– Proszę zrozumieć… że to… niemożliwe!

Wstała z krzesła, przeszła przez pokój i wyszła na werandę. Stanęła pomiędzy dwiema kolumienkami, patrząc na morze. Lord Selwyn podążył za nią. Przyszło mu do głowy, że Anona, która przybyła tu od strony morza, również tą drogą zamierza opuścić to miejsce.

Drżenie przebiegło przez jej ciało, lecz nie odwróciła głowy.

– Musi pan zapomnieć o mnie… jest pan osobą tak ważną…

– Nie ma dla mnie rzeczy ważniejszej jak miłość do ciebie. – Zbliżył się do niej i dodał:

– Kocham cię i nic innego na świecie dla mnie się nie liczy. Jesteś dla mnie wszystkim, niebem, ziemią, morzem, jesteś dla mnie rajskim objawieniem!

Objął ją i zbliżył usta do jej ust. Próbowała się uwolnić, lecz wkrótce poddała się bez oporu jego pocałunkom. Jej wargi były słodkie i niewinne.

Odnosił wrażenie, jakby dotykał kwiatu.

Poczuł ekstazę, jakiej nie doświadczał nigdy przedtem. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i Anona czuła, jak jej ciało stopiło się z jego ciałem. Ogarnęła ją błogość, jakby lord Selwyn niósł ją do bram raju.

Wkrótce poczuła, że rozpala się w niej płomień.

Gdy obydwojgu zabrakło tchu, lord Selwyn zmienionym głosem zapytał:

– Czy teraz wyjdziesz za mnie?

Anona czuła, jakby ją ktoś z wyżyn niebieskich strącił z powrotem na ziemię. Nie była w stanie wyrzec nawet słowa, patrzyła tylko na niego, a jej oczy były wymowniejsze od słów.

– Ty mnie kochasz – powiedział lord Selwyn. – Ty mnie kochasz. Po co walczyć z miłością, która jest silniejsza od nas!

– Kocham cię – rzekła – ale nie mogę cię poślubić!

Uczyniwszy to wyznanie, ukryła twarz na jego piersi, a on całował jej jedwabiste włosy.

– Powiedz mi, kochanie, dlaczego? Musi być przecież jakaś przyczyna!

– Jest coś… o czym nie mogę… powiedzieć nikomu! – wyszeptała.

– Ale mnie musisz powiedzieć – nalegał.

– Zatrzymam przy sobie twój sekret i pomogę ci.

– Nie mogę tego wyznać nikomu… a ponieważ moje wyznanie by cię zraniło… jedno z nas… musi odejść.

Lord Selwyn delikatnie uniósł jej twarz ku sobie i spostrzegł w jej oczach łzy. Patrząc na nią domyślił się, jak bardzo go kocha. Nigdy jeszcze u żadnej kobiety nie widział takiego wyrazu twarzy. Emanujące z niej światło pochodziło wprost z duszy.

– Moja kochana! Moja piękna bogini! – rzekł. – Jak możesz być tak okrutna?

– Ja tylko… myślę o tobie, a nie… o sobie – wyznała łamiącym się głosem. – Prędzej bym się zabiła… niż miałabym sprawić ci przykrość.

Lord Selwyn znów ją pocałował. Pomyślał, że niezależnie od jej tajemnicy on nigdy nie opuści Anony. Uświadomił sobie, kiedy powiedziała mu o swoim sekrecie, że wróciła jej pamięć lub że nigdy jej nie utraciła. Przysiągł sobie, że będzie ją ochraniał i kochał do końca życia.

Nieco później usiedli na kanapie stojącej w odległym kącie werandy i Anona oparła głowę na ramieniu lorda Selwyna, a on czule przytulił ją do siebie.

– Jesteś już pewnie zmęczona, kochanie!

Skończmy więc tę rozmowę! Zapomnijmy na chwilę o całej tej sprawie! Cieszmy się, że możemy być razem.

– Przebywanie z tobą jest dla mnie największą radością – wyszeptała – lecz musimy zachowywać się rozsądnie.

– Rozsądek nakazuje cieszyć się z tego, co się ma – rzekł lord Selwyn. – Niczego więcej nie pragnę, jeśli mogę cię trzymać w ramionach i czuję, że mnie kochasz.

– Kocham cię… kocham – wyszeptała gorąco, a jednocześnie w jej głosie czaiła się rozpacz.

Lord Selwyn właśnie zamierzał odpowiedzieć, kiedy na werandzie pojawił się służący, kłaniając się nisko.

– Wielce szanowny panie, gość pragnie pana odwiedzić.

– Gość? – zdziwił się lord Selwyn.

Pomyślał, że może to ktoś przybywa z Durham House z wiadomością, jak potoczyły się wypadki.

– Gość przybyć statkiem – powiedział służący, jakby odpowiadając na jego pytanie.

Lord Selwyn wydawał się bardzo zdumiony.

– Wprowadź tu tego gościa – powiedział, wstając z kanapy i przechodząc na środek werandy, dzięki czemu Anona mogła pozostać nie zauważona.

Minęło kilka sekund i służący wrócił w towarzystwie mężczyzny, zapewne Anglika. Na jego widok lord Selwyn zawołał:

– Wielkie nieba! Adrian Meredith! Nie spodziewałem się ujrzeć tutaj pana!

Nowo przybyły, mężczyzna nieco starszy od lorda Selwyna, uśmiechnął się.

– Przypuszczałem, że sprawię panu niespodziankę, milordzie – rzekł. – Opuściłem Anglię wkrótce po pańskim wyjeździe.

– Proszę, niech pan usiądzie – powiedział lord Selwyn. – Czy napije się pan czegoś?

Służący byli już na to przygotowani, bo po chwili jeden z nich wniósł tacę, a na niej karafkę wina i dwa kieliszki.

– Za pańską przyszłość – powiedział Adrian Meredith, wznosząc w górę swój kieliszek.

– Właśnie w tej sprawie przybywam tu do pana.

– W sprawie mojej przyszłości? – zdziwił się lord Selwyn.

– Na trzy dni przed opuszczeniem przeze mnie Londynu – wyjaśnił Adrian Meredith – minister spraw zagranicznych lord Clarendon powiadomił mnie, że gubernator Singapuru z powodu złego stanu zdrowia prosi o dymisję.

– Przerwał, spojrzał na lorda Selwyna, a potem mówił dalej: – Minister polecił mi, żebym jechał za panem. Zostałem upoważniony do zaproponowania panu w jego imieniu tego stanowiska, do którego pełnienia świetnie się pan nadaje. – Lord Selwyn słuchał z kamienną twarzą, a Adrian Meredith kontynuował: – Pańska kandydatura, wysunięta przez lorda Clarendona, została zaakceptowana przez pana premiera. Pan Disraeli prosił mnie, żebym panu powtórzył, że będzie bardzo wdzięczny, jeśli pan przyjmie ten urząd.

Zapanowało milczenie.

– Rozumie pan – odezwał się po chwili lord Selwyn – że jestem tym niezmiernie zaskoczony. Nawet przez moment nie przypuszczałem, że moje usługi mogą być potrzebne na Wschodzie.

– Orientuje się pan lepiej ode mnie – powiedział Adrian Meredith ze śmiechem – że Singapur jest bardzo ważnym punktem handlowym i że posiada ogromne znaczenie dla całego Imperium. – Przerwał na chwilę, a potem mówił dalej z entuzjazmem: – Trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej nadającego się do pełnienia tego urzędu niż pan, milordzie!

Zważywszy na udane trudne misje, jakie pan pełnił w przeszłości. – Uśmiechnął się i mówił dalej: – Stanie się pan mężem opatrznościowym dla Singapuru.

– Dziękuję panu za uznanie – rzekł lord Selwyn. – Jestem panu bardzo zobowiązany, że się pan fatygował i jechał za mną aż tak daleko.

Ujrzał obawę na twarzy Mereditha i pomyślał, że sądzi on, iż spotka się z natychmiastową odmową.

– Muszę się jeszcze zastanowić nad pańską propozycją – powiedział. – Zapewne jest pan zmęczony po tak długiej podróży. Proszę przyjść do mnie jutro rano. Mój gospodarz na pewno będzie chciał pana poznać. – Przerwał na chwilę, a potem dodał: – Mam nadzieję, że do jutra podejmę decyzję, którą będzie pan mógł zawieźć do Anglii.

Adrian Meredith dopił wino i odstawił kieliszek.

– Rozumiem – powiedział – że moja propozycja zaskoczyła pana. Błagam, żeby pan ją rozważył i odniósł się do niej pozytywnie.

Liczymy na pana.

Lorda Selwyna bardzo ujęły jego słowa, jednak z ust mu nie schodził zagadkowy uśmiech. Opuścił werandę i udał się w stronę domu, a Adrian Meredith podążył za nim.

Przed domem na Mereditha czekał powóz.

– Czy ma pan gdzie się zatrzymać? – zapytał lord Selwyn.

– Tak, dziękuję – odrzekł Adrian Meredith.

Lord Selwyn wyciągnął rękę na pożegnanie.

– A zatem do zobaczenia do jutra, Meredith – rzekł. – Jeszcze raz panu dziękuję, że się pan fatygował.

– Och, byłbym o czymś zapomniał – zawołał Adrian Meredith. – Zatrzymując się w Kalkucie u wicekróla, który jak się dowiedziałem, jest pańskim przyjacielem, wyjawiłem mu cel mojej podróży. – W oczach lorda Selwyna zapaliły się ogniki, przypomniał sobie rozmowę z hrabią Mayo i domyślił się, jaką opinię wystawił mu przyjaciel.

– Hrabia Mayo polecił mi, żebym panu przekazał – powiedział Adrian Meredith – że bezcelową rzeczą jest sprzeciwianie się przeznaczeniu.

Twierdził, że pan zrozumie, co miał na myśli.

– Zrozumiałem! – roześmiał się lord Selwyn.

Adrian Meredith zbliżył się w stronę powozu, a kiedy już miał wejść do środka, wziął do ręki gazetę, leżącą na siedzeniu.

– Kupiłem ją w ostatnim porcie – powiedział.

– Myślę, że zainteresuje pana, bo jest tam mowa o jeszcze jednym Angliku, który zasłynął jako bohater w tej części świata.

Wręczył gazetę lordowi Selwynowi i zniknął w głębi powozu. Gdy konie ruszyły, wyciągnął jeszcze rękę w geście pożegnania. Trzymając gazetę lord Selwyn wszedł do domu. Anona nadal siedziała na werandzie, jak ją zostawił.

Ponieważ zachowywała się cicho, Adrian Meredith nawet nie zauważył jej obecności. Lord Selwyn zbliżył się do dziewczyny, odłożył na bok gazetę i czule ją objął.

– Cieszę się – powiedziała po chwili Anona – że zaproponowano ci odpowiedzialne stanowisko. Ostatni gubernator nie sprawdził się na tym urzędzie. Prawdę mówiąc, rzadko bywał w Singapurze.

– Więc twoim zdaniem powinienem przyjąć tę propozycję? – zapytał.

– Oczywiście – odrzekła. – Będziesz świetnym gubernatorem… Wszyscy będą cię kochać i podziwiać. Ojciec zawsze mówił, że to, co dzieje się w Singapurze, ma duży wpływ na rozwój handlu w Imperium.

Lord Selwyn zauważył, że po raz pierwszy wspomniała o ojcu.

– Naprawdę chcesz, żebym zajął to stanowisko? – zapytał.

– Jestem przekonana, że poradzisz sobie znakomicie, pełniąc tę funkcję. Staniesz się drugim Stanfordem Rafflesem, a tego nam właśnie potrzeba.

– Zatem przyjmuję tę ofertę – rzekł. – Powiadomię Mereditha, że obejmę urząd, gdy tylko się ożenię i gdy minie mój miodowy miesiąc.

W jego słowach było zdecydowanie, które nie uszło uwagi Anony.

– Ależ nie! – zawołała. – Nie mogę wyjść za ciebie, zwłaszcza kiedy masz zostać gubernatorem Singapuru.