Cienie przeszłości

Legacy Of Shadows

Tłumaczyła: Bogna Król

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Na świecie są tysiące lekarzy, Richardzie. Czy koniecznie musiałeś wybrać Adama McCormacka?

– Oparta o zastawioną lekami ladę Christy ze zgrozą patrzyła na brata.

Doktor Blair uśmiechnął się. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić, że ta dziewczyna o szeroko rozstawionych, błękitnych oczach otoczonych miriadą piegów jest już dojrzałą kobietą. I na dodatek świetną farmaceutką.

– Pozostali są w tym tygodniu potwornie zajęci – zażartował.

Christy zacisnęła dłonie ukryte głęboko w kieszeniach białego fartucha. Oczywiście, ma większe zmartwienia niż niechęć siostry do przyszłego partnera wspólnej praktyki lekarskiej, pomyślała, i oszołomiona pokręciła głową. To niemożliwe! Adam McCormack! Adam…

Richard przestał się uśmiechać i westchnął.

– Christy, wiem, że nie wyszło ci z Adamem. Ale na litość boską, to było wieki temu. On cię pewnie nawet nie pamięta, byłaś wówczas jeszcze prawie dzieckiem.

– Miałam dwadzieścia jeden lat. – Zacisnęła powieki. – Nie byłam żadnym dzieckiem. A poza tym, nieważne, czy on mnie pamięta, wystarczy, że ja nie mogę zapomnieć.

Pamiętała go aż za dobrze. To było pięć lat temu, w czasie ferii akademickich. Adam McCormack przyjechał razem z Richardem na tydzień wakacji i, kiedy Christy także pojawiła się w domu, zarówno Richard jak i matka nalegali, by była miła dla gościa. Adam McCormack przeszedł właśnie trudne chwile, mówili. Cóż, starała się, teraz jednak samo wspomnienie o tym napawało ją zgrozą.

– On mi nawet nie napomknął… – wyszeptała, czerwieniąc się.

– O czym? Że jest żonaty? – Richard zirytowany pokręcił głową. – Pewnie myślał, że wiesz. Zresztą, któż mógł przewidzieć, że tak się wygłupisz. – Wzruszył ramionami. – Adam był zbyt pochłonięty swoją osobistą tragedią, aby zwracać uwagę, że mu się narzucasz.

– Wcale się nie narzucałam! Chcieliście, abym była miła…

– Właśnie, że tak – powiedział zdecydowanie i znowu uśmiechnął się. – Myślę, że dobrze mu to zrobiło. No, a pięć lat to dosyć, by zapomnieć o cielęcej miłości siostry przyjaciela.

Rumieńce Christy przybrały na sile. Wtedy także wydawało mu się to zabawne. Bez wątpienia bawiło też Adama. Ale nikt nie mógł wiedzieć, czym to było dla niej.

– Słuchaj, Christy – ciągnął nieubłaganie – przecież ja nie mam wyboru. Kate lada dzień urodzi i nie może już leczyć. A szpital, przychodnia i dom opieki w Corrook powinny mieć obsadę trzech lekarzy, a nie jednego! To jest przymusowa sytuacja. Propozycja Adama spadła jak z nieba. Napisał do mnie, pytając, czy nie znam jakiegoś miejsca. Okazało się, że prowincjonalna praktyka w Australii wcale go nie przeraża. Wczoraj zadzwoniłem do niego, a on obiecał, że przyleci najpóźniej w niedzielę. I mam do ciebie prośbę…

– Czego chcesz? – Poprawiła niesforne kędzierzawe włosy, odgarniając za uszy długie blond pasma. Zdjęła fartuch i powiesiła za drzwiami. Była gotowa stawić bratu czoło.

– Adam przylatuje do Melbourne w niedzielę o drugiej. Pomyślałem, że skoro nie pracujesz…

– Nie! – Walnęła pięścią w kontuar, aż zadzwoniło. – Nie możesz tego ode mnie żądać! Jeśli jest ci potrzebny, to sam go przywieź.

– Przecież ja nie mogę – usiłował odwołać się do jej rozsądku – we dwoje z Kate jesteśmy jedynymi lekarzami. Jeśli ona będzie rodzić… – Zmarszczył czoło zatroskany. – Czemu, do diabła, Kate nie zgodziła się wyjechać do Melbourne, do rodziców? Zaopiekowaliby się nią.

Christy pokręciła głową.

– Kate twierdzi, że ma jeszcze przynajmniej dwa tygodnie. Według jej teorii pierworodne dzieci nigdy nie pojawiają się w terminie.

– Wiemy oboje, że ona po prostu chce w to wierzyć. – Richard wcisnął ręce do kieszeni gestem do złudzenia przypominającym Christy. Między rodzeństwem nie było fizycznego podobieństwa. A jednak w nieuchwytny sposób byli do siebie podobni. Spojrzał jej w oczy i wiedział, że się zgodzi. Była do Kate bardzo przywiązana. Prawie tak mocno jak on.

– Ale… spotkać się z Adamem – jęknęła. – Ja nie chcę go widzieć. Nigdy w życiu! Nie możesz mnie o to prosić…

– Znowu się kłócicie? – Christy odwróciła się. Kate stojąc w progu obserwowała rodzeństwo. – Do czego on cię usiłuje zmusić tym razem?

Christy westchnęła. Kate wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną od męża. Wielki brzuch przytłaczał ją. Odchylała się do tyłu, opierając ręce na lędźwiach, by zachować równowagę. Richard miał rację, poród może nastąpić w każdej chwili. Jeśli nie zgodzi się pojechać na lotnisko, Richarda nie będzie w Corrook ponad osiem godzin. To długo, a Christy ani myślała zostawać przymusową położną. Studia farmaceutyczne to jednak za mało!

– Richard chce, abym odebrała doktora McCormacka w niedzielę – rzuciła krótko.

– A nie możesz? – Uśmiech Kate zbladł. Spojrzała na męża i spoważniała. – Richard, w takim razie ty musisz jechać, jakoś… dam sobie radę…

Christy uniosła dłonie, poddając się.

– Kate, wiesz doskonale, że najbardziej prawdopodobny nagły przypadek w naszej dolinie w najbliższą niedzielę to… twój pierworodny. I nie wydaje mi się, abyś mogła przyjąć ten poród.

– Och, kobiety robiły już nie takie rzeczy. – Uśmiechnęła się. – Co nie znaczy, że palę się, aby to sprawdzić.

Christy znowu westchnęła.

– W porządku, Richard, wygrałeś. Przywiozę ci tego twojego drogocennego partnera. Ale ostrzegam, że jeśli to ten sam facet, którego pamiętam, to będziecie musieli poszukać sobie innego aptekarza w Corrook. I to szybko! To zbyt małe miasteczko, aby pomieścić nas oboje.

ROZDZIAŁ DRUGI

Do lotniska pozostało zaledwie kilka mil. Mały czerwony samochód Christy pokonywał drogę z łatwością. Zwolniła. Jeszcze tego brakowało, by przyjechała zbyt wcześnie. Adam McCormack… Jednym z powodów jej emigracji z Anglii było właśnie to, że nigdy więcej nie chciała go spotkać – nawet przypadkiem. To dlatego dołączyła do brata w Australii. Tysiące mil od domu. A teraz znów mieli się zobaczyć. Ból, który tkwił w niej od pięciu lat, nasilił się.

Czy on pamięta? Wątpliwe, pomyślała gorzko. Przecież była dla niego tylko wakacyjną przygodą. Zabawką, którą można się nacieszyć, a później odłożyć na półkę. A dla niej? Dla niej spotkanie z Adamem było jak odsłonięcie kurtyny, odkrycie nieznanych horyzontów. Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego. Później wszystkich mierzyła już jego miarą, ale nikt nie dorastał mu nawet do pięt.

Zagryzła wargi. Czyżby to wszystko było jedynie wytworem dziewczęcej wyobraźni? Może teraz zdoła spojrzeć na niego inaczej. Ot, przyjaciel brata. Nic specjalnego.

Ale sama w to nie wierzyła. Huk silników lądującego samolotu sprawił, że spojrzała w górę. Wielki odrzutowiec British Airways przeleciał nad drogą w stronę lotniska Tullamarine. Zerknęła na zegarek. Równo druga. To ten samolot.

Po chwili stała w tłumie otaczającym wyjście z odprawy celnej. Wokół niej słychać było powitania, machano rękami, ludzie obejmowali się i całowali. Ciągle ktoś ją potrącał, ale ani przez moment nie odrywała wzroku od drzwi. Dostrzegła go, gdy tylko się pojawił. I natychmiast wszystkie jej nadzieje na spokój legły w gruzach. To był ten sam Adam. Wysoki, mocno zbudowany, ubrany w tweedowy garnitur, nie pasujący do tutejszego klimatu. Ale on nigdy nie wygląda niestosownie, pomyślała. Gdyby nawet pojawił się na balu w płetwach i masce, prawdopodobnie wszyscy wokół poczuliby się zażenowani, że nie ubrali się tak samo. Było widać, że jest urodzonym przywódcą. Zielone oczy chłodno, ale z pewną niecierpliwością przeszukiwały tłum. Długie, szczupłe palce odgarniały włosy koloru piasku.

Czemu tu przyjechał? Christy zastanawiała się nad tym chyba już po raz setny. Czemu tak nagle porzucił Anglię? Świetnie prosperujący ginekolog, z praktyką w centrum Londynu. Posada internisty w Corrook z trudem mogła się z tym równać. Przynajmniej przyda się na coś, pomyślała. Richard zamartwia się ciążą Kate. Wspomnienie brata wyrwało ją z bezruchu. Niechętnie przepchnęła się przez tłumek oczekujących.

– Doktorze McCormack – zawołała cicho. A później, ponieważ nie dosłyszał, głośniej: – Adam?

Odwrócił się gwałtownie. Chłodne oczy uważnie spoglądały na dziewczynę.

– Nie przypominam sobie… – zaczął, ale zaraz rozpromienił się. – Christy! – powiedział miękko.

Serce w niej zamarło. To był ten sam uśmiech.

I reagowała nań tak samo jak pięć lat temu. Świat wokół zastygł w bezruchu, jak gdyby otoczyła ich niewidzialna opończa. Ogarnęła ją panika. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak to zaplanowała. Być może to jest ten sam Adam, ale… to nie ta sama Christy go wita. Nie jest już bez pamięci zakochaną studentką. Christy Blair ma dwadzieścia sześć lat, kieruje apteką, jest uosobieniem rozsądku. Musi się natychmiast opanować!

– Witam, doktorze – powiedziała sucho, wyciągając sztywno rękę w formalnym geście. – Brat prosił mnie, bym pana przywitała.

Uśmiech Adama stracił na serdeczności. Oczy wyrażały zaskoczenie jej oschłym tonem.

– To miło z jego strony – powiedział równie chłodno.

– Kate, jego żona, spodziewa się lada moment dziecka. A że jest ona jedynym poza nim lekarzem w Corrook, Richard nie mógł sam po pana przyjechać. – Christy gorączkowo szukała słów, by przekazać, iż nie jest tu z własnej woli.

– Rozumiem. – Adam pochylił się po walizki. Christy natychmiast ruszyła przodem tak, że z trudem za nią nadążał. – Czy razem mieszkacie w Corrook? – zapytał.

– Prowadzę tamtejszą aptekę – odpowiedziała niechętnie.

Znowu lekko się uśmiechnął.

– Wiem, że skończyłaś farmację, a później wyjechałaś do Australii. Nie miałem jednak pojęcia, że apteka w małym miasteczku to szczyt twoich ambicji.

Zacisnęła wargi. Czuła się przy nim taka nieobyta. Zupełnie tak, jakby miała znowu dwadzieścia jeden lat. Z drugiej strony, zadał sobie trud, by dowiedzieć się o jej losy… Pewnie Richard powiedział mu, nie pytany. Ale może, kto wie, sam chciał wiedzieć?