– Tak? – Też wstała.

– W żadnym wypadku, choćby nie wiadomo co, nie wolno ci tam wchodzić.

Jej oczy rozszerzyły się, gdy patrzyła na zakazane drzwi.

– Co jest za nimi?

– Schody do prywatnych pokojów Gaspara na szczycie wieży.

– Och.

Spojrzała na drewniany sufit. Dziwne uczucie, po części zaciekawienie, po części strach, musnęło jej skórę, gdy zdała sobie sprawę, że mężczyzna znajduje się teraz nad nimi.

– Nie chce, żebym sprzątała u niego?

– Woli sam o to zadbać. – Lance obszedł stół i stanął obok niej. – Dopóki nie skończy się remont, będziesz przede wszystkim przygotowywać posiłki i przynosić je tutaj.

Podszedł do kredensu i przesunął panel ścienny, odsłaniając drewniane pudełko zwieszające się na linie wewnątrz ściany.

– To winda kuchenna.

– Serio? – Podeszła bliżej. – Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jak to działa?

– Stawiasz tu tacę, a potem ciągniesz za linę. Taca jedzie w górę. Kiedy monsieur Gaspar skończy, ześle naczynia na dół.

– Rozumiem. – Zmarszczyła brwi, znowu zerkając na sufit. – Cały czas spędza w wieży? Jest chory?

– Nie na ciele – odparł Lance, jakby to miało ją uspokoić. Jednak te słowa sprawiły tylko, że nagły niepokój przytłumił jej współczucie. – A teraz chodź – powiedział. – Pokażę ci rozkład fortu po drodze do kuchni. – Poprowadził ją z powrotem tą samą drogą. -W tym skrzydle znajduje się wiele małych pokojów. To pewnie były kwatery oficerów. Połączymy je w dwa duże. To biblioteka.

– Popatrz na te wszystkie półki. – Kozioł do piłowania desek stał pośrodku pokoju obok stosu drewna gotowego do pocięcia na półki. – Nawet sobie nie wyobrażam, że mogłabym mieć tyle miejsca na książki.

– Lubisz czytać?

– Uwielbiam!

– Więc masz coś wspólnego z Gasparem. – Lance szedł dalej. Ruszyła za nim, zauważając surowe krokwie podtrzymujące sufit.

Wyobrażała sobie, że nawet po skończeniu remontu to miejsce będzie surowe i pełne męskiej energii – echo dni, kiedy mieszkali tu żołnierze. Jak wyglądało ich życie?

– To będzie salon – oznajmił Lance.

W pokoju przy zewnętrznej ścianie znajdował się wielki kamienny kominek – dość dziwny pomysł w tropikach, ale przypuszczała, że temperatura nawet tutaj potrafi spaść na tyle, żeby przydał się ogień. Nadawał pokojowi charakter.

– Tyle przestrzeni – powiedziała.

Wyobraziła sobie otwarte drzwi wpuszczające łagodną bryzę. Granica między wnętrzem i zewnętrzem stałaby się cudownie nieostra. Ludzie mogliby wchodzić i wychodzić, przechodzić z pokoju do pokoju. A z tego, co widziała, galerie były dość szerokie, żeby pomieścić mnóstwo ogrodowych mebli.

– Boże – powiedziała. – Pomyśl, jakie wspaniałe przyjęcia można by tu urządzać.

Uniósł brew z rozbawieniem.

– Tak, ale fort na wyspie kupiono po to, aby uciec od ludzi, a nie ich zapraszać.

– No tak, oczywiście. – Powściągnęła entuzjazm. – Po prostu to wielki dom dla jednej osoby.

– Nie mamy tu aż tak wielu pokojów.

– Ale są ogromne! – Ruszyli znowu przez bałagan remontowy przy wejściu i skręcili do długiego pokoju o wysokim suficie z krokwiami.

– Niech zgadnę – powiedziała, uśmiechając się szeroko – a tu będzie kręgielnia?

– Jadalnia – poprawił ją, śmiejąc się, zaskoczony jej poczuciem humoru.

– Rety.

Jaka szkoda, że pan Gaspar nie lubił ludzi. Wyobraziła sobie długi stół pełen śmiejących się przyjaciół, którzy dzieliliby się dobrym jedzeniem i opowieściami.

– W takiej sali można by nakarmić armię ludzi.

– Myślę, że właśnie do tego służyła.

Zaśmiała się, zdając sobie sprawę, że miał rację.

– Więc to jedyne piętro, z którego korzystacie poza wieżą? Co jest na pozostałych?

– Pod nami znajduje się wiele małych pomieszczeń, które pewnie służyły jako spiżarnie, stajnie, zagrody dla zwierząt i więzienie.

– Więzienie? Serio?

Nie mogła się doczekać, kiedy to zobaczy.

– W pomieszczeniach nad nami znajdowały się kwatery wojskowe – wyjaśnił, kiedy szli długą jadalnią. – Pozostały nietknięte.

– Co z nimi zrobicie?

Zmusiła się, żeby iść prosto, a nie zataczać kółka, jak gapiący się na wszystko turysta. Wzruszył ramionami.

– Wynajmiemy ekipę do uprzątnięcia.

Co za szkoda, pomyślała. W forcie były całe dwa pietra niewykorzystanej przestrzeni. Mogliby spokojnie zamienić je na pokoje dla gości i pensjonat. Czy to nie byłoby cudowne życie? Prowadzić bajeczny zajazd na tropikalnej wyspie, mieć nieustannie tłumy fascynujących gości, przywożących ze sobą opowieści o miejscach, w których byli?

Kiedy doszli do końca pokoju, Lance otworzył drzwi i wyciągnął rękę, aby weszła pierwsza.

– A to twoje królestwo, mademoiselle.

Gdy weszła do ogromnej kuchni, zaparło jej dech w piersiach. Stanowiła zaskakujący kontrast z neutralną w tonie męską częścią fortu. Tutaj barwny styl francuski mieszał się z egzotyką. Stare podłogi pięknie się komponowały z bladożółtymi ścianami i jasnozielonymi szafkami. W kilku szafkach przeszklone drzwiczki odsłaniały barwne naczynia – kobaltowy błękit, ziemistą czerwień i musztardową żółć.

Ręcznie malowane kafelki z kwiatami i owocami równie barwnymi jak naczynia zdobiły ścianę za kuchnią. Na blacie obok zlewu przysiadł ceramiczny pojemnik na ciastka w kształcie koguta. Patrząc przez okno nad zlewem albo stojąc w drzwiach prowadzących na galerię, miało się po prostu olśniewający widok, ale uwagę Amy przyciągnął ogromny piec, obok lodówka i zamrażarka oraz wyspa po środku z grillem i blatem kuchennym na jednym końcu i stołem ze stołkami barowymi na drugim. Garnki i patelnie zwieszały się z wieszaka z kutego żelaza powyżej. Różnorodność tonów i faktury sprawiała, że pomieszczenie było niezwykle przytulne mimo ogromnych rozmiarów.

– Przepiękna – powiedziała, rozpadając się.

– Cieszę się, że ci się podoba.

– Bardzo. – Uśmiechnęła się. – Przynajmniej tę część ekipa skończyła, nim zniknęła-

– Właściwie to nie. Sam zrobiłem większość.

– Tak?

– Zważywszy na trudności, jakie mamy z pracownikami, musiałem dużo nauczyć się na temat budownictwa. -Jego twarz pojaśniała z dumy.

– Świetnie się spisałeś. Sam wybrałeś kolory?

– Oui et non. Tak i nie. – Rozejrzał się z zadowoleniem. – Takie same kolory były W kuchni mojej grand-mere w Narbonne.

To wyjaśniało francuski klimat, chociaż Amy powątpiewała, czy kuchnia jego babki była równie ogromna. Z łatwością mogłaby tu przygotować kolację dla przyjaciół, którą sobie wyobrażała, albo posiłki dla pełnego pensjonatu. A zamiast tego będzie gotować dla odludka i siebie.

– Pokażę ci resztę.

Podszedł do drzwi prowadzących na niewielki korytarz, na którego końcu znajdowały się kolejne drzwi prowadzące na zewnątrz.

– To do garażu. Dam ci kluczyki do samochodu.

Kiedy to usłyszała, jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Skoro potrafiła się zgubić, idąc piechotą, to o ile łatwiej zabłądzi, jadąc samochodem? Znając siebie, ruszy do Gustavii, a wyląduje na drugim końcu wyspy.

– Tu jest pralnia. A tu spiżarnia. Twój pokój znajduje się tutaj. – Otworzył drzwi dokładnie naprzeciwko kuchni. – Nie jest duży, ale może ci się spodoba.

Przeszła obok niego i zobaczyła pokój w równie przytulnych barwach, co kuchnią. Wyplatane meble z wesołymi poduszkami zapraszały, by na nich usiąść. A kiedy Amy spojrzała na łóżko, aż westchnęła z zachwytu.

Cztery kolumny sięgały niemal sufitu i podtrzymywały moskitierę. Wiedziała, że siateczka służy bardzo praktycznym celom na tropikalnej wyspie, zwłaszcza gdy nie ma szyb w oknach, ale uznała, że to najbardziej romantyczna rzecz, jaką w życiu widziała.

Lance podszedł do drzwi wychodzących na galerię.

– Powinnaś je zamykać, gdy nie ma cię w pokoju, bo inaczej małpy ukradną wszystko, co się błyszczy. Ale kiedy będziesz w pokoju, widok stąd jest magnifique.

Otworzył drzwi i odsunął się.

Wyszła na galerię i odkryła, że jej pokój znajduje się dokładnie naprzeciwko wieży – każdy z mieszkańców schroni się na końcu swojego skrzydła. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła skalisty brzeg zatoczki daleko w dole. Delikatny wiaterek unosił się w górę klifu, całując policzki Amy. Wysokość przyprawiająca o zawrót głowy sprawiła, że pomyślała o swojej przyjaciółce Christine, która dostałaby zawału, stając tak blisko brzegu urwiska. Amy zaś uwielbiała ten dreszczyk. Wdychając słone powietrze, spojrzała na morze.

– Tutaj jest niesamowicie pięknie.

– Cieszę się, że tak uważasz. – Stanął obok niej przy poręczy.

– Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej niż reszta.

Poczuła wyrzuty sumienia i zagryzła usta, żeby się do niczego nie przyznać.

– A teraz co do zasad.

– Tak? – Spojrzała mu w twarz.

– W ciągu dnia możesz spokojnie poruszać się po całym domu i terenie wokół, ale po przyniesieniu Gasparowi kolacji, do rana masz nie wychodzić dalej niż do kuchni.

– Mogę tu siadywać? – Spojrzała w górę, wyobrażając sobie gwiaździste niebo nocą.

– Tutaj oui, ale nie na dziedzińcu po zmroku. Gaspar często spaceruje nocą po forcie. Jeśli zobaczysz jego twarz, nim będzie gotowy, zapewniam cię, że zostaniesz zwolniona tout de suite.

– Och.

Cóż, pomyślała, wylanie to też jakiś sposób, żeby zakończyć pracę, gdy nadejdzie czas. Ale czy naprawdę chciała przeżyć kolejne takie upokorzenie?

– Będziesz się stosować do tych reguł?

– Tak, oczywiście – zapewniła go.

– Bon.

Uśmiechnął się tak olśniewająco, że zakręciło jej się w głowie. Wiedziała, że uśmiechnął się tak, bo mu ulżyło, gdy przyjęła pracę, ale jak by to było, gdyby taki mężczyzna jak on uśmiechał się do niej, bo uznał ją za atrakcyjną? Nawet jej wybujała wyobraźnia nie potrafiła tego ogarnąć.