BŁAGAM. Nadine:-0

PS Tylko nie próbuj zasłaniać się przede mną tą cholerną wymówką z psem.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie mogę

Wiesz, że nie mogę iść. Jak mam jechać taki kawał drogi na Long Island, skoro muszę myśleć o Paco? Przecież trzeba go wyprowadzać co cztery, pięć godzin. Już i tak zniszczyłam sobie adidasy od Steve’a Maddensa, kiedy tak biegam tam i z powrotem między redakcją i moją kamienicą, usiłując zdążyć na czas i zabrać go na spacer. W żaden sposób nie zdołam pojechać na Long Island. Biedaczek mógłby eksplodować.

Mel

PS Vivica – wiesz, ta supermodelka i ostatnia ozdoba ramienia Donalda Trumpa – rzuciła go! Poważnie! Rzuciła Donalda! Mówi się, że jest zrozpaczony, a ona gdzieś się zaszyła. Biedactwa. Naprawdę miałam nadzieję, że im się jakoś razem ułoży.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Paco

Dobra, to jest po prostu śmieszne. Mel, nie możesz odkładać na później całego swojego życia tylko dlatego, że twoja sąsiadka akurat zapadła w śpiączkę. Poważnie. Ta kobieta musi mieć w rodzinie kogoś, kto mógłby zadbać o tego głupiego psa. Dlaczego TY masz to robić?

Na litość boską, już dosyć zrobiłaś. Popatrz, prawdopodobnie uratowałaś jej życie. Niech ktoś inny zajmie się Paco i rozkładem jego wizyt w parku.

Mówię serio. Ja nie mam zamiaru wylądować w tym basenie bez ciebie. Jeśli ty nie znajdziesz krewnych tej kobiety, sama się tym zajmę.

Nadine:-(

PS Wybacz, rozumiem twoją troskę wobec Winony, ale Donald? I Vivica, dziewczyna z katalogu Victoria’s Secret? Oni sobie poradzą. Uwierz mi.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Paco

Łatwo ci mówić: niech ktoś inny zajmie się Paco. Pozwolę sobie zapytać: KTO?

Jedynym żyjącym krewnym pani Friedlander jest jej siostrzeniec Max i nawet gliny nie potrafiły faceta odszukać, żeby mu powiedzieć, co się z nią stało. Wiem, że mieszka gdzieś w mieście, ale jego numer telefonu jest zastrzeżony. Zdaje się, że robi karierę jako fotograf – wystawił jakieś tam zdjęcia w galerii Whitney, czy coś takiego. W każdym razie tak kiedyś mówiła pani Friedlander. I cieszy się wielką popularnością u kobiet… Pewnie stąd zastrzeżony numer, żeby mężowie tych pań nie mogli go namierzyć.

No i oczywiście pani Friedlander nigdzie sobie tego numeru nie zapisała, bo najwyraźniej znała go na pamięć. Sama powiedz, czy ja mam inne wyjście? Nie mogę zamknąć tego biedactwa w schronisku. On już i tak wystarczająco przeżywa, że jego właścicielka jest… no wiesz. Jak miałabym go gdzieś zostawić, zamkniętego w klatce? Poważnie, Nadine, gdybyś tylko zobaczyła oczy tego psa, też nie potrafiłabyś tego zrobić. To jest najsłodsze stworzenie, jakie kiedykolwiek spotkałam, i to wliczając czarujących siostrzeńców. Gdyby był facetem, wyszłabym za niego za mąż. Przysięgam.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: Jak to nie pojedziesz?

Nadine, MUSISZ pojechać. Impreza jest dla CIEBIE. No, powiedzmy, dla nas. Nie możesz nie jechać. I nie sprzedawaj mi kitu, że nie chcesz, żeby cię ktoś z mojej rodziny widział w kostiumie kąpielowym. Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś najbardziej podniecającą dziewczyną na świecie? Czy ty myślisz, że mnie obchodzi, jaki rozmiar ubrań nosisz? Kobieto, nie wymigasz się. Tylko powinnaś częściej nosić te stringi, które ci kupiłem. Nie wiem, co to za różnica, czy Mel pojedzie, czy nie? Dlaczego kobiety zawsze muszą robić różne rzeczy razem? To nie ma sensu. Poza tym, jeżeli tak się tym przejmujesz, po prostu powiedz im, że masz zapalenie ucha i nie możesz go zanurzać w wodzie. Jezu. Nie rozumiem was, baby. Naprawdę nie rozumiem.

Tony


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Wasz mały kłopot

Dziewczynki,

nie mogłam przed chwilą nie usłyszeć tej krótkiej wymiany zdań na osobności w damskiej toalecie. Byłam trochę zajęta, inaczej włączyłabym się do rozmowy (naprawdę trzeba by z kimś pogadać o ciasnocie tych kabin). Na szczęście Jimmy – no wiecie, ten nowy chłopak od kserokopiarki – jest naprawdę zaskakująco zwinny, w przeciwnym razie w ogóle nic by nam z tego nie wyszło.;-)

Po pierwsze – Mel, kotku, Max Friedlander nie wystawił w Whitney jakichś tam zdjęć. Gdybyś czasami zainteresowała się czymś poza nagrodami Blockbuster i zdołała liznąć nieco prawdziwej kultury, na pewno byś o tym wiedziała. Na biennale umieścił tam olśniewający autoportret, na którym wystąpił sans appareil. Jeśli chcecie znać moje zdanie, ten człowiek to geniusz fotografii. Chociaż możliwe, że jego prawdziwy talent kryje się, sądząc z tego zdjęcia, jeszcze gdzie indziej… Jeśli wiecie, o co mi chodzi. Na pewno wiecie.

W każdym razie, z powodów dla mnie niezrozumiałych, Max zdecydował się tanio sprzedać ów talent i sprostytuował się jako fotograf, bo na przykład zrobił sesję z kostiumami kąpielowymi dla zeszłorocznej zimowej edycji „Sports Illustrated”. I o ile mi wiadomo, dopiero co skończył pracę nad gwiazdkowym katalogiem Victoria’s Secret.

Dzieci, musicie tylko skontaktować się z tymi tak zwanymi publikacjami, a oni już tam na pewno wiedzą, jak mu przekazać wiadomość. Dobra, pa pa na razie.

Buziaki Dolly

PS Och, Mel, jeszcze co do Aarona. Słuchaj, może rzuć mu jakiś ochłap co? Kiedy jest w takim stanie, nic z niego nie zdołam wykrzesać. A od tego całego Wagnera dostaję migreny.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Słuchaj, zdaje się, że dzięki Doiły wreszcie udało mi się namierzyć Maksa Friedlandera!

Chyba nikt nie ma jego telefonu, ale przynajmniej dostałam adres mailowy. Pomóż mi zredagować jakąś wiadomość dla niego. Wiesz, że nie bardzo mi wychodzi czołganie się u czyichś stóp.

Mel


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Pańska ciotka

Szanowny Panie Friedlander!

Mam nadzieję, że otrzyma pan tę wiadomość. Prawdopodobnie nie zdaje pan sobie sprawy, że policja próbuje się z panem skontaktować już od kilku dni. Przykro mi, że muszę pana o tym poinformować, ale pańska ciotka, Helen Friedlander, została poważnie ranna. Padła ofiarą jakiegoś brutalnego bandyty we własnym mieszkaniu.

Obecnie znajduje się w Szpitalu Beth Israel, tu, w Nowym Jorku. Niestety, jest w stanie krytycznym, w śpiączce, i lekarze nie potrafią przewidzieć, czy kiedykolwiek z niej wyjdzie. Panie Friedlander, jeżeli ta wiadomość do pana dotrze, bardzo proszę skontaktować się ze mną jak najszybciej pod numerem komórkowym 917-555-212 lub, jeśli pan woli, proszę do mnie napisać pocztą elektroniczną. Musimy przedyskutować, jak pańskim zdaniem pana ciotka chciałaby rozwiązać kwestię opieki nad swoimi zwierzętami, dopóki ona sama jest w szpitalu. Wiem, że to ostatnia rzecz, jaką chciałby pan w tej chwili zaprzątać sobie głowę, biorąc pod uwagę stan, w jakim znalazła się pańska ciotka, niemniej nie potrafię sobie wyobrazić, żeby pani Friedlander, będąc wielką miłośniczką zwierząt, nie zaplanowała niczego na wypadek właśnie takich okoliczności jak obecne. Jestem najbliższą sąsiadką pańskiej ciotki (lokal 15B) i na razie wyprowadzam psa oraz zajmuję się jej kotami, ale obawiam się, że moje własne obowiązki nie pozwalają mi opiekować się zwierzętami w pełnym zakresie. Obecna sytuacja zaczyna negatywnie wpływać na moje sprawy zawodowe. Proszę skontaktować się ze mną jak najszybciej.

Melissa Fuller


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: List

Podoba mi się. Zwięzły, ale sympatyczny. I przekazuje najważniejszą informację.

Nadine:-)

PS Wydaje mi się, że dobrze zrobiłaś, wyrzucając ten fragment o swoich spóźnieniach. W prawdziwym świecie nikt się nie przejmuje spóźnieniami. Tylko w NASZYM zasranym miejscu pracy sprawdzają, czy przychodzimy na czas.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: List

Tak, ale jak sądzisz, czy on go w ogóle odbierze? Z tego, czego się do tej pory dowiedziałam z rozmów z ludźmi, ten cały Max Friedlander wydaje się nadawać roli playboya-artysty całkiem nowy wymiar. W gruncie rzeczy aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze nie trafił na stronę dziesiątą!

Poza tym, wygląda na to, że on nie usiedzi w jednym miejscu. Facet w zeszłym miesiącu robił sesję zdjęciową w Tajlandii, tydzień temu na Hawajach… Kto wie, dokąd go zaniosło w tym tygodniu. Nikt nie ma pojęcia, gdzie on może być.

Och, i nie ma sensu dzwonić do niego na komórkę – według ludzi ze „Sports Illustrated” zgubił ją, kiedy nurkował z tlenem na Belize.

A nawet jeśli kiedykolwiek dostanie moją wiadomość, czy sądząc z opisu, ten facet brzmi dla ciebie jak ktoś, kto w ogóle cokolwiek w tej sprawie zrobi? Trochę się niepokoję.

Poza tym teraz jest całkiem fajnie. To znaczy, nawiązałam całkiem dobry kontakt z kotami (prawdę mówiąc. Pan Pepper ciągle jeszcze nie chce wychodzić spod sofy), a Paco to już naprawdę mój najlepszy przyjaciel.

Ale dostałam pięć kolejnych zawiadomień o spóźnieniach z Działu Kadr. Oni poważnie mają zamiar dać mi naganę! Ale co mogę zrobić? Paco MUSI co rano odbyć porządny, godzinny spacer.

Niemniej, jeśli będę musiała opuścić jeszcze jedną imprezę towarzyską dlatego, że trzeba wracać do domu i wyprowadzać tego psa na dwór, to jestem raczej pewna, że mnie wywalą z pracy. Nawet się nie pokazałam na imprezie z Sarah Jessicą Parker wczoraj wieczorem, bo Paco po prostu nie chciał wracać do domu. Musiałam z nim spacerować przez bitą godzinę. George był wściekły, bo w „Chronicie” zamieścili wzmiankę o tym przyjęciu.