Łaska losu (Nadzieja)

Tego samego dnia, w różnych częściach USA, brały ślub trzy pary. Dianę Goode, wychodząc za Andrew Douglasa, pragnęła jak najszybciej zostać matką. Niestety, badania lekarskie wykazały u niej bezpłodność. Wtedy zdecydowała się na adopcję dziewczynki. Charlie Winwood, wychowanek domu dziecka, marzył o założeniu szczęśliwej, wielodzietnej rodziny. Jego żona nie podzielała tych planów, jej celem była kariera filmowa. Rzutka prawniczka, Pilar Graham, dopiero gdy przekroczyła czterdziestkę i poślubiła swojego wieloletniego przyjaciela, zdecydowała się na dziecko. Dla kobiety w jej wieku nie było to łatwe. Przez pryzmat życia tych trzech małżeństw Danielle Steel ukazuje, w jakim trudzie dochodzi się do upragnionego szczęścia. Wzrusza nas radościami i smutkami, sukcesami i porażkami ludzi, którzy wytrwale zdążają do wymarzonego celu.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wymarzony cud, maleńki cud nadziei ten dar szczególny nieba najmniejsze z wszystkich marzeń, miłości wielkiej trzeba by zegar tykać zaczął, jak wielki ból rozstania jak mroczny żal po stracie jak jęk, co serce rani a potem znów od nowa liczenie na łut szczęścia na nowy uśmiech losu że uda się utrzymać wbrew wszystkim przeciwnościom dopóki sił wystarczy wykrzyczeć w twarz ciemnościom tęsknotę aż do nieba i szeptać coraz ciszej, bo długo czekać trzeba aż dobry duch usłyszy i ześle ciemną nocą gdy ledwo śmiesz oddychać drobniutkie wnet paluszki twój rękaw będą chwytać i w sercu płynne złoto, bo nie jest wciąż za późno podziwiać cud stworzenia wśród niespokojnych szeptów i krzyków udręczenia, aż wreszcie w mych ramionach istotka kwili mała, o, chwilo upragniona, bodajbyś wiecznie trwała.

Dzień był upalny i bezwietrzny, a niebo błękitne i bezchmurne, gdy Diana Goode wraz z ojcem wysiadali z eleganckiego samochodu. Pod kremową mgiełką welonu łagodniały jej ostre rysy, a ciężka, atłasowa suknia szeleściła, gdy kierowca pomagał pannie młodej uporządkować fałdy. Diana obdarzyła promiennym uśmiechem ojca i na chwilę przymknęła oczy, aby zachować w pamięci najdrobniejsze szczegóły tego dnia. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa. Wszystko udało się nad podziw.

– Wyglądasz cudownie! – pochwalił ojciec przed wejściem do kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Pasadenie. Matka, siostry, ich mężowie i dzieci przyjechali wcześniej. Diana urodziła się jako średnia córka, a więc usilnie starała się osiągnąć więcej niż siostry. Kochała je nad życie, ale wciąż uważała, że musi je w czymś przewyższyć, choć wcale nie ustawiły poprzeczki zbyt wysoko.

Najstarsza siostra, Gayle, wybrała się na studia medyczne, ale już na kursie przygotowawczym poznała swego przyszłego męża. Wzięła z nim ślub w czerwcu i prawie natychmiast zaszła w ciążę. W wieku dwudziestu dziewięciu lat była już matką trzech uroczych córeczek. Starsza od Diany o dwa lata, zawsze w jakiś sposób z nią rywalizowała, choć obie różniły się diametralnie.

Gayle nigdy nie żałowała, że nie zrobiła kariery jako lekarka. Jej szczęśliwe małżeństwo i macierzyństwo w pełni ją satysfakcjonowało, a zajęcia domowe wręcz uwielbiała. Jako kobieta inteligentna i zawsze dobrze poinformowana, świetnie nadawała się na żonę lekarza ginekologa, gdyż z wyrozumiałością odnosiła się do jego nienormowanych godzin pracy. Kilka tygodni temu Gayle zwierzyła się Dianie, że planują przynajmniej jeszcze jedno dziecko, bo Jack marzył o chłopcu. Całe życie Gayle kręciło się wokół męża, dzieci i domu. Kariera zawodowa zupełnie jej nie pociągała, inaczej niż jej dwie siostry.

Dużo więcej łączyło Dianę z młodszą siostrą, Samantą. Sam zawsze odznaczała się ambicją, przebojowością i dążeniem do obracania się w wielkim świecie. W ciągu dwóch pierwszych lat małżeństwa usiłowała za wszelką cenę łączyć pracę zawodową z prowadzeniem domu, ale gdy w trzynaście miesięcy po pierwszym dziecku urodziło się drugie – uznała, że po prostu nie da rady. Zdecydowała się zrezygnować z pracy w galerii sztuki w Los Angeles, co bardzo ucieszyło jej męża. Jednak już po kilku miesiącach siedzenia w domu poczuła się sfrustrowana, tym bardziej że Seamus, jej mąż, zdobywał tymczasem coraz większy rozgłos jako artysta malarz.

Próbowała wykonywać projekty na zlecenie, ale przy dwójce tak małych dzieci i braku jakiejkolwiek pomocy nawet to okazało się niemożliwe. Właściwie była szczęśliwa w małżeństwie z Seamusem, a jej synek i córeczka – para rozkosznych, pucołowatych cherubinków – wzbudzali ogólny zachwyt, ale czasami zazdrościła Dianie jej pozycji zawodowej w „dorosłym” świecie, jak to nazywała.

Natomiast Dianie życie sióstr wydawało się bardzo ustabilizowane. W wieku dwudziestu pięciu i dwudziestu ośmiu lat osiągnęły chyba to, czego chciały. Samanta czuła się swobodnie w sferach artystycznych, Gayle realizowała się w pełni jako żona lekarza. Diana jednak zawsze pragnęła czegoś więcej. Studiowała w Stanfordzie, ale trzeci rok zaliczyła w Paryżu, na Sorbonie. Wróciła tam potem jeszcze raz, po dyplomie. Wynajęła urocze mieszkanko przy rue de Grenelle, na lewym brzegu Sekwany i przez jakiś czas myślała poważnie o pozostaniu we Francji. Przepracowała półtora roku w redakcji „Paris-Matcha”, ale dłużej nie wytrzymała, bo stęskniła się za domem, rodziną i – o dziwo – siostrami! Gayle urodziła akurat trzecie dziecko, a Samanta spodziewała się pierwszego, więc Diana chciała w takiej chwili być przy nich.

Po powrocie jednak czuła się rozdarta wewnętrznie i przez pierwsze miesiące cierpiała męki, bo nie mogła się zdecydować, czy lepiej zostać w Stanach, czy wrócić do Francji. Może nie po winna była w ogóle stamtąd wyjeżdżać?

Jednak, mimo niewątpliwych zalet Paryża, także w Los Angeles można było wieść ciekawe życie. Udało się jej od razu otrzymać posadę starszego redaktora w piśmie „Todays Home”, które dopiero co weszło na rynek czytelniczy, a więc roztaczały się przed nią wspaniałe perspektywy. Miała dobrą płacę, sympatycznych kolegów i luksusowo urządzony gabinet. Całymi miesiącami poszukiwała sensacji, angażowała fotoreporterów, redagowała artykuły lub opisywała ciekawie urządzone i usytuowane domy. Co jakiś czas zaglądała do Paryża lub Londynu, ale potrafiła także wydawać specjalne numery poświęcone, na przykład; południowej Francji lub Gstaad. Oczywiście częściej szukała materiałów w amerykańskich miastach, takich jak Nowy Jork, Palm Beach, Houston, Dallas czy San Francisco. Lubiła tę pracę, której zazdrościli jej wszyscy, z siostrami włącznie. Istotnie, komuś, kto nie zdawał sobie sprawy, jaki to ciężki kawałek chleba, takie zajęcie mogło wydawać się równie atrakcyjne jak sama Diana.

Diana poznała Andyego na koktajlu dla przedstawicieli prasy, niedługo po tym, jak rozpoczęła pracę w redakcji. Prosto z przyjęcia przeszli do małej włoskiej knajpki, gdzie przegadali bite sześć godzin. Wkrótce ani się obejrzała, jak Andy zaproponował jej, aby zamieszkali razem.

Upłynęło pół roku, zanim się zgodziła, bo obawiała się utraty niezależności. W końcu jednak uległa, bo szalała za nim, podobnie jak on za nią. Pasowali do siebie idealnie. Andy był wysokim, przystojnym blondynem, członkiem tenisowej reprezentacji uniwersytetu Yale. Pochodził z zasiedziałej nowojorskiej rodziny, a na uniwersytet w Los Angeles przeniósł się, aby studiować prawo. Po dyplomie podjął pracę jako radca prawny w sieci przedsiębiorstw zajmujących się organizacją imprez artystycznych. Pasjonowała go zarówno ta praca, jak ludzie, z którymi się spotykał; Dianie to imponowało. W oczach przełożonych cieszył się dobrą opinią ze względu na umiejętność obsługi prawnej skomplikowanych operacji. Diana chętnie chodziła z nim na przyjęcia, gdzie spotykały się gwiazdy show-biznesu, ich pełnomocnicy, reżyserzy i agenci. Obracanie się w takich sferach łatwo mogło przewrócić mu w głowie, ale Andy traktował to wszystko z odpowiednim dystansem. Miał mocny kręgosłup i nie imponował mu blichtr „światowego życia”, ale swoją pracę lubił i planował w przyszłości otwarcie kancelarii specjalizującej się w obsłudze prawnej przemysłu rozrywkowego. Na razie jednak chciał przede wszystkim nabrać doświadczenia. Wiedział, dokąd zmierza i czego pragnie od życia, a karierę zawodową zaplanował na długo naprzód.

Kiedy Diana stanęła na jego drodze, wiedział prawie od razu, że ta kobieta jest odpowiednią kandydatką na żonę i matkę.

Ich pragnienia okazały się zbieżne; gdyż oboje marzyli, by mieć czworo dzieci. Andy był jednym z czterech braci, pośród których znaleźli się także bliźniacy. Diana zastanawiała się już, czy to oznacza, że oni też mogą mieć bliźnięta. W ogóle tematowi dzieci poświęcali wiele rozmów. Ich niefrasobliwość w pożyciu intymnym, granicząca wręcz z kuszeniem losu, również wiązała się z pragnieniem posiadania potomstwa. Diana czuła, że wcale by się nie zmartwili, gdyby zaszła w ciążę, co wymusiło by wcześniejsze zawarcie ślubu. Przecież i tak coraz częściej rozmawiali o planach małżeńskich i zamiarach na dalszą przyszłość.

Zamieszkali razem w niewielkim, lecz eleganckim mieszkaniu w Beverly Hills. Okazało się, że reprezentują podobne upodobania artystyczne – kupili nawet dwa obrazy pędzla Seamusa. Za swoje połączone dochody mogli urządzić naprawdę gustowne gniazdko, a że zdecydowali się na współczesny wystrój – wszelkie nadprogramowe pieniądze przeznaczali na dzieła sztuki. Chcieli nawet zapoczątkować własną kolekcję, ale chwilowo nie mogli sobie jeszcze na to pozwolić, więc kupili tyle obrazów, ile mogli i bardzo się nimi cieszyli.

Najbardziej jednak ujęło Dianę to, że Andy utrzymywał przyjazne stosunki z jej rodzicami, siostrami i szwagrami. Mimo iż Jack i Seamus reprezentowali zgoła odmienne charaktery, Andy lubił obydwóch i często umawiał się z nimi na lunche, jeśli nie kolidowało to z jego sprawami służbowymi. W światku artystycznym poruszał się równie swobodnie jak Seamus, a z Jackiem potrafił rozmawiać zarówno o medycynie, jak o interesach.