– Owszem, ale nie mnie go zawdzięczasz. Mówiłem ci już: poczucia wolności nie da się odebrać… ani podarować. Człowiek sam je zdobywa. Postaraj się je zachować. – Wstał, pochylił się, żeby pocałować ją w czubek głowy, i zapytał szeptem: – Gdzie jest sracz?
Keshia roześmiała się serdecznie. Jakże się różnił od wszystkich, których znała!
– Z przedpokoju na lewo. Na pewno go znajdziesz. Jest różowy.
– Czułbym się oszukany, widząc inny kolor. – Luke zaśmiał się gardłowo i zniknął w przedpokoju.
Keshia weszła do kuchni, żeby nastawić czajnik. Od chwili gdy zaproponowała mu kawę, minęły trzy godziny.
– Nadal masz ochotę na kawę? – spytała, gdy wrócił.
– A mógłbym ją zamienić na piwo?
– Naturalnie.
– To świetnie. Nie, nie brudź szklanki. Ja jestem prosty człowiek. Plebejusz. – Luke ze śmiechem pociągnął wprost z puszki długi łyk. – Oj, staruszko, tego mi było trzeba.
– Zasiedzieliśmy się strasznie. Przykro mi, że tak długo plułam ci do ucha.
– Bujasz. Wcale ci nie jest przykro. Mnie też nie. Keshia nalała sobie trochę białego wina.
– Pościelę ci na kanapie.
Kiwnął głową, nie odrywając puszki od ust. Keshia prześliznęła się zwinnie pod jego ramieniem wspartym o przeciwległą futrynę.
W ciągu kilku chwil posłanie było gotowe.
– No, powinno ci być w miarę wygodnie. Czy życzysz sobie jeszcze czegoś, zanim potruchtam do łóżka?
Znów przybrała ten chłodny, rzeczowy ton. Pani domu. Szlachetnie urodzona Keshia Saint Martin. Gdyby jej powiedział, czego naprawdę sobie życzy, byłaby wstrząśnięta.
– Owszem – rzekł. – Chciałbym jeszcze raz ujrzeć kobietę, z którą przegadałem całą noc. Znowu się zachowujesz, jakbyś miała w zadku pogrzebacz, dziecino. To bardzo brzydki nawyk. Nie mam zamiaru cię zgwałcić, pobić ani szantażować. Nie będę ci już dziś nawet robił dalszego prania mózgu.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem i lekką urazą.
– Nie odniosłam wrażenia, że robisz mi pranie mózgu. Sama chciałam z tobą porozmawiać.
– Więc co się zmieniło?
– Nic.
– Całkiem się zamknęłaś.
– Kwestia nawyku.
– Już ci mówiłem: obrzydliwy nawyk. Chyba możemy się uważać za przyjaciół?
Kiwnęła głową. W jej oczach znów błyszczały łzy. Był to wieczór bardzo wyczerpujący emocjonalnie.
– Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi – szepnęła.
– To dobrze, bo uważam cię za osobę niepospolitą. – Lucas zbliżył się do niej trzema długimi krokami, uścisnął ją serdecznie i pocałował w policzek. – Dobranoc, dziecino. Śpij słodko.
Wspięła się na palce, żeby oddać całusa.
– Dzięki. Ty też śpij dobrze, Luke.
Słyszał, jak zegar tyka gdzieś w ciemnościach, lecz z sypialni Keshii nie dobiegał żaden dźwięk. Gdy tylko się położył, uświadomił sobie, iż jest zanadto podniecony, aby spać. Miał wrażenie, że ta rozmowa trwała wiele dni. Bał się ją spłoszyć, dlatego poprzestał na przyjacielskim całusie. Keshia nie była kobietą, którą można poganiać – chyba że chciał ryzykować, iż więcej jej nie zobaczy. Tej nocy przeszli jednak długą drogę i Luke był zadowolony z tego, co już osiągnął. Analizował w duchu jej słowa, uczucia malujące się na jej twarzy, łzy…
– Spisz?
Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie usłyszał jej kroków po dywanie.
– Nie – oparł się na łokciu i spojrzał na nią. W mroku dostrzegł zarys jasnej nocnej koszuli i ciemną plamę włosów zwisających prawie do pasa. – Czy coś się stało?
– Nic. Nie mogę zasnąć.
– Ja też nie.
Keshia uśmiechnęła się i usiadła na podłodze przy sofie. Nie wiedział, co oznacza jej przyjście. Nie zawsze łatwo było mu ją przejrzeć. Zapalił papierosa, pociągnął i podał jej. Keshia zaciągnęła się głęboko.
– Oddałeś mi dziś wielką przysługę, Luke.
– Jaką? – przewrócił się na plecy; patrzył w sufit.
– Pozwoliłeś mi się wygadać. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie gnębiło od lat. Było mi to potrzebne.
Nie tylko to, pomyślał, lecz na dalszy ciąg było jeszcze za wcześnie. I tak miała już dość na głowie.
– Luke?
– Tak?
– Jaka była twoja żona?
Kiedy milczenie zaczęło się przedłużać, Keshia pożałowała, że w ogóle zadała to pytanie.
– Młoda, ładna, trochę nieobliczalna… podobnie jak ja w tamtych czasach – odrzekł w końcu Lucas. – I… przestraszona. Bała się zostać sama. Nie wiem, Keshia… kochałem ją, ale… wydaje mi się, że od tego czasu minęły wieki. Byłem wtedy inny. To, co było między nami, rozgrywało się w sferze czynów, nigdy słów. A kiedy mnie wsadzili, wszystko runęło. W takich chwilach dobrze jest z kimś porozmawiać, a ona tego nie potrafiła. Nie była w stanie wyrzucić z siebie bólu nawet po śmierci naszej córeczki. Dusiła wszystko w środku, aż w końcu ją to zabiło. W pewnym sensie była martwa, zanim jeszcze popełniła samobójstwo. Myślę, że podobnie jak twoja matka. Dlaczego pytasz?
– Mówiliśmy dziś tylko o mnie.
– Poprzednio zaś tylko o mnie. Chyba więc jesteśmy kwita. Lepiej postaraj się zasnąć.
Kiwnęła głową, zgasiła papierosa i wstała.
– Dobranoc, Luke.
– Dobranoc, dziecino. Do jutra.
– To już dzisiaj.
Uśmiechnął się, słysząc tę poprawkę.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? Zmykaj do łóżka, bo nie będziesz miała sił, żeby pokazać mi miasto.
– Zatrzymasz się w Nowym Jorku?
– Miałem zamiar… jeśli nie będę ci przeszkadzał – zastrzegł, dotychczas bowiem o tym nie pomyślał.
– Nie, jestem wolna jak ptaszek. Dobranoc – zakręciła się na pięcie, furkocząc różową koszulką.
Miał ochotę dogonić ją, porwać w ramiona.
– Keshia! – wyrwało mu się, nim zdołał się powstrzymać.
– Słucham? – przystanęła zaskoczona w drzwiach sypialni.
– Kocham cię.
Milczała. On też milczał; skulony na sofie wpatrywał się w bielejącą plamę jej twarzy.
– Luke… jesteś dla mnie naprawdę kimś bardzo szczególnym, ale…
– Boisz się? Kiwnęła głową.
– Trochę.
– Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty.
Chciała mu powiedzieć to samo, lecz nie mogła wydobyć z siebie słowa. Stała bez ruchu, tęskniąc do jego ramion i nie śmiąc zrobić kroku, by się w nich znaleźć.
W końcu to on podszedł do niej, owinięty w prześcieradło z kanapy. Objął ją ramionami i przytulił.
– Wszystko w porządku, dziecino. Wszystko będzie dobrze.
– Będzie dobrze? – powtórzyła, podnosząc na niego promienny wzrok. Było to coś innego niż dotychczas; to było serio.
– Lucas…
– Tak?
– Kocham cię…
Delikatnie, bez wysiłku, uniósł ją w ramionach i położył w ciemności na łóżku. Uśmiechnęła się do niego tym najbardziej kobiecym z uśmiechów – tajemniczym, czułym i przewrotnym.
– Wiesz co? – szepnęła. – Jeszcze nigdy nie robiłam tego we własnej sypialni.
– Bardzo mnie to cieszy.
– Mnie też – wyciągnęła do niego ręce, odrzucając resztki onieśmielenia. Luke zsunął jej z ramion koszulę, ona zaś szarpnęła za skraj prześcieradła, które miał zawiązane w pasie. Aż do świtu dłonie Lucasa uczyły się na pamięć zarysów jej ciała, a gdy w końcu zasnęła w jego objęciach, niebo na wschodzie przybrało już perłowoszarą barwę.
ROZDZIAŁ 12
– Dzień dobry, kochanie. Na co masz dziś ochotę? – Keshia uśmiechnęła się, opierając brodę na piersi Lucasa.
– Och, wiesz, powiedzmy… tenis, brydż, to wszystko, czym zajmują się ludzie na Park Avenue.
– Nochal w górę.
– Coś nie w porządku z moim nosem?
– Jest piękny. Uwodzicielski.
– Wariatka. Stuknięta jak kukułka z zegara. Chyba przez to tak cię kocham.
– Jesteś przekonany, że mnie kochasz? – droczyła się z nim tak, jak robią tylko kobiety pewne czyjegoś uczucia.
– Absolutnie.
– Ale skąd to wiesz? – w zadumie powiodła palcem po jego szyi.
– Ponieważ swędzi mnie lewa pięta. Moja mama zawsze mówiła, że prawdziwą miłość poznaje się po tym, że swędzi lewa pięta. Swędzi, więc to ty jesteś kobietą mojego życia.
– Czubek… – Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zamknął jej usta pocałunkiem. Wtuliła się w jego ramiona i przez chwilę leżeli w milczeniu, napawając się urokiem poranka.
– Jesteś taka piękna, Keshia.
– Ty też.
Miał szczupłe, silne ciało, składające się wyłącznie z prężnych mięśni obciągniętych gładką jak jedwab skórą. Delikatnie przygryzła brodawkę jego piersi. Luke trzepnął ją lekko w pośladek.
– Gdzie zdobyłaś tę kosztowną opaleniznę?
– W Marbelli oczywiście. I na południu Francji. „Odcięta od świata”.
– Nabierasz mnie.
– Nic podobnego. Możesz sprawdzić, przejrzyj letnie gazety. W rzeczywistości wynajęłam jacht nad Adriatykiem i zanim dotarłam do Marbelli, zbierałam materiały w Afryce Północnej. Było cudownie! – oczy jej zalśniły na samo wspomnienie.
– Widzę, że potrafisz sobie uprzyjemniać czas.
– Owszem, lecz nie tylko. Odwaliłam przy tym kawał roboty. Pomyśl, jak byłoby fajnie, gdybyśmy kiedyś wybrali się razem na stary kontynent, zwiedzili Dakar i Marakesz, Camargue we Francji, Bretanię, może i Szkocję… – podniosła na niego rozmarzony wzrok.
– Zapomnij. Przynajmniej na razie.
– Dlaczego?
– Nie mogę opuszczać kraju. Obowiązują mnie warunki zwolnienia.
– To skandal!
Luke odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się, po czym nachylił nad nią, szukając ustami jej ust. Całowali się, dopóki nie zabrakło im tchu.
– Proponuję, żebyś powiedziała to szanownej komisji – zachichotał, zsuwając z niej prześcieradło. – Wiesz, co najbardziej podoba mi się w całej tej aferze?
– Mój pępek.
– Na pewno bardziej niż twoje mielenie ozorem. Nie, skup się na chwilę…
– Właśnie się staram.
– Więc dopuść mnie do głosu.
– Kocham cię.
– Oooch, kobieto, czy ty nigdy nie przestajesz gadać? – pociągnął ją za kosmyk włosów.
"Zwiastun miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zwiastun miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zwiastun miłości" друзьям в соцсетях.