Luke pokiwał głową jeszcze wolniej niż przedtem.
– Co mogą ci za to zrobić?
– Kto? Psy?
– Między innymi.
– Nic konkretnego. Przynajmniej na razie. Jestem czysty, staruszko, choć może to też nie za dobrze. Nie są w stanie się do mnie przyczepić i dlatego pewnego dnia wykończą mnie po królewsku i całościowo, z samej chęci zemsty.
W głowie Keshii zabrzęczał pierwszy sygnał ostrzegawczy.
– I mogą to zrobić? – zapytała tępo, rzeczywiście jak ktoś świeżo obudzony ze snu.
– Jeżeli się uprą… Zależy, jakie to będzie dla nich ważne. W tej chwili znowu nieźle ich podbechtałem.
– Czy ty się nie boisz?
– A cóż by to zmieniło? – Luke uśmiechnął się cynicznie i potrząsnął głową. – Nie, moja panno, nie boję się.
– Czy coś ci grozi, Luke? Mam na myśli prawdziwe zagrożenie.
– Chodzi ci o cofnięcie zwolnienia warunkowego czy o inne niebezpieczeństwo?
– O jedno i drugie.
Wiedział, że nie może pozostawić jej bez odpowiedzi.
– Nie zagraża mi nic konkretnego, dziecino. Sprawa wywołała wielkie poruszenie, ale akurat ci, których najbardziej wkurzyła, nie mają żadnej pewności, że ja miałem z nią cokolwiek wspólnego. Staram się zacierać ślady. Te dupki z komisji do spraw zwolnień nie mają nic na mnie, a w czasie, jaki zajęłoby im zbieranie informacji, zdążą ochłonąć. Co się zaś tyczy pewnych gorąco-głowych radykałów, również zamieszanych w ten strajk, którzy nie podzielają moich poglądów, zanadto się mnie boją, żeby ze mną zadzierać. Tak więc nie ma mowy o żadnym niebezpieczeństwie.
– Ale sytuacja w każdej chwili może ulec zmianie, prawda? – Keshia czuła fizyczny ból na samą myśl, że coś mogłoby mu grozić. Oczywiście wiedziała od początku, że Luke nie prowadzi łatwego życia, lecz czym innym było uświadomić to sobie teraz, kiedy go kochała. Nie marzyła o wywrotowcu, a o kimś, z kim mogłaby żyć długo i szczęśliwie.
– O czym tak dumasz? – spytał Luke. – Wyglądasz, jakbyś była o tysiąc mil stąd. Zadałaś mi pytanie i mogę się założyć, że w ogóle nie usłyszałaś odpowiedzi.
– Co odpowiedziałeś?
– Że ludzie giną przechodząc przez ulicę, więc wpadanie teraz w histerię byłoby co najmniej przedwczesne. Tobie też w każdej chwili może coś zagrozić. Możesz zostać porwana dla sutego okupu. Więc darujmy sobie to „gdybanie”. Jestem tu, przy tobie, i kocham cię. To wszystko, co powinno cię interesować. A teraz o czym znów tak myślisz?
– Jaka szkoda, że nie jesteś maklerem albo agentem ubezpieczeniowym!
– Oj, staruszko, źle się wybrałaś! \
– Wiem. Może jestem stuknięta, no i co z tego? – Keshia wzruszyła ramionami pokrywając zakłopotanie, po czym spojrzała na niego zupełnie poważnie. – Luke, dlaczego wciąż angażujesz się w bunty więzienne? Nie możesz sobie tego odpuścić? Nie siedzisz już w więzieniu, a tego rodzaju działalność może cię drogo kosztować.
– Zaraz ci powiem, dlaczego. Dlatego, że ci faceci zarabiają trzy centy za godzinę, a pracują ciężko w warunkach, w jakich nie zgodziłabyś się trzymać swego psa. Mają żony i dzieci, jak wszyscy. Ich rodziny utrzymują się z zasiłków opieki społecznej, a nie byłyby do tego zmuszone, gdyby pracujący więźniowie otrzymywali godziwe stawki. Nie muszą zarabiać dużo, po prostu uczciwie. Ciężko pracują na chleb, a forsa potrzebna jest im tak samo jak wszystkim innym. Dlatego właśnie organizujemy strajki pracownicze. Schemat postępowania został ustalony w taki sposób, aby każdy komitet strajkowy mógł się nim posłużyć, bez potrzeby wprowadzania znaczniejszych zmian. W przyszłym tygodniu podobny, choć nie identyczny strajk wybuchnie w Folsom. – Luke zauważył jej minę i potrząsnął głową. – Nie martw się, nie będę tam potrzebny. Ja już odwaliłem swoją robotę tutaj.
– Ale dlaczego właśnie ty musisz się tym zajmować, na litość boską? – Ku zaskoczeniu Luke’a Keshia eksplodowała.
– A dlaczego nie?
– Choćby dlatego, że przebywasz na zwolnieniu warunkowym. A skoro tak, nadal pozostajesz do dyspozycji władz. Dostałeś pięć lat do dożywocia, czy tak?
– Tak. Co z tego?
– To, że oficjalnie do końca życia mają cię w ręku. Zgadza się?
– Nie zgadza. Mają mnie jeszcze przez dwa i pół roku, do upływu terminu warunkowego zwolnienia, mądralo. Widzę, że zaczęłaś zgłębiać wiedzę w tym przedmiocie. – Luke zapalił następnego papierosa, unikając jej wzroku.
– Owszem, przeczytałam dość, żeby wiedzieć, że wciskasz mi kit z tymi dwoma i pól roku. Mogą cofnąć ci zwolnienie warunkowe, kiedykolwiek zechcą, i znów wsadzić cię na następne pięć lat albo na resztę życia.
– Ależ, Keshia… dlaczego mieliby to zrobić? – zaoponował, lecz niezbyt przekonująco.
– Na litość boską, Luke, jesteś aż tak naiwny czy po prostu się zgrywasz? Za agitację w więzieniach, na przykład. Zgodzisz się chyba, że to pogwałcenie warunków zwolnienia. A ja nie jestem taka głupia, jak sądzisz.
– Nigdy nie sądziłem, że jesteś głupia – rzekł cicho. – Ale ja też nie jestem idiotą. Powtarzam ci, nigdy nie zdołają mi udowodnić, że miałem cokolwiek wspólnego z tym strajkiem.
– Skąd ta pewność? A jeżeli jeden z twoich emisariuszy puści farbę? Albo jakiś wariat… „radykał”, jak to określasz… straci cierpliwość i zwyczajnie cię zastrzeli?
– Wtedy dopiero będziemy się martwić. Wtedy, nie teraz.
Keshia milczała przez chwilę. W jej oczach błyszczały łzy.
– Przykro mi, Luke, nic na to nie poradzę, że się martwię. Wiedziała, że ma powody do zmartwienia. Lucas nie zamierzał poniechać agitacji w więzieniach, stawiając pod znakiem zapytania swoją wolność, jeśli nie życie. Oboje o tym wiedzieli.
– Daj spokój, staruszko, zapomnijmy o tym i chodźmy coś zjeść.
Pocałował ją kolejno w prawe oko, potem w lewe, a na końcu w usta i mocno przytulił. Miał już dość trudnych rozmów na dzisiejszy wieczór. Panujące między nimi napięcie powoli zelżało, czego nie dało się powiedzieć o obawach Keshii. Wiedziała, że skłaniając go, by zrezygnował, porywałaby się z motyką na słońce. Luke był urodzonym hazardzistą. Pozostawało jej tylko mieć nadzieję, że nigdy nie przegra.
Pól godziny później znaleźli się w hotelowym holu.
– Dokąd mnie zabierasz?
– Do Vanessiego. Dają tam najlepsze spaghetti w tym mieście. Znasz San Francisco?
– Nie najlepiej. Byłam tu jako dziecko, a później raz na przyjęciu dziesięć lat temu. Pamiętam, że jedliśmy kolację w jakiejś polinezyjskiej knajpie i mieszkaliśmy w hotelu na Nob Hill. Pamiętam tramwaj i nic więcej. Byłam tu w asyście Edwarda i Totie.
– Wątpię, czy był to świetny ubaw. To znaczy, dziewczyno, że w ogóle nie widziałaś tego miasta.
– To prawda. Ale teraz widziałam już „Ritza”, a ty na pewno pokażesz mi resztę – uśmiechnęła się spokojnie, ściskając go za ramię.
Mimo późnej pory u Vanessiego było tłoczno. Artyści, pisarze, dziennikarze, publiczność teatralna, politycy, młode i bogate piękności – przekrój całej wierzchniej warstwy społeczności San Francisco. Luke oczywiście się nie mylił – zarówno spaghetti, jak i wszystkie przystawki były tu wyśmienite.
Keshia uniosła do ust filiżankę kawy z ekspresu i leniwie rozejrzała się dookoła.
– Ten lokal przypomina trochę „Giną” w Nowym Jorku, tyle że tu jest ładniej.
– Bo San Francisco w ogóle jest ładniejsze. Jestem po uszy zakochany w tym mieście. Ma tylko jedną wadę: całkowicie zamiera jeszcze przed północą.
– Wcale dziś nie mam ochoty na nocne życie. Według mojego czasu jest już druga w nocy.
– Jesteś zmęczona? – zmartwił się Luke. Keshia wciąż wydawała mu się taka maleńka, krucha i delikatna, choć zdążył już się przekonać, że jest o wiele silniejsza, niż wskazywałyby pozory.
– Nie, po prostu wpadłam w leniwy nastrój. Jestem taka szczęśliwa… Na tym łóżku w „Ritzu” człowiek ma wrażenie, że zasypia na obłoku.
– Rzeczywiście!… – ucieszył się Luke.
Ujął ją za rękę, zaraz jednak jego wzrok powędrował gdzieś poza nią i Luke zmarszczył brwi. Keshia obróciła się, by zobaczyć, co spowodowało tę zmianę nastroju. Luke patrzył na pięciu mężczyzn siedzących przy jednym z pobliskich stolików.
– Znajomi?
– Poniekąd – twarz mu stwardniała, a dłoń jakby straciła zainteresowanie jej dłonią. Mężczyźni mieli krótkie, schludnie ostrzyżone włosy, dwurzędowe garnitury i jasne krawaty. W pewien sposób przywodzili na myśl gangsterów.
– Kto to taki? – Keshia odwróciła się znów do Luke’a.
– Psy – rzekł lakonicznie.
– Policja? Skinął głową.
– Tak. Wywiadowcy mający za zadanie utrudniać życie takim ludziom jak ja.
– Nie przesadzaj, Luke. Oni po prostu jedzą tu kolację, tak samo jak my.
– Może i masz rację – przyznał. Spotkanie to jednak zwarzyło mu nastrój i wkrótce potem wyszli.
– Luke… – zaczęła Keshia, gdy kroczyli wolno ulicą.
– Nie masz nic do ukrycia, prawda?
– Nie. Niemniej ten facet, który siedział do nas twarzą, depcze mi po piętach, odkąd zjawiłem się w San Francisco. Powoli zaczynam już mieć tego dość.
– Przecież dziś cię nie śledził. Po prostu jadł kolację z przyjaciółmi. – Faktycznie grupa policjantów nie wykazywała żadnego zainteresowania ich stolikiem. – Prawda?
– dokończyła mniej pewnie. W jej głosie słychać było zmartwienie.
– Nie wiem, staruszko. W każdym razie nie byłem tym zachwycony. Pies to zawsze… no, po prostu pies. – Luke zapalił cygaro i spojrzał na nią z góry. – Niedobrze, że wciągam cię w to towarzystwo, dziecino. Ja nie lubię glin, a oni odpłacają mi tym samym. I spójrzmy prawdzie w oczy: strajk w San Quentin, w którym maczałem palce, to nie przelewki. W ciągu trzech tygodni zginęło tam siedmiu strażników.
Poniewczasie zastanowił się, czy nie popełnił błędu, zatrzymując się w tym mieście na dłużej, niż było to absolutnie konieczne.
Zaglądali do księgarni porno, przyglądali się turystom na ulicy, a w końcu skręcili w Grand Avenue usianą kawiarenkami i klubami literackimi, lecz niezależnie od tego, jak bardzo starali się nie okazywać tego sobie wzajem, żadne z nich nie mogło pozbyć się z myśli pięciu policjantów. Luke od nowa zaczął mieć wrażenie, że jest osaczony.
"Zwiastun miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zwiastun miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zwiastun miłości" друзьям в соцсетях.