– Masz inne pomysły?

– Gdzieżbym śmiała?

– Jak ci zależy na pracy, to nie! – syknął, bliski szału. – Czy wy macie jakąś sekretną umowę, o której ja nic nie wiem?

– O czym ty mówisz?

Jedynym sekretem, jaki dzieliła z Travisem, była Rosemary. Jak długo jeszcze będę trzymać jej istnienie w tajemnicy? – pomyślała.

– Jak to o czym? Czy ty przypadkiem nie prowadzisz podwójnej gry?

Z wyrazu jego oczu Leith wywnioskowała, że biada jej, jeśli zgadł.

– Wiem dobrze, co o mnie myślisz, ale czy sądzisz, że twój kuzyn chciałby dalej być moim… hm… kochankiem, wiedząc, że jestem z tobą zaręczona?

Naylor obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem.

– A więc skończyłaś z nim? – wywnioskował. Leith westchnęła głęboko. Już była zdecydowana rzucić to krótkie tak, na które czekał, ale ugryzła się w język. Jeśli powie mu, że nie kocha Travisa, może także uda jej się ukryć, kogo kocha naprawdę.

– Skończyłam z nim… Tak – powiedziała sztywno. – Ale dopiero teraz zrozumiałam, że Travis zawsze będzie dla mnie kimś szczególnym.

Naylor posłał jej spojrzenie pełne intensywnej nienawiści. Wydawało się, że chce ją przewiercić na wylot.

– Jeśli to tylko nie wpłynie na twoją pracę! – warknął i, jakby nie mógł ani chwili dłużej przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, odwrócił się i wyszedł.

Leith opadła na fotel, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się za nim. Była roztrzęsiona. Trudno znieść tyle antypatii, kiedy kocha się tak bardzo!

Tej nocy znowu nie spała dobrze. Myśli jej były zajęte Naylorem. Myślała o nim, o jego wściekłości i ledwie maskowanej groźbie, którą rzucił jej na odchodnym. Do tej pory tak dokładnie starała się wypełniać wszystkie jego polecenia, a jednak wciąż była zagrożona.

Z tą smutną refleksją zasnęła, ale kiedy rankiem otworzyła oczy, uświadomiła sobie, że istnieje tylko jedno wyjście. Musi opanować miotające nią uczucia i złożyć wypowiedzenie.

Pojechała do pracy wciąż nie widząc innej alternatywy. Oczywiście, zostanie jej dług hipoteczny, ale nie była to tragedia. Zgodnie bowiem z jej umową z Vasey, z wyjątkiem przypadku, gdyby została zwolniona dyscyplinarnie, obie strony musiały złożyć wypowiedzenie z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Za trzy miesiące wyprowadzi się z mieszkania, pozostawiając je najemcy, który pokryje koszty spłaty hipoteki. W ciągu trzech miesięcy na pewno nie znajdzie pracy równie dobrze płatnej, ale w każdym razie coś znajdzie!

Natychmiast po wejściu do biura wysłała Jimmy'ego z jakimś poleceniem i napisała prośbę o zwolnienie. Wiedziała, że to będzie bolało, że w ten sposób traci szansę zobaczenia Naylora kiedykolwiek, ale w głębi duszy czuła, że robi słusznie. Nie wytrzyma już dłużej jego ataków wściekłości, tego, że uważa ją za dziwkę. Najbardziej jednak bała się, by nie poznał jej prawdziwych uczuć.

– Idę do biura pana Drewera – oznajmiła Jimmy'emu, kiedy wrócił. Wzięła kopertę z wymówieniem i poszła do szefa działu.

– Pan Drewer wyszedł na kilka minut. Czy mogę w czymś pomóc? – zapytała sekretarka.

– Proszę mu to oddać, dobrze? – poprosiła Leith i wróciła do swego biura, gdzie przez następne dwadzieścia minut starała się pracować w skupieniu.

Nie zdołała na dobre zatopić się w swoich zajęciach, kiedy nagle Naylor wpadł do jej pokoju z takim impetem, że podskoczyła w miejscu.

– Wynoś się! – bezceremonialnie polecił Jimmy'emu.

– Tak, proszę pana! – bąknął Jimmy i wyleciał jak z procy.

– Właśnie rozmawiałem z Drewerem – warknął. -Zauważył, że niedługo pewnie ślub, więc spytałem, co znowu krąży po tutejszych liniach. Odpowiedział, że to jego osobisty wniosek, który wyciągnął na widok twojego wymówienia.

Leith wiedziała, że Naylor nie będzie zbyt uszczęśliwiony jej rezygnacją, ponieważ wytrąca mu z ręki wszystkie atuty.

– Proszę mi powiedzieć, panno Everett – ciągnął groźnie – co do cholery pani sobie myśli, tak po prostu odchodząc?

– Nie możesz zabronić mi odejść! – odparła butnie.

– Nie mogę zabronić ci odejść, fakt – zgodził się, kipiąc gniewem – ale na pewno mogę postarać się o to, żebyś już nie dostała pracy w swoim zawodzie!

Leith otworzyła usta i wyszeptała z niedowierzaniem:

– Nie zrobiłbyś tego…

– Tylko spróbuj! – warknął. – Telefon, słówko szepnięte do właściwego ucha o tym jak zawaliłaś kontrakt Norwood & Chambers…

Nie musiał kończyć.

Leith nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby był rzeczywiście zdolny do takiej podłości?!

– Ty sukinsynu! – syknęła.

Nie dotknęło go to. Nawet nie mrugnął.

– Wszystkiego najlepszego z okazji zaręczyn, kochanie! – wypalił.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Przebrnęła jakoś przez środę i czwartek, ale w piątek, jadąc do pracy, wciąż nie była pewna, czy opuści Vaseya za trzy miesiące. Czuła się zbyt zniechęcona, aby szukać innego zajęcia. Nie miała żadnych perspektyw na znalezienie odpowiedniej pracy. Każdy przyszły pracodawca zmuszony byłby zwrócić się do Vaseya o referencje, a nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że Naylor Massingham dokładnie zna zawartość jej kartoteki. Zapewne poinstruował kadry, by informowały go o wszystkim co dotyczy jego „narzeczonej". Mógł jej zaszkodzić w każdej chwili.

Parkując samochód zastanawiała się, czy wciąż jeszcze jest z nim zaręczona? Od ostatniego, jakże burzliwego spotkania nie dał znaku życia.

– Cześć, Jimmy! – rzuciła wesoło asystentowi. Nie pozwoli, by jej kłopoty stały się źródłem plotek.

– Witaj, Leith – odparł poważnie. – Naprawdę bardzo podoba mi się twoja nowa fryzura.

Leith wróciła do dawnego uczesania. Upieranie się przy nietwarzowym koku wydawało jej się idiotyczne. Zdjęła też okulary. Cielęce spojrzenie, jakim obdarzył ją Jimmy, przeraziło ją. Tylko tego teraz brakowało, żeby się w niej zadurzył.

– Dzięki – odparła krótko.

O jedenastej Jimmy poszedł na kawę i plotki. Leith pracowała jeszcze przez parę minut, po czym doszła do wniosku, że potrzebuje informacji z innego działu.

Była już w połowie korytarza, gdy ujrzała Naylora, zbliżającego się z przeciwnej strony.

Serce w niej zamarło w oczekiwaniu na spotkanie, ale jej narzeczony minął ją bez słowa, lodowate spojrzenie lokując gdzieś ponad jej głową.

Do końca dnia nie mogła znaleźć sobie miejsca. Chyba nigdy dotąd nie pracowała tak nieudolnie. Ale jak mogła się skupić, gdy co chwila, zamiast rozłożonych przed sobą dokumentów, widziała twarz Naylora. Była taka zimna i obca…

Z zamyślenia wyrwał ją telefon.

– To chyba pan Massingham – oznajmił Jimmy scenicznym szeptem i podał jej słuchawkę.

Po chwili wahania wzięła ją do ręki.

– Halo – musiała mocno wziąć się w garść, kiedy okazało się, że Jimmy ma rację.

– Chciałbym się z tobą widzieć – powiedział Naylor beznamiętnie.

– Teraz? – zapytała, zastanawiając się jednocześnie, jak zajdzie gdziekolwiek na tych trzęsących się nogach.

– Dlaczego nie? – odparł i odłożył słuchawkę. Co za odmiana! – pomyślała, z lekka zaniepokojona. Czyżby znów coś knuł?

– Nie zabawię długo – powiedziała do Jimmy'ego. – Idę…

– Do nowego skrzydła?

– Za bystry jesteś na tę pracę – mruknęła wyniośle. Ruszyła korytarzem, czując, że zaczyna wpadać w panikę. Czy wezwał ją do swego gabinetu po to, żeby dać jej burę za spotkanie w korytarzu dziś rano, zastanawiała się, podchodząc do drzwi Moiry Russell. W końcu on też ją zignorował. Nie, nie mógłby być aż tak nieprzyjemny – doszła do wniosku i weszła.

– Pan Massingham jest wolny – oznajmiła z uśmiechem Moira Russell.

– Dzięki – odpowiedziała Leith, mając nadzieję, że uśmiechem pokryje zdenerwowanie. Zapukała, wzięła głęboki oddech i weszła.

Naylor stał przy biurku, przeglądając jakieś papiery. Serce Leith zabiło mocno – Boże drogi, jakże ona go kocha!

– Dzień dobry – jakaś aktorka głęboko w jej wnętrzu powitała go uprzejmie na użytek sekretarki. Kiedy wreszcie podniósł oczy, zamknęła drzwi. – Chciałeś widzieć się ze mną?

– Wejdź – zaprosił ją, a potem rzucił papiery na biurko i podszedł do okna. Milczał przez chwilę, jakby roztaczający się stamtąd widok był bardzo interesujący. Nagle otrząsnął się z zadumy i powiedział:

– Wygląda na to, że wujostwo chcą lepiej poznać kobietę, którą mam pojąć za żonę.

Leith odwróciła wzrok. Poczuła ukłucie bólu na myśl, że jeśli Naylor ożeni się, to na pewno nie z nią.

– Zapraszają nas na weekend do Parkwood- dodał. Nie! – pomyślała zrezygnowana Leith. Dość już tej całej farsy!

– Zacznijmy od tego-odezwała się-że nie wyjdę za ciebie i…

Urwała, kiedy dostrzegła pulsowanie żyłki na jego skroni i mimowolny ruch głowy w tył. Z ponurego błysku w jego oczach domyśliła się, że obraziła go.

– Mogłabyś przynajmniej poczekać, aż cię ktoś poprosi, zanim odmówisz – stwierdził lodowato.

Leith aż skurczyła się po tych brutalnych słowach. Pomyślała, że za żadne skarby nie pojedzie z nim do Parkwood. Chyba wyczytał z jej twarzy ból i bunt, bo dodał już o wiele spokojniejszym tonem:

– Ciotka i wujek byli dla mnie jak rodzice… wiele im zawdzięczam…

– Czy dlatego ich okłamujesz? – rzuciła ostro, bo Naylor pielęgnując swoje uczucia rodzinne zdawał się nie zwracać uwagi na to, że czyni to jej kosztem.

– Wiesz, dlaczego muszę to robić – odparł. Miękkie nuty znikły z jego głosu.

– Odśwież mi pamięć!

– Czy muszę ci przypominać, że zabrałem cię do domu tylko po to, aby pokazać Travisowi, że kochasz kogoś innego – zwrot ten, dotyczący go w większym stopniu, niż sądził, trafił zbyt blisko celu. Leith instynktownie odwróciła się, żeby wyjść.

– Mogę z miejsca cię zwolnić! – wybuchnął Naylor, zanim zdołała zrobić choćby krok.

Stanęła nieruchomo i dopiero kiedy poczuła, że może już zapanować nad sobą, odwróciła się powoli. Nie musiał nawet mówić, że gdyby oskarżyła go o niesprawiedliwe wyrzucenie z pracy, każdy sąd stanąłby po jego stronie. Stąd w jej oczach pojawiła się spora doza nienawiści.