Podrzucił plastikowy kubek i złapał go zręcznym ruchem.

– Widzę, że wszystko przemyślałaś – odezwał się wreszcie. – Oczywiście na temat domu.

Maggie poczuła, że Mike się do niej zbliża, i ciarki przeszły jej po grzbiecie, dłonie zwilgotniały. Przyspieszyła wypełnianie kufra.

– Wiem, że przystosowanie domu do takiej działalności musi kosztować, ale moglibyśmy sprzedać kilka akrów ziemi. No a banki?… Przecież banki są wyłącznie po to, żeby udzielać ludziom pożyczek…

– Już dobrze, mała.

Mike położył jej delikatnie ręce na ramionach i spojrzał w oczy. Potem przytulił ją do siebie bardzo mocno. Sięgała mu akurat do podbródka. I trzęsła się na całym ciele.

Mówiła dalej.

– Słuchaj, Ianelli, nie musisz brać w tym udziału, jeżeli nie masz ochoty. Może chcesz sprzedać swój udział…

– W tej chwili chciałbym właściwie, żeby ta cała posiadłość nagle zniknęła z powierzchni ziemi.

– Nie mogłabym cię od razu w całości spłacić, chyba to rozumiesz, ale jak sprawa się rozkręci, zrobię to powoli. Jeżeli się obawiasz, że nie mam odpowiednich kwalifikacji, to zapewniam cię, że się mylisz. Wprawdzie pracowałam dotychczas jako kierownik produkcji, ale to także wymaga pewnych wiadomości z dziedziny zarządzania, a także kupna, sprzedaży, reklamy, marketingu i podobnych spraw.

– Maggie, przestań już, dobrze? Później o tym pogadamy.

Była bardzo potargana. Mike zaczął gładzić jej włosy, przeczesywać je palcami. Uspokajała się powoli, cichła.

– Mieliśmy piękną noc – powiedział po chwili cicho. – Nie zapomnę jej szybko. Może nigdy. Nie powinniśmy uciekać przed tym, cośmy przeżyli. Nie mamy się czego wstydzić. Ja wszystko rozumiem, Maggie.

– Mike…

– To stało się dlatego, że noc była zimna i ciemna, że było nam smutno, że znaleźliśmy się razem w tym dziwnym domu. To wszystko przypominało fantastyczną bajkę. Przez kilka krótkich chwil chciałaś być kimś innym. Czy sądzisz, że tylko tobie się to przytrafiło?

– Przechylił jej głowę, by móc spojrzeć jej w oczy. -Tej nocy musiałaś się koniecznie do kogoś przytulić, Maggie. Jestem szczęśliwy, że to byłem ja.

Nie wiedziała, co robić, więc po prostu patrzyła na niego. Miał rację, ale był jednocześnie w błędzie. No tak, minionej nocy odczuwała przemożną potrzebę zbliżenia się do kogoś, ale ponieważ miała zakodowane w sobie jeszcze w okresie dzieciństwa poczucie nieufności, mógł to być wyłącznie człowiek, który nie był jej obcy.

Od momentu kiedy poznała Mike'a, reagowała na niego silniej niż na jakiegokolwiek dotąd mężczyznę.

– Wiesz, co ci powiem, Maggie – odezwał się Mike. – Niczego na świecie nie cenię tak bardzo, jak uczciwości. Tej nocy okazałaś mi pełne zaufanie i niczego nie udawałaś. Mam nadzieję, że wiesz, iż ze mną zawsze możesz być sobą. Szanuję cię i rozumiem, i zawsze tak będzie. Miałbym ci za złe, gdybyś udawała uczucie, gdybyś zaczęła stosować wobec mnie nonsensowne konwenanse. Nie kochasz mnie, dziewczyno. Nawet mnie nie znasz. Zdarzyło nam się coś bardzo miłego i cenniejszego niż miłość. Nie bój się. Nie będę z tego wyciągał żadnych konsekwencji. Wiem, że to, co stało się zeszłej nocy, jest dla ciebie po prostu jednorazową przygodą – i niech tak pozostanie.

Maggie starannie unikała jego wzroku. Czuła uścisk w krtani. Co on jej właściwie chciał powiedzieć? Że nie wierzy w miłość, że bardziej niż w miłość wierzy w uczciwość? A uczciwość wskazywała Maggie jasno i wyraźnie, że w trzy i pół sekundy po zetknięciu się po raz pierwszy z Mikiem zakochała się w nim po uszy. Uczciwość mówiła jej także, że nie powinna dopuścić do tego, by od niej odszedł.

Jednocześnie wiedziała, że nie należy mu tego mówić.

– Będziemy przyjaciółmi? – zapytał z uśmiechem i delikatnie pogłaskał ją po policzku.

– Będziemy -Maggie też się uśmiechnęła. Z trudem. Mike cofnął się o kilka kroków i wziął się pod boki.

– No dobrze. Coś mi mówi, że spędzisz resztę dnia na poszukiwaniu skarbów.

Zaniepokojony Mike spojrzał na niebo. Dzień chylił się ku zachodowi, temperatura opadła dobrze poniżej zera, słońce skryło się za chmurami. Prognoza pogody nie zapowiadała ani deszczu, ani śniegu, ale Mike pomyślał, że poczuje się lepiej, gdy już zapadnie noc i skuje lodem wody, zapobiegając tym samym powodzi. Przynajmniej na najbliższy czas.

Rzucona wprawną ręką kula śnieżna wylądowała na plecach Mike'a. Wzdrygnął się.

Maggie zacierała ręce, tradycyjnym ruchem wyrażającym satysfakcję z dobrze wykonanego zadania.

Mike obrócił się ku niej i spojrzał na nią surowo.

– Co to ma znaczyć? – zapytał.

Przedrzeźniała jego sposób stania, z rękami na biodrach i szeroko rozstawionymi nogami.

– Słuchaj, Ianelli, mieliśmy się przejść głównie dla relaksu. Ale widzę, ze wciąż jesteś w złym humorze.

– Toteż uznałaś, że rzucenie we mnie kulą ze śniegu poprawi mój nastrój.

Potrząsnęła głową i skrzywiła się.

– Jesteś beznadziejny. Nic ci nie pomoże.

– Dzięki – uśmiechnął się Mike. Pochylił się powoli, z namysłem uformował ze śniegu dużą kulę i wyprostował się.

Maggie znajdowała się o trzy, cztery kroki przed nim. Miała na sobie kurtkę sięgającą do pasa. Dżinsowe spodnie opinały ciasno jej zgrabną pupkę.

Mike zmrużył oczy i spokojnie wymierzył w upatrzony cel.

Maggie stała na pierwszym stopniu prowadzących na ganek schodków, Kiedy trafił ją śnieżny pocisk, podskoczyła i kilka razy gwałtownie poruszyła biodrami. Jak w tańcu. W mgnieniu oka znalazła się po drugiej stronie drzwi i schroniła w holu. Następna kula śnieżna rozpłaszczyła się o framugę.

– Nie przejmuj się! – krzyknęła pocieszającym tonem. – Wszyscy ponosimy drobne porażki. Mało komu udało się trafić Maggie Flannery, nawet w plecy.

– Chodź i powtórz to, bo nic nie słyszałem.

Potrząsnęła głową i roześmiała się.

– Wykluczone. Zresztą kiszki grają mi marsza. Podobno przyniosłeś befsztyki. Jeżeli nie zjem czegoś w ciągu kwadransa, umrę z głodu.

O tym nie ma mowy, pomyślał Mike. Ta dziewczyna ma więcej energii niż cały zespół robotników budowlanych, którym obiecano dodatek za nadgodziny. Przy życiu trzymał ją sam proces życia, a nie żadne tam befsztyki.

Wszedł do środka, zdjął kurtkę, potupał nogami, by zrzucić śnieg z butów, i ze, zdumieniem zauważył, że Maggie zdążyła się już rozebrać. Jej czapka, kurtka i rękawiczki poniewierały się na podłodze w holu i sąsiadującym z nim pokoju.

Stwierdził rzeczowo, że Maggie wszystko właściwie robi w ruchu, jakby szkoda jej było każdej sekundy na zatrzymanie się, a już szczególnie na odłożenie czegoś na miejsce lub poskładanie.

W ciągu dnia odkryli jeszcze dwa sekretne pomieszczenia. Jedno znajdowało się w którejś z sypialni na górze, w ściennej szafie. Drugie w spiżarni, tuż przy wejściu do kuchni. To ostatnie otwierało się za dotknięciem dobrze schowanego przycisku. W środku znajdował się stołek, rozchwiana lampa i asortyment mniej więcej pięćdziesięciu puszek z zupami i gulaszami, znalezisko, które bardzo ucieszyło Maggie.

Wyszli na dwór, obejrzeli haki, do których niegdyś prawdopodobnie klienci przywiązywali swoje łodzie, zajrzeli do piwnicy na wino i weszli do podziemnego pomieszczenia przez trap w podłodze, który wyglądał jak gdyby miał służyć przyłapanym na piciu w czasach prohibicji gościom do ucieczki.

W błękitnej sypialni odkryli luźną klepkę w podłodze, a gdy ją unieśli, okazało się, że pod nią znajduje się wybite mosiężną blachą pomieszczenie, służące z pewnością do ukrywania butelek z alkoholem, jak wytłumaczył Maggie Mike.

Sprawdzili stan przewodów elektrycznych i korków, pieca do centralnego ogrzewania i rur kanalizacyjnych.

Maggie pootwierała wszystkie szafy w ścianach, wszystkie szuflady i schowki, znalazła trochę starych gazet, którymi przetarła okna. Następnie wytarła podłogę postrzępionymi szmatami wyciągniętymi z jakiegoś kąta.

Wcale nie wyglądała na zmęczoną. Mike zaproponował spokojną przechadzkę, podczas której Maggie hasała po śniegu jak spuszczony ze smyczy szczeniak. Teraz też rozpierała ją energia. Natychmiast po powrocie do domu zabrała się ochoczo do przygotowania posiłku.

Pochylona nad swoją torbą uśmiechała się triumfalnie, zupełnie jak gdyby znalazła w niej garść brylantów. Tymczasem wyciągnęła z niej pojemniki z solą i pieprzem.

Mike'a nic już nie dziwiło. Zwłaszcza zawartość przepastnej torby, z której wyłaniały się coraz to inne wiktuały. Odprężył się. Po raz pierwszy od miesięcy zapomniał o swoich kłopotach. Mimo to wmawiał sobie stanowczo, że jej entuzjazm jest meczący, a optymizm podszyty naiwnością.

Nigdy w życiu nie spotkał równie żywotnej dziewczyny. Była jak promyk słońca, a jego życie od tak długiego czasu zasnute było czarnymi chmurami.

– Spodziewasz się zapewne, że to ja zajmę się befsztykami, co? – zapytał, zakasując rękawy i zbliżając się do płonącego kominka.

– Ależ skąd. Wprawdzie w życiu nie smażyłam mięsa na ogniu – przyznała Maggie – ale szalenie lubię robić coś po raz pierwszy. A tobie proponuję, żebyś usiadł przy kominku, zrelaksował się i coś przekąsił.

Przekąska składała się z solonych fistaszków i rodzynek podanych w styropianowym kubku.

– Najedz się tym na wszelki wypadek – powiedziała Maggie. – Nie jest wykluczone, że spalę to mięso na węgiel.

Tak też się stało. Na wierzchu befsztyki były czarne jak smoła, za to w środku zupełnie surowe. Kartofle także okazały się nie dopieczone. Masła, niestety, nie mieli.

Na deser Maggie zaofiarowała Mike'owi cukierki ślazowe. Dziewczyna miała chyba w każdej kieszeni jakieś smakołyki. Głównie te ślazowe cukierki, za którymi widać przepadała.

– To jest jedna z najlepszych kolacji, jakie w życiu jadłem – oświadczył Mike z pełnym przekonaniem.

Szczerość tego stwierdzenia była zaskakująca. Maggie rozsiadła się wygodnie na kanapie i przymknęła oczy.

– Aby doczekać się komplementów dotyczących umiejętności kulinarnych – powiedziała z uśmiechem – kobieta powinna przetrzymać faceta tak długo bez jedzenia, żeby był wygłodzony jak wilk. Zmywanie będzie twoim obowiązkiem, Ianelli -dodała po chwili, wyciągnęła nogę i kopnęła Mike'a lekko w łydkę.