– Tak, tak, w porządku! – odpowiedział szybko, nieswoim głosem. Równocześnie, choć nieco za późno, ktoś zrobił Pilar zastrzyk, po którym prawie natychmiast zapadła w półsen. Brad tymczasem stanął oko w oko z lekarzem.

– Jak mogło do tego dojść? – spytał ponuro, bo wobec tej tragedii nawet narodziny zdrowego syna stanowiły zbyt słabą pociechę. – Trudno powiedzieć. Była bardzo mała i utraciła dużo krwi na korzyść brata. Czasem to się zdarza, nazywamy takie zjawisko transfuzją między bliźniętami. To ją osłabiło, a że przy tym płuca nie były dostatecznie rozwinięte, nie dała rady przeżyć szoku porodowego. Może jednak powinienem był zrobić cesarkę?… – Zamyślił się smętnie.

Brad cieszył się, że żona, oszołomiona lekami, spała nareszcie spokojnie. Nadal jednak nie miał pojęcia, co jej powie, kiedy się obudzi. Stanowczo za szybko następowały te zmiany od radości do smutku!

Wszyscy obecni pediatrzy zgodzili się z położnikiem, że zmarła dziewczynka musiała mieć jakąś wadę w rozwoju płuc, o której nikt nie wiedział ani nie podejrzewał jej wystąpienia. W trakcie porodu jej serce pracowało normalnie, ale widocznie z powodu utraty dużej ilości krwi na korzyść braciszka nie przetrzymała trudu przyjścia na świat i oddzielenia od matki. Zespół przyjmujący poród wykonał wszelkie możliwe zabiegi reanimacyjne i nie było w tym niczyjej winy, że nie przyniosły one skutku.

Brad przyjął te fakty do wiadomości, ale nadal nie rozumiał, jak mogło do tego dojść. W czasie, gdy Pilar przeniesiono do sali poporodowej, wciąż przyglądał się małej dziewczynce. Skraplał ją obficie łzami, bo maleństwo wydawało mu się tak doskonale ukształtowane.

Jej mały braciszek kwilił żałośnie, jakby rozumiał, że stało się coś strasznego. Zdążył się przecież przyzwyczaić, że przez cały czas miał siostrę przy sobie.

Brad machinalnie wsadził rękę do inkubatora i dotknął ciałka dziewczynki. Była jeszcze ciepła, więc zmagał się z pokusą wzięcia jej na ręce. Nadal nie wiedział, jak ma powiedzieć Pilar, że jedno z bliźniąt nie żyje. Obudzi się w przekonaniu, że czekają na nią dwa cudowne twory boskie, a będzie musiała stanąć twarzą w twarz z tragedią, która przydarzyła się w przeciągu jednej chwili.

– Przepraszam pana… – Stała przed nim pielęgniarka. Ktoś musiał wynieść z sali zwłoki dziecka, załatwić formalności związane z pogrzebem. – Jeśli chciałby pan zobaczyć się z żoną, to właśnie się obudziła.

– Dziękuję – odpowiedział machinalnie, ale aż poszarzał na twarzy. Jeszcze raz dotknął małej rączki i odszedł niechętnie, bo wydawało mu się, że zmarła córeczka wciąż go potrzebuje, choć rozsądek podpowiadał, że to niemożliwe. – Jak ona się czuje? – spytał pielęgniarki, idąc za nią do sali poporodowej.

– Na pewno już znacznie lepiej! – Siostra się uśmiechnęła, ale Brad przypuszczał, że to dobre samopoczucie Pilar nie potrwa długo.

– Gdzie one są? – spytała od razu słabym głosem. Trudy po rodu wyssały z niej siły akurat wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowała. Brad na samą myśl o tym nie mógł powstrzymać łez.

– Wiesz, jak cię kocham? Byłaś taka dzielna! – powiedział, aby zyskać na czasie.

– Gdzie są dzieci?

– Jeszcze na porodówce. – Po raz pierwszy w ciągu ich wielo letniego pożycia powiedział jej nieprawdę, ale czuł, że nie mógł inaczej postąpić. Za wcześnie było jeszcze, aby dowiedziała się, że jej mała córeczka, której buzię zdążyła zobaczyć, powiększyła grono aniołków. Chłopczyk za to wyglądał na silniejszego i lepiej przygotowanego do życia. – Niedługo ci je przyniosą – dodał jeszcze, więc Pilar ponownie zapadła w sen.

Jednak następnego dnia nie dało się już ukryć prawdy. Doktor oznajmił ją Pilar z samego rana, kiedy przyszedł do niej z Bradem. Siedziała w łóżku i przez chwilę Brad myślał, że ten wstrząs ją zabije, bo zbladła śmiertelnie i osunęłaby się na poduszki, gdyby jej nie podtrzymał.

– Powiedzcie, że to nieprawda! – wykrzyknęła. – Kłamiecie! Kierowała te oskarżenia pod adresem męża i lekarza, który właśnie w prostych słowach poinformował ją, że maleńka córeczka umarła zaraz po narodzeniu, bo miała niedostatecznie rozwinięte płuca. Był zdania, że dziewczynka po prostu nie mogła przeżyć.

– To nieprawda! – krzyczała Pilar. – Zabiliście ją! Przecież widziałam, że urodziła się żywa. Spojrzała na mnie!

– Zgadza się, mogła spojrzeć – potwierdził doktor. – Jednak ani razu nie krzyknęła, bo nie potrafiła zaczerpnąć oddechu. Proszę mi wierzyć, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ją ratować.

– Chcę ją zobaczyć! – Pilar próbowała zwlec się z łóżka, ale po chwili sama pojęła, że jest na to zbyt słaba. – Gdzie ona jest? Za prowadźcie mnie do niej!

Brad rzucił doktorowi rozpaczliwe spojrzenie, ale ten nie uważał bynajmniej prośby Pilar za coś niewłaściwego. W swojej szpitalnej praktyce miewał już takie przypadki i wiedział, że po kazanie zmarłego dziecka bliskim, aby mogli je pożegnać, często poprawiało ich samopoczucie. Mała leżała już w kostnicy, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby matka mogła ją jeszcze zobaczyć przed pogrzebem.

– Za chwilę przyniesiemy ją pani do pokoju – obiecał. Pilar szlochała przytulona do męża, próbując przyjąć do wiadomości, że nie było jej dane nawet potrzymać córeczki na rękach. – A czy nie chciałaby pani teraz zobaczyć syna?

Zaczęła już kręcić głową, ale na widok twarzy Brada wykonała gest przytakiwania. Mąż jej wyglądał bowiem na tak zdruzgotanego i przytłoczonego ciężarem niespodziewanych wydarzeń, że nie chciała dodatkowo pogarszać sytuacji. Właściwie naprawdę chciała tylko umrzeć, aby pójść za swoim zgasłym dzieckiem.

– Zaraz go pani przyniosę. – Doktor wrócił po chwili z wrzeszczącym chłopakiem. Ważył prawie cztery kilogramy, co stanowiło nadzwyczajny wynik jak na bliźniaka, gdyż jego dużo mniejsza siostrzyczka ważyła niespełna dwa. W przeciwieństwie do niej miał wszystko, co było potrzebne do życia, a więc zaszedł tu klasyczny przypadek walki o byt – przeżył ten osobnik, który był lepiej przystosowany.

– Prawda, że jest piękny? – rzuciła w przestrzeń, jakby chłopca nie było przy niej. Nie wyciągnęła też rąk po niego, tylko patrzyła na niego, jakby rozmyślając, dlaczego on żyje, a jego siostra bliźniaczka umarła. W końcu Brad nie wytrzymał i włożył go w ramiona matki. Pocałowała synka, zalewając się łzami. Kiedy pielęgniarka zabrała chłopca, Pilar ponownie poprosiła o po kazanie jej zmarłej córeczki.

Zawieziono więc ją na wózku piętro niżej, do pustego pokoju, chłodnego i sterylnie czystego. Po chwili ktoś przywiózł, jeszcze w tym samym inkubatorze, małe ciałko zawinięte w kocyk. Widać było tylko słodką, niewinną twarzyczkę, która nadal wyglądała jak pogrążona w głębokim śnie.

– Chciałabym ją potrzymać – zwróciła się do Brada, więc wyjął małą z inkubatora i podał matce, która nie zdążyła wziąć jej na ręce za życia. Teraz wodziła ustami po jej oczkach, buzi, po liczkach i rączkach, całowała każdy malutki paluszek z osobna, jakby chciała tchnąć w nią życie. Widać było, że nie pogodziła się z tym, co się stało wczorajszej nocy.

– Kocham cię! – szeptała czule. – Kochałam cię już wcześniej i zawsze cię będę kochać, moje najdroższe maleństwo!

Kiedy podniosła oczy na Brada – zobaczyła, że płakał jak bóbr, aż go trzęsło.

– Tak mi przykro… – powtarzał. – Tak mi przykro… Pilar delikatnie dotknęła jego ręki.

– Chciałam nazwać ją Grace – powiedziała cichym głosem. – Grace Elizabeth, po mojej matce. Niech tak zostanie. Grace Elizabeth Coleman.

Brad pokiwał głową, choć ciężko mu było pogodzić się z myślą, że te imiona będą widniały tylko na nagrobku ich dziecka. Pilar przez dłuższą chwilę siedziała jeszcze z martwym niemowlęciem w ramionach, wpatrzona w buzię dziewczynki, jakby chciała ją dobrze zapamiętać, może na wypadek, gdyby kiedyś spotkały się w niebie? W końcu jednak pielęgniarka przyszła, że by ją zawieźć z powrotem na salę, musiała więc zostawić swoje dziecko, którym mieli się teraz zająć, zawiadomieni przez Brada, pracownicy zakładu pogrzebowego…

– Śpij spokojnie, aniołku! – Pilar jeszcze raz ucałowała małą i pożegnała ją, opuszczając pokój z rozdartym sercem. Czuła, że jakaś jej część pójdzie do ziemi razem z tym dzieckiem.

Tymczasem w jej pokoju na górze synek spał spokojnie w swoim łóżeczku, pod opieką pielęgniarki. Ta czekała z ponurą miną, bo przecież znała cel jej wyprawy. Pomogła Pilar położyć się i po dała jej śpiące dziecko.

– Na razie nie chcę… – broniła się Pilar, ale pielęgniarka po wiedziała stanowczo:

– On pani potrzebuje i pani jego też.

Nie dopuszczając sprzeciwu wyszła, pozostawiając chłopca z rodzicami. Tak długo walczyli o niego, a kiedy w końcu przyszedł na świat – oprócz radości przyniósł ze sobą także smutek. Nie z jego winy przecież umarła mała Grace, więc kiedy Pilar trzymała go w ramionach – coraz bardziej topniało jej serce. Był rozkoszny, tłuściutki i zapowiadał się na krzepkiego chłopaka, podczas gdy jego wątła siostrzyczka nadawała się tylko na aniołka, toteż prędko wróciła do nieba, tam skąd przyszła.

Pilar i Brad przeżyli cały ten dzień z mieszanymi uczuciami – gniew mieszał się z radosnym podnieceniem, a smutek z rozczarowaniem. Najważniejsze jednak, że byli razem. Nancy szlochała w ramionach Pilar, nie umiejąc ubrać w słowa swoich uczuć, ale łzy wystarczyły za wszystko. Płakał także Tommy, zapewniając ich o swoim najgłębszym współczuciu. Kiedy Todd, nic nie wiedząc o śmierci Grace, zadzwonił z gratulacjami – Brad przekazał mu smutną wiadomość. Wreszcie, korzystając z okazji, kiedy na chwilę została sama, Pilar zadzwoniła do matki. I tu spotkała ją największa niespodzianka, gdyż z oschłej i zasadniczej pani doktor matka przeobraziła się nagle w osieroconą babcię zmarłego dziecka. Rozmawiały blisko godzinę i płakały razem. Najbardziej jednak matka Pilar, kiedy opowiedziała jej o swoim pierwszym synu, który jeszcze przed jej urodzeniem zmarł na „śmierć łóżeczkową”.