuję, żebyś poszła się przespać do mojego mieszkania – dodał szybko, jakby chciał zapobiec jej ewentualnym protestom. – Może mnie nie być nawet kilka godzin. Odpoczniesz trochę i będziesz na miejscu, gdybym cię potrzebował.
– Słuchaj…
– No, chodź już!
Wziął ją za rękę i wyprowadził z sali. Zanim dotarli do szpitala, pani Hitcbins odezwała się po raz drugi. Powiedziała im o tym dyżurna pielęgniarka, która oczekiwała Blaira w drzwiach. Podeszli do szpitala, trzymając się za ręce. Blair trzymał Cari mocno, jakby chciał w ten sposób oznajmić coś całemu światu.
– Wygląda to źle – mówiła pielęgniarka z oczami utkwionymi w splecione dłonie Blaira i Cari. – Pani Hitchins jest teraz na miejscu wypadku. Zawiózł ją tam mąż, który wrócił do domu po koce i narzędzia potrzebne do uwolnienia dzieciaków z samochodu.
– Dzieciaków?
– Czterech nastolatków. Mówiła, że dwóch chyba nie żyje. Samochód najechał na kangura. Pani Hitchins uważa, że przejechali obok ich domu z prędkością co najmniej dwustu kilometrów na godzinę.
– Czy Lukę został zawiadomiony? – spytał Blair. Lukę był pilotem i miał tej nocy dyżur.
– Jest już w hangarze. Dałam mu znać jeszcze przed rozmową z panem.
Blair skinął pielęgniarce głową.
– Chodźmy – zwrócił się do Cari.
– Dokąd? – zapytała.
– Muszę się przebrać, a ty musisz się przespać. Wydaje się że skończymy pracę dopiero o świcie.
Otworzył drzwi mieszkania i wszedł do sypialni.
– Kładź się – rozkazał, wyciągając z szafy ubranie na zmianę. – Nie myśl o niczym, tylko śpij. Nawet gdyby ci się to nie udało, nie ruszaj się stąd. Pielęgniarki przygotowują już salę operacyjną. Jeżeli dojdzie do operacji, nie chciałbym żebyś mi zemdlała.
– Czy mi się to kiedyś zdarzyło? – zaprotestowała, a uśmiechnął się do niej.
– Nie – przyznał. – Nawet wtedy, kiedy ledwie stałaś na nogach. Ale ja nie mogę sobie pozwolić na żadne ryzyko. Proszę więc do łóżka, pani doktor.
– Tak jest, panie doktorze – odpowiedziała.
Położyła się więc, nie mogła jednak zasnąć. Obserwowała na suficie światło księżyca i rozmyślała nad tym, co wydarzyło się w ciągu wieczoru. Czuła wszędzie zapach Błąka, zdawało jej się, że jest przy niej… Czuła się więc bezpieczna, wiedziała, że nic nie może jej grozić.
Chciał, by wyszła za niego za mąż… O niczym bardziej nie marzyła. Należał do niej, była teraz tego pewna. Jej zaręczyny z Harveyem okazały się głupią pomyłką i właściwie należało się cieszyć, że doszło do ich zerwania.
Kocha Blaira. I wie też, że nie może go wtrącić w nieszczęście razem z sobą. Ciągle brzmiały jej w uszach słowa ojca podczas ostatniej wizyty w domu:
– Twoja hańba spada nie tylko na ciebie. Ściągasz ją na wszystkich, którzy są blisko. Jeżeli nie potrafisz wykonywać w sposób odpowiedzialny zawodu lekarza, musisz zerwać z medycyną i trzymać się od nas z dala. Nie pozwolę, żeby niewinni członkowie naszej rodziny byli obrzucani błotem z powodu twojej niekompetencji.
W pokoju byli wtedy wszyscy. Obok ojca stali jej bracia. Mieli zacięte twarze i mierzyli ją zimnym wzrokiem. W kącie siedziała zapłakana matka. I to byli ludzie, którzy, jak kiedyś sądziła, kochali ją. Ciężko jej było żyć ze świadomością, że Blair może ją uważać za nieodpowiedzialnego lekarza, ale o ile straszniejsze byłoby wszystko mu wytłumaczyć, a potem zobaczyć, jak odwraca się od niej. Wtuliła twarz w poduszkę i gorzko się rozpłakała.
Widocznie potem zasnęła, bo obudziły ją czyjeś kroki i blask zapalanego światła. Przy łóżku stała dyżurna pielęgniarka.
– Jest pani potrzebna – odezwała się cicho. W ręce trzymała zapasowy szpitalny strój Cari, przechowywany w pokoju dla personelu. – Pomyślałam, że może będzie się pani chciała tutaj przebrać.
Cari wstała, dziękując dziewczynie. Budzik na nocnym stoliku wskazywał wpół do czwartej.
– Co się tam stało? – zapytała nagle. Pielęgniarka zawróciła od drzwi.
– Tym samochodem jechało czterech chłopaków – odparła. – Dwóch zginęło na miejscu, jeden zmarł, gdy próbowano go wydobyć z wraku, a jeden jest u nas. Ma krwotok wewnętrzny. Doktor Kinnane jest już w sali operacyjnej, ale chyba nie wierzy, że uda się go uratować.
Jedno spojrzenie na chłopca pozwoliło Cari zrozumieć, jakie zadanie ich czeka. Utrzymanie chłopca przy życiu do tej pory było już wyczynem nie lada. Miał poważne uszkodzenia głowy. Za wcześnie było myśleć, jakie będą tego konsekwencje. Do tego dochodziły liczne złamania, a także pęknięcie jelita, pęcherza i śledziony. Nie było właściwie miejsca na jego ciele, które by nie uległo uszkodzeniu. Pozostawało im jedynie powstrzymać krwawienie. I mieć nadzieję.
Po pół godzinie chłopak cicho od nich odszedł.
W sali zapadła dzwoniąca cisza. Blair wyglądał na śmiertelnie zmęczonego i pokonanego.
– Chodźmy do ciebie. Zrobię ci kawę – szepnęła Cari, patrząc na jego poszarzałą twarz.
Wkrótce pojawili się rodzice jednego z chłopców. Cari nie brała udziału w rozmowie. Zostawiła to Blairowi, a sama poszła do jego mieszkania zaparzyć kawę. Kiedy wrócił po godzinie, wyglądał jeszcze gorzej. Popatrzyła na niego i uznała, że dłużej nie może się powstrzymać. Podeszła do niego i objęła go czule. Przez długą chwilę nic nie mówili. Blair przytulił się do niej, jakby miał nadzieję, że użyczy mu1 siły. Zakrył potem twarz rękami i milczał nadal.
Cari podeszła do kuchenki, napełniła filiżankę kawą i postawiła przed nim na stole.
– Już dobrze? – spytała, gdy wypił.
– Nie, wcale nie dobrze – powiedział. – Myślę, że minie sporo czasu, nim o tym zapomnę. Dzieci, które piją wódkę! Czy można przejść nad tym do porządku dziennego? Wszyscy byli pijani, a w samochodzie walały się puste butelki. Znałem ich – dodał. – To byli fajni chłopcy. Zapowiadali się na znakomitych farmerów, dobrych mężów i prawych obywateli. I zginęli tylko dlatego, że się upili i myśleli przy tym, że nikt tak dobrze nie potrafi prowadzić jak oni. – Spojrzał na Cari i dodał z goryczą: – A ja miałem dokonać cudu i uratować im życie. Nie byłem w stanie tego zrobić.
Wzięła ze stołu filiżankę, umyła ją dokładnie, a potem wycierała długo ręce. Blair nie poruszył się.
– Chyba już pójdę – odezwała się cicho.
– W jaki sposób chcesz to zrobić? – zapytał.
– Pożyczę szpitalny samochód. Maggie przyjedzie nim z samego rana.
Podniósł się gwałtownie, odsuwając z hałasem krzesło.
– Cari?
– Tak?
Przyciągnął ją do siebie.
– Proszę cię, zostań.
Przytuliła się do niego całym ciałem.
– Dobrze – szepnęła. – To nic nie zmieni, ale zostanę. Jeśli tylko tego chcesz.
Nie odezwał się ani słowem. Podniósł ją i zaniósł prosto do sypialni.
Obudziła się o świcie, gdy poprzez zasłony zaczęło wpadać światło poranka. Wtulona była w Blaira, a on trzymał ją mocno przy sobie. Muszę zapamiętać, jak to było… Na zawsze muszę zapamiętać, jaki był. Tak właśnie mogłoby wyglądać moje życie, gdyby nie przewrotność losu…
Co rano mogłabym budzić się u jego boku, co rano, przez całe życie. A jutro już mnie tu nie będzie.
– Jutro już mnie tu nie będzie – powiedziała głośniej i Blair poruszył się niespokojnie, przytulając ją mocniej.
Spojrzała na zegarek. Dochodzi szósta. Jeszcze dwie godziny, a potem trzeba będzie znowu stawić czoło temu, co przynosi dzień. Jeszcze dwie godziny. Tuliła się do Blaira, rozkoszując się jego ciepłem. Nic więcej nie było jej potrzeba do szczęścia. Objął ją mocniej i poczuła, że i on się obudził.
"Dlaczego Uciekasz Cari?" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?" друзьям в соцсетях.