– Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie chciała się ze mną spotkać – poskarżył się, tym razem głosem pełnym bólu i protestu. I natychmiast odzyskał kontrolę nad sobą. – Miałem nadzieję, że Letty zdaje sobie sprawę, że nie będę chciał zakłócić jej obecnego szczęścia.

– Zakłada pan, że Letty rozpoznała pana jako Tony'ego – upomniała go Emily. – W domu Letty wyraziła swoje poważne co do tego wątpliwości.

Emily nie pisnęła słówka na temat, że ona sama wątpi również w wątpliwości Letty.

Tym razem nie próbował nic ukrywać lub był doskonałym aktorem. Taka myśl nie przyszła mu do głowy. Osłupiał.

– Wiem, że bardzo się zmieniłem – przyznał. – Lecz sądziłem, że w końcu Letty powinna mnie znać.

– To było bardzo dawno temu – przypomniała. Chciała, by głos jej zabrzmiał beznamiętnie, lecz w odpowiedzi na ból w głosie Tony'ego, w jej słowa wkradła się nuta współczucia. Z całą stanowczością powróciła do kwestii rzekomej wizyty Tony'ego w ich domu.

– Kapitan von Hottendorf powiedział, że przychodził pan do nas. Nie mogę uwierzyć, że mój brat czy szwagierka odesłali pana do drzwi.

– A ja nie mogę uwierzyć, że wasz kamerdyner zachowałby się tak szorstko, gdyby nie dostał odpowiednich rozkazów – odparował.

– Może pan być pewien, że się tym zainteresuję.

– Czy również wstawi się pani za mną u szwagierki? – spytał.

Wreszcie. Emily wiedziała, że to pytanie musi paść i zastanawiała się, jak odpowiedzieć.

– Z radością wstawiłabym się u szwagierki za jej byłym narzeczonym, lecz wie pan, sir, nie jestem wcale przekonana, że to pan jest tą osobą.

– MOgę to natychmiast Letty udowodnić – oznajmił – jeśli tylko zechce się ze mną spotkać. Nie tylko dlatego, że się kochaliśmy. Razem dorastaliśmy w Howe. Ona wie o mnie takie rzeczy, które oprócz niej znała tylko moja niania.

– Możliwe, sir – zgodziła się. – Niemniej jednak potrzeba mi jeszcze dowodów, zanim zgodzę się zakłócić spokój mojej szwagierki. Jeśli to wszystko, o co chciał mnie pan prosić, to niech pan uważa to spotkanie za daremny trud.

– Nie. – Zatrzymał ją, zanim odeszła. – To nie wszystko, o co chciałem panią prosić.

Emily pytająco uniosła brwi. Cóż jeszcze mogła dla niego uczynić?

– Panno Meriton, pragnę zapewnić panią, że poza osobistą potrzebą powiedzenia Letty… czegoś w rodzaju "żegnaj", potrzebuję jej jako świadka. Doprawdy, ona jest koronnym świadkiem, bo bez świadectwa i poparcia Letty, wszelkie inne będą wątpliwe, bez wartości. A jednocześnie samo świadectwo Letty nie wystarczy, abym odzyskał dom i tytuł. Potrzebuję dużo, dużo więcej.

– Ma pan całkowitą rację, ale jaka w tym moja rola?

– Chciałbym, by pomogła mi pani znaleźć innych świadków, którzy poparliby moje roszczenia.

Gdybyż tylko wiedział! Emily roześmiała się głośno. Ten człowiek prosił ją, aby udowodniła, iż jej własny narzeczony nie ma prawa do tytułu markiza Palin.

– Mój drogi panie – powiedziała, wycierając łzę z roześmianego oka – jeśli nie pójdę do Letty, bo nie jestem pewna, że ma pan słuszność, to nie pójdę również do nikogo innego. Wie pan przecież, że moja rodzina i… osoba obecnie znana jako lord Palin pozostają w bardzo bliskich stosunkach.

Powróciła miażdżąca wszystko energia, którą Emily wyczuła w nim na sali balowej.

– Och, tak, wiem. Przepraszam, niewłaściwie wyraziłem swoją prośbę. Nie proszę, aby pani pomogła mi udowodnić, że mam rację.

– Nie?

– Nie, proszę tylko, aby pani dotarła do prawdy.

Emily odwróciła się i popatrzyła na niego.

– Wydaje się pan bardzo pewny rezultatów. – Zastanawiała się, jaką historię opowie na temat własnego pogrzebu.

– Jestem.

Jego pewność zbiła ją z tropu.

– Lecz cóż mogłabym uczynić?

– To, co czyni pani najlepiej, panno Meriton. Słuchać.

– Nie rozumiem.

Poprowadził Emily do płaskiego głazu, na którym można było wygodnie spocząć. Kiedy się usadowiła, usiadł obok, aby jej wszystko wyjaśnić. Jasne światło słoneczne podkreślało nadzwyczajną bladość jego twarzy i Emily przyłapała się na tym, że zastanawia się nad skutkami spędzenia dziesięciu lat w więzieniu. Blizny mogą pochodzić z bójek – na przykład ze strażnikami. Najwidoczniej przez cały ten czas nie podupadł na duchu.

– Dowiedziałem się o pani wielu rzeczy, panno Meriton – powiedział.

Emily zaczerwieniła się. Znienacka przypomniała sobie dziwne słowa kapitana: On ma rację. Pani naprawdę ma srebrne oczy.

Emily zmieszała się jeszcze bardziej na myśl, że jej rumieniec zostanie źle odczytany. Postawa jej rozmówcy nie usprawiedliwiała takiej reakcji. Co on teraz musi o niej sądzić?

– Nie mogę sobie wyobrazić, aby coś z mojego życia albo z charakteru zasługiwało choćby na wamiankę.

– Nic kompromitującego, zapewniam panią. Prawdę mówiąc, wątpię, czy w całym Londynie znalazł się ktoś, kto potrafiłby pochwalić się tyloma prawdziwymi i wiernymi przyjaciółmi.

Lecz nie konkurentami, pomyślała sobie Emily. Jego słowa przypomniały jej rozmowę z Letty, rozmowę o perspektywach matrymonialnych. Zastanawiała się, czy przestraszyłby się jak inni, gdyby zdał sobie sprawę, jak jest inteligentna.

– Pan mi pochlebia – powiedziała.

– Ani trochę – zapewnił ją, i uwierzyła. – Jest coś takiego w pani… – wpatrzył się głęboko w jej oczy, jakby tam chciał znaleźć jakąś odpowiedź.- Nie umiem tego wyjaśnić, ale to czuję. Ludzie mówią pani rzeczy, których nigdy w życiu nie powiedzieliby nikomu innemu.

– I spodziewa się pan, że zawiodę zaufanie moich przyjaciół? – Nie usiłowała ukryć pogardy. Tym razem posunął się za daleko.

– Nie, oczywiście, że nie – zapewnił ją. – Dlaczego upiera się pani rozmyślnie źle rozumieć to, co mówię. Wszystko, o co proszę, to żeby pani słuchała. Jeśli usłyszy pani o kimś, kto znał mnie przed laty, proszę go zapamiętać. Jeśli spotka pani kogoś, kto chodził ze mną do szkoły albo został pojmany w Verdun, niech pani posłucha, co mówi. Dobrze wiem, że nie wszystko, co pani usłyszy, będzie dla mnie korzystne.

To była prawda. Emily znowu pomyślała, czy chciałby usłyszeć opowieść o własnym pogrzebie. Zastanawiała się też, czy rzeczywiście rozmyślnie go źle pojmuje. Tak się obawiała, że uwierzy w fałszywe słowa, że, być może, ignorowała i prawdziwe. Jeśli on mówi prawdę, jeśli to naprawdę Tony…

– I co mam uczynić z tymi informacjami? – Na chwilę, tuż obok niej pojawiła się twarz Edwarda. Nawet jeśli ten Tony mówi prawdę, to pomagając mu, wystąpi przeciwko Edwardowi. Edward nigdy tego nie zrozumie, będzie gniewny i zraniony.

– Co pani zechce. Chcę wierzyć, że pani poczucie sprawiedliwości zachęci panią, aby się nimi ze mną podzielić.

– MOje poczucie sprawiedliwości zachęci mnie raczej, abym tego rodzaju informacje podzieliła równo między pana i pańskiego rywala.

Ta propozycja ani trochę go nie przestraszyła.

– Jeśli tak sobie pani życzy. I tak wielce skorzystam. Musi pani sobie zdawać sprawę, panno Meriton, że wystąpiłem z moimi roszczeniami, będąc w bardzo niekorzystnej sytuacji. Ciężar zebrania dowodów spoczywa na mnie i te dowody zależą od słów ludzi, których dziesięć lat nie widziałem.

Nie biorąc już pod uwagę, czy pamięć tych ludzi czy moja własna podpowie mi jakieś użyteczne szczegóły, wciąż największą trudnością jest samo znalezienie świadków. Tutaj mój rywal ma poważną przewagę. Nie tylko posiada fundusze, aby znaleźć odpowiednich ludzi, albo wynająć kogoś, żeby ich odszukał, posiada także ustalone przez ponad dziesięć lat stosunki. Ja nie wiem, od czego zacząć.

Jego nieprzenikniona maska poczęła pękać. Mimo całej swej energii i zdecydowania, mówił jak człowiek zagubiony i bezradny. Ostatecznie nie wszystko można osiągnąć siłą woli. Jeśli miał nadzieję wzbudzić w niej współczucie, to mu się z pewnością udało, lecz Emily nie pozwalała, by emocje wpływały na jej postępowanie.

Kiedy wracali do miejsca, gdzie miał spotkać ich kapitan, był na tyle mądry, by pozwolić jej pomyśleć w spokoju. W rzeczywistości bardzo inteligentnie postąpił sprawiając, że Emily nie dowierzała temu Tony'emu. Był na tyle sprytny, by wykalkulować wszystkie możliwe sposoby manipulowania jej współczuciem. Najdrobniejsze potknięcie w panowaniu nad sobą mogło być starannie wyreżyserowane.

Z drugiej strony, wszystko to mogło być prawdą.

– Z pewnością poważnie się nad tym wszystkim zastanowię – tyle tylko mogła ustąpić. Jednakże on nie wyglądał na rozczarowanego.

– Dziękuję, panno Meriton. – W staroświecki sposób ujął jej dłoń i ucałował. – Do przyszłego spotkania.

Zabrzmiało to tak, jakby był pewien, że rzeczywiście znowu się spotkają.


* * *

Pierwsze słowa, jakie wyrwały się z ust Gusa, kiedy wchodził do pokoju Tony'ego, brzmiały:

– No i co, czy ona to zrobi?

– Och, tak, zrobi. Nie zgodziła się jeszcze, ale zrobi.

Zanim zajął swe ulubione miejsce przy oknie, Tony popchnął butelkę wina i kieliszek w kierunku przyjaciela.

– Jak możesz być taki pewny? – spytał Gus nalewając sobie ofiarowany w ten sposób napój. – Całą drogę z powrotem milczała. Nie mogłem się w ogóle zorientować, jakie są jej reakcje.

– To bez znaczenia – powiedział Tony. – Teraz, kiedy już wyłożyłem jej cały problem, nie będzie mogła go unikać. Będzie musiała dotrzeć do prawdy, dla siebie samej, jeśli nie dla mnie.

Gus potrząsnął głową nad tym skomplikowanym wnioskiem i usiadł, opierając stopy na wojskowym kuferku, który pożyczył przyjacielowi.

– Mam nadzieję, że masz rację.

– Zaskakujesz mnie, Gus. Jak mogłeś spędzić tyle czasu z panną Meriton i nie ocenić jej niezwykłości. Te srebrne oczy i ciemne loki musiały cię rozpraszać.

– To ty zauważyłeś jej oczy – wytknął mu Gus. – I oczywiście te urocze loki również ci nie umknęły.

– Och, ona jest urocza. Byłbym ostatnim, który temu zaprzeczy. To czyni ją dla mnie wielce użyteczną. – Dobierał słowa starannie, tak aby zabrzmiało zimno i okrutnie. Czar towarzystwa panny Meriton był zbyt oczywisty. Tony odsłonił się bardziej, niż zamierzał to zrobić.