– Miał ledwie pięć miesięcy, ale wciąż wydaje mi się, że nigdy potem nie byłam już taka sama. Wyrzucałam sobie, że za mało czasu mu poświęcałam, a kiedy zaszłam w ciążę z tobą, bałam się, że i ciebie może to samo spotkać. Dlatego unikałam jak ognia zbytniej bliskości z tobą, żeby do nikogo więcej nie przywiązać się tak, jak do niego… Pilar, kochanie, tak mi strasznie przykro!… – Matka szlochała w słuchawkę. – Chyba wiesz, że zawsze cię kochałam…
Mówiła głosem tłumionym przez łzy, ale i Pilar musiała się pilnować, by nie ujawniać emocji, jakie wzbierały w niej przez ponad czterdzieści lat.
– Mamo, ja cię też kocham, ale dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
– Wtedy były inne czasy. Ani twój ojciec, ani ja nigdy nie wracaliśmy do tego tematu, bo nie wypadało rozmawiać o takich przykrych sprawach! To była kosmiczna głupota z naszej strony, bo najgorsze, co może się człowiekowi zdarzyć, to nie mieć się przed kim wyżalić. Cóż, musiałam jakoś nauczyć się z tym żyć. Cieszyłam się przynajmniej, że byłaś dziewczynką, bo nie przypominałaś mi o moim starszym synu… Miał na imię Andrew, a wołaliśmy go Andy…
Wspominała te dawno minione zdarzenia ze smutkiem, a równocześnie z taką żarliwością, jakby wszystko działo się nie dawno. Pilar od razu inaczej spojrzała na kobietę, która prawie pięćdziesiąt lat kryła w sobie ból po stracie dziecka. Wyjaśniało to wiele jej zachowań niezrozumiałych wówczas dla córki. Dobrze, że choć poniewczasie, nareszcie się o tym dowiedziała.
– Licz się z tym, że nie tak łatwo to przebolejesz – uprzedzała matka. – To może trwać długo, dłużej, niż ci się teraz wydaje i nigdy całkiem nie minie. Nawet jeśli na jakiś czas uda ci się za pomnieć, zawsze może zdarzyć się coś, co ci o tym przypomni. Życie jednak będzie toczyć się dalej, więc musisz robić swoje, jakby nigdy nic, jeśli nie ze względu na siebie, to dla Brada i tego małego chłopca. Z czasem ból osłabnie, ale blizna w sercu po zostanie na zawsze.
Podczas tej rozmowy obie płakały i Pilar pierwszy raz w życiu niechętnie odłożyła słuchawkę. Odniosła bowiem wrażenie, że dopiero teraz naprawdę poznała matkę. Poprosiła ją, by nie przyjeżdżała na pogrzeb, bo wiedziała, że byłoby to dla niej bolesnym przeżyciem. I tym razem, o dziwo, Elizabeth Graham nawet się z nią nie spierała. Zastrzegła tylko:
– Pamiętaj, że gdybyś mnie potrzebowała, to w ciągu sześciu godzin mogę być u ciebie. Wystarczy tylko zadzwonić i jestem.
Nie mogła sprawić córce większej radości! Szkoda tylko, że trzeba było dopiero takiej tragedii, aby przełamać obcość między nimi.
Tymczasem jej mały synek to spał, to się budził, a wtedy głośnym krzykiem wzywał matkę. Uspokajał się, kiedy Pilar lub Brad brali go na ręce, jakby już ich znał i czuł się bezpiecznie w ich ramionach.
– Jak go nazwiemy? – spytał Brad jeszcze tego samego wieczoru. Dla dziewczynki już wcześniej wymyślili imię Grace, ale na imię dla chłopca jeszcze nie mieli pomysłu.
– Może Christian Andrew, co ty na to? – zaproponowała Pilar. Przyszło jej do głowy, aby drugie imię nadać małemu na pamiątkę jej zgasłego w niemowlęctwie brata, o którego istnieniu dowiedziała się dopiero dzisiaj. Po rozmowie z matką poinformowała o tym Brada. – Owszem, ładne! – uśmiechnął się przez łzy. Przepłakali chyba cały dzień, bo to, na co czekali z takim utęsknieniem, oprócz radości przyniosło im smutek.
– Życie składa się z radości i smutku – szepnęła Pilar, kiedy późnym wieczorem Brad usiadł przy niej. Nalegała, aby poszedł do domu, bo wyglądał na śmiertelnie zmęczonego, ale nie chciał zostawiać jej samej. Mało tego, pielęgniarka dostawiła w pokoju Pilar dodatkowe łóżko dla niego, gdyż uważała, że w takich chwilach małżonkowie powinni być razem. – Oczekujesz jednego, a dostajesz co innego. W życiu nie ma nic za darmo. Dobro, zło, marzenia i koszmary senne… wszystko tak się splata, że trudno jest oddzielić jedno od drugiego.
Rzeczywiście, Christian obdarzył swoich rodziców radością, a Grace przysporzyła im cierpienia, choć oboje pojawili się na świecie prawie równocześnie. Pilar pragnęła tych dzieci bardziej niż czegokolwiek, lecz jedno straciła, zanim zdążyła się nim na cieszyć i to przytłumiło radość. Mimo to, spoglądając z czułością na śpiącego przy jej boku Christiana, doszła do wniosku, że jednak warto żyć. Z kolei Brad zastanawiał się, jak ona była w stanie przetrzymać takie cierpienia, w dodatku zakończone stratą dziecka?
– Takie właśnie jest życie – uzupełnił jej rozważania. – Po śmierci Natalie też myślałem, że się nie podźwignę… (Natalie była matką Nancy i Todda). A pięć lat później ty się pojawiłaś i dałaś mi tyle szczęścia… Bóg raz nas karze, a raz nagradza i pewnie Christian miał być tą nagrodą. Spadł na nas ciężki cios, ale może on nam osłodzi tę resztę życia, która nam została?
– Miejmy nadzieję – zgodziła się Pilar, ale patrząc na śpiącego malca nie mogła zatrzeć w pamięci obrazu innej dziecięcej buzi, której nie miała już nigdy zobaczyć, ale zapamiętać do końca życia.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Christian darł się, ile sił w płucach, kiedy razem z rodzicami opuszczał szpital. Pilar ubrała go w niebieskie śpioszki, owinęła w niebieski kocyk i trzymała na rękach, kiedy pielęgniarka zwoziła ją z piętra na wózku. Za nią salowa pchała stolik na kółkach zastawiony kwiatami. Większość znajomych wiedziała, że urodziła bliźnięta i dlatego zarzucili ją podwójnymi prezentami w wydaniu dla chłopca i dziewczynki – misiami, lalkami i ciuszkami w kolorach niebieskim i różowym.
Brad odwiózł żonę z dzieckiem do domu. Zawczasu wyniósł do garażu drugie łóżeczko, zanim razem wnieśli Christiana do jego pokoju. Nie udało mu się jednak całkiem uchronić Pilar od przykrych wspomnień, bo gdy sięgnęła do szuflady po niebieską koszulkę dla chłopczyka – znalazła tam także i różowe ubranka przygotowane dla dziewczynki. Serce jej się ściskało, kiedy zamykała szufladę – stanowczo za dużo smutnych przeżyć mieszało się z radosnymi. I jak miała zapomnieć, że urodziło się dwoje dzieci, a pozostało tylko jedno?
Christian okazał się pogodnym dzieckiem i chętnie ssał. Pilar produkowała tyle mleka, jakby jej organizm jeszcze nie przyjął do wiadomości faktu, że ma do wykarmienia tylko jedno dziecko. Karmiła go piersią, siedząc na bujanym fotelu w jego pokoju, a Brad przyglądał się jej z troską.
– Już ci lepiej? – dopytywał się, bo Pilar wydawała mu się nie tą samą kobietą, jaką była przed porodem i śmiercią Grace. Chwilami zaczynał nawet żałować, że w ogóle zdecydowali się na dziecko, tyle wiązało się z tym bolesnych przeżyć! – Nie wiem – odpowiedziała szczerze. Przyglądając się śpiącemu dziecku, dostrzegała w nim coraz to nowe cechy. Wydawał się równie doskonały jak Grace, ale stanowił jej przeciwieństwo – był krzepki, okrąglutki i zdrowy. W porównaniu z nim Grace była jego miniaturką. – Próbuję tylko zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Czy zrobiłam coś nie tak? Może nieprawidłowo się odżywiałam albo przez większość czasu leżałam na jednym boku? – Spojrzała na męża oczyma pełnymi łez.
– W przyszłości musimy uważać, aby nawet podświadomie nie obwiniać go za to – zauważył przytomnie Brad. – Nie możemy dawać mu do zrozumienia, że nam nie wystarcza. Trzeba sobie po prostu powiedzieć, że tak miało być.
Pocałował najpierw ją, potem Christiana, który był ślicznym dzieckiem i nie zasługiwał na życie ze świadomością, że witano go na tym świecie z mieszanymi uczuciami.
– Ależ ja go wcale nie obwiniam! – Pilar nawet nie próbowała tłumić płaczu. – Chciałabym tylko, żeby ona też tu była.
Na pewno w jakimś sensie mała Grace pozostawała nadal wśród swoich bliskich. Przynajmniej chcieli mieć taką nadzieję.
Pilar spała niespokojnie, a rano obudziła się z ciężkim sercem, bo wiedziała, w czym będzie musiała uczestniczyć.
Wzięła prysznic i nakarmiła synka, gdy tylko się obudził. Piersi miała tak nabrzmiałe mlekiem, że zanim maluch chwycił brodawkę – mleko trysnęło mu na buzię. Dzieciak zaczął się krzywić tak komicznie, że mimo swego przygnębienia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Usłyszał to Brad.
– Co tam się dzieje? – Wkroczył do sypialni już ubrany w ciemny garnitur. Po raz pierwszy w tych ciężkich dniach usłyszał jej śmiech i sprawiło mu to dużą przyjemność.
– No, bo popatrz, jakie ten smarkacz robi miny! Zupełnie jak ci przedwojenni komicy, bracia Marx… Chyba nawet jest podobny do Harpo.
– Czy ja wiem? Może raczej do Zeppo? – Brad się zaśmiał. Nie dowierzał sam sobie, że zdążył już bardzo tego dzieciaka po kochać. Takie to było niewinne maleństwo i tak od nich zależne! Nie pamiętał już, jak wyglądały jego dzieci w tym samym wieku ale przypuszczał, że ten chłopczyk, choć taki malutki, może wyczuwać, że stało się coś złego. Przecież przez dziewięć miesięcy dzielił z siostrą łono matki, więc pewnie po swojemu też musiał przeżywać jej zniknięcie. Ból, który stał się udziałem jego rodziców, nie ominął i jego.
– Prędko będziesz gotowa? – spytał.
Pilar, kładąc do łóżeczka najedzone dziecko, kiwnęła głową. I pomyśleć, gdyby od początku wiadomo było, że ma się urodzić tylko ten jeden chłopczyk, jakim świętem dla nich obojga stały by się jego narodziny! Tymczasem jego przyjście na świat wywołało w nich mieszane uczucia, a smutek skaził szczęście. Pilar za nic w świecie nie chciałaby jeszcze raz przeżywać takich uczuć. Już pokochała Christiana, ale i mała Grace na zawsze znalazła miejsce w jej sercu…
Ubrała się w czarną, wełnianą sukienkę nieodcinaną w talii, tę samą, którą nosiła do pracy w początkach ciąży. Dobrała do niej czarne rajstopy, pantofle i płaszcz, co w efekcie dało kompletny, żałobny strój. Spojrzała po sobie, a potem na Brada i zauważyła:
– Nie uważasz, że coś tu nie gra? Zamiast się cieszyć jednym, opłakujemy drugie!
Sytuację dodatkowo pogarszał fakt, że zbyt wielu ich znajomych wiedziało już o narodzinach bliźniąt i teraz trzeba było wszystkich wyprowadzać z błędu.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.