Leith patrzyła na niego oszołomiona.

– Chyba powiedziałem dość? – zapytał.

Leith odzyskała wreszcie zdolność mówienia. -To czy to, co mówisz, nie jest przypadkiem… częścią kary za to, że nie powiedziałam ci o Rosemary i…

– Kary! – wykrzyknął przerażony – Och, nie! Dokonałaś fantastycznych rzeczy, żeby utrzymać Travisa przy zdrowych zmysłach… – urwał. Serce Leith tłukło się jak oszalałe.

– Czy naprawdę czułabyś się ukarana, gdyby to, co powiedziałem, nie było prawdą?

– Nigdy nie lubiłam być okłamywana – odparła po paru chwilach wewnętrznej walki… i musiała przyznać Naylorowi, ze i ona nie była w porządku pod tym względem. Umyślnie nie powiedziała mu przecież, że są z Travisem jedynie przyjaciółmi.

To, co powiedział, wystarczyło jednak, by mocno ścisnęła jego dłonie i spojrzała na niego z miłością.

– Nie okłamuję cię, Leith. Poznałem gorycz zazdrości i nie chciałbym, aby dotykał cię inny mężczyzna. Pragnę cię tylko dla siebie.

– Pragniesz mnie? – wyszeptała drżącym głosem. Nie chciała, aby brzmiał tak płaczliwie, ale ta nutka wzruszenia zdawała się rozczulać Naylora.

– Pragnę? Leith, jesteś moją miłością. Przecież to właśnie usiłuję ci powiedzieć – Naylor usiadł obok niej.

– Nie wierzę ci… – jednak jej oczy przeczyły słowom. Naylor dostrzegł ich prawdziwy wyraz i to dodało mu odwagi.

– A chcesz w to uwierzyć? – zapytał.

Leith w milczeniu wpatrywała się w niego, a kiedy głos znów odmówił jej posłuszeństwa, mogła zrobić tylko jedno. Skinęła głową.

– Więc sprawię, że uwierzysz! – wyszeptał miękko, a potem delikatnie, czule, objął ją ramionami.

Leith była bliska łez, tak cudowne to było uczucie, gdy Naylor przytulił ją i niemal z nabożeństwem dotknął ciepłymi, namiętnymi wargami jej ust.

– Och, Naylor – jęknęła, gdy przerwał pocałunek. Przyglądał się jej długo, pieszcząc wzrokiem jej twarz, a potem muśnięciami ust, lekkimi jak wietrzyk, zaczął okrywać jej oczy i czoło.

– Kochasz mnie, najdroższa? – zapytał. Delikatnie, pieszczotliwie odgarnął włosy z jej czoła. – Chciałbym w to uwierzyć, ale choć twoje oczy zdradzają, co czujesz, muszę to usłyszeć, proszę…

Uśmiechnął się zachęcająco. Leith uśmiechnęła się także.

– Tak, bardzo cię kocham, Naylor – powiedziała.

– Moje kochanie! – wyszeptał.

W letnim domku na długie minuty zapanowała cisza, kiedy oboje przylgnęli do siebie, spleceni ramionami, i całowali się i tulili, i znów całowali. Odsuwali się od siebie tylko po to, by za chwilę znów czerpać radość z bliskości. I znowu obejmowali się mocno, aż wreszcie niedowierzanie stopniowo zmieniło się w wiarę. W gorącym uścisku nagle zaczęło do nich docierać, że to, co uważali za nieosiągalne, nagle stało się rzeczywistością.

– Moja słodka, słodka, uwielbiana Leith -mrukął, układając jej głowę wygodnie na swym ramieniu.

– Wiem, że na to ani trochę nie zasłużyłem, ale… powiedz mi to jeszcze raz.

– Że… cię kocham?

– I jeszcze raz.

– Kocham cię – zaśmiała się Leith.

– Niewiarygodna kobieto! Należę do ciebie – rzekł gorąco.

– Jak to się stało, że mi to nigdy nie przyszło do głowy? – zażartowała, wciąż zawstydzona, choć wszystkie mury runęły już dawno.

– Nie powinno było – burknął z udanym gniewem. -I bez tego miałem dość problemów, żeby zrozumieć, co się ze mną dzieje. Nie chciałem, żebyś jeszcze ty – powód moich bezsennych nocy – znała moją słabość.

Leith nie mogła sobie wyobrazić słabego Naylora.

– Ty też miałeś bezsenne noce? – zagadnęła.

– A ty też? – zapytał z niedowierzaniem, a gdy przytaknęła, uśmiechnął się zadowolony.

– Mówiłeś, że nie możesz tego pojąć? Pragnęła wiedzieć o nim wszystko, co tylko można wiedzieć, ale nie miała pojęcia, od czego zacząć.

– Nic nie mogłem pojąć – odparł. – Dopóki nie zrozumiałem, dlaczego moje myśli wciąż pełne są ciebie, nie wiedziałem, czemu jeszcze cię nie wyrzuciłem. Dopiero później pojąłem, że nie dlatego, że nie chciałem, ale dlatego, że nie mogłem cię wyrzucić… Miałaś być tam, gdzie mógłbym na ciebie patrzeć.

– Naprawdę? – westchnęła Leith. – Ty potworze, a obiecywałeś, że mnie wyrzucisz, i to bez odprawy!

– Uległem panice.

– Panice? Ty?

– Nie potrafiłem znieść myśli o weekendzie bez ciebie, a kiedy odmówiłaś, straciłem głowę i zagroziłem, że cię wyrzucę.

– Och, Naylor – miękko wyszeptała Leith.

– Kochanie moje… obudziłaś we mnie uczucia, o które nawet się nie podejrzewałem. I to bardzo różnorodne: zazdrość, rozpacz, wściekłość, nadzieję. Nigdy dotąd nie odczuwałem, nie cierpiałem tak mocno. – Naylor przytulił policzek do jej włosów. – A gdy na dodatek pojawił się jeszcze jeden facet, jakiś Sebastian…

– Co zrobiłeś z jego kapeluszem? – przypomniała sobie Leith.

– Dostanie inny – odparł Naylor, uśmiechając się beztrosko. – Chciałem wyeliminować wszystkich innych mężczyzn z twojego życia.

– Inni mężczyźni? Nie było innych mężczyzn! – zaśmiała się.

– Ja o tym nie wiedziałem – burknął. – Zżerała mnie zazdrość, kiedy zobaczyłem cię w ramionach tego Fishera…

– Byłeś zazdrosny o Paula? – jej głos zniżył się do szeptu.

Naylor przytaknął.

– Nawet kiedy zorientowałem się, że tak stanowczo odrzuciłaś jego zaloty, nie przestałem być zazdrosny.

– Naskarżyłeś na niego do Roberta Drewera – przypomniała sobie Leith.

– I jeszcze jak! Nie życzę sobie tego rodzaju napaści w mojej firmie, a zwłaszcza, kiedy dotyczą ciebie! Uważasz pewnie, że jestem bezczelny? Przecież ja także cię napastowałem… ale to była twoja wina, najdroższa!

– Moja? – zawołała tonem urażonej niewinności.

– A o kim myślałem przez cały weekend?

– O mnie? – zapytała rozczulona.

– A o kim? – zaśmiał się. W jego uśmiechu było samo słońce. – Nic dziwnego, że nie mogłem się doczekać chwili, gdy przyjdziesz do mojego biura w poniedziałek rano.

Leith była szczęśliwa.

– Myślałam, że chcesz mnie przepytać z dokumentacji Palmer & Pearson, a ty powiedziałeś mi, że mam zostać twoją dziewczyną.

– A teraz mogę się tylko cieszyć, że zataiłaś przede mną twój prawdziwy stosunek do Travisa.

– Myślałam, że kiedy już się dowiesz, co zrobiłam… czego nie zrobiłam, zamordujesz mnie.

– Z całą przyjemnością, gdybym nie był w tobie tak zakochany – odparł z uśmiechem. – Zdecydowałem, iż jeśli tak bardzo zależy ci na pracy, że zażądałaś mojego słowa, to będziesz od tej pory miała furę zajęć.

– I powiedziałeś mojemu szefowi, że powinnam mieć ich tyle, żeby zajęły mi dzień i noc? – zapytała ponuro.

– Wybacz, nie wiedziałem jeszcze wtedy, kim jest Sebastian. Byłem zbyt dumny, żeby zapytać, a z zazdrości nie chciałem, aby została ci choć odrobina czasu na kontakty towarzyskie. Zazdrość ciążyła na mnie jak przekleństwo. Jak nie Travis, to Sebastian…

A tego wieczoru, kiedy całą godzinę przesiedziałem na parkingu w oczekiwaniu na ciebie… ja, który nigdy nie czekałem na żadną kobietę dłużej niż kwadrans!… ciągle miałem przed oczami ciebie w towarzystwie innego mężczyzny!

– A ja szukałam mieszkania. Wróciłam do domu sama – wyszeptała.

– A kiedy się wściekłem, roześmiałaś mi się w nos… i wtedy już wiedziałem, że cię kocham.

– Wiedziałeś?

– Z całą pewnością – odparł czule. – Ale krótko byliśmy sami. Zaraz przyplątał się Travis. Byłem załamany myślą, że on był twoim kochankiem i musiałem wyjść, zanim się zdradzę.

Leith spoglądała na niego czułym wzrokiem.

– Ze mną działo się to samo, zauważyłam u siebie jakąś dziwną awersję do twoich znajomych blondynek…

– Naprawdę? – roześmiał się uszczęśliwiony. Pocałował ją serdecznie.

– Wiedziałaś, co to było, kiedy po raz pierwszy poczułaś do mnie coś… innego niż nienawiść? – zapytał, zanim jej serce zdołało uspokoić się.

– Mogę ci dokładnie powiedzieć – odparła miękko. – Kiedy poczułam, że cię kocham. Ostatniej soboty. Poszliśmy na spacer, a ty powiedziałeś coś…

– Coś obraźliwego i bardzo nie na miejscu – przypomniał sobie.

– A ja cię uderzyłam i…

– I należało mi się.

– Kiedy się ze mną zgadzasz, wytrącasz mi broń z ręki – zaśmiała się.

– Będę o tym pamiętał – skinął głową… ale nie pozwolił na zmianę tematu. – Mów dalej.

– To wszystko – uśmiechnęła się. – Pobiegłam do domu, wściekła, zraniona i zagniewana… i zrozumiałam, że nie dotknęłoby mnie to tak bardzo, gdybym cię nie kochała.

Naylor natychmiast przygarnął ją do siebie i ucałował tak czule, jakby chciał scałować wszystkie ślady ran, jakie jej zadał.

– Czy to ci pomoże przebaczyć mi, kochanie, jeśli powiem, że wiłem się potem w piekielnych mękach?

– Przebaczę ci wszystko – zaofiarowała się, ale coś jeszcze ją niepokoiło: – Nie cieszyłeś się z powrotu do domu?

– Nie o to chodziło. Zdałem sobie sprawę, że nienawidzę każdego spojrzenia i uśmiechu, jakim podczas lunchu obdarzałaś Travisa. A kiedy poszedłem za tobą i znalazłem cię w bibliotece wraz z nim… czule dotykającą jego ramienia…

– Och, Naylor – rozczuliła się. – Poszłam do biblioteki, żeby zadzwonić do Rosemary. Travis prosił mnie o to, na wypadek, gdyby jej rodzice byli w domu. I rzeczywiście byli – dorzuciła, gdy Naylor zrobił taką minę, jakby chciał usłyszeć więcej. – Travis rozmawiał z Rosemary, ale rozmowa urwała się. Był zrozpaczony.

– I ja też – zauważył Naylor z półuśmieszkiem, który już zdążyła pokochać.

– I dlatego podczas kolacji powiedziałeś o naszych zaręczynach?

– Wydawało mi się, że nie masz zamiaru skończyć z Travisem, dlatego zdecydowałem się to zrobić za ciebie, ogłaszając, że jesteśmy zaręczeni. Na złość sobie, bo wściekłaś się i przez cały wieczór doprowadzałaś mnie do szału, udając zakochaną. Chciałem, żebyś była zakochana, a nie udawała – wyznał.

– Przepraszam – szepnęła miękko.

– To ja powinienem przepraszać – odparł szybko i ciągnął: – Jakiś diabeł we mnie wstąpił, kiedy przed drzwiami swojej sypialni wykrzyczałaś, że Travis nieraz zostawał u ciebie na noc. Poniosło mnie – głęboko zaczerpnął tchu, jakby tamto wspomnienie wciąż go prześladowało. – Przeraziłem cię, prawda?