Z Jackiem Hamiltonem. Anna uchwyciła się tej myśli. Musi zobaczyć Jacka! Odstawiła flakonik olejku, którym przedtem nacierała czoło Jej Wysokości.

– Myślę, że udam się na spoczynek, milordzie – powiedziała cicho.

Dudley popatrzył za nią i zaśmiał się pod nosem. Och, panna Latimar nigdy nie będzie na sznurku mężczyzny, pomyślał. Jestem gotów się założyć, że Monterey jednak jej nie dostanie, ale ktokolwiek to będzie, zwiąże się z kobietą żądającą w małżeństwie równych praw. Niech Bóg jej ześle mężczyznę, który byłby wart tak nadzwyczajnej kobiety.

Szukając Jacka, Anna zajrzała najpierw do stajni i dowiedziała się, że już zostawił swojego konia na noc. Potem sprawdziła, czy nie ma go w wielkiej sali, obeszła przedsionki i nawet sprawdziła salkę do pisania listów, w której kiedyś rozmawiali. Nigdzie jednak nie zastała Hamiltona, więc na tym skończyły się jej możliwości, jeśli nie chciała wdzierać się do komnat, w których przebywali wyłącznie dżentelmeni.

Przez cały czas tych poszukiwań nie zastanawiała się, po co je prowadzi, aż wreszcie, przystanąwszy u podnóża głównych schodów, zaczęła o tym myśleć. Nie widziała Jacka od trzech dni. Nie przyszedł jej odwiedzić, ale naturalnie musiał słyszeć o chorobie królowej, więc pewnie sądził, że jej damy mają wiele obowiązków.

Stała wsparta na masywnym, rzeźbionym słupie balustrady, i dumała. Dlaczego tak bardzo chce zobaczyć Hamiltona? Jest jej przyjacielem, ale przecież teraz ma wielu przyjaciół. Wszystkie damy dwora dawały jej do zrozumienia, że bardzo się cieszą z jej towarzystwa, a znajomi Ralpha zalecali się do niej, naturalnie w ramach przepisanych etykietą.

A jednak chciała zobaczyć właśnie Jacka i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Wciąż jeszcze stała, usiłując rozstrzygnąć ten dylemat, gdy zauważyła damę schodzącą z góry. Odsunęła się, by ją przepuścić, a dama przystanęła.

– Anna? Śnisz na jawie? – Była to Allison Monterey.

– Och, Allison… Tak, śnię. Gzy znowu jestem potrzebna przy łożu Jej Wysokości?

– Nie – odparła stanowczo Allison. – Nikt nie jest potrzebny. Jej Wysokość poczuła się na tyle lepiej, że resztę nocy chce przespać. Idę coś przekąsić, bo jak mi Bóg miły, to były bardzo długie cztery dni! Pójdziesz ze mną czy masz jakieś pilne sprawy?

– Nie mam… To znaczy, szukałam Jacka Hamiltona, ale bez powodzenia.

– Hamiltona? O, w tym mogę ci pomóc. Jest w bibliotece. Nieprawdopodobne, co? Przypuszczam, że chciał tam pospać! – Allison poszła swoją drogą, a Anna wspięła się na piętro i pobiegła korytarzem do biblioteki.

Drzwi były otwarte. W pomieszczeniu płonęły świece, więc natychmiast zobaczyła charakterystyczne siwe włosy. Podeszła na palcach i zmierzyła Jacka wzrokiem. Wprawdzie w dłoniach miał książkę, ale tak naprawdę rzeczy wiście smacznie spał.

Wszyscy ludzie we śnie wydają się bezbronni, i Jack Hamilton nie stanowił wyjątku. Ciało miał całkiem rozluźnione, powieki spuszczone, oddychał przez lekko rozchylone usta. Sprawiał wrażenie o wiele młodszego niż zwykłe.

Anna długo się zastanawiała, dlaczego sam pobyt w jednym pomieszczeniu z tym mężczyzną tak bardzo podnosi ją na duchu. Wiedziała, że gdy Jack się zbudzi, wyprostuje i przemówi, czar pryśnie, tymczasem jednak mogła bez przeszkód ulegać jego mocy.

Pochyliła się, aby sprawdzić, co czytał. Okazało się, że tomik lirycznej poezji Wyatta młodszego. To do niego nie pasowało! Wyciągnęła rękę i wyjęła mu książkę z dłoni. Jack miał jednak instynkt wojownika, bo natychmiast wyprostował się na krześle.

– Anna? Co tutaj robisz, pani?

– A ty, panie? – Roześmiała się. – Udajesz, że zdobywasz wiedzę, a tak naprawdę uzupełniasz braki snu! Czy zdążyłeś przeczytać chociaż jeden wers przed zaśnięciem? – Uniosła dłoń z książką.

– Naturalnie – odrzekł surowo Jack. – Twój brat, George, polecił mi ten tomik, więc przyszedłem sprawdzić, jakie ma zalety. – Widocznie poczuł się nieswojo, gdy patrzyła na niego z góry, bo wstał. – Jeśli chcesz, pani, zacytuję ci co trafniejsze ustępy.

– Och nie, dziękuję, nie chcę cię aż tak trudzić! Usiądźmy przy ogniu i porozmawiajmy o tym, co się ostatnio działo.

Biblioteka w Greenwich nie była najbardziej przytulnym miejscem na świecie, mimo to spocząwszy przy nędznym ogieńku i rozluźniwszy ciasne pantofelki, pana Latimar poczuła się bardzo swobodnie. Jack milczał, ale już tak się ustaliło, że gdy są razem, mówi przede wszystkim ona. W końcu, zadumana, stwierdziła:

– Kiedy nie mogłam cię dziś znaleźć, panie, pomyślałam, że może wyjechałeś do Ravensglass.

– Wcześniej nie pożegnawszy się z tobą, pani? Tego bym na pewno nie zrobił.

– Cieszę się. Z pewnością jednak będziesz musiał wkrótce wyjechać, bo drogi na północ powoli stają się przejezdne.

– Znam swoje obowiązki – odparł oschle. Trudno mu się było pozbierać po tym niespodziewanym najściu Anny, zwłaszcza że słodko śnił, rzecz jasna, właśnie o niej. Takie błahe uwagi tylko go irytowały.

– Nie bądź taki drażliwy, panie. Jako twój przyjaciel chciałabym wiedzieć, kiedy zostanę tu bez ciebie. – Nagle zrozumiała, dlaczego tak gorączkowo go szukała przez cały wieczór. Podświadomie obawiała się, że już wyjechał, by wrócić do swej niedostępnej pustki… I natychmiast zaniepokoiła się. Dlaczego pozwala sobie na takie uczucia? Przecież są w najwyższym stopniu niestosowne.

– Dziwnie to zabrzmiało… „bez ciebie” – powiedział. Dziwnie, bo właśnie z tego powodu zasiedział się w nieprzyjaznych murach Greenwich. Naszła go dokładnie ta sama myśl: Kiedy wyjadę, zostanę beż Anny.

Popatrzyli po sobie niedowierzająco i trochę nieufnie, a potem dziewczyna cicho zauważyła:

– Nie powinnam tego powiedzieć. Mogłam cię zakłopotać, panie, a poza tym to z mojej strony nielojalność.

W tej grze piłka zawsze wraca do mnie, pomyślał Jack. Co ona tak naprawdę czuje? Jedynym sposobem dowiedzenia się tego byłoby ją spytać, ale w obecnych okolicznościach nie mógł sobie na to pozwolić.

Oboje zatonęli w ciszy przerywanej tylko trzaskami i szmerem spopielających się drew.

– Jack – odezwała się w końcu Anna – sądzę, że między nami jest wiele niedopowiedzeń. – Nie stwierdziła tego bez powodu. W atmosferze tej komnaty wyczuwała coś, czego nie umiała zrozumieć. Spojrzała ufnie na Jacka, swego przyjaciela i towarzysza, z nadzieją, że jej to wytłumaczy.

Hamilton wstał. Nigdy nie mógł usiedzieć długo w jednym miejscu, nigdy nie czuł się dobrze w czterech ścianach. Świeże powietrze i poczucie swobody były mu potrzebne jak jedzenie i picie.

Zatrzymał się przy jednym z okienek i zdjął haczyk. Mimo że naparł na nie z dużą siłą, spaczone przez wilgotne powietrze napływające znad rzeki, stawiło niespodziewany opór.

Anna również się podniosła i zbliżyła do Jacka. Połączyli siły i okienko wreszcie ustąpiło.

– Nie odpowiedziałeś mi, panie – przypomniała, stanąwszy w swobodnej pozie, z łokciem opartym o parapet. Patrzyła Hamiltonowi prosto w twarz.

Jack miał wzrok wbity w ciemne drzewa za oknem. W oddali pobłyskiwał tafla wody.

– Jak mam odpowiedzieć? W tej sytuacji mogłoby to być zarazem niepożądane i niestosowne.

– Chodzi ci, panie, o moją sytuację? – spytała, przechylając głowę, żeby lepiej widzieć jego oczy. – Pamiętaj jednak, że o niej decyduję ja sama. Pytam więc jeszcze raz: co jest między nami, Jack?

– Anno! – Raptownie odwrócił się od okna, przez które wpadały do komnaty silne podmuchy wiatru. – Nigdy nie wiem, pani, czego się po tobie spodziewać! Czy próbujesz ze mną flirtować? Czy to jest teraz modne w tym miejscu? Czy życzysz sobie, żebym oświadczył ci się tak romantycznie, jak twoje przyjaciółki domagają się tego od swoich wielbicieli? Nie umiem grać w te gry!

– Wcale nie mówię o grach – odparła spokojnie. – Mówię o tym, co jest między nami, a czego istnienia żadne z nas nie chce uznać.

Jednak zdołała wyrazić to, co ją dręczyło, coś, z czego sama' dotąd nie zdawała sobie sprawy. Nie miała pojęcia, jak Jack to przyjmie, wiedziała jednak, że od jego odpowiedzi bardzo wiele zależy. Flirtować, też coś! Nawet najgłupsza kobieta zauważyłaby, że Jack Hamilton nie jest mężczyzną, z którym można by uprawiać tę płochą zabawę, zbyt mocno bowiem stąpał po ziemi.

Nagle znaleźli się w silnym przeciągu. Drzwi biblioteki gwałtownie się otworzyły i do środka wszedł Ralph Monterey.

– Anna? Szukam cię wszędzie! Opuściłaś komnatę królowej, nie czekając na pozwolenie.

– Lady Allison powiedziała mi, że już nie jestem potrzebna.

– To prawda. Jej Wysokość, dzięki Bogu, zasnęła, ale na nas czeka w swoich apartamentach Thornton. Jesteśmy zaproszeni na prywatną kolację, może sobie przypominasz?

– Przepraszam, Ralph, zupełnie zapomniałam.

– Zapomniałaś… – Monterey podszedł ze złością do okna i zdawkowo skłonił się przed Jackiem. – Trudno mi uwierzyć, że o kimś tak dostojnym jak lord Thornton można tak po prostu zapomnieć. – Edward Thornton, śmiertelny wróg Dudleya, wziął Ralpha pod swoje skrzydła i przy każdej okazji polecał jego usługi królowej.

– Mniejsza o to – zbagatelizowała problem Anna. – Bardzo przepraszam. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko skończę rozmawiać z Jackiem.

– Pójdziesz ze mną teraz! – oznajmił Ralph.

– Gdy skończę rozmowę z lordem Jackiem – powtórzyła stanowczo Anna.

Ralph gwałtownie ujął ją za ramię.

– Powiedziałem: teraz!

Hamiltonowi zwęziły się oczy, lecz nie zareagował. Panna Latimar wyszarpnęła się z uścisku, a twarz jej spochmurniała.

– Proszę, Ralph, nie mów do mnie takim tonem. Monterey, którego wyobrażenie o sobie osiągnęło ostatnio niebotyczną wysokość, co spowodowały względy okazywane mu przez królową, arogancko odparł:

– Będę do ciebie mówił, pani, takim tonem, jakim mi się podoba. Jako moja przyszła żona nie będziesz mi się sprzeciwiać. Chodź!

– Zabierz tę rękę, człowieku, i przestań narzucać się damie – syknął Jack, zniecierpliwiony.