Lance obszedł stół i usiadł na obrotowym krześle plecami do morza.

– Siadaj, proszę.

– Dziękuję.

Usiadła naprzeciwko na prostym krześle. Z nerwów zaciskał jej się żołądek, gdy podała gospodarzowi podanie o pracę i patrzyła, jak czyta.

Rozejrzała się, mając nadzieję, że dzięki temu trochę mniej się będzie denerwować. Było tu niewiele mebli. Tylko stół, krzesła i zniszczony, stary kredens ustawiony przy zamkniętych drzwiach. W przeciwieństwie do drzwi wychodzących na galerię, te zrobiono z litych desek i zawieszono je na solidnych, czarnych zawiasach. Nad kredensem znajdował się dziwny, kwadratowy panel. Same ściany przywodziły na myśl średniowieczny zamek. Och, jakie historie mogłaby wymyślać w takim miejscu…

Zaciekawiona, jakie plany mają właściciele w związku z przebudową fortu, zerknęła na stół. Pośród papierzysk i książek zauważyła coś zupełnie niepasującego do reszty – egzemplarz „The Globe". Nigdy nie kupowała brukowców, ale ich okładki często ją bawiły, gdy stała w kolejce do kasy w spożywczym.

Na okładce tego pisma znajdowało się zbliżenie ciemnowłosego mężczyzny w przeciwsłonecznych okularach, który chował się przed obiektywem. Nagłówek głosił: „Zaginiony filmowy Midas przyłapany w Paryżu".

Zakładała, że chodzi o Byrona Parksa. Nigdy nie rozumiała, dlaczego nazywano go królem Midasem Hollywood. Nie produkował ani nie reżyserował. Właściwie, z tego co kojarzyła, nie robił nic poza chodzeniem na przyjęcia, na premiery i na randki z gwiazdami. Może nazywano go tak z powodu pieniędzy. Kiedy jego twarz pojawiała się na okładce obok twarzy jakiejś pięknej kobiety, pisano zwykle, że „taka-to-a-taka" widziana była w towarzystwie miliardera Byrona Parksa. Przekartkowała dość dużo takich pisemek, żeby wiedzieć, że jest synem legendarnego producenta Hamiltona Parksa i byłej francuskiej modelki Fantiny Follet. W artykułach na jego temat utrzymywano, że otrzymał od obojga najlepsze, co mieli do zaoferowania: ogromny fundusz powierniczy od ojca i fotogeniczność matki.

Amy zgadzała się, że rzeczywiście zawsze wyglądał czarująco w ubraniach europejskich projektantów i ciemnych okularach. Sprawiał też wrażenie znudzonego do granic możliwości na wszystkich zdjęciach, jakie widziała, nawet w czasie zalewu fotek z jego ostatniego romansu z hollywoodzką sympatią, Gillian Moore.

Liczne fotografie z ich randek pokazywały zawsze świeżą jak poranek Gillian, obejmującą Byrona i śmiejącą się do obiektywu, jakby właśnie wygrała główną nagrodę karnawału. Amy kręciła wtedy głową, bo nie uważała, że znudzony światem bywalec przyjęć to rzeczywiście los na loterii. Najwyraźniej koniec końców Gillian doszła do tego samego wniosku. Para rozstała się w czasie publicznej kłótni, która zakończyła się tym, że Gillian spoliczkowała Parksa i to w obecności całej armii fotoreporterów. Zdjęcia pojawiły się na okładkach wszystkich pism plotkarskich. Zaraz potem Byron Parks zniknął z Hollywood i od tej pory nikt go nie widział ani o nim nie słyszał.

Najwyraźniej pól roku później ludzie nadal zastanawiali się, gdzie się podziewał.

– Widzę, że ostatnio pracowałaś dla „Podróżujących Niań" – odezwał się Lance Beaufort.

– Hmm?

Oderwała wzrok od czasopisma.

Zauważył, na co patrzyła. Zmarszczył brwi, a potem wsunął czasopismo pod plany. Wyraz jego twarzy stał się o wiele chłodniejszy.

– Ostatnie miejsce zatrudnienia?

– Och, tak. Zgadza się, „Podróżujące Nianie".

Wierciła się niespokojnie, słysząc półprawdę w swoich ustach. Nie pracowała dla „Podróżujących Niań", tylko prowadziła własną agencję, która specjalizowała się w załatwianiu wykwalifikowanych opiekunek dla śmietanki towarzyskiej w podróży. Gdyby się o tym dowiedział, zorientowałby się, że Amy nie zamierza zostać tu na długo.

– Masz doświadczenie, jeśli chodzi o wykonywanie prac domowych?

– Nie zawodowe. – Prawda była taka, że nigdy nie pracowała nawet jako niania, dopóki nie podjęła się tego z góry skazanego na klęskę zadania. – Przez ostatnich jedenaście lat zajmowałam się domem babci, ponieważ chorowała. Zapewniam, że świetnie sobie radzę. Potrafię gotować i sprzątać i… i mogę załatwiać różne sprawy, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Co ona wygadywała? Załatwiać sprawy, kiedy już sama myśl o chodzeniu po obcym miasteczku przyprawiała ją o palpitację serca?

– Jestem naprawdę dobrą kucharką.

– Oui? – Z błyskiem oka spojrzał na jej krągłą figurę.

Może chociaż raz fakt, że ma bujne kształty, w czymś jej pomoże. Mnóstwo ludzi błędnie zakładało, że ludzie z nadwagą wiedzą więcej o gotowaniu niż chudzi. Jednak w jej wypadku to była prawda. Spojrzał ponownie na podanie i jego entuzjazm zmalał.

– Hmm, widzę, że nie masz pozwolenia na pracę.

– Kobieta w biurze pośrednictwa pracy powiedziała, że mi je załatwi – zapewniła. – Wyglądało na to, że jest bardzo skora do pomocy.

– Z pewnością.

Ze śmiechem rozparł się wygodnie na obrotowym krześle – uosobienie rozluźnionego, pewnego siebie mężczyzny. Och, jak zazdrościła ludziom takiej swobody.

– Zastanawiam się, czy powiedziała ci, dlaczego mieliśmy taki problem z zatrudnieniem kogoś. Albo raczej utrzymaniem?

– Nie. – Amy zmarszczyła brwi. – Istnieje jakiś problem w związku z tą pracą?

Uśmiechając się tajemniczo, obrócił się na krześle i promień słońca padł pod ostrym kątem na jego twarz. Kontrast między oślepiającym światłem i ostrym cieniem sprawił, że jego rysy stały się niemal demoniczne.

– To chyba zależy od tego, jak bardzo przerażają cię rzeczy, na które możesz wpaść nocą.

– Słucham? – Strach powrócił, tym razem w pełni rozwiniętej formie. – Co to znaczy?

Przyjrzał jej się, mrużąc oczy.

– Widzę, że ci nie powiedziała. Jesteś nowa na wyspie, non?

– Tak.

– Ach. – Zmarszczył brwi. – Niektórzy miejscowi… pozwalają sobie na niemądre uwagi.

– Niemądre uwagi?

Rozejrzał się po pokoju, jakby patrzył na całą fortecę.

– Uważają, że nowy właściciel, który mieszka w tym potwornym miejscu, sam jest potworem. – Przygwoździł ją spojrzeniem. – Ale zapewniam cię, że Gaspar to w stu procentach człowiek.

– Gaspar? – Ciekawość walczyła w niej ze strachem.

– Człowiek, dla którego masz pracować.

– Myślałam, że będę pracować dla ciebie.

– Och, nie. Ja tu nie mieszkam. – Powiedział to takim tonem, jakby za nic na świecie nie zamieszkał w tym miejscu. -Jestem osobistym asystentem monsieur Gaspara. – Wskazał na szkice i plany walające się na stole. – Wynajmuję dla niego pracowników, żeby wyremontowali to miejsce. Niełatwe zadanie, gdy tak wielu miejscowych wierzy, że fort jest nawiedzony.

– Nawiedzony? Przez duchy? – Mimo lęku zaciekawiło ją to. Takie historie zawsze ją intrygowały. A przynajmniej te wymyślone. – Ludzie chyba w to nie wierzą, co?

– Ależ oczywiście, że wierzą. – Rozłożył szeroko ramiona, jakby sam w nie wierzył i uznał, że jej uwaga jest zabawna. A potem z westchnieniem opuścił ręce. – Niestety te historie o duchach jeszcze bardziej się upowszechniły, gdy przybył tu Gaspar. Wyspiarze nazywają go La Bete, Bestia.

– Dlaczego tak go nazywają? Jest podły?

– Jest… udręczony. Mężczyzna, którego twarz jest przekleństwem i który nie ma siły, aby pokazywać ją światu. Przyjechał tu, aby odnaleźć spokój. Z jego pieniędzmi stać go na życie w odosobnieniu.

– Jest okaleczony? – Na samą myśl ogarnęło ją współczucie. Lance Beaufort wzruszył niezobowiązująco ramionami.

– Jako jedyna osoba, która może go oglądać, powiem tylko, że rozumiem, dlaczego woli samotność od towarzystwa. Czasem sam nie mogę na niego patrzeć.

Zesztywniała, słysząc te słowa. Jak można coś takiego powiedzieć! I co ten mężczyzna o przystojnej twarzy i idealnym ciele może wiedzieć o cierpieniu, gdy człowiek czuje się brzydki? Zwalczyła pokusę, aby powiedzieć mu, co o tym myśli.

– Rozumiem – odparła zamiast tego.

Jej chłodny ton musiał zdradzić jej myśli, bo wzruszył ramionami.

– Zapewniam cię, że nie mówię niczego, czego by nie powiedział o sobie sam monsieur Gaspar. Jego twarz to powód, dla którego kupił ten fort. Chciał zamieszkać z dala od tych, którzy by się gapili. Niestety miejsce to wymaga wiele pracy, więc jak na razie nie ma tu spokoju.

– To straszne.

Jaki ten mężczyzna jest nieczuły, żeby mówić o wszystkim tak obcesowo.

Spojrzał na nią zaciekawiony, jakby zdziwiło go jej współczucie.

– Nie musisz zawracać sobie tym głowy. Masz tylko gotować, sprzątać i uszanować prywatność Gaspara. Z czasem może poczuje się na tyle swobodnie, że pozwoli ci się zobaczyć. Do tego czasu obowiązują cię ścisłe zasady, dzięki którym wasze drogi się nie skrzyżują. Jesteś gotowa ich przestrzegać?

– Proponujesz mi pracę?

– Ma chere. – Olśnił ją czarującym uśmiechem. – Praca była twoja, gdy tylko zapukałaś do drzwi. Przyjmiesz ją? Pensja jest nadzwyczaj szczodra, obejmuje pokój i wyżywienie.

Ulżyło jej, gdy zorientowała się, że Lance nie zamierza zadawać żadnych niewygodnych pytań, na przykład o referencje albo telefon do ostatniego „pracodawcy". Dostała pracę! Tak po prostu!

– Tak! Oczywiście, że wezmę! Jemu też ulżyło.

– Jak szybko możesz się wprowadzić?

– Dzisiaj to będzie zbyt szybko?

– To będzie doskonale.

Rozdział 2

Przeciwieństwa losu czasem zamieniają się w szansę.

Jak wieść idealne życie


Amy zapomniała o uldze, gdy Lance wstał gwałtownie, a wyraz jego twarzy z sympatycznego zamienił się w skupiony.

– A teraz co do reguł – zaczął. – Najważniejsze są te drzwi. -Wskazał na te zamknięte obok kredensu.